​Bilans kampanii wrześniowej 1939 roku

Rozsypka armii polskiej zaczęła się już w połowie września. Mnożyła się liczba rozbitych jednostek, oddziałów które utraciły łączność ze swym dowództwem, znalazły się w okrążeniu poza linią frontu.

Rozsypka armii polskiej zaczęła się już w połowie września. Mnożyła się liczba rozbitych jednostek, oddziałów które utraciły łączność ze swym dowództwem, znalazły się w okrążeniu poza linią frontu.

Prędzej czy później trafiały one do niewoli niemieckiej, często jednak wcześniej ukrywając broń i sztandary. niektóre jednostki dowódcy rozwiązywali pozostawiając podwładnym swobodę decyzji: niewola, powrót do domu czy próba przedostania się do Francji.

Tę ostatnią drogę - poprzez Rumunię czy Węgry - podejmowała na ogół kadra i część żołnierzy z oddziałów, które natarcie niemieckie (i częściowo wojsk sowieckich) wyparło nad południowo-wschodnią granicę kraju. Część żołnierzy trafiła do niewoli sowieckiej, łudząc się, że los ich będzie w niej lepszy niż jeńców niemieckich. 

Reklama

Oto jak opisuje ten moment Józefa Czapski: "Sam zostałem wzięty do niewoli 27 września 1939 roku na granicy województwa lwowskiego w Chmielku, wraz z dwoma szwadronami zapasowymi 3. pułku, które bez koni, prawie bez broni, po kilkutygodniowym kluczeniu od wschodu na zachód, zostały otoczone tankami i artylerią sowiecką. Parlamentariusze sowieccy zajmowali stanowisko podobne do parlamentariuszy lwowskich. Widocznie mieli takie same instrukcje. Zaręczano nam, że szeregowi zostaną wypuszczeni (co zresztą zostało zrobione), oficerowie zaś mieli być jedynie dowiezieni do Lwowa i tam puszczeni na wolność. Dziś wydaje się dziką ślepotą, żeśmy sobie już zaraz nie uświadomili, o co chodziło wojskom sowieckim. 

Ale to uderzenie nożem w plecy było przecież dla większości ciosem nieoczekiwanym, ludzie byli wyczerpani nieustannymi walkami lub gorzej, cofaniem się bez walk, z zupełnie zerwaną łącznością, z nadchodzącymi różnymi rozkazami, których autentyczności nie można było stwierdzić (jak ten rozkaz, by nie wchodzić w walkę z wojskami sowieckimi). Byli wstrząśnięci wiadomościami o zniszczeniu i zbombardowaniu Warszawy, o opuszczeniu kraju przez Prezydenta, Rząd, Wodza Naczelnego (o czym się mój oddział dowiedział dopiero 27 września z radia); ludzie chwytali się brzytwy, cienia nadziei: może rzeczywiście Sowiety, w których interesie nie może być przecież zwycięstwo hitlerowskich Niemiec, umożliwią nam przynajmniej przedostanie się przez granicę i udział w dalszej walce, już nie w Polsce, gdzie bitwa była na razie przegrana, ale we Francji. Tysiące politruków na różne sposoby starało się w nas tę nikłą nadzieję rozniecać. A o tym, żeby nas miano wywieźć z granic Polski do obozów sowieckich nie tylko żaden przedstawiciel armii sowieckiej nam nie mówił, ale wszyscy autorytatywnie do samego przejścia granicy zaręczali, że mowy o tym być nie może: "wy nam nie nużny", powtarzano na różne głosy". (Józef Czapski, Na nieludzkiej ziemi, Warszawa 1990).

Datę 5 października dość powszechnie przyjmuje się za koniec polskiej kampanii wojennej 1939 roku, spowodowanej agresją Trzeciej Rzeszy i Związku Sowieckiego. Kampania ta rozpoczęła drugą wojnę światową. Bilans kampanii jest dramatyczny, ale i trudny do oceny; działania militarne przegrane przez Polskę zarówno na froncie niemieckim, jak i sowieckim zakończyły się klęską, ale nie podpisano aktu kapitulacji czy też porozumienia o zawieszeniu broni.

Do Rumunii, na Węgry, Litwę lub Łotwę przedostało się około 76 tys. żołnierzy polskich. Wielu z nich kontynuowało walkę nadal w siłach alianckich. W kampanii zginęło 95 - 97 tys. żołnierzy i oficerów, nieco ponad 100 tys. zostało rannych, 587 tys. dostało się do niewoli niemieckiej, a 230 tys. do niewoli sowieckiej.

Straty Wehrmachtu: nieco ponad 10 tys. zabitych, ponad 30 tys. rannych i 3,5 tys. zaginionych, zniszczonych 217 czołgów i 282 samoloty. Straty sowieckie: 737 zabitych i 1859 rannych.

Wrześniowy bitewny zgiełk ucichł, polski dramat dobiegł końca. I choć nie podpisano aktu kapitulacji, to rany były znaczące, klęska widoczna, zabici i ranni, zburzone budynki, niebywały exodus tysięcy ludzi, upadek struktur państwowych, ucieczka najwyższych władz Rzeczypospolitej oraz Wodza Naczelnego. Ból i gorycz przegranej, bitewny pył gryzł mocno, a załamane nadzieje z oddanego niejednego "polskiego guzika" bolały bardzo.

Mimo tego spowodowanego klęską szoku, jeszcze we wrześniu zaczęły powstawać organizacje konspiracyjne. Równocześnie Polacy nie uznali, że ich państwo upadło. Powstały w Paryżu rząd stanowił formalno-prawną kontynuację ostatniego rządu przedwrześniowego. Również zgodnie z Konstytucją odbyło się przekazanie władzy prezydenckiej - choć tu sporo wątpliwości (ale nie prawnych) budzi fakt daleko posuniętej ingerencji francuskiej.

Francuzi wymusili bowiem zmianę pierwotnie desygnowanego kandydata, gen. B. Wieniawy-Długoszowskiego, na bliższego politycznie i "strawniejszego" dla nich (i ich faworyta, gen. Sikorskiego) Władysława Raczkiewicza. Do tworzonej przez rząd na wychodźstwie armii zamierzali się przedostać (i w znacznym odsetku tego dokonali) oficerowie i żołnierze przekraczający granicę rumuńską i węgierską. Poczucie klęski było ogromne. Ale nie cała nadzieja zgasła...



Źródło: "Wielka Historia Polski" Wydawnictwo Pinnex, Kraków 2000

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kampania wrześniowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy