15 lat temu czas się zatrzymał. Wspomnienia Polaków nie chcą zblednąć

Żeby poznać skalę szoku, którego doświadczyliśmy w momencie przyjęcia informacji o katastrofie smoleńskiej, wystarczy zapytać pierwszą napotkaną osobę, co robiła w momencie, w którym dowiedziała się o tej tragedii. Okazuje się, że niemal wszyscy pamiętamy wyjątkowo szczegółowo to, co w danym momencie robiliśmy, jedliśmy, z kim przebywaliśmy. Tak zwana "traumatyczna pamięć" w reakcji na przytłaczającą ilość stresu zachowała wspomnienia z tego dnia na zawsze. - Z psychologicznego punktu widzenia, nasz mózg działa w ten sposób, aby pomóc nam lepiej zrozumieć i zapamiętać traumatyczne doświadczenie, co może pomóc w adaptacji i unikaniu podobnych sytuacji w przyszłości. To szczególny mechanizm obronny organizmu, który w sytuacji stresu intensyfikuje procesy zapamiętywania, aby chronić nas przed przyszłym zagrożeniem - tłumaczy psycholog Agata Chudzicka-Czupała.

Minęło 15 lat, a pamiętamy to jakby zdarzyło się wczoraj

Była całkiem ciepła, wiosenna sobota. Jeszcze na dobre się nie zaczęła, gdy świat "zamroził się" na chwilę w niedowierzaniu. Komunikaty z radia i telewizji były jak kolejne natarczywe uszczypnięcia w ramię, podczas gdy my staliśmy w oniemieniu. "W katastrofie samolotu rządowego z polską delegacją udającą się na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym Prezydent RP" wybrzmiewało z odbiorników. A my, w mieszkaniach, pracach, samotnie lub z bliskimi, doznawaliśmy właśnie głębokiego szoku. Kilka pierwszych, kluczowych chwil po dowiedzeniu się o katastrofie i zrozumieniu jej skali, właśnie ze szczegółami zapisywało się w naszej pamięci na zawsze. W przeładowaniu emocjonalnym zachowaliśmy na długie lata to, co robiliśmy, z kim wówczas byliśmy, a przede wszystkim, co czuliśmy. Jak to możliwe, że po 15. latach nadal bez problemu możemy odtworzyć pogodę, miejsce i wszystkie okoliczności, w których dotarła do nas szokująca informacja o tej tragedii? Dlaczego tak głęboko dotknęła nas katastrofa, z którą nie mieliśmy przecież osobiście nic wspólnego? Jakie mechanizmy sterują naszymi umysłami, że pomimo bycia w kompletnie różnych częściach kraju, wszyscy dzieliliśmy te same emocje? W rozmowie z Interią kilka niepowiązanych ze sobą osób z różnych województw opowiedziało dokładnie o momencie, w którym ich czas na chwilę stanął, a Agata Chudzicka-Czupała, dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS wyjaśniła zawiłe mechanizmy kierujące nami i to, w jaki sposób się wytworzyły.

Reklama

Jakub: niedowierzanie

- Byłem na studiach wtedy, szedłem na pierwsze zajęcia i stała już grupa osób przed budynkiem, dyskutowali. Na początku nikt nie traktował chyba tego w 100 proc. serio, był zresztą mały chaos informacyjny, chyba jeszcze wtedy nie było wiadomo, ile osób zginęło. Odwołali od razu zajęcia, wróciłem do domu i oglądałem telewizję. Chyba przez cały czas byłem też z kimś (znajomi) na łączach wtedy przez internet - przez gadu gadu itd. Pierwsze myśli to, że komuś się w mediach daty pomyliły, że czytam jakieś pierwszokwietniowe primaaprilisowe chore żarty, trudno mi było uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Byłem przekonany, że to tylko w filmach takie tragedie się zdarzają. Nigdy wcześniej nie miałem chyba sytuacji, że w katastrofie zginęli ludzie, których znałem z imienia i nazwiska i twarzy (co prawda tylko z TV, ale jednak "znałem") - wspomina Jakub.

Niedowierzanie, odpychanie od siebie w początkowych chwilach "zbyt ciężkiej" do przyjęcia informacji to jedna z katalogu pierwszych reakcji na tragedię, która miała miejsce. Później dochodzą do niej: szok, smutek, zaduma. Fakt, że wszyscy rozmówcy pamiętają dokładnie chwilę, w której dotarła do nich szokująca wiadomość to tak zwana "traumatyczna pamięć". Psycholog Agata Chudzicka-Czupała, dr. hab., prof Uniwersytetu SWPS i kierownik Interdyscyplinarnego Centrum Badań Aktywności Społecznej i Dobrostanu FEEL & ACT WELL w rozmowie z Interią wyjaśniła dokładnie mechanizm, który "steruje" naszym umysłem w obliczu mierzenia się z dramatycznym wydarzeniem o dużej skali. - W obliczu traumatycznego wydarzenia, nasz umysł i ciało są w stanie podwyższonej gotowości, zwiększa się produkcja hormonów stresu, o czym pisał już w swojej klasycznej pierwszej pracy o stresie Hans Selye. Ludzie, którzy są bezpośrednio zaangażowani w tragedię, często pamiętają wiele szczegółów na temat tego, gdzie byli i co robili, co czuli, gdy to się działo. Pamiętają nawet zapachy, dźwięki, kolory, także emocje, które powracają. Jednak w obliczu tragedii, nawet osoby, które nie brały w niej udziału i nie były związane z tym wydarzeniem, mogą doświadczać stresu i zapamiętać detale jego dotyczące, ponieważ nasz mózg rejestruje takie momenty w wyjątkowy sposób. Jednocześnie wyostrzone zmysły sprawiają, że pamiętamy szczegóły. Z psychologicznego punktu widzenia, nasz mózg działa w ten sposób, aby pomóc nam lepiej zrozumieć i zapamiętać traumatyczne doświadczenie, co może pomóc w adaptacji i unikaniu podobnych sytuacji w przyszłości. To szczególny mechanizm obronny organizmu, który w sytuacji stresu intensyfikuje procesy zapamiętywania, aby chronić nas przed przyszłym zagrożeniem. Z perspektywy ewolucyjnej, mózg rejestruje takie momenty, by zapobiec podobnym niebezpieczeństwom w przyszłości. Psycholodzy wyjaśniają to jako tzw. traumatyczną pamięcią. W sytuacjach wielkiego stresu, mózg rejestruje dużo szczegółów, aby pomóc nam lepiej zrozumieć te wydarzenia i poradzić sobie z nimi. Aktywność w mózgu, szczególnie w rejonach odpowiedzialnych za emocje, jest w takich chwilach szczególnie intensywna, co prowadzi do lepszego zapamiętywania - wyjaśnia.

Czytaj też: Katarzyna Gęstwicka: Zapach lub piosenka może wywołać powrót do traumatycznego zdarzenia  

Monika: empatia

- Byłam u rodziców sama, bo gdzieś wyjechali, zeszłam na dół i jeszcze zaspana włączyłam tv i jakby na chwilę się czas zatrzymał i nie do końca dotarło do mnie co się wydarzyło. Pamiętam, że rozlałam wtedy kawę, którą trzymałam w ręku. Sprawdzałam: na każdym kanale wszędzie ta sama informacja. Niewiarygodne, ogólnie byłam w szoku i od razu strasznie było mi szkoda tych rodzin ofiar, bo w pierwszej chwili myślałam o nich: co przeżywają, jak to oglądają i pewnie w tej chwili usiłują się gdzieś dodzwonić i czegoś dowiedzieć. Kojarzy mi się to też z tymi trumnami przywożonymi i mam to przed oczami chyba bardziej niż samą informację. Pamiętam też taki żal, że ktoś do tego dopuścił, żeby najważniejsze osoby w państwie leciały jednym samolotem, a dosłownie kilka tygodni wcześniej przerabialiśmy to na studiach (bezpieczeństwo międzynarodowe), że takie rzeczy są niedopuszczalne. W pierwszym odruchu zadzwoniłam do rodziców, bo byli na jakimś wyjeździe, ale przez kilka dni to był ogólnie główny temat wszystkich rozmów między rodziną, znajomymi - wspomina Monika.

Monika tuż po pierwszym szoku współodczuwała tragedię bliskich, którzy w katastrofie samolotu stracili swoich krewnych. Jej odruch poszukiwania swoich bliskich i kontakt z nimi również jest odpowiedzią na silny stres, którego doznała w związku z mierzeniem się z informacją o katastrofie w samotności. Empatia i poszukiwanie wsparcia bliskich to kolejny mechanizm, w który zostaliśmy wyposażeni, aby łatwiej poradzić sobie z traumą.

- W obliczu wielkiej tragedii mamy różne potrzeby emocjonalne. Potrzebujemy informacji, bo pierwszą reakcją jest próba zrozumienia, co się stało. Dowiadując się o jakimś traumatycznym wydarzeniu, a takim była katastrofa smoleńska, staramy się zrozumieć, jakie niesie ono konsekwencje. Mamy również potrzebę bycia z innymi, dzielenia się uczuciami, szukania wsparcia. To dlatego spontanicznie organizują się różne formy pomocy, jak zbiórki, spotkania. Poczucie wspólnoty daje ludziom ukojenie w trudnych chwilach. W obliczu tragedii potrzeba czasu na przeżycie jej i zaakceptowanie tego, co się stało. Proces żałoby to także czas na asymilację informacji, zrozumienie, jak tragedia wpływa na nasze życie i na życie innych. Myślę, że mamy wtedy poczucie silniejszego związku z innymi i odczuwamy większą potrzebę wspólnego przeżywania i leczenia ran, tych emocjonalnych ran - wyjaśnia A. Chudzicka-Czupała.

Filip: poszanowanie powagi sytuacji

- 10 kwietnia 2010r. kłóciłem się z moją przyszłą byłą żoną. Robiła mi awanturę o jakieś bzdury, o coś kompletnie nieistotnego, co po latach przyznała, ale wtedy była sfokusowana na tej jednej rzeczy. Ja już byłem tym zmęczony strasznie, pamiętam. I gruchnęło info, że samolot się rozbił, że na pokładzie prawie cały polski rząd. Nie pamiętam czy telewizor był włączony, czy radio. Chyba telewizor. I mówię do niej, żeby się uciszyła, bo samolot się rozbił, że Prezydent prawdopodobnie nie żyje. A ona, oburzona, że ja zmieniam temat, mówi do mnie, że co ją interesuje jakiś samolot. Dla mnie to było ważne i istotne, bo jak wszyscy wiemy, ta katastrofa definiuje naszą rzeczywistość do dziś, ja już wtedy czułem, że to jest historyczny moment. Dosłownie historia działa się na naszych oczach, a to, co najlepiej pamiętam, to oburzenie mojej byłej, że w ogóle zawracam jej gitarę jakimś samolotem - wspomina Filip.

Filip czuł, że katastrofa, która miała miejsce, jest przełomowym momentem. Wewnętrzna potrzeba uzyskania jak największej ilości informacji także wpisuje się w "standard" próby poradzenia sobie z obezwładniającym stresem. Podobnie było u Tomasza.

Zobacz też: Katarzyna Utracka o uczestniczkach Powstania Warszawskiego: Otrzymały rozkazy i bardzo nie chciały zawieść

Tomasz: niepokój

- Ten dzień zapamiętałem dokładnie dlatego, że wcześniej w mieszkaniu, gdzie przebywałem, odbywało się wydarzenie towarzyskie. Część z nas nocowała w tym przybytku, więc rano nastroje były wyśmienite, a przynajmniej do momentu, gdy włączyło się telewizor. Trudno było znaleźć jakikolwiek program, ponieważ wszyscy relacjonowali wypadek, ale nikt z nas nie mógł zrozumieć ani dowiedzieć się, czego bądź kogo dotyczy. Dopiero po głębszej analizie okazało się, że chodziło o prezydencki samolot, który rozbił się pod Smoleńskiem. W pierwszej chwili: szok. Nie tylko u mnie, ale u całego towarzystwa. Niektórzy byli zaniepokojeni, że tak mało informacji spływa od momentu, kiedy wiadomo było, kto znajdował się na pokładzie, jaki jest stan prezydenta, czy przeżył, czy jest w szpitalu. Fakt, nastroje polityczne w 2010 były, jakie były, ale tutaj wszystkim udzielił się żal i smutek z powodu tragedii. Czy był płacz? Raczej nie, ale z całą pewnością przejmująca cisza,  nawet w postradosnym gronie. Jedna osoba, która wtedy z zadumą paliła papierosa powiedziała: "o tym będzie pisane w podręcznikach do historii" - opisuje Tomasz.

Profesor Chudzicka-Czupała widzi głębokie znaczenie zarówno w potrzebie zebrania jak największej ilości informacji o tragedii, jak i w potrzebie bycia w tej chwili z innymi, dzielenia się przeżyciami, tak jak zrobił to Tomasz z przyjaciółmi. Ta grupa, choć niewielka, zapewniła tak ważne poczucie wspólnoty. - To, że pamiętamy szczegóły, ma również wymiar społeczny - takie wspomnienia są ściśle związane z naszą tożsamością, z poczuciem, że jesteśmy częścią czegoś ważnego, nawet jeśli nie byliśmy bezpośrednio związani z wydarzeniem. Poczucie wspólnoty, które pojawia się po tragedii, wynika z naszej naturalnej skłonności do empatii. Ludzie są zaprogramowani do współodczuwania, szczególnie w obliczu dramatycznych wydarzeń, które dotykają szerokie kręgi społeczne. Chociaż nie mamy osobistego związku z ofiarami, odczuwamy ich ból, ponieważ jesteśmy częścią większej grupy. Może to wynikać z naszej ewolucyjnej potrzeby współpracy i wspólnego przeżywania trudnych chwil, tak jak to działo się dawniej, gdy żyliśmy w mniejszych grupach, społecznościach. Media i publiczne manifestacje żałoby wzmacniają poczucie wspólnego przeżywania. Ludzie chcą być w kontakcie z innymi, dzielić się swoimi emocjami i szukają wsparcia - wyjaśnia.

Sprawdź: Liczba ofiar wciąż nieustalona. Historyk: Moim zdaniem było ich dużo więcej

Karolina: stres

- Mąż zawsze żartuje, że gdyby zapomniał, to media przypomną mu o rocznicy ślubu. Ja pamiętam, że 15 lat temu wcale nie było mi do śmiechu. Kiedy zdejmuję obrączkę, zawsze mimowolnie sprawdzam wygrawerowaną po wewnętrznej stronie datę: 10.04.2010r. i imię mojego męża: Piotr. Niby nic nadzwyczajnego, tylko akurat te wyryte cyfry i litery w moim sercu zapisały się w różnoraki sposób. W dzień ślubu do fryzjera wpadłam koło 8:30. Nie wiem, która była godzina, kiedy do salonu weszła pani Kowalska. Prosto z mostu wypaliła: "A po cóż ty w ogóle się czeszesz? Przecież wesela nie będzie! Żałoba narodowa jest. Katastrofa. Prezydent nie żyje. Nic nie wiecie?". Dopiero wtedy radioodbiornik w salonie błyskawicznie ożył. Docierały do mnie pojedyncze słowa: "katastrofa, samolot wojskowy, ofiary, prezydent, żałoba...". Miałam wrażenie, że zaraz eksploduje mi mózg. Słowa wydusić z siebie nie mogłam. Myślałam o tym, co ja mam biedna teraz zrobić? W pierwszej chwili zadzwoniłam do narzeczonego, potem do księdza.

W domu się rozsypałam. Pytałam rodziców: "Dlaczego w tym dniu? Dlaczego mnie to się musiało przytrafić? Wszyscy będą komentować, dlaczego nie odwołałam ślubu. Przyjdą zobaczyć czy się bawimy? A może policję wyślą, że muzyka gra w takim dniu?". Nie ukrywam, że wtedy zajmowałam się moją małą tragedią, nie tą państwową. Po wybuchu emocji wrócił spokój. Wszystko zaczęło iść ustalonym torem. Razem z mężem po mszy pomodliliśmy się w ciszy kościoła za wszystkich, którzy zginęli. Na sali weselnej zmarłych uczciliśmy minutą ciszy. Zabawa weselna się udała, goście wrócili do domów. I wtedy zaczęło się coś jak wyrzuty sumienia, a może to był po prostu żal, współczucie dla rodzin, których bliscy zginęli w katastrofie? 96 ofiar! Ilu ludzi wyciera łzy po ich śmierci? Ile osób pozostawili tu na ziemi? To była dopiero tragedia. A nie ta moja, maleńka katastrofa z salonu fryzjerskiego. Co roku staram się wspominać ofiary tamtej katastrofy choć przez chwilę. Tamtego dnia otrzymałam od życia niezapomnianą lekcję - wspomina.

Stresogenny czynnik samego ślubu nałożył się na dodatkową traumę spowodowaną przyjęciem informacji o katastrofie smoleńskiej i ogłoszonej żałobie narodowej, w związku z czym wyrzuty emocji trwały dłużej i były zdecydowanie bardziej obciążające. Jak nazwała to sama Karolina: katastrofa smoleńska spowodowała także jej własną, “mniejszą" tragedię, która położyła się cieniem na najważniejszym dniu w jej życiu, i która zawsze już będzie dodawała goryczy do wspominania uroczystości.

Czy mimowolne chwytanie za telefon, potrzeba kontaktu z innymi, poszukiwanie potwierdzenia i empatii wśród bliskich jest jedyną formą radzenia sobie z tak ogromnym stresem? Agata Chudzicka-Czupała wskazuje także na szereg innych sposobów, dzięki którym nasz umysł doznaje swoistego ukojenia. Zbiorowa modlitwa w czasie ślubu i uczczenie minutą ciszy ofiar katastrofy na weselu Karoliny to żałoba narodowa w skali mikro. - Wspólne przeżywanie traumy jest wyrażane w symbolach kulturowych, np. minutą ciszy, żałobą narodową, które stanowią wspólne przeżywanie wydarzeń tragicznych, nawet jeśli nie mamy bezpośredniego kontaktu z ich ofiarami. Te rytuały pomagają w tworzeniu poczucia więzi i współodczuwania. Współczesne media, przez szeroką transmisję informacji, mogą wzmacniać ten efekt. W momencie, gdy coś tragicznego dotyka wielu ludzi, wytwarza się zbiorowy proces przeżywania żałoby. Jako gatunek ludzie byli zmuszeni do współpracy, a zatem nasz mózg jest zaprogramowany do odczuwania empatii i współczucia wobec innych. Dzięki temu ludzie łatwiej łączą się w grupy i wspólnie przeżywają emocje - wyjaśnia psycholog.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy