74 lata temu 1 Dywizja Pancerna gen. Maczka zdobyła bazę Wilhelmshaven
6 maja 1945 roku żołnierze 1 Dywizji Pancernej ostatecznie zajęli Wilhelmshaven, bazę niemieckiej marynarki wojennej, która skapitulowała przed Polakami dzień wcześniej. Po 283 dniach walk dywizja gen. Stanisława Maczka zakończyła liczący ok. 1800 kilometrów szlak bojowy.
"Niemcy nie przestały być wrogiem nr 1. Czyż dlatego, że nowy wróg - na odmianę +wróg aliant+ zagroził od wschodu - mamy zapomnieć o wrześniu 1939 r., zburzonej Warszawie, o Oświęcimiu i Dachau? Nie! Jeszcze będziemy się bili w sercu Niemiec. Tej najwyższej żołnierskiej satysfakcji nie może nam odmówić los" - pisał gen. Maczek we wspomnieniach "Od podwody do czołga".
Jak podkreślił, po obiecującej dla jego żołnierzy jesieni 1944 roku na terenie Belgii i Holandii, a następnie przerwie zimowej, przyszedł czas na smutne wieści z Jałty na Krymie, gdzie tzw. Wielka Trójka zdecydowała o losie Polski. "Wrażenie w wojsku było ogromnie przygnębiające" - zaznaczył dowódca 1 DPanc. Jednocześnie dodał, że polski żołnierz będzie się bił do samego końca. Zawsze jednak - jak podkreślił gen. Maczek już w sierpniu 1944 roku w Normandii - "po rycersku", czyli z poszanowaniem obowiązującego prawa wojennego.
Po otrzymaniu wszystkich rozkazów, 8 kwietnia żołnierze dywizji, pod względem organizacyjnym przydzielonej do 2. Korpusu Kanadyjskiego, przekroczyli granicę Niemiec pomiędzy rzekami Ems i Wezerą. Minęły cztery dni, a Polacy - podążając w kierunku północno-wschodnim - wyzwolili obóz jeniecki w Oberlangen (Stalag VI C), w którym znajdowało się ponad 1700 byłych już członkiń Armii Krajowej, uczestniczek powstania warszawskiego.
"Polacy weszli do akcji na wszystkich frontach, 2. Korpus rozpoczął ofensywę, Dywizja Pancerna idzie naprzód, Amerykanie za Łabą - o 65 mil od Berlina. Żołnierz polski na ziemi niemieckiej" - donosił "Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza" z 13 kwietnia.
Wyzwolenie Oberlangen było częścią natarcia na Emden - port rzeczny stanowiący bazę niemieckich okrętów podwodnych. Ciężkie walki toczono w rejonie Rhede, które zdobyto ostatecznie 17 kwietnia. W międzyczasie zmianie uległ podstawowy cel operacyjny działań 1. DPanc - Polacy, zgodnie z nowym rozkazem, skierowali się na Wilhelmshaven. W mieście portowym nad zatoką Jade i kanałem Ems-Jade mieściła się baza Kriegsmarine - Niemcy nie zamierzali oddać jej bez walki.
Natarcie znacznie utrudniały warunki terenowe. "Nie byłoby przesadą określić, że topiliśmy się w błocie, szczególnie czołgi i działa samobieżne, zrywające gąsienicami cienką warstwę torfu i zagłębiające się w ciemną maź błota. Rzeka Leda okazała się rzeką bardziej bagnistą niż jakakolwiek na naszym Polesiu, a teren przed i za rzeką tak podmokły i poprzerzynany kanałami, że już nie tylko mosty, ale drogi i dojścia trzeba było budować, by iść naprzód" - pisał gen. Maczek.
Pomimo trudności, poszczególne oddziały 1. DPanc z każdą godziną zbliżały się do Wilhelmshaven. Po kilku dniach ciężkich walk sforsowano kanał Kusten oraz rzekę Ledę. Po drodze zdobyto Aschendorf, Tunxdorf, Papenburg, Kollinghorst oraz Posthausen. Trzon polskich sił stanowiły 10. Brygada Kawalerii pancernej oraz 3. Brygada Strzelców, działające na dwóch kierunkach. Pierwsza - w osi Remels, Moorburg, Halsbek, druga - Filsun, Apen i Westerstede.
"W miarę zbliżania się dywizji do Wilhelmshaven obrona niemiecka, złożona z mieszanych oddzia-łów marynarki wojennej, formacji spadochronowych i S.S., staje się coraz twardszą" - zanotował dowódca 1. DPanc.
Polscy żołnierze nie byli witani w Niemczech tak serdecznie, jak w Belgii czy Holandii. Propaganda niemiecka przedstawiała aliantów w jak najgorszym świetle. Rozgłaszano, że szczególnie dywizja gen. Maczka - nazywana "czarną" lub "diabelską" - szczególnie brutalnie mści się na Niemcach za wywołanie wojny, mordując m.in. cywilów.
"Jak Niemcy dowiedzieli się, że idzie polska dywizja, to wszystko uciekało. Tam, gdzie myśmy przejeżdżali przez wioski, to puste były. Nigdzie nie było żadnego cywila. (...) Tak się nas bali, że chowali się po kątach, po lasach, w bunkrach przez siebie wykopanych. W miejscowości jednej żeśmy stacjonowali trzy dni i nikogo nie było. Dopiero po trzech dniach jakiś staruszek się odważył" - wspominał po latach Roman Lipiński, którego relacje zamieszczono w książce "Żołnierze generała Maczka".
"Bił w oczy widok radości i wesela wylegającej na ulice ludności holenderskiej - wobec pustki zamkniętych okiennic i przywartych wrót, lub przemykających się Niemców z bladymi twarzami" - czytamy we wspomnieniach dowódcy dywizji.
3 maja Polacy osiągnęli obszar na północ od Bad Zwischenahn, uzyskując dogodną sposobność do ataku na Wilhelmshaven. Podjęte dzień później pierwsze próby przełamania wrogich umocnień nie powiodły się, dlatego wsparto je ogniem artylerii. Wieczorem 4 maja do polskiego dowództwa nadeszła informacja o kapitulacji wojsk niemieckich w pasie działania brytyjskiej 21. Grupy Armii. Rozkaz nakazywał przerwanie ognia nazajutrz o godz. 8.
W niektórych miejscach ostrzał prowadzono do ostatnich minut przed wejściem układu o zaprzestaniu walk. "W przeddzień (kapitulacji - W.K.) załadowałem czołg - pełen amunicji, żywności, wody, możemy jechać dalej. Czołg załadowany, ciasno w nim, a tutaj rozkaz - nie wolno strzelać. Gdzieś między szóstą a siódmą rano odkręcam wieżę, lufę w kierunku na Wilhelmshaven, bo stoimy niedaleko, i całą amunicję sypię w tamtym kierunku. Wszystkie działa, nie tylko czołgowe, wszystko walki w kierunku na Wilhelmshaven. Nawałnica straszna. Wyżywamy się. Godzina - nie przesadzę chyba, ale tak 7.50, z minutami - ucichło. Wszystko wystrzelałem, dwa naboje tylko zostawiłem. Ósma rano, koniec wojny" - relacjonował po latach Marian Słowiński. ("Żołnierze generała Maczka")
5 maja załoga Wilhelmshaven ostatecznie zaprzestała oporu i złożyła broń. Ze strony polskiej kapitulację odebrał płk Antoni Grudziński. Gen. Maczek został wezwany do pobliskiego Bad Zwischenhahn, gdzie mieściła się kwatera dowodzenia 2. Korpusu. Tam był świadkiem podpisania aktu zakończenia walk na tym obszarze.
"Weszło 6 oficerów niemieckich. Gen. Erich von Straube, dowódca oddziałów armii między rzekami Ems i Wezerą, w towarzystwie lokalnego dowódcy marynarki wojennej, szefa sztabu i 3 dowódców odcinków wschodniej Fryzji. Weszli, ustawili się w rzędzie przed stołem, zasalutowali i stali na baczność. Jacyś inni niż ci brani na gorąco do niewoli, w pyle i kurzu bitwy, z emocjami bitwy niewygasłymi jeszcze na twarzy. Twarze ściągnięte i surowe, poza maską tą mogło się kryć wszystko i nic" - relacjonował gen. Maczek. Jak dodał, niemieckim oficerom stanowczo przedstawiano warunki kapitulacji, nie pozwalając na jakąkolwiek dyskusję.
Polski dowódca spotkał się też ze swym bezpośrednim przełożonym gen. Guy’em Simmondsem (dowódcą 2. Korpusu), który powierzył żołnierzom polskiej dywizji kontrolę nad rejonem Wilhelmshaven. 6 maja, gdy niemieccy obrońcy bazy wędrowali do niewoli, w mieście i porcie zawieszono polskie flagi. Minęło już kilka dni od kapitulacji Berlina (2 maja) oraz tydzień - od samobójstwa Adolfa Hitlera (30 kwietnia).
W latach 1944-1945 1. DPanc pokonała dystans ok. 1800 km, przechodząc szlak bojowy przez Francję, Belgię, Holandię i Niemcy. Ogólne straty wyniosły ponad 5,1 tys. zabitych i rannych żołnierzy. W trakcie kampanii dywizji w Europie Zachodniej ponad 52 tys. żołnierzy Wehrmachtu dostało się do polskiej niewoli.
Prawie 34 tys. z nich Polacy schwytali w Wilhelmshaven. Łącznie - czytamy u gen. Maczka - Polakom poddały się: dowództwa twierdzy i bazy marynarki wojennej, floty "Ostfrisland", 10 dywizji piechoty i ośmiu pułków piechoty oraz artylerii. Ponadto zdobyto na wrogu ogromne ilości sprzętu bojowego - w tym m.in. 3 krążowniki i 18 okrętów podwodnych, a także zapasy amunicji oraz żywności.
Zdobycie bazy niemieckiej marynarki wojennej w Wilhelmshaven przez dywizję gen. Maczka upamiętniono m.in. napisem na jednej z tablic przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Waldemar Kowalski (PAP)