75 lat temu z udziałem Polaków rozpoczęła się operacja "Overlord"

75 lat temu, 6 czerwca 1944 r., rozpoczęła się operacja "Overlord". Jej pierwsza faza – lądowanie w Normandii – pozwoliła aliantom utworzyć w Europie drugi front, który w ciągu niespełna roku doprowadził do pokonania Niemiec. Mieli w tym udział również Polacy.

Pod koniec listopada 1942 r. opinie alianckich przywódców odnośnie do dalszej strategii prowadzenia II wojny zasadniczo się różniły. Churchill chciał zaatakować od południa - Bałkany albo Włochy. Amerykanie z kolei upierali się, że drugi front należy utworzyć we Francji. Polakom bliższa była opcja angielska. Gen. Władysław Sikorski pisał nawet do Winstona Churchilla:

"Operacje organizowane na Bałkanach w oparciu o dobrze rozwinięte bazy na Bliskim Wschodzie pozwolą aliantom opanować rumuńskie pola naftowe, mające żywotne znaczenie dla niemieckiego wysiłku wojskowego [...] Atak przez Bałkany połączony ze zbrojnym powstaniem w Polsce, wspartym potem przez Czechosłowację, doprowadzi do całkowitego rozdzielenia sił niemieckich i odcięcia armii niemieckich walczących w Rosji".

Reklama

Być może Sikorski wpłynął w ten sposób na opinię Churchilla, ale w kwestii ostatecznych decyzji nie miał zbyt wiele do powiedzenia; podobnie Churchill musiał ustępować Franklinowi D. Rooseveltowi. Zresztą idea Sikorskiego była w zbyt widoczny sposób samolubna - zaproponowana taktyka prowadziła do najszybszego wyzwolenia Polski, a przy okazji zabezpieczenia takich państw jak Rumunia, Jugosławia czy Czechosłowacja przed dostaniem się w krąg wpływów sowieckich. W maju 1943 r. osiągnięto kompromis. Uznano, że siły dla stworzenia frontu we Francji są na razie zbyt skąpe, należy więc zacząć od ataku na Włochy. Rozpoczęta 9 lipca operacja "Husky" okazała się dużym sukcesem. Kiedy 17 sierpnia siły alianckie zdobyły Messynę, Włosi pozbawili władzy Benita Mussoliniego i rozpoczęli pertraktacje pokojowe. To znacznie uprościło przygotowania do operacji "Overlord", której pierwszym akcentem było lądowanie w Normandii.

Desant na plażach

6 czerwca 1944 r. (tzw. D-Day) pod dowództwem gen. Dwighta Eisenhowera wojska amerykańskie, brytyjskie i kanadyjskie pod dowództwem gen. Dwighta Eisenhowera wylądowały na plażach Normandii. Nie był to jednak początek operacji "Overlord". Od dwóch miesięcy trwały zmasowane alianckie naloty na północną Francję - zniszczono prawie całą infrastrukturę: drogi, mosty, dworce kolejowe. Termin inwazji przekładano z dnia na dzień z powodów meteorologicznych, obliczono bowiem, że dla jej przeprowadzenia potrzeba co najmniej czterech dni dobrej pogody. Kiedy aura się ustabilizowała, w stronę Francji ruszyła armada złożona z sześciu pancerników, dwóch monitorów, 22 krążowników, 93 niszczycieli, 163 eskortowców, 366 okrętów patrolowych, 424 okrętów pomocniczych, 224 statków handlowych i 4012 barek desantowych. W tym zestawie znalazły się wszystkie polskie okręty poza ORP "Garland". "Osłaniały one lądowanie oddziałów brytyjskich i kanadyjskich" - pisała Halik Kochanski w swojej książce "Orzeł niezłomny".

O świcie, już po zrzuceniu desantu lotniczego, sprzymierzeni skierowali na brzegi Normandii cały ciężar uderzenia lotnictwa, bombardując odcinek plaży pomiędzy Caen i Montebourg. Podczas nalotu 1136 bombowców brytyjskich i 1038 samolotów amerykańskich zrzuciło ponad 7600 ton bomb, jednocześnie pancerniki raziły pozycje niemieckie ogniem wielu tysięcy pocisków. Pomimo tak zmasowanego ataku betonowe schrony i umocnienia brzegowe nie uległy zniszczeniu. Ciężkie baterie niemieckie mimo uszkodzeń były gotowe do działań. Zerwana natomiast została łączność, rozbite urządzenia radarowe i komunikacyjne" - zauważał Jerzy Lipiński.

Inaczej mówiąc - baterie mogły strzelać, ale na oślep, opierając się wyłącznie na intuicji artylerzystów. Przewaga atakujących była przytłaczająca, choć nie wszystko poszło tak gładko, jak mogłoby się wydawać przy ocenie proporcji sił. Nie udało się np. początkowo zdobyć Caen - w czym brały udział polskie okręty. W tym rejonie desant utrudniało ukształtowanie terenu, tzw. bocage. "Pełne cieśnin, stromizn, wąwozów, zarośli, żywopłotów, urwisk i licznych przeszkód wodnych" - jak wspominał jeden z uczestników, cytowany przez Halik Kochanski. Straty na plaży były duże. Jeszcze po pięciu godzinach od wylądowania większa część desantu tkwiła przygwożdżona niemieckim ogniem do wąskiego odcinka lądu, nie posuwając się dalej niż czterdzieści metrów od linii brzegu. Największe problemy napotkał V Korpus. Jak opisywał Lipiński:

"Miny i podwodne zapory wraz z wysoką falą uszkodziły wiele barek z piechotą i statków desantowych z uzbrojeniem. Zamieszanie na plażach wzrosło na skutek pomyłek w określaniu miejsca lądowań. Desant dostał się w silny ostrzał dobrze zamaskowanej artylerii, moździerzy i broni maszynowej, strzelającej wzdłuż plaż. Trudności spotęgował brak wsparcia lotnictwa oraz fakt, że poza oddziałami wyznaczonymi do obrony wybrzeża Niemcy wprowadzili do akcji znajdującą się w pobliżu 352 dywizję piechoty, która właśnie tu odbywała ćwiczenia".

Na korzyść aliantów wpłynęło jednak zaskoczenie Niemców niespodziewających się ataku przy wzburzonym morzu i przy pełni księżyca. Oddziały kanadyjskie przebiły się 10 km w głąb lądu, już 7 czerwca zajmując Bayeux, Brytyjczycy posunęli się aż pod Tilly, Amerykanie zaś bez najmniejszych przeszkód dotarli do Carentan, gdzie połączyli się z 82. dywizją spadochronową. To właśnie na wysokości Carentan udało się ustalić ostatecznie aliancki front: na tyłach zbudowano pasy startowe i odpowiednią infrastrukturę, która umożliwiła stały dopływ żołnierzy, a także udzielenie wsparcia lotniczego w walkach w głębi lądu.

W ciągu pięciu pierwszych dni alianckie siły osiągnęły zamierzony pułap szesnastu dywizji, przeciwko którym walczyło czternaście dywizji niemieckich marszałka Erwina Rommla. Drugi front w Europie stał się faktem.

Polskie bitwy morskie

W walkach brały udział polskie okręty. 13 czerwca niszczyciel "Piorun" wraz z brytyjskim "Ashanti" wygrał w okolicy Jersey bitwę z siedmioma niemieckimi trałowcami - cztery zatapiając ogniem z dział i torpedą; dwa kolejne dosięgły polskie pociski podczas ucieczki. Ucierpiał jednak również "Piorun", trafiony - choć ostatecznie niegroźnie - w rufę. Walczący na plaży desant wspierały ogniem także niszczyciele "Krakowiak" i "Ślązak", rozbijając m.in. dwie niemieckie baterie pod Caen. Walczył też największy polski okręt wojenny, krążownik "Dragon". Tworzył on wraz z pancernikami "Ramillies" i "Warspite" oraz krążownikami "Mauritius", "Arethusa", "Danae" i "Frobisher" silny zespół, dowodzony przez kontradm. W. R. Pattersona. Przez miesiąc - 7 lipca krążownik został poważnie trafiony przez żywą torpedę, w czego wyniku zginęło blisko czterdziestu marynarzy, sam okręt zaś nie nadawał się już do działań. Swoją rolę odgrywał jednak nawet po wyeliminowaniu z bezpośrednich starć: został zatopiony u wybrzeży Normandii, stając się dodatkowym wzmocnieniem falochronu sztucznego portu.

Polskie okręty wzięły również udział 9 czerwca w bitwie morskiej pod Ushant, w której rezultacie zatopiono dwa niemieckie niszczyciele. Trzeba też pamiętać o dziewięciu polskich jednostkach, które podczas operacji transportowały broń i żołnierzy.

Jeśli chodzi o polskie siły naziemne, to zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami 1. Polska Dywizja Pancerna podczas operacji "Overlord" znajdowała się w odwodzie. Pod dowództwem gen. Stanisława Maczka było 13 tys. oficerów i żołnierzy, uzbrojonych w 381 czołgów, 473 działa i 4500 pojazdów. "Czarne diabły" - jak nazywano żołnierzy - rozpoczęły przeprawę przez kanał La Manche dopiero 1 sierpnia 1944 r. We Francji połączyli się z kanadyjską 4. Dywizją Pancerną, tworząc w ten sposób II Korpus Kanadyjski. Był to pechowy korpus. Dwukrotnie został omyłkowo zbombardowany przez lotnictwo amerykańskie. Mimo to brał udział w bitwie o Falaise (7-21 sierpnia 1944). Jak wspominał jeden z żołnierzy, Ryszard Zolski, walka ta była mordercza dla obu stron:

"Falaise zostanie zapamiętane jako najbardziej mordercza bitwa inwazji, w której potęga armii niemieckiej starła się z armiami Ameryki, Anglii, Kanady i Polski, i gdzie Niemcy byli gotowi walczyć bez względu na cenę, nawet do ostatniego żołnierza. Boże, jak oni walczyli - dzielnie i z determinacją, aż w końcu nie było już ludzi, ale poszarpane resztki mundurów, ciał ludzi i koni, przemieszane z wrakami czołgów, pojazdów i tym podobnych. Ataki z powietrza, bomby, rakiety, karabiny maszynowe i nasza artyleria, granaty i czołgi wszelkiego rodzaju wreszcie zniszczyły tę potężną armię i zatrzymały jej odwrót. Falaise - jedna z najkosztowniejszych bitew wojny, tak w ludziach, jak i w uzbrojeniu".

Na podstawie:

Jerzy Lipiński, "Druga wojna światowa na morzu", Warszawa 2010
Halik Kochanski, "Orzeł niezłomny. Polska i Polacy podczas II wojny światowej", Poznań 2013

Wojciech Wysocki (PAP)

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy