80 lat temu Hitler wypowiedział Polsce pakt o nieagresji

80 lat temu, 28 kwietnia 1939 r., podczas przemówienia w Reichstagu Adolf Hitler wypowiedział Polsce zawarty pięć lat wcześniej pakt o nieagresji, jednocześnie uznał za nieważne ustalenia z Wielką Brytanią. Tamtego dnia zakończył się okres przedwojennej dyplomatycznej kurtuazji.

31 marca 1939 r. premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain poinformował opinię publiczną, iż Londyn potwierdza gotowość udzielenia Polsce pomocy na wypadek działań wojennych skierowanych przeciwko niej. Ze strony Londynu była to reakcja na zaborcze działania Niemiec podejmowane bez poinformowania o tym zachodnich rządów - do czego obligował je układ monachijski: zlikwidowanie Czechosłowacji i tworzenie tam Protektoratu Czech i Moraw, utworzenie niepodległej i zależnej od Berlina Słowacji, uzależnienie gospodarcze Rumunii, a także zagarnięcie litewskiego portu w Kłajpedzie. Udzielając Polsce gwarancji pomocy, Chamberlain podejmował więc dyplomatyczną grę mającą przywołać Berlin do porządku, a przy okazji podkreślić mocarstwową pozycję Wielkiej Brytanii.

Reklama

W Warszawie odebrano tę decyzję jako sukces, tym bardziej że Chamberlain zaznaczał, iż podobne gwarancje zostały skonsultowane z Paryżem. Polacy poczuli się bezpiecznie, zupełnie nie dostrzegając tego, że w tym samym momencie Londyn udzielił takich samych gwarancji sześciu innym państwom: Belgii, Holandii, Szwajcarii, Rumunii, Grecji i Turcji, co znacznie osłabiało wyjątkowość Polski w brytyjskich planach i wyświetlało całą sprawę jako to, czym była w istocie - polityczną rozgrywką. Zignorowano również to, że postawa Francji od początku nie obiecywała zbyt wiele. Z jednej strony Polska była jej potrzebna do szachowania Niemiec od wschodu, dlatego odpowiednich gwarancji udzieliła Warszawie już w połowie lat dwudziestych XX w., z drugiej Paryż robił wszystko, by swoje zobowiązania z czasem zminimalizować.

Jak pisali Czesław Brzoza i Andrzej Leon Sowa: "Francja równocześnie (z układem francusko-sowieckim) zamierzała wprowadzić dalsze zmiany do polsko-francuskiej konwencji wojskowej. Zgodnie z nowymi propozycjami pomoc wojskowa Francji w wypadku agresji Niemiec na Polskę mogłaby nastąpić nie - jak to przewidywał francuski traktat gwarancyjny z 1925 r. - tylko po wyczerpaniu proceduralnych działań podejmowanych przez Radę Ligii Narodów, ale musiałaby też dodatkowo być poprzedzona konsultacjami Francji z innymi sygnatariuszami paktu wschodniego". Liczenie na realną pomoc Francji było więc ze strony Polski dyplomatyczną naiwnością.

W tym przypadku nie wzięto też pod uwagę czynnika osobistych ambicji Hitlera, co było błędem tym większym, że w ustrojach autorytarnych osobiste emocje wodza mają zawsze ogromny, a zwykle nawet decydujący wpływ na politykę. Historyk Jochen Böhler w swojej książce "Najazd 1939" przedstawiającej kampanię wrześniową z punktu widzenia Niemiec pisze wprost, że gdyby Polska uległa żądaniom III Rzeszy, uzależniłaby się całkowicie "od zmiennych nastrojów niemieckiego Führera". Tymczasem niemiecki Führer był w tym momencie postawą Polski coraz bardziej zirytowany. Co najmniej od 1933 r. Niemcy usiłowały wciągnąć Rzeczpospolitą do swojego bloku, zasadniczo skierowanego przeciwko stalinowskiej Rosji. W zamian domagano się "tylko" Gdańska oraz budowy eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez Pomorze. Oferowano gwarancję wspólnych granic, przedłużenie aktu o nieagresji na kolejne dwadzieścia pięć lat (zawarty w 1934 r. układ opiewał na dziesięć lat, dwa lata wcześniej podobny Polska zawarła z ZSRS).

Błędy Becka

Tymczasem postawa Polski w tym zakresie stawała się coraz bardziej sztywna. Jeśli ambasador w Berlinie Józef Lipski usiłował jeszcze z powodzeniem grać dyplomatycznie z Niemcami - z dobrym skutkiem, w pewnym momencie stosunki między oboma państwami były wręcz przyjazne - to postawa ministra Józefa Becka był już jednoznacznie twarda i niezłomna. Te cechy brzmią być może pozytywnie, ale niekoniecznie w dyplomacji. Historycy zwracają uwagę, że w postawie Becka największym błędem była wiara - zaskakująca jak na człowieka, który tworzył politykę - w mocarstwową pozycję Polski na arenie międzynarodowej. To, że rządzący obóz sanacyjny używał takiej retoryki wobec obywateli, nie jest zaskakujące - pozwalała ona zmobilizować społeczeństwo - ale, że wierzyli w nią również sami politycy, jest co najmniej zaskakujące. Inna rzecz, iż ostatecznie miał rację w ocenie sytuacji, a inne wyjście praktycznie nie istniało.

Jak mówił Beck na posiedzeniu Rady Ministrów: "Chodzi o to, że w dzisiejszym stanie rzeczy odgrywa on [Gdańsk - przyp. red.] rolę symboliczną, tzn. gdybyśmy mieli się przyłączyć do tego typu państw zachodnich, które dają sobie dyktować prawa, to wtedy nie wiem, gdzie to się zakończy".

Do tego momentu Hitler nie planował konfliktu z Zachodem, a wiele wskazuje na to, że wciąż liczył na wciągnięcie Polski do swojej antybolszewickiej koalicji. Dowodem na to może być fakt, że 31 marca 1939 r. nie miał jeszcze żadnego zamysłu uderzenia na Polskę - nawet przeciwnie, polski plan obrony przez Niemcami - tzw. plan Zachód - powstał 3 marca, a więc prawie półtora miesiąca przed tym, jak Hitler zlecił opracowanie strategii agresji na Polskę (10 kwietnia). I właśnie ta ostatnia data pozwala założyć, że twarda postawa Becka, wzmocniona brytyjskimi gwarancjami, była bezpośrednim impulsem, który już kilka miesięcy później ustalił bieg pierwszych miesięcy II wojny światowej.

28 kwietnia Hitler podczas przemówienia w Reichstagu ujawnił wcześniejsze propozycje wysuwane przez III Rzeszę w kierunku Warszawy, jednocześnie uznając je za nieaktualne - podobnie jak nieaktualny stał się w tym momencie pakt o nieagresji. W tym samym przemówieniu Führer zerwał niemiecko-brytyjski układ morski z 1935 r. Zabrzmiało to jak deklaracja wojny i istotnie, o czym jednak ani w Polsce, ani w Anglii jeszcze nie wiedziano, już cztery dni później Hitler podpisał dokument pod jednoznacznym tytułem: "Wytyczne w sprawie jednolitego przygotowania Wehrmachtu do wojny". 

Nieco później, 23 maja, na naradzie z dowództwem powiedział wprost: "Podjęcie kolejnych kroków nie obędzie się bez rozlewu krwi. Przesunięcie granicy ma znaczenie wojskowe. Polak nie jest po prostu dodatkowym wrogiem. Polska zawsze będzie stała po stronie naszych przeciwników. Wbrew układowi o przyjaźni, w Polsce w dalszym ciągu istniała wola, by wykorzystać przeciwko nam każdą nadarzającą się okazję. Odzyskanie Gdańska nie jest naszym głównym celem. Naszym celem jest rozszerzenie naszej przestrzeni życiowej na wschodzie i zapewnienie wyżywienia naszemu narodowi".

Porozumienie niemiecko-sowieckie

W tym momencie rozpoczął się wyścig, którego ostateczną stawką miało być pozyskanie do współpracy Rosji. Anglia i Francja podjęły rozmowy ze Stalinem jeszcze w kwietniu, ale nie wynikło z nich nic konkretnego. Spora przeszkodą mogło być w tym przypadku geograficzne usytuowanie Polski - jakiekolwiek uderzenie Armii Czerwonej na Niemcy musiałoby oznaczać wkroczenie w jej granice, a to z oczywistych powodów było nie do zaakceptowania przez Warszawę. Jak czas pokazał, słusznie - Rosjanie zwykle chętnie wkraczali, za to z dużymi oporami opuszczali terytoria, na których już się znaleźli.

Jak wspominał Józef Beck: "W ostatnim momencie Woroszyłow [Klimient, marszałek Związku Sowieckiego - przyp. red.] oświadczył delegacji francusko-brytyjskiej, że rząd sowiecki oczekuje, iż jego współrozmówcy dla zapewnienia sprzymierzonym skutecznej pomocy Armii Czerwonej uzyskają zgodę Polski na tranzyt wojsk sowieckich przez jej terytorium, a to dwiema drogami: a) przez wschodnią Małopolskę, b) przez Wilno. Gen. Doumenc [Aimé, dowódca armii francuskiej - przyp. red.] zajął zrazu jedyne słuszne moim zdaniem stanowisko, oświadczając, że Polska jest państwem suwerennym i że ta sprawa może być dyskutowana tylko z nią bezpośrednio. Po długiej debacie i po konferencji ze swoim rządem Woroszyłow oświadczył, że między [ZSRR] a Polską nie ma układu, który usprawiedliwiałby takie démarche, że wreszcie rząd sowiecki démarche tego rodzaju nie zamierza uczynić i że załatwienie tej sprawy z Warszawą pozostawia staraniom anglo-francuskich negocjatorów. [...] Przedstawiłem sprawę najwyższym czynnikom państwa i oświadczyłem, że moim zdaniem forma démarche sowieckiego jest niedopuszczalna i gdyby wydała rezultat, sprowadziłaby Polskę do roli bezdusznego podmiotu. Mój punkt widzenia nie spotkał się ze sprzeciwem".

W tym momencie trwały już tajne próby porozumienia Rosji z Niemcami. Traktat Ribbentrop-Mołotow został podpisany co prawda dopiero 23 sierpnia, ale był on efektem wcześniejszych rozmów. (PAP)

Na podstawie:

"Pamiętniki Józefa Becka", Warszawa 1955

Jochen Böhler, "Najazd 1939", Kraków 2011

Marek Kamiński, Michał Zacharias, "Polityka zagraniczna Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1939", Warszawa 1998

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy