Egzekucja w hutniczej hali. "Ciało zostało skremowane. Nic więcej nie wiem"

Czy rzeczywiście pierwsza salwa podczas wydarzeń Grudnia ’70 poszła w bruk, Oleg Pieńkowski został wrzucony do pieca hutniczego, a CIA nie płaciło Kuklińskiemu za usługi?

35 tys. stron tajnych dokumentów. Najistotniejsze tajemnice wojskowe Układu Warszawskiego i Ryszard Kukliński - jedno z najcenniejszych źródeł informacji. Kontrowersyjny, rozliczany zerojedynkowo bohater-zdrajca. To wokół niego snuje się fabuła obrazu Pasikowskiego. Bohaterem drugiego planu - czarnym charakterem - jest PRL. Ze swoimi brudnymi strukturami i brudnym śniegiem Grudnia ’70.

W filmie "Jack Strong", który właśnie wszedł na ekrany polskich kin, są sceny nasycone sensacją, przypominające momentami filmy gangsterskie: samochodowy pościg ulicami Warszawy, egzekucja w hutniczej hali czy moment, gdy syn Kuklińskiego gubi kartkę z bardzo ważnym adresem... Temat bardzo trudny, bo każdy, kto przychodzi obejrzeć film, zna jego zakończenie.

Reklama

Obraz naszpikowany jest jaskrawymi wątkami i chwilami podczas seansu nie sposób nie zadać sobie pytania: czy było rzeczywiście tak, jak to pokazał reżyser?

Czy w grudniu 1970 r. strzelano w bruk?

Sylwester 1970 roku. Gdzieś między literatkami z wódką, balonami i ciężkim już o tej porze songiem "Kalinka maja" toczy się rozmowa o tym, co wydarzyło się podczas Grudnia ’70. Płk. Kukliński zadaje pytanie Marianowi Rakowieckiemu, czy strzelał do ludzi. - Zadaj mi to pytanie jeszcze raz - prosi Rakowiecki. Za drugim razem odpowiada, że pierwsza salwa poszła w bruk, że pociski odbijały się od kocich łbów i rykoszetem zabijały ludzi...

"Na pomoście rozgrywały się dantejskie sceny. Padła komenda ostrzegawcza dowódców: - Nie zbliżać się, bo wojsko będzie strzelać!" - wspominał uczestniczący w pacyfikacji robotników płk Eugeniusz Stefaniak, którego wypowiedź została przytoczona w materiale Instytutu Pamięci Narodowej. Po ostrzegawczym wystrzale z czołgu tłum zastygł w bezruchu. A później nieśmiało ruszył, bo ktoś krzyknął: "Chłopaki, oni strzelają ze ślepaków, chodźmy!".

W 2010 roku Włodzimierz Cimoszewicz odwołał się do tej kwestii na antenie stacji TVN i podkreślił, że rozkaz był taki, by nie strzelać do ludzi, ale w bruk. Dalsze słowa byłego premiera na ten temat budzą co najmniej kontrowersje: "Dramat polegał na tym, że rykoszety zabijały ludzi. Chcąc oceniać intencje, powinniśmy o tym pamiętać" - dodał Cimoszewicz.

Jak czytamy w materiale IPN, w stronę maszerującego tłumu poszła salwa z karabinów maszynowych, skierowana na ustaloną wcześniej linię kostki brukowej. Czy chodziło tylko o stworzenie ściany ognia zaporowego, by nie dopuścić do siebie manifestantów - jak zaznacza w artykule Piotr Brzeziński, czy było to przemyślane, sprytne działanie, bezpieczne alibi "przecież nikt do ludzi nie strzelał"?

Ze wspomnień Stanisława Kodzika wynika, że najwięcej ofiar było w dalszych szeregach, bo rykoszety z potężną siłą uderzały w środek tłumu. "Pociski odbijały się od kocich łbów i straszliwie raziły, bo najgorszy jest właśnie taki rykoszet, powoduje największe rany" - mówił Kodzik.

Czy interwencja w Czechosłowacji odbyła się według planów płk. Kuklińskiego?

Noc z 20 na 21 sierpnia 1968 roku. Wojska Związku Sowieckiego, Węgier, Bułgarii, Polski i NRD wkraczają na terytorium Czechosłowacji. Mija kilkadziesiąt godzin. Siły Układu Warszawskiego wdzierają się i opanowują wyznaczone tereny. Czy ta interwencja, przywoływana w filmie kilka razy, rzeczywiście odbyła się w oparciu o plany autorstwa płk. Kuklińskiego?

Prof. Antoni Dudek jednoznacznie stwierdza na swoim blogu, że Kukliński pod wpływem doświadczeń przy przygotowaniach do interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji czy misji w Wietnamie zmienił podejście do służby w szeregach wojska, które było wówczas podporządkowane w stu procentach interesom Sowietów.

Czy Oleg Pieńkowski zginął w piecu hutniczym?

Do hutniczej hali wjeżdża kilka samochodów. Mężczyźni zakładają maski i wyciągają z furgonetki postać z workiem na głowie. Nie słychać strzału. Scena jest mocna. Człowiek zostaje wrzucony do hutniczego pieca.

To Oleg Pieńkowski, który udostępnił Amerykanom obszerny pakiet tajnych informacji. Jak czytamy w artykule Bogusława Wołoszańskiego, w centralach CIA w Langley i MI-6 w Londynie trzeba było powołać specjalne jednostki, których zadaniem było tłumaczenie i analizowanie moskiewskich dokumentów. W ręce KGB wpadł w 1962 roku. Od pokazowego procesu do pozbycia się Pieńkowskiego upłynęło zaledwie kilka dni. Choć oficjalnie przyjmuje się wersję, że spłonął w piecu, niektórzy wierzą, że został wysłany na Syberię i w obozie, do którego trafił, popełnił samobójstwo. KGB miało jeszcze inną wersję zdarzeń.

Aleksander Zagwozdin, który w 1963 roku przesłuchiwał Pieńkowskiego, wyznał: "Przesłuchaliśmy go nie raz, nie kilkanaście, ale setki razy. Zdawał sobie sprawę, że za działania, na które się zdecydował, groziła egzekucja. Pytał mnie wielokrotnie, czy zostanie na nim wykonana kara śmierci. Nigdy nie powiedziałem, że nie zostanie. Powtarzałem mu jedno zdanie: - Tylko, jeśli powiesz nam wszystko, możesz liczyć na miłosierdzie". Pieńkowski nie wyznał wszystkiego. Proces był błyskawiczny.

"Wiem na pewno, że Pieńkowski został zastrzelony. Nie mogę powiedzieć nic więcej. Wiem, że jego ciało zostało skremowane. Nic więcej nie wiem. I nie chcę wiedzieć" - podsumował Zagwozdin.

Czy CIA płaciło Kuklińskiemu?

Podczas jednego z potajemnych spotkań z Kuklińskim David Forden wyciąga z kieszeni order. Niezwykle cenne odznaczenie, którego pułkownik nie może zatrzymać. Pasikowski przedstawia Kuklińskiego jako osobę, która nie chce otrzymywać za swoją ryzykowną działalność żadnego wynagrodzenia. Czy odznaka, w tym kontekście bardzo symboliczna, była jedynym podarkiem z Zachodu?

Ocena płk. Kuklińskiego, ograniczająca się w Polsce do określeń bohater lub zdrajca, opiera się często na ocenie pobudek. Jeśli te pobudki uznajemy za romantyczne, wpisujące się w ogólne pojęcie patriotyzmu, to pułkownik jest usprawiedliwiony. Jeśli wybudował sobie za tę współpracę dom i kupił samochód, to wsadza się go między zdrajców.

Wśród komentarzy pod tekstem Pułkownik Ryszard Kukliński: Samotny bohater, który uratował nas od zagłady jest wypowiedź celnie obrazująca tę prawidłowość.

Ryszard Pawlak pisze: "Jeżeli robił to w związku z własnymi przekonaniami i tradycjami niepodległościowymi, to jest bohaterem, ale jeżeli zrobił to dla pieniędzy, to jest zdrajcą i śmieciem. To wie tylko on, a inni dopisują sobie to, co im pasuje".

Gdy Konrad Piasecki w 2005 roku rozmawiał z Davidem Fordenem, były agent CIA mówił: "Ludzie, którzy nie wiedzą wszystkiego, dostrzegają, że on złamał wojskową przysięgę, że wykradł dokumenty z Polski i przekazywał je do Stanów Zjednoczonych, które były wtedy wrogiem. Ale ja porównuję jego doświadczenie i jego misję z tym, co wydarzyło się w Ameryce w XVIII wieku. Wtedy wielu żołnierzy złamało przysięgę wojskową w armii brytyjskiej, zostali nazwani zdrajcami. Wśród nich byli założyciele Stanów Zjednoczonych: Jerzy Waszyngton, Thomas Jefferson i Benjamin Franklin".

Pytany o to , czy CIA płaciło Kuklińskiemu za usługi na rzecz USA, David Forden odpowiedział: "Nie płaciliśmy i nawet nie zaoferowaliśmy pieniędzy Ryszardowi Kuklińskiemu. To by go tak dotknęło, że mógłby po prostu wstać i wyjść".

Ewelina Karpińska-Morek

Źródła:

Piotr Brzeziński "Gdyński Grudzień  ’70", IPN Gdańsk 

Konrad Piasecki "Forden: CIA nie płaciło Ryszardowi Kuklińskiemu", RMF

"Cold War Spies, CIA Agent Oleg Penkovsky"

Bogusław Wołoszański "Przystojny może więcej", Focus.pl

Antoni Dudek "Dlaczego płk. Kukliński nie wrócił do wolnej Rzeczpospolitej", Wpolityce.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grudzień 70 | Gdynia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy