KL Katzbach: Zapomniany obóz koncentracyjny

We Frankfurcie nad Menem pod koniec wojny istniał obóz koncentracyjny o najwyższej umieralności w Hesji. Więziono tu głównie powstańców warszawskich. Przeżyła ich tylko garstka.

1600 drzew we Frankfurcie nad Menem opinają szaro-niebieskie opaski. Jest na nich numer, czasem imię i nazwisko. I strona internetowa projektu artystycznego www.mittenunteruns.de. Stefanie Grohs przypomina, że tu, w Zakładach Adlera, pod koniec wojny istniał obóz koncentracyjny o najwyższej umieralności w Hesji. W samym sercu miasta, nieopodal dworca głównego. Po wojnie do lat 90-tych był tematem tabu - dopóty trwała produkcja w firmie. Pamięć o KL Katzbach zabezpieczyli dwaj nauczyciele historii w połowie lat 80-tych i związkowcy w latach 90-tych. Teraz miasto Frankfurt po raz pierwszy na dużą skalę samo upamiętnia KL Katzbach. Rozdzieliło 100 tysięcy euro na czterech artystów - każdy ma przez pół roku nawiązywać do obozu.

Reklama

Jedną z artystek jest Stefanie Grohs. Już pierwsze wzmianki w radiu i telewizji o jej akcji ukazują sedno problemu - o KL Katzbach mało kto tu wie, a lokalni dziennikarze znowu nie eksponują w recenzjach faktu, że do obozu koncentracyjnego we Frankfurcie trafiła niemal homogenna grupa powstańców warszawskich. Dowiadujemy się, że "przywieziono tu mężczyzn z różnych obozów koncentracyjnych". To prawda, ale nie do końca. I trudno się dziwić, skoro nawet tablica pamiątkowa na Zakładach Adlera głosi: "Ponad 1600 więźniów różnych narodowości więziono między sierpniem 1944 r. a marcem 1945 r. pod nadzorem SS w Hali I zakładów Adlerwerke AG". Raczej nikt się nie domyśli, że 90 proc. więźniów było Polakami.

Mogiła powstańców

Do KL Katzbach we Frankfurcie powstańcy przybyli przez Pruszków, a stamtąd przez KL Dachau lub KL Buchenwald. Wybrani przez Zakłady Adlera podczas selekcji produkowali tu pojazdy opancerzone. Z 1600 więźniów 528 pozostało na zawsze na frankfurckim cmentarzu. - Na pewno jest to jeden z największych grobów zbiorowych warszawiaków poza Warszawą - komentuje frankfurcki historyk Michael Knorn, współautor książki "Żyliśmy i spaliśmy między umarłymi" (1994). Chorych, łącznie kolejnych 500 osób, 13 marca 1945 r. wagonami towarowymi posłano w kierunku KL Bergen-Belsen. Transport najpierw utknął na 3 dni bez jedzenia i picia na bocznicy, a w Bergen-Belsen spośród trupów wyciągnięto zaledwie osiem żywych osób. Wcześniej niezdolnych do pracy odsyłano do tzw. "obozu chorych" KL Vaihingen. Zmarło tam 245 Adlerczyków.

Przeżyć udało się Zygmuntowi Świstakowi, który trafił tam z Frankfurtu po wypadku przy pracy. Z KL Vaihingen w pociągu pełnym trupów posłano go do KL Dachau. Otwierając wagon esesmani spytali, czy ktoś jeszcze żyje. Po chwili Świstak usłyszał jęk kogoś dobijanego. Udał martwego, ale musiał chyba drgnąć. Poczuł, jak coś ostrego wbija mu się w krocze. Wieczorem półprzytomny wyczołgał się i wmieszał w tłum więźniów. Po marszach śmierci końca wojny doczekało jedynie pięćdziesięciu kilku spośród 1600 więźniów KZ Katzbach.

Niechciana historia

Nikt nie poniósł surowej kary za zbrodnie w KL w Zakładach Adlera we Frankfurcie. Dyrektorowi generalnemu Ernstowi Hagemeierowi po obowiązkowej denazyfikacji przywrócono honor i majątek, SS-mani rozpierzchli się po świecie, a same Zakłady pracowały jeszcze do końca lat 90-tych. Przypadkiem dwaj nauczyciele historii, Ernst Kaiser i Michael Knorn z młodzieżą zajęli się Zakładami Adlera.

- Była to lekcja historii i życia, ale tylko raz poświęca się w ten sposób siedem najlepszych lat - opowiada Knorn. Informacje złożyły się na pionierską na początku lat 90-tych książkę. Dwóch pasjonatów wykonało pracę całego instytutu. Powstała sieć osobistych kontaktów. Dzięki nim w 1993 r. po raz pierwszy oficjalnie zaproszono do Frankfurtu byłych więźniów KL Katzbach. Byli tu potem jeszcze kilka razy. Czując wsparcie sędziwi już goście z Warszawy coraz śmielej upominali się o swe prawa. Po ich przemarszu z transparentami i głośnikami przez miasto dyrekcja Dresdner Bank zaprosiła do pertraktacji. Otrzymali po 8 tysięcy marek odszkodowania. Potem doszło też 2000 marek dobrowolnego zadośćuczynienia ze strony miasta. W kilka lat później wywalczone we Frankfurcie sumy, zgodnie z przepisami, zostały odliczone od wypłacanych przez fundację "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość" kwot.

Bez śladów wojny

Podczas wizyt byli więźniowie jak mantrę postulowali upamiętnienie ofiar KL Katzbach. - We Frankfurcie podczas wojny pracowało 50 tys. robotników przymusowych, ale obóz koncentracyjny był jeden, ten w Zakładach Adlera - podkreśla Knorn.

Artystka Stefanie Grohs rozesłała listy do byłych więźniów KL Katzbach. Andrzej Branecki odpisał z Warszawy. Jako 14-latek, łącznik Szarych Szeregów, trafił z powstania do obozów. "Frankfurt to było najcięższe, najstraszniejsze, najgorsze komando przez które przeszedłem" - napisał. Odpowiedź Zygmunta Świstaka, oficera łącznikowego AK w zgrupowaniu "Obroża", jest dobitna. "Dla mnie bardzo ważne jest, aby podkreślić, że obóz koncentracyjny Katzbach był założony specjalnie dla warszawiaków z powstania“. Dalej Świstak informuje o staraniach, "aby administracja miasta Frankfurtu dała jedno pomieszczenie w budynku Adlerwerke na założenie małego muzeum pamiątkowego“.

W grudniu 2014 r. reporterka Deutsche Welle sprawdza, czego o II wojnie światowej dowie się turysta w Muzeum Historii Frankfurtu. Okazuje się, że takich sal i eksponatów nie ma. Można jedynie obejrzeć makietę zniszczeń starówki, a obok model odbudowanego miasta. Teoretycznie jeszcze można zapoznać się z jednym projektem artystycznym na tyłach sali, są to wojenne archiwalia pochowane w pudełkach. Ale kartony zwiedzającym wolno otwierać tylko we wtorki po południu, bo tylko wtedy jest wolontariuszka, która ich pilnuje. Nie, o żadnej innej ekspozycji nikomu tu nie wiadomo.

Ostatnie akordy pamięci?

Tymczasem zamieszczane przez 4 miesiące prośby Stefanie Grohs o pomoc przy zawieszaniu opasek na drzewach zwieńczył sukces - zgłosiło się 230 chętnych. Rośnie zatem grono poinformowanych o obozie KL Katzbach. Może będzie on jednak we Frankfurcie w przyszłości kojarzony z powstańcami z Warszawy? Tablica pamiątkowa na murach Zakładów Adlera winna głosić pełną informację o więźniach, w większości Polakach, ale czy ktoś skutecznie upomni się o jej korektę? Czas przyniesie też odpowiedź, czy pamięć o KL Katzbach we Frankfurcie zaistnieje w przestrzeni muzealnej. Historyk Michael Knorn obawia się, że obecna hojność miasta w celu upamiętnienia ofiar KL Katzbach to, niestety, jednorazowy akcent. Jego zdaniem jesteśmy świadkami jednej z ostatnich akcji upamiętnienia KL Katzbach - przypuszczalnie ostatniej zanim byli więźniowie na zawsze odejdą. Żyje ich jeszcze tylko trzech.

Joanna De Vincenz, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy