Krzysztof Pluszczyk o pacyfikacji KWK "Wujek": Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że strzelają

Dla górników kopalni "Wujek" pacyfikacja strajku, do której doszło 35 lat temu, wciąż jest bolesnym wspomnieniem. 16 grudnia 1981 roku pluton specjalny ZOMO otworzył ogień do strajkujących górników. Zginęło wtedy 9 osób, a ponad 20 zostało rannych.

Strajk w kopalni rozpoczął się od aresztowania przewodniczącego "Solidarności" Jana Ludwiczaka. Górnicy domagali się jego uwolnienia. Przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 grudnia 1981 roku, Krzysztof Pluszczyk wspomina, że strajkujących zaskoczyła agresja funkcjonariuszy ZOMO.

 - Wynosząc rannych, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że strzelają - wskazuje. Jednocześnie zaznacza, że górnicy byli zaskoczeni użyciem ognia wobec strajkujących, ponieważ dotychczas nie strzelano do osób na terenie zakładu pracy.

Krzysztof Pluszczyk wspomina, że do pacyfikacji strajkujących górników w kopalni "Wujek" użyto dużych sił. - Milicja przyjechała z czołgami, gazami łzawiącymi czy armatkami wodnymi - mówi. W akcji uczestniczyło 22 czołgów, ponad 40 wozów bojowych oraz ponad tysiąc zomowców i żołnierzy.

Reklama

Krzysztof Pluszczyk dodaje, że choć po 1989 roku doszło do osądzenia sprawców maskary, to główni odpowiedzialni za pacyfikację nie ponieśli konsekwencji. W 2008 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał prawomocnie byłego dowódcę plutonu specjalnego na 6 lat więzienia, 13 jego podwładnych otrzymało kary od 3 do 4,5 roku więzienia.

Proces Czesława Kiszczaka, ówczesnego szefa MSW, został wyłączony do osobnego rozpoznania. Generał, dwukrotnie uniewinniony, zmarł w listopadzie 2015 roku.

Dzisiaj w Katowicach odbędą się uroczystości, podczas których uczczone zostaną ofiary pacyfikacji. W uroczystościach wezmą udział rodziny poległych, górnicy i najwyższe władze państwa.

Informacyjna Agencja Radiowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy