"Nastroje samobójcze jesienią 1981 roku nie były obce Jaruzelskiemu"
"Był mistrzem działań pozornych. Zwykle tak się ustawiał, by uniknąć podejmowania decyzji. Zawsze był tam, gdzie najspokojniej" – tak Wojciecha Jaruzelskiego charakteryzował Aleksander Kwaśniewski. Czy w niespokojnym grudniu 1981 roku niemożność pozorowania działań i konieczność podjęcia decyzji doprowadziły generała na skraj załamania nerwowego?
"Ojciec ma naturę pesymisty. Nawet jak mu się przekazuje dobra wiadomość, to zaraz ma jakąś wątpliwość: 'A co będzie, jeśli...' i rzuca czarnym scenariuszem. (...) ten pesymizm i poczucie lęku determinowały wiele decyzji życiowych, łącznie z tą najważniejszą" - tak o ojcu pisała Monika Jaruzelska w książce "Towarzyszka panienka". Ze wspomnień współpracowników Jaruzelskiego rzeczywiście wynika, że w krytycznym 1981 roku wskazane przez córkę cechy charakteru generała uwypukliły się do tego stopnia, że Jaruzelski poważnie rozważał ustąpienie ze stanowiska. 3 kwietnia 1981 roku w wagonie kolejowym pod Brześciem doszło do słynnego spotkania generała i ówczesnego pierwszego sekretarza KC PZRP Stanisława Kani z szefem KGB Jurijem Andropowem i sowieckim ministrem obrony Dmitrijem Ustinowem. Przedmiotem rozmowy była kryzysowa sytuacja w ludowej Polsce i stan wojenny. Jak wspominał później Ustinow, Jaruzelski "powiedział mi w cztery oczy, że nie może pracować, brak mu sił i bardzo prosił o zwolnienie go z funkcji". Leonid Breżniew nie wyrażał jednak na to zgody. "Poleciał" jedynie Kania.
Wytrącony - dziś powiedzielibyśmy - ze "strefy komfortu" Jaruzelski musiał podjąć decyzje i to w tak dramatycznej sytuacji i w tak fundamentalnej sprawie. Jak pisał Lech Kowalski w książce "Jaruzelski. Generał z skazą", targały nim ogromne emocje. Generał wiedział, że "Solidarność" może brutalnie "pokonać" wojskiem i milicją. "W wypadku konfrontacji siłowej [z "Solidarnością"] Jaruzelskiego mogła jedynie przerażać liczba ewentualnych ofiar (zabitych i rannych). Inne hamulce nie istniały w jego kalkulacjach". "Jaruzelski miotał się. Chciał radykalnych rozwiązań i zarazem przed nimi się wzdragał" - ten często przytaczany cytat z "Siedmiu wspaniałych. Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR" profesora Jerzego Eislera chyba celnie oddaje stan generała. "Wydaje się, że nastroje samobójcze jesienią 1981 roku nie były obce generałowi. Trudno oczywiście rozstrzygać, w jakim stopniu im ulegał, a w jakim sam jest współtworzył. Być może nawet nie do końca świadomie podtrzymywał je w swoim najbliższym otoczeniu" - czytamy.
A "najbliższe otoczenie" otrzymywało wyraźne sygnały. 11 listopada po naradzie Jaruzelski, obawiający się sowieckiej interwencji w Polsce, poprosił Mieczysława Rakowskiego o rozmowę. Doszło do niej na balkonie gabinetu generała, co Rakowski opisał w "Dziennikach politycznych". "Mietku, kiedy tu [Sowieci] wejdą, to obaj wiemy, co ze sobą zrobić. Ty jesteś oficerem rezerwy, ja służby czynnej" - miał powiedzieć Jaruzelski, sugerując honorowe odebranie sobie życia. "Jako oficer z wychowaniem i tradycjami wyniesionymi z przedwojennego domu, mógł je rozważać" - ocenia profesor Eisler. Rozmowę ojca z Rakowskim potwierdziła również córka Jaruzelskiego. "Po latach dowiedziałam się od Mietka Rakowskiego, którego bardzo lubiłam, że ojciec wówczas wezwał go do siebie i powiedział, że jak wejdą Rosjanie, palnie sobie w łeb. I że to samo powinien zrobić Mietek" - mówiła Monika Jaruzelska w rozmowie z "Newsweekiem".
Wraz z upływającymi dniami, nastrój generał pogarszał się, a pesymizm wzrastał proporcjonalnie do dystansu dzielącego generała od "godziny zero". W nocy z 9 na 10 grudnia w Sztabie Generalnym ludowego Wojska Polskiego miała miejsce odprawa dotycząca szczegółowego planu stanu wojennego. Emocje były ogromne, bo - jak wspominał Jaruzelski - "byliśmy wzruszeni i zdeterminowani". Na pożegnanie Jaruzelski uściskał i ucałował wszystkich uczestników spotkania. Trudno tutaj nie pomyśleć, że mogło to wyglądać na pożegnanie. Znający generała jeszcze z przedwojennych czasów nauki w gimnazjum ojców marianów na warszawskich Bielanach, minister handlu wewnętrznego Zenon Komender rozmawiał z Jaruzelskim 10 grudnia. Żarty i wspomnienia starych czasów - to miały być tematy luźnej pogawędki. Komender nie dał się jednak zwieść pozorom, wyczuwał ogromny niepokój w tonie starego kolegi, którego myśli na pewno nie uciekały do beztroskich czasach bielańskiego gimnazjum. "Przyznam się, że gdy usłyszałem jego głos w radiu rano 13 grudnia, odetchnąłem z ulgą. Bałem się, że w tej sytuacji strzeli sobie w łeb" - przyznał potem Komender.
Na koniec oddajmy głos Jaruzelskiemu, który o myślach samobójczych w 1981 roku mówił wielokrotnie. "Do ostatniej chwili dla mnie był morderczy moment, to były ciężkie przeżycia. Ja nie spałem, ja już myślałem o samobójstwie. Nie chcę do tego wracać, bo to koszmar tych dni, wiedziałem przecież, z jakimi to będzie konsekwencjami, ale jednocześnie miałem to poczucie i przekonanie, że jeśli tego nie wprowadzimy, to skończy się naprawdę wielką, wielką tragedią " - powiedział Janowi Osieckiemu, autorowi "Generała". "Nienawiść jest pojęciem ewidentnym. Musi się manifestować agresją skierowaną przeciwko czemuś lub komuś, a nawet przeciwko sobie. Mogę tylko powiedzieć, że byłem w takim punkcie... Autoagresja narastała. W tygodniach i dniach poprzedzających stan wojenny byłem bliski desperackich samobójczych myśli" - to Jaruzelski w rozmowie z Piotrem Najsztubem. O pistolecie leżącym na biurku i samobójstwie wspominał również Zbigniewowi Hołdysowi, ale ostatecznie nie zgodził opublikować tego fragmentu w magazynie "Wprost".
Jaruzelski nie popełnił samobójstwa. 13 grudnia 1981 roku Polacy usłyszeli pamiętne: "Obywatelki i obywatele. Wielki jest ciężar odpowiedzialności, jaka spada na mnie w tym dramatycznym momencie polskiej historii. Obowiązkiem moim jest wziąć tę odpowiedzialność". Jak puentuje profesor Eisler, samobójstwem mógł w "tragiczny sposób zdjąć z siebie brzemię odpowiedzialności", a "gest samobójczy wpisałby [Jaruzelskiego] do panteonu bohaterów narodowych". Jak wiemy, historia potoczyła się w innym kierunku.
Artur Wróblewski