"Niemcy z premedytacją spalili nam 35 kilometrów akt"
3 października Archiwum Akt Nowych rozpoczęło obchody stulecia istnienia tej zasłużonej dla Polski instytucji. Z tej okazji Interia rozmawiała z dyrektorem Tadeuszem Krawczakiem o dziejach AAN.
- Geneza dzisiejszego Archiwum Akt Nowych łączyła się z troską naszych przodków o dziedzictwo kulturowe: muzealne, ale też dokumentowe - mówi w rozmowie z Interią dyrektor placówki Tadeusz Krawczak. Pierwsze kroki w kierunku zarchiwizowania istotnych z polskiego punktu widzenia dokumentów podjęto w czasie pierwszej wojny światowej.
- Jednym z motorów takich działań był książę Zdzisław Lubomirski, który widząc ożywione życie społeczne Polaków w czasie wielkiej wojny, wystosował apel, by zbierać i dokumentować wszystkie wydawane wówczas broszury, ulotki i odezwy w specjalnym archiwum społecznym. Wszystko to w celu, by przyszłości ta ożywiona działalność niepodległościowa polskiego społeczeństwa nie uległa zapomnieniu. Ale to tylko jest jeden z przykładów. Doszło do spotkań fachowców: historyków i dokumentalistów, którym leżała na sercu problematyka polskich archiwów. Postanowiono prowadzić działania ratunkowe - mówi dyrektor AAN.
Gdy na mocy wydanego przez Niemcy i Austro-Węgry aktu 5 listopada 1916 roku działalność rozpoczęła Tymczasowa Rada Stanu w Królestwie Polskim, postanowiono powołać specjalny organ zajmujący się archiwami. - Miał on zabezpieczać dokumentację doby wielkiej wojny i dokumentację po państwach zaborczych - mówi Krawczak - Padł pomysł utworzenia na szczeblu centralnym archiwum wojskowego. To jest bezpośrednia geneza późniejszego Archiwum Akt Nowych. Wracając do Rady Regencyjnej, to kwestiami archiwalnymi zajęło się Ministerstwo Wyznań i Oświecenia Publicznego i utworzono Wydział Archiwalny.
Kiedy Józef Piłsudski przejmuje pełnie władzy od Rady Regencyjnej, 7 lutego 1919 roku wydaje dekret o archiwach państwowych. W dokumencie znajduje się między innymi powołane przez Radę Regencyjną archiwum wojskowe. - Skoro to archiwum zostało wpisane w dekret Naczelnika Państwa, to znaczy, że nie tylko działało, ale też działało skutecznie i się sprawdzało - zaznacza dyrektor AAN.
- Jednak w okresie II Rzeczpospolitej z archiwum bywało różnie - kontynuuje Krawczak. - Polska międzywojenna borykała się z wieloma trudnościami po tych 123 latach niewoli. To zrobiło swoje, a wszystkie kłopoty państwa odbijały się na archiwach: brak możliwości finansowych, brak etatów, braki lokalowe... - wymienia - Archiwiści pracowali często w bardzo trudnych warunkach. W jednej siedzibie dosłownie tynkowano ściany w czasie pracy dokumentalistów. W innej były pojedyncze okna. W mroźne zimy personel był zmuszony pracować w bardzo niskich temperaturach. Pomimo tych często niesprzyjających warunków, pierwsza trudna praca została wykonana: uporządkowano, a później rozpoczęto udostępnianie dokumentów. Zajmowano się również dbaniem o dokumenty znajdujące się w gestii innych instytucji. Jednocześnie do zadania uporządkowania akt po zaborcach dochodzą kolejne zadanie: porządkowanie dokumentacji po centralnych organach państwa. W konsekwencji do 1939 roku zgromadzono ponad 37 kilometrów akt - wymienia dyrektor.
Warto zaznaczyć, że Archiwum Akt Nowych swoją nazwę otrzymało w 1930 roku. Wcześniej, bo w 1924 roku, na czele instytucji stanął Józef Stojanowski, który archiwami opiekował się do 1945 roku. Dzięki jego działalności między innymi udało się uzyskać z Wiednia polskie dokumenty sięgające aż 1825 roku. W czasie drugiej wojny światowej Stojanowski brał udział w ewakuacji zasobów archiwalnych na Jasną Górę. Niestety, większość akt została zniszczona w trakcie okupacji. - Po powstaniu warszawskim Niemcy z premedytacją spalili 35 kilometrów akt znajdujących się w warszawskim zbiorze AAN - mówi Krawczak. - Już w 1939 roku po kapitulacji Warszawy wywieziono ze stolicy 78 wagonów akt. To ogromna ilość. Jeżeli ówczesne przeciętne wagony miały 25 ton udźwigu, to proszę sobie pomnożyć 78 wagonów razy 25 ton... - dodaje. Część archiwów trafiła do niemieckiego magazynu w Oliwie pod Gdańskiem, gdzie później zostały przejęte przez Armię Czerwoną. Ostatecznie wojnę przetrwało zaledwie kilka procent przedwojennych zasobów archiwalnych.
Po wojnie za Archiwum Akt Nowych "zabrali się" komuniści. - Po pierwsze, zmieniła się obsada personalna. Dyrektor Stojanowski i jego współpracownicy zostali usunięci z kierowniczych stanowisk. Po drugie, część materiałów, które przetrwały kataklizm wojenny, były przez komunistów z premedytacją wybrakowywane i niszczone. Wiele archiwów wywieziono do Związku Sowieckiego - opowiada Krawczak. Do dziś w Moskwie znajdują się na przykład archiwa polskiego przedwojennego kontrwywiadu czy ministerstwa spraw zagranicznych oraz wiele innych cennych zbiorów. Z tym procederem starali się walczyć szeregowi pracownicy AAN, którzy - jeżeli było to możliwe - wynosili potajemnie teczki i ukrywali je.
Po roku 1989 los AAN odmienił się. Dyrektor Krawczak jako jedno z najważniejszych osiągnięć wymienia przejęcie archiwum KC PZPR. W ostatniej chwili udało się uratować komunistyczne archiwa dotyczące walki z Kościołem katolickim. - Tym aktom groziła "kastracja". Jak się dowiedzieliśmy, jakie "prace" są planowane nad tym zbiorem, to w ciągu tygodnia udało nam się zabezpieczyć i uratować ten zbiór. W sumie to 270 metrów akt - mówi Krawczak.
Obecnie działalność AAN to nie tylko urzędowe przejmowanie dokumentów. - Za sukces poczytuję zdobycie zaufania społeczeństwa. To była żmudna i delikatna praca całego zespołu. Trwało to kilka lat, ale teraz zbieramy tego owoce, a jednym z efektów jest zabezpieczenie dokumentacji Polskiego Państwa Podziemnego. Wszystko to dzięki pracy poszukiwawczej, oczyszczaniu skrytek czy przekazaniu dokumentów przez osoby prywatne - mówi dyrektor. Wśród innych cennych nabytków AAN, dyrektor wymienia również między innymi archiwa Armii Andersa czy unikatowe dokumenty dotyczące ratowania polskiego złota w 1939 roku. - A jednym z największych zaskoczeń było przekazanie nam roboczej dokumentacji z prac nad traktatem ryskim z 1921 roku - akcentuje Krawczak.
- Dziś jesteśmy chyba największym archiwum w Polsce o największych zbiorach, które liczą 45 kilometrów akt - powiedział dyrektor AAN. - Jednocześnie zmagamy się z trudnościami osobowymi, kilometry akt leżą, a nie ma się kto nimi zająć. Brakuje nam również lokali. Archiwiści są pariasami jeśli chodzi o zarobki i obsadę etatową. Mający o wiele mniej dokumentów Polin dysponuje ponad trzystoma etatami, a my z naszymi 45 kilometrami akt mamy sto etatów... Zostawię to bez komentarza - kończy dyrektor AAN, które 3 października rozpoczęło obchody stulecia istnienia.
Artur Wróblewski