Poczuli wstrząs, ale go zbagatelizowali. Błąd przypłacili życiem
Kilka dni przed katastrofą ziemia zaczęła trząść się pod ich stopami. Mieszkańcy miasta byli do tego przyzwyczajeni. Wstrząsy tektoniczne nie były na tych terenach niczym nadzwyczajnym. Przeżyli już jedno potężne trzęsienie Ziemi siedemnaście lat temu, a w niektórych miejscach miasta nadal można było zobaczyć ślady niszczycielskiej siły. Gdy w drugiej połowie października 79 roku ziemia znów zaczęła drżeć, mieszkańcy uznali, że to kolejna fala sejsmiczna i nie ma powodu do paniki — swój błąd przypłacili życiem.
Gdy rankiem 24 października wstrząsy stały się silniejsze, niektórzy postanowili na wszelki wypadek udać się do krewnych w innych miastach. W okolicach południa na niebie pojawił się słup ognia, gazu i głazów, unoszący się niczym sosnowe drzewo nad pobliskim wzniesieniem. Nikt nie miał już wątpliwości, że oto nadchodzi zagłada. Nie zwlekając ani chwili dłużej wielu postanowiło uciekać z miasta. Każdy, kto zbyt długu zamarudził; każdy, komu na drodze stanęła jakaś przeszkoda; każdy, kto zignorował znaki — zginął przygnieciony głazami pumeksu, zaduszony trującymi wyziewami, pogrzebany pod stertami wulkanicznego pyłu i stygnącej lawy. Wezuwiusz wybuchł — Pompeje przestały istnieć.
Wybuch Wezuwiusza opisał Pliniusz Młodszy — rzymski polityk i pisarz, który jako osiemnastolatek przebywał z matką w willi wuja w Misenumi po drugiej stronie zatoki. To on przyrównał nagłą erupcję gazu, lawy i głazów do sosnowego drzewa. Pliniusz opisał swoje wspomnienia w listach, lecz dopiero 25 lat po tamtych wydarzeniach.
Mimo to jego wspomnienia były wciąż żywe i do dziś mogą wywoływać ciarki trwogi, choć młody Rzymianin znajdował się 30 kilometrów od wulkanu. Jakże wielkie przerażenie musieli czuć mieszkańcy Pompejów położonych tylko 9 kilometrów od niosącego armagedon żywiołu? Wezuwiusz w ciągu sekundy wyrzucił 1,5 ton swoich wnętrzności na wysokość 33 kilometrów. Można spotkać opinie, że powstała wówczas energia cieplna była 100 tysięcy razy większa niż ta wytworzona przez bombę atomową zrzuconą na Hiroszimę w 1945 roku.
Zgodnie z zapisami Pliniusza Młodszego do wybuchu doszło 24 sierpnia 79 roku. Jednak dowody archeologiczne odnalezione w Pompejach w 2018 roku wskazują, że miasto zniknęło z powierzchni Ziemi w drugiej połowie października. Gdy płomienie trawiły kolejne budynki, a mieszkańcy, ich zwierzęta i cały dobytek życia ginęli przysypywani siedmioma metrami popiołu, zalewani lawą o temperaturze 400 - 600 stopni Celsjusza; chmura dymu zasłoniła słońce i na wiele długich godzin w rejonie Kampanii zapanowała ciemność — tak opisał to zdarzenie Pliniusz.
Ile osób zginęło w wyniku wybuchu Wezuwiusza? W tym przypadku można mówić jedynie o szacunkach, a te bywają niezwykle rozbieżne. Historycy nie są zgodni nawet, co do wielkości Pompejów. Jedni mówią o 3, inni o niespełna 7, a kolejni o 33 tysiącach mieszkańców. Pompeje nie były istotnym miastem z punktu widzenia całego cesarstwa, lecz w rejonie Kampanii stanowiły ważny ośrodek. Bogaci Rzymianie chętnie kupowali tu rezydencje, a amfiteatr mógł pomieścić 20 tysięcy osób, co zdaniem niektórych historyków każe przypuszczać, że populacja mieszkańców oscylowała wokół tej liczby. Ilu z nich zabił Wezuwiusz?
Szacuje się, że mogło to być nawet 16 tysięcy osób (choć do tej pory odnaleziono ciała niespełna dwóch tysięcy). Skoro Pompeje liczyły 20 tysięcy dusz, śmierć poniosło 16 tysięcy, to co stało się z pozostałymi 4 tysiącami? To pytanie zadaje sobie między innymi profesor Steven L. Tuck z Uniwersytetu w Miami, który od lat tropi ocalałych z Pompejów.
Gdy świat (do słownie) wali ci się na głowę, pierwsze, o czym myśli to ucieczka. Jednak potem pojawia się pytanie: dokąd? Dla wielu odpowiedź była oczywista: do rodziny, do znajomych. Ponieważ większość ich krewnych mieszkała w Kampanii, tym sposobem powstała diaspora pompejczyków w Neapolu, Cumae, Puteoli (dziś Pozzuoli).
Jednym z dowodów na ucieczkę z Pompejów do Neapolu jest antyczny ołtarz na cześć nieznanego z imienia oficera armii rzymskiej, który znajduje się na terenie dzisiejszej Rumunii. Inskrypcja na nim głosi, że był on mieszkańcem Pompejów, a później Neapolu.
To właśnie inskrypcje pozwoliły Stevenowi L. Tuckowi wytropić pięć innych rodzin ocalałych z Pompejów. Ludzie ci nosili unikatowe nazwiska, które występowały tylko w ich mieście. Amerykański badacz odkrył takie nazwiska na inskrypcjach nagrobnych, które powstały po 79 r., a zatem już po wybuch Wezuwiusza. Tuck odnalazł też dowody świadczące o tym, że pompejskie rody zawierały związki małżeńskie między sobą, co może świadczyć, że w Neapolu i innych miastach tworzyli własne społeczności. Może był to świadomy sposób na organizację życia w nowym miejscu, a może po prostu tylko ci, którzy przeżyli katastrofę, potrafili zrozumieć traumę, z którą borykali się ocaleni?
W czasie, gdy wybuchał Wezuwiusz, cesarzem Imperium Rzymskiego był Tytus Flawiusz. Jego biograf — Swetoniusz odnotował, że po katastrofie cezar okazał ocalałym wsparcie zarówno poprzez słowa pocieszenia, jak i wykładając fundusze, które miały pomóc im w odbudowaniu życia w nowym miejscu. Jednym z projektów sponsorowanych przez cesarza była budowa świątyń ku czci bogów, których szczególnie czcili pompejczycy: Izydy i Wulkana. Choć to ogień wydobywający się z podziemi zniszczył ich miasto, ocalali i ich potomkowie szczególną cześć oddawali bogowi metalurgii i ognia — Wulkanowi.