Polacy, którzy zmienili świat. Odkrywcy, wynalazcy, politycy

Jedni dawali przykład niezłomności ducha i toczyli boje w imię wolności. Drudzy dokonywali epokowych odkryć, wytyczali drogę w kosmos i rzucali wyzwania prawom fizyki. Dla innych najważniejsza była walka z groźnymi chorobami. Choć bez nich świat wyglądałby dziś zupełnie inaczej, o niektórych niestety już zapomnieliśmy...

Stefan Drzewiecki i Marian Rejewski. Na lądzie, w morzu i powietrzu

Drzewiecki kochał technikę – z dziecięcym entuzjazmem cieszył się z każdego kolejnego wynalazku. Sam również dokonał wielu niezwykłych odkryć. Najpierw zajął się transportem lądowym. Stworzył „drogomierz”, który pozwalał oszacować koszt przejazdu dorożką i stał się prototypem współczesnych liczników odległości.

Fascynowało go również podróżowanie pod wodą – dlatego skonstruował pływającą w zanurzeniu łódź. Rosjanie, dla których pracował, byli zachwyceni. I to tak bardzo, że zamówili całą flotę nowatorskich okrętów. A to tylko jedno z osiągnięć Drzewieckiego, które wpłynęło na działania wojenne w trakcie obu mających wkrótce nastąpić globalnych konfliktów.

Reklama

Zawdzięczamy mu też m.in. wyrzutnie torpedowe. Ale ląd i morze okazały się dla genialnego wynalazcy niewystarczające. Zajął się więc lotnictwem, a szczególnie – budową śmigła. Jego naukowe opracowania w tej dziedzinie do dziś nie straciły na aktualności.

Trudno ocenić, jak potoczyłyby się losy II wojny światowej, gdyby nie talent innego polskiego geniusza, Mariana Rejewskiego. Pod koniec lat 20. XX wieku zainteresował się on kryptologią. W tym czasie istniała już niemiecka maszyna szyfrująca Enigma.

Rejewski i jego dwaj koledzy mieli dużą wiedzę matematyczną oraz świetną intuicję. Doskonale znali też język naszego zachodniego sąsiada, dlatego kiedy francuski wywiad zdobył instrukcję urządzenia, od razu zabrali się do dzieła.

Wkrótce odtworzyli wzory, które wykorzystano w Enigmie, a w 1932 roku odczytali pierwszą wiadomość. W lipcu 1939 roku dokonania naszych uczonych przekazano Brytyjczykom i władzom w Paryżu. To właśnie te prace umożliwiły odczytywanie tajnych depesz hitlerowskiej piechoty, lotnictwa i marynarki.

Udało się nawet przechwycić materiały dotyczące pocisków rakietowych V-2! Czy bez pomocy Rejewskiego i jego współpracowników alianci zdołaliby pokonać III Rzeszę? Nie wiadomo...

Maria Skłodowska-Curie i Jan Czochralski. Pionierzy współczesnej medycyny i elektroniki

Czy można sobie wyobrazić świat bez energetyki jądrowej? Jak wyglądałaby dzisiejsza cywilizacja, gdyby nie była oparta na elektronice? Co działoby się z chorymi na raka bez radioterapii onkologicznej? Mało kto wie, że zawdzięczamy to wszystko dwójce Polaków o nieprzeciętnej ambicji i wielkim zamiłowaniu do nauki...

Maria Skłodowska-Curie spędzała w swoim laboratorium całe dnie. Niekiedy zapominała nawet o jedzeniu! Żyła w przełomowych czasach i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Najpierw Wilhelm Röntgen odkrył promieniowanie X, wkrótce potem zainteresował się nim Antoine Henri Becquerel. Polska uczona rozwinęła ich prace.

Jej żmudne badania prowadzone w ciasnej pracowni nie poszły na marne. Odkryła dwa nowe pierwiastki: polon i rad. Ten drugi zrewolucjonizował medycynę, umożliwiając leczenie niektórych chorób nowotworowych.

Ponadto okazał się wielokrotnie bardziej aktywny niż uran, a jego wyodrębnienie pozwoliło na dokładniejsze przeanalizowanie reakcji rozpadu promieniotwórczego i w efekcie – rozwój energetyki jądrowej.

Prace Jana Czochralskiego stworzyły natomiast podwaliny dla współczesnej elektroniki. Miał on niezwykłą zdolność – potrafił dostrzec wagę zjawisk. Podobno to właśnie dzięki tej umiejętności dokonał swojego przełomowego odkrycia, choć dopomóc miał mu również przypadek.

Pewnego razu roztargniony naukowiec zamiast zanurzyć pióro w atramencie umoczył je w tyglu ze stopioną cyną. Zauważył, że ze stalówki zwisa nitka. I to ona zaprowadziła go do kłębka! Natchniony niespodziewaną obserwacją opracował metodę otrzymywania monokryształów. Wytwarzanym jego techniką kryształom krzemu zawdzięczamy rozwój technologii – bez nich nie byłaby możliwa produkcja mikroprocesorów.

Jednak prawdziwy majątek przyniósł genialnemu chemikowi inny wynalazek. Po I wojnie światowej Polak mieszkał we Frankfurcie. W tamtym czasie Niemcom nie wolno było importować cyny, co rodziło poważne problemy, m.in. w kolejnictwie.

Na ratunek ruszył im wówczas Czochralski, tworząc tzw. metal B, który nie tylko świetnie sprawdzał się w zastępstwie deficytowego pierwiastka, ale też umożliwił znaczne zwiększenie prędkości pociągów!

Dziś uczony jest najczęściej cytowanym Polakiem w świecie techniki. Nikt nie ma wątpliwości, że w pełni zasługuje na miano ojca współczesnej elektroniki.

Kazimierz Funk i Hilary Koprowski. Uwolnić świat od chorób

Przez lata lekarze i biolodzy obserwowali wpływ odżywiania na kondycję człowieka, słusznie przypuszczając, że pewne schorzenia może wywoływać nieodpowiednia dieta.

Na początku XX wieku było już wiadomo, że do prawidłowego funkcjonowania organizmu niezbędne są węglowodany, tłuszcze, białka oraz sole mineralne. Jednak coś nadal umykało uczonym. Ten „szczegół” miał się okazać kluczem do zdrowia.

Polski biolog Kazimierz Funk chciał ustalić, jakiego składnika w pożywieniu brakuje osobom dotkniętym chorobą beri-beri, występującą głównie w Azji. Po długotrwałych badaniach doszedł do wniosku, że potrzebują one „aminy życia”, czyli... witaminy. To odkrycie zrewolucjonizowało naukę o żywności i dietetyce. Dziś każdy wie, jak ważnego odkrycia dokonał Funk, lecz mało kto pamięta jego nazwisko...

Polakowi zawdzięczamy też zwycięstwo w walce z chorobą Heinego-Medina wywoływaną przez wirus polio. Obecnie już niemal nikt nie zaprząta sobie nią głowy – dzięki Hilaremu Koprowskiemu. Do swoich badań wykorzystywał on szczury, które są odporne na to schorzenie.

Zdołał wyizolować bardzo osłabione wirusy, a następnie wstrzyknął je małpie. Sukces był niezaprzeczalny – u zwierzęcia nie wystąpiły żadne skutki uboczne! Droga do ogólno­dostępnej szczepionki pozostała jednak daleka. Potrzeba było lat testów klinicznych.

Koprowski skrócił ten proces... samemu zażywając specyfik! Gdy nie stwierdził u siebie szkodliwych efektów, preparat podano pierwszemu dziecku. Był rok 1950. Wkrótce zaczęto masowo szczepić maluchy w Ameryce oraz Afryce.

Dzięki staraniom immunologa dziewięć milionów dawek trafiło również do Polski i niemal z dnia na dzień udało się zatrzymać szalejącą epidemię polio. Ale wirusolog nie spoczął na laurach.

Nadal intensywnie pracował nad antidotum przeciw stwardnieniu rozsianemu, a także nowotworom. W jednym z wywiadów powiedział jednak, że najważniejszym wynalazkiem będzie lekarstwo przeciwko... ­ludzkiej głupocie.

Jan III Sobieski i Kazimierz Pułaski. Za wolność naszą i waszą

Mężowie bez skazy, ludzie honoru gotowi poświęcić życie walce o wiarę i wolność. Choć dzieli ich stulecie, obaj wyznawali te same wartości i odcisnęli piętno na losach świata.

Jan Sobieski od najmłodszych lat był wychowywany w duchu szacunku dla tradycji i narodowych bohaterów. To przesądziło o jego życiu. „Podczas mego urodzenia biły pioruny” – pisał. Towarzyszyły mu one także później, gdy walczył przeciw tureckiej i szwedzkiej nawale. Był prawdziwym geniuszem wojny, potrafił pokonać wroga mimo jego miażdżącej przewagi.

Z właściwą sobie brawurą udowodnił to 12 września 1683 roku pod Wiedniem. Miasto oblegało 100 tysięcy żołnierzy osmańskich pod wodzą wezyra Kara Mustafy. Polski król miał po swojej stronie zaledwie ok. 30 tysięcy kawalerzystów.

Zaszarżował. Imponujące natarcie rozgromiło siły przeciwnika, a władca Rzeczpospolitej został okrzyknięty obrońcą religii i kultury Zachodu. Gdyby nie on, chrześcijańską Europę czekałaby ciężka próba.

Blisko sto lat później młody Kazimierz Pułaski nie mógł spokojnie przyglądać się temu, na co Rosja pozwalała sobie w Rzeczpospolitej. Choć nie odebrał tak starannego wykształcenia jak Sobieski, równie mocno miłował wiarę i wolność.

Jako dwudziestoparolatek wziął udział w konfederacji barskiej skierowanej przeciw wschodniemu imperium. Gdy stało się jasne, że powstanie nie ma szans powodzenia, ofiarował swoje umiejętności tym, którzy mogli wywalczyć niepodległość – Amerykanom.

Po drugiej stronie Atlantyku wybuchł bowiem bunt kolonii przeciw brytyjskiej zwierzchności. W Nowym Świecie Pułaski nawiązał bliskie stosunki z generałem Jerzym Waszyngtonem, który został później pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych.

W 1777 roku uratował mu nawet życie podczas bitwy pod Brandywine! Dwa lata później zdołał ze swoją kawalerią odbić z rąk Brytyjczyków port w Charleston w Karolinie Południowej.

Dla obywateli USA stał się symbolem walki o niepodległość i bohaterem narodowym. Do dziś obchodzi się tam Dzień Pułaskiego. Niektórzy uważają, że bez „małego rycerza” z Polski historia największego współczesnego mocarstwa mogła potoczyć się zupełnie inaczej.

Jan Paweł II i Lech Wałęsa. Papież i elektryk niszczą zbrodniczy system

Jesienią 1978 roku tysiące Polaków przecierało oczy ze zdumienia: Karol Wojtyła został wybrany papieżem! Radość i duma wypełniały serca zwykłych obywateli. Tymczasem w szeregach partii rządzącej zapanował wyraźny popłoch. Atmosfera była napięta. Wciąż doskonale pamiętano rozruchy z lat 1970 i 1976. Z niepokojem zastanawiano się, jak na sytuację w PRL wpłyną wydarzenia w Watykanie. Najgorsze obawy komunistów wkrótce się spełniły...

Na Wybrzeżu raczkowały już wtedy nielegalne organizacje zrzeszające pracowników. Coraz potężniej brzmiały głosy niezadowolenia z obowiązującego ustroju. W Gdańsku przyjęły twarz konkretnego człowieka – Lecha Wałęsy. Kierunek zmian został wytyczony.

W kolejnym roku Jan Paweł II odbył pierwszą pielgrzymkę do ojczyzny. W Warszawie odprawił mszę, która w sercach Polaków zasiała nadzieję na poprawę losu. Nastroje anty­rządowe osiągnęły apogeum latem 1980 roku. Przez kraj przetoczyła się fala strajków.

Trzydziestego pierwszego sierpnia Wałęsa podpisał ­porozumienie o ich zakończeniu i utworzeniu wolnych związków zawodowych. Tym wydarzeniom w napięciu przyglądał się cały świat. Nazwisko skromnego elektryka stało się symbolem walki o wolność.

Nie był to jednak koniec trudności. Następne lata przyniosły wiele dramatycznych zwrotów akcji: nieudany zamach na papieża, wprowadzenie stanu wojennego i internowanie Wałęsy. Mimo to w 1989 roku „droga przez ciernie” dobiegła końca.

Stary porządek upadł. Nadszedł czas gospodarczej i politycznej przebudowy Europy Środkowo-Wschodniej. A Lech Wałęsa i Jan Paweł II mogli wreszcie uścisnąć sobie ręce – w wolnej Polsce...

Mikołaj Kopernik i Aleksander Wolszczan. W drodze do gwiazd

Ta listopadowa noc 1500 roku była wyjątkowa. Niespełna trzydziestoletni Mikołaj Kopernik przebywał akurat w Rzymie, jednak nie zajmowały go popularne w tamtych czasach rozrywki – obserwował zaćmienie Księżyca.

Fascynowały go sfery niebieskie, chociaż z wykształcenia był prawnikiem, wkrótce zaś miał rozpocząć naukę medycyny. Poza tym zajmował się ekonomią i był sprawnym urzędnikiem. Nie zostawało mu zbyt wiele czasu na wpatrywanie się w gwiazdy, lecz mimo to spędzał noce, leżąc w ogrodzie i obserwując niebo.

Był wytrwały, odważny i – nawet jak na człowieka renesansu – miał wyjątkowo otwarty umysł. To wszystko w połączeniu z gruntowną wiedzą matematyczną zaowocowało dziełem jego życia: O obrotach sfer niebieskich.

Czy dokonał przewrotu w nauce? To mało powiedziane! Obliczenia Kopernika zachwiały całym ówczesnym światopoglądem: czy to możliwe, że Ziemia nie stanowi centrum wszechświata? Wielu nie chciało w to uwierzyć.

Na początku XVII wieku traktat polskiego astronoma trafił na indeks ksiąg zakazanych, a z istniejących egzemplarzy wykreślano sformułowania sprzeczne z nauką Kościoła. Szczególnie gorliwie zajęto się tym we Włoszech.

Oczywiście dziś nikt nie kwestionuje heliocentrycznej budowy Układu Słonecznego. Ale co znajduje się poza nim? Tę granicę przekroczył na początku lat 90. XX wieku inny polski uczony: astrofizyk Aleksander Wolszczan.

Odkrył wówczas pierwsze trzy planety poza Układem Słonecznym, a na początku obecnego stulecia – kolejną. Natychmiast zaliczono go do prestiżowego grona najwybitniejszych naukowców w dziejach: jego nazwisko wymieniano jednym tchem obok Galileusza, Newtona i Einsteina.

Obecnie profesor Wolszczan często jest pytany o możliwość zasiedlania „obcych” ciał niebieskich. W tym względzie pozostaje jednak sceptyczny – odległości są zbyt duże dla współczesnej technologii, dlatego załogowe loty poza Układ Słoneczny póki co pozostają w sferze marzeń.

Za to już teraz badamy chemiczny skład innych atmosfer w poszukiwaniu elementów niezbędnych do życia. Być może kolejny Polak odkryje w dalekim, zimnym kosmosie dowody istnienia pozaziemskiej cywilizacji? Kto wie...

Jan Heweliusz i Mieczysław Bekker. O dwóch takich, co zbadali księżyc

Od momentu, gdy Kopernik sformułował swoje tezy o heliocentryzmie, minęło sto pięćdziesiąt lat. Tymczasem w Gdańsku Jan Heweliusz pracował nad innym niezwykłym dziełem. Jego książka Selenografia, czyli opisanie Księżyca na dziesięciolecia stała się podręcznikiem wiedzy o ziemskim satelicie.

Trzy mapy, kilkadziesiąt rycin i dokładny opis – oto, co pozostawił po sobie ten utalentowany miłośnik astronomii. Choć zgodnie z rodzinną tradycją zajmował się browarnictwem (nieźle na tym zarabiając), to właśnie ciała niebieskie stanowiły sens jego życia. Śladem poprzednika z Torunia Heweliusz obserwował również Słońce.

Odkrył cztery komety oraz podważył teorię Keplera o prostych torach ich ruchu. A Księżyc wciąż cierpliwie czekał, aż człowiek postawi na nim ­pierwszy krok…

W roku 1961 NASA wywołała niemałe poruszenie, ogłaszając konkurs na skonstruowanie pojazdu, który miałby przewozić kosmonautów po powierzchni Srebrnego Globu. Wyzwanie podjęło m.in. dwóch polskich inżynierów pracujących w USA. Jednym z nich był Mieczysław Bekker, od wielu lat zajmujący się terramechaniką: starał się jak najlepiej dostosować koło lub gąsienicę do jazdy po trudnym podłożu.

Księżycowy łazik miał spełniać kilka istotnych warunków – musiał być odporny na skrajne temperatury i radzić sobie ze stromymi zboczami. Bekker od razu zabrał się do pracy i… odniósł wielki sukces!

Według jego koncepcji zbudowano Lunar Roving Vehicle, którego koła wykonano z ocynkowanego drutu fortepianowego, dzięki czemu pojazd nie zakopywał się we wszechobecnym pyle. Mógł przewieźć dwóch astronautów wraz z wyposażeniem i próbkami skał na odległość trzydziestu kilometrów.

Konstrukcje naszego rodaka brały udział w trzech misjach na Srebrnym Globie. Po latach czwarta trafiła na Marsa. Dokąd dotrzemy w najbliższej przyszłości dzięki polskim wynalazkom? Czas pokaże.

Ignacy Łukasiewicz i Jan Szczepanik. Galicyjscy geniusze

Wreszcie wszystko zaczynało się układać. Był koniec 1847 roku, gdy Ignacy Łukasiewicz opuścił lwowskie więzienie, w którym przesiedział blisko dwa lata za działalność przeciw zaborcy. Wrócił do pracy w aptece, ale czas spędzał nie tylko na sporządzaniu leczniczych mikstur – wraz ze swoim przyjacielem badał też wydobywaną w Galicji ropę.

Bywało, że wielo­godzinne eksperymenty kończyły się pożarem lub nawet wybuchem. Mimo to młodzi zapaleńcy nie poddawali się – i odnieśli sukces! W marcu 1853 roku ich pracownię rozjaśnił blask pierwszej lampy naftowej. Już kilka miesięcy później okazało się, jak ogromnym przełomem jest ten wynalazek. Miał moc piętnastu świec, więc kiedy zastosowano go w lwowskim szpitalu, możliwe stało się przeprowadzenie w środku nocy operacji ratującej życie pacjenta.

Konstruktorzy nie zamierzali osiąść na laurach. Wprawdzie ich urządzenie dawało piękne światło, ale kopciło i zatruwało powietrze. Tylko jak wyeliminować te wady? Odpowiedź Łukasiewicz znalazł w... gazecie. Trafił w niej na notkę o „oleju skalnym” występującym w okolicach Gorlic oraz ogłoszenie o wakacie w tamtejszej aptece. Nie wahał się ani chwili. Niemal bez grosza przy duszy wyruszył na spotkanie z przeznaczeniem. Po przeprowadzce udoskonalił swoje odkrycie, wkrótce porzucił też fach farmaceuty.

„Ten płyn to przyszłe bogactwo kraju, to dobrobyt i pomyślność jego mieszkańców, to nowe źródło zarobku dla biednego ludu i nowa gałąź przemysłu” – pisał o ropie. Znalazł wspólników, z którymi zaczął prace wydobywcze na dużą skalę. Wkrótce „czarne złoto” miało stać się najważniejszym surowcem na ziemi.

Ale Łukasiewicz nie był jedynym geniuszem, którego wydała na świat Galicja. Bez Jana Szczepanika, nazywanego polskim Edisonem, nie byłoby współczesności, jaką znamy.

Jego telektroskop, służący reprodukowaniu obrazów na odległość, stał się prototypem telewizorów. Swoją kamerą wykorzystującą barwną błonę fotograficzną i samym filmem zrewolucjonizował kinematografię. Wymyślił też sposób nanoszenia „zdjęć” na tkaninę bez konieczności długotrwałego haftowania. Pracował nad łodzią podwodną, sterowcami oraz kamizelką kulo­odporną.

Ten ostatni wynalazek uratował życie królowi Hiszpanii! Gdy po śmierci Jana Szczepanika syn porządkował jego rzeczy, odnalazł dwie szafy pełne notatek i nowych pomysłów. Kto wie, gdzie ludzkość byłaby dzisiaj, gdyby geniusz z Galicji zdołał zrealizować wszystkie swoje zamierzenia...

Józef Piłsudski kontra Feliks Dzierżyński. Po dwóch stronach barykady.

Tych dwóch Polaków z  Kresów więcej dzieli, niż łączy. Obaj nienawidzili carskiej Rosji, ale wybrali dwie skrajnie różne metody walki ze wschodnim mocarstwem. Dzierżyński, choć we wczesnej młodości zaczytywał się w Panu Tadeuszu i pragnął wolności ojczyzny, z czasem stał się "czerwonym katem i mieczem rewolucji".

Zafascynowała go idea internacjonalizmu - na tyle, że zrezygnował z patriotyzmu i szacunku dla ludzkiego życia. Po triumfie bolszewików nad carem stanął na czele Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z  Kontrrewolucją i Sabotażem, zwanej w skrócie Czeka.

Wyroki śmierci, codzienne egzekucje, ofiary liczone w tysiącach: to tragiczny bilans działalności tej politycznej policji. W imię komunizmu Dzierżyński był gotów poświęcić setki ludzkich istnień. - Czeka to nie sąd, Czeka to obrońca rewolucji. Winna troszczyć się wyłącznie o jedno - o zwycięstwo. Nawet jeśli jej miecz przy tym spadnie przypadkiem na głowy niewinnych - mówił.

Lenin słusznie przewidywał, że jako Polak Dzierżyński nie będzie odczuwał skrupułów przed mordowaniem Rosjan. Jak się później okazało, nie miał ich także wobec zabijania swoich rodaków... Piłsudski stanął po drugiej stronie barykady. Odbudowując Rzeczpospolitą, doskonale zdawał sobie sprawę, z jak zbrodniczą siłą musi się zmierzyć.

Gdyby bolszewizm ogarnął nasz kraj, świeżo odrodzone państwo utonęłoby we krwi. A plan Lenina i Dzierżyńskiego był jasny - podbić całą Europę. W Niemczech komuniści szykowali się do przejęcia władzy i  chętnie przywitaliby czerwone oddziały. Na to Marszałek nie mógł pozwolić.

Piętnastego sierpnia 1920 roku polskie wojsko zatrzymało armię radziecką. Eksport rewolucji się nie powiódł. Bitwa warszawska, nazywana także cudem na Wisłą, do dziś jest uznawana za jedną z batalii, które zaważyły na losach Starego Kontynentu. Józefa Piłsudskiego niektórzy zaś zaliczają do grona najwybitniejszych polityków na świecie.

Dr Klaudia Kościelska

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy