Polacy lubują się w martyrologii. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej
Rozmowa z Adamem Zamoyskim to bardzo interesujące doświadczenie. Mieszkający na co dzień w Wielkiej Brytanii, autor poczytnych książek o historii Polski, ma specyficzne spojrzenie na kwestię naszych dziejów. Specyficzne i często niewygodne dla dyżurnych obrońców dobrego imienia ojczyzny.
Artur Wróblewski, Interia: Co cechuje skuteczną politykę historyczną i czego brakuje polskiej polityce historycznej?
Adam Zamoyski: Ja bym zaczął przede wszystkim od tego, że nie powinniśmy mieć polityki historycznej. Historię powinniśmy tylko badać i się z niej uczyć, a nie używać historii. Oczywiście, można ją rozpowszechniać, ale nie można nią manipulować w celu propagowania państwa czy pewnych idei. To jest zawsze bardzo ryzykowne. Taka zabawa może prowadzić do potwornych manipulacji, które mogą się niezwykle źle skończyć.
Jednak polityka historyczna jest narzędziem przyjętym w wielu państwach europejskich. Czy zatem Polska powinna odpuścić w tej dziedzinie?
- W Anglii nie ma żadnej polityki historycznej...
...natomiast Niemcy czy Rosja korzystają z niej bardzo sprawnie.
- To prawda, ale to jest wszystko manipulacja. Popatrzymy na Rosję, oni wręcz fałszują historię. Z chwilą, kiedy państwo w ten sposób włącza się w życie naukowe, jest ewidentnym, że nauka będzie wypaczana w taką czy inną stronę. To jest bardzo niezdrowe. Historia to są dzieje, a nie interpretacja tego, co się działo. A już na pewno nie interpretacja tego, co się działo, w celach państwowych: wewnętrznych czy zewnętrznych.
Jeżeli zatem, zapowiadane przez rząd Prawa i Sprawiedliwości wzmocnienie działania w sferze polityki historycznej, jest bezcelowe, to jakie elementy polskiej historii najlepiej "sprzedałyby się" na świecie?
- Kształtowanie pozytywnego wizerunku Polski można robić promując i udostępniając te elementy naszej historii, które mogą obcokrajowców zainteresować. Jednocześnie nie należy historii fabrykować pod propagandę, ale rzetelnie korzystać z tych elementów historii, które można "sprzedać". Przede wszystkim trzeba przestać biadolić nad naszymi nieszczęściami i przedstawiać się jako naród męczenników. To nikogo nie interesuje. Ludzie lubią sukces!
Powiedział Pan, że dla obcokrajowców z którymi rozmawiał, najsłynniejszym Polakiem jest Fryderyk Chopin. Wydaje mi się, że gdyby wyjść teraz na ulicę i zadać o to pytanie stu Polakom, to żaden z nich nie wymieniłby osoby kompozytora. Padałyby pewnie nazwiska Józefa Piłsudskiego, papieża Jana Pawła II czy może Lecha Wałęsy. Skąd ten rozdźwięk?
- To dosyć oczywiste. Chopin to osobowość międzynarodowa i znana na całym świecie. Wiele z tych osób, z którymi rozmawiałem, nie słyszało o Piłsudskim, Wałęsa czy papież to osoby szerzej znane. Można powiedzieć, że spośród wszystkich Polaków najbardziej na świecie "gra" Chopin. Jego osobowość i muzyka fascynują obcokrajowców.
Zatrzymując się jeszcze na moment przy Chopinie... Konkurs Chopinowski, ewenement i wydarzenie w skali światowej, w Polsce wydaje się być nie do końca doceniony.
- Zacznijmy od tego, że Polacy nie są wielkimi melomanami. Kiedy Karol Szymanowski miał swój pierwszy koncert w wyzwolonej po 1918 roku Warszawie, to skarżył się na to, że sala była pusta (śmiech). A on przez dziesięciolecia marzył o tym, żeby zagrać w wolnej Polsce. Nie jesteśmy narodem melomanów, bo nie ma u nas tradycji chodzenia na koncerty czy grania razem w gronie rodziny. Zaznaczę, że nie mówię tu o polskiej muzyce ludowej, którą na wsiach wykonywano.
- Prawda jest taka, że w przeszłości kultura muzyczna powstawała na dworach królewskich i książęcych, ale - w XVII i XVIII wieku - również w domach bogatej klasy mieszczańskiej. Tak było w Anglii czy Niemczech. Konsekwencją tego procesu było powstanie kultury koncertów publicznych, a w dalszej kolejności koncertów w gronie rodziny i przyjaciół: duetów czy tercetów. Przecież w XIX wieku w każdym mieszczańskim domu był fortepian, a domownicy zbierali się, by razem grać i śpiewać.
- W Polsce sytuacja była inna. Kultura muzykowania zaistniała w niektórych domach magnackich i szlacheckich. Natomiast nie przebiła się dalej, bo nasze mieszczaństwo było biedne. Dodatkowo, w XX wieku ziemiaństwo i klasa średnia zostały wytępione przez hitlerowców i komunistów, a kultura muzyczna upadła. Na szczęście obecnie kultura muzyczna w naszym kraju ponownie się rozwija.
Powracając do tematyki stricte historycznej... Dlaczego Polacy lubują się w martyrologii i cierpieniu, ewentualnie zwycięstwach militarnych, a mniej interesują ich kwestie osiągnięć, postępu gospodarczego czy kultury?
- Lenistwo moralne. Łatwiej jest siedzieć w domu i narzekać: "Nic mi się nie udało, bo jesteśmy prześladowanym narodem i ofiarami". To "piękne" wytłumaczenie dla nic nie robienia. Jeżeli człowiek zaczyna myśleć o sukcesach czy postępie, wtedy pojawia się pewien przymus: "A może trzeba się ruszyć i samemu coś zrobić?".