Polityka pamięci - niedoceniany kapitał

Polityka pamięci powinna być rozpatrywana co najmniej w dwóch aspektach rzeczywistości. W pierwszym chodzi o pamięć, rozumianą jako część składowa społecznej świadomości, zbiorowego poczucia tożsamości. Dotyczy to zarówno poziomu lokalnego jak i ogólnopolskiego. Dotyczy także zakresu, w jakim polskie doświadczenie współkształtuje pamięć europejską i światową. Druga płaszczyzna to polityka pamięci, rozumiana jako element wymiaru sprawiedliwości, dążenie do wskazania i nazwania po imieniu zbrodni i ich sprawców. Przełożenie ustaleń naukowych na działania wymiaru sprawiedliwości w celu odnalezienia i ukarania winnych. A jeśli to niemożliwe (np. ze względu na ich wcześniejszą śmierć) wprowadzenie do publicznej dyskusji naszej wiedzy o zbrodniach, sprawcach i ofiarach, co łączy się z pierwszym wspomnianym wymiarem.

Kluczem do polityki pamięci jest PRAWDA. Przypomnijmy więc, że według elementarnych definicji ze Słownika Języka Polskiego prawda to "zgodność z rzeczywistością, brak kłamstwa, fałszu, udawania". "Pamiętać" według tegoż słownika  znaczy "znać coś bardzo dobrze". Natomiast "pamięć" to "zdolność umysłu  do przyswajania, utrwalania i przypominania doznanych wrażeń, przeżyć lub jakichś wiadomości". Utrwalania tego, co było, a nie tego, co mogą podsuwać ufryzowane mity albo kłamstwa zadekretowane jako prawda.

Polityka pamięci jest przeciwieństwem polityki niepamięci, czyli polityki zapomnienia, opartej o wypieranie zbiorowego i indywidualnego doświadczenia ze społecznej świadomości. Rzeczywistość nie znosi próżni. Tam, gdzie nie ma wsparcia dla przypominania prawdy, tam jest automatycznie zostawiane miejsce dla kłamstwa, dla rewitalizacji starych bądź zaszczepienia nowych, propagandowych mitów. Tam, gdzie nie ma polityki pamięci, tam społeczeństwo staje się, można to ująć kolokwialnie, żerowiskiem dla socjotechniki, manipulacji, polityki historycznych zafałszowań - często intencjonalnie wspieranych przez różne środowiska bądź całe państwa. Tam, gdzie nie ma polityki pamięci, zyskują też większe pole do popisu różnego formatu pseudohistorycy, usłużni publicyści czy wykazujący się złą wolą bądź brakami w edukacji politycy - nierzadko dający się łatwo zaprząc do działań wykonywanych (świadomie bądź nieświadomie) na rzecz stronniczej polityki innego państwa.

Reklama

Polityka pamięci to niezbywalne zadanie państwa. To także obywatelska powinność. Janusz Kurtyka jako prezes IPN czuł się szczególnie zobowiązany do dbałości o wypełnianie przez państwo swych obowiązków w tej dziedzinie.

Polska nie ma się czego wstydzić

Wciąż żyjemy w czasach, kiedy wydarzenia II wojny światowej są niesłabnącym punktem odniesienia do międzynarodowych dyskusji politycznych, ważnych obchodów rocznicowych i sporów. Tam, gdzie niektórzy publicyści dzisiaj w niezbyt stosownych formułach próbują podsumować postawę Rzeczypospolitej Polskiej w drugiej wojnie światowej jako nieskuteczną (bo nie przyniosła nam ostatecznie zwycięstwa), Kurtyka dostrzegał kapitał o uniwersalnym charakterze, kapitał, jaki polscy obrońcy wolności i niepodległości pozostawili w spadku przyszłym pokoleniom. Rzeczpospolita Polska, jako państwo, które w odróżnieniu od państw sąsiednich, broniło wolnego świata, nie kapitulowało, nie kolaborowało w popełnianiu zbrodni z totalitarnymi potęgami, powinna być traktowana przez dzisiejsze generacje Polaków jako szczególnie cenne duchowe dziedzictwo. Nasz dorobek państwowy jest bowiem przeciwieństwem niemieckiego bagażu zbrodni, którego świadomość powinna być w dalszym ciągu obciążeniem i przestrogą dla kolejnych generacji Niemców (i państw z nimi kolaborujących). Jest też przeciwieństwem zbrodniczego bilansu imperialnej historii ZSRR.

To ten kapitał pozwala nam bez większych oporów mierzyć się z prawdą o najnowszej historii. Martyrologia polskich obywateli, historia państwa podziemnego, Armii Krajowej i sił zbrojnych RP, bohaterskie życiorysy żołnierzy i cywilów - mimo tragicznych losów, dzisiaj pozwalają wolnej Polsce z podniesionym stawać do debat na temat historii i jej wpływu na współczesność. Często jednak rodzi się pytanie: dlaczego tak rzadko z tego kapitału korzystamy. "Powinniśmy budować w naszym narodzie poczucie dumy z dziedzictwa historycznego. To jest coś co było nieobecne - albo było zwalczane przez niektóre ośrodki opiniotwórcze w ciągu ostatnich piętnastu lat albo starano się nie  dopuścić w ogóle do pojawienia się poczucia dumy z naszego dziedzictwa historycznego" - mówił Kurtyka w roku 2006.

Możemy być dumnymi spadkobiercami II Rzeczypospolitej i jej wojennej postawy. Polska nie potrzebuje koloryzowania historii. Nie ma nic nadzwyczajnego w  konfrontacji przypadków podłości wśród obywateli RP z postawami bohaterstwa - bo to te ostatnie były synonimem wierności Rzeczypospolitej. Podobnie jak w odniesieniu do późniejszego okresu nie ma powodów do obaw wobec konfrontacji postaw walki o wolność z oportunizmem, służbą komunistycznemu zniewoleniu. Mimo że wiemy, iż skomplikowana historia obszaru okupowanego przez totalitarne potęgi powodowała łamanie się niektórych jednostek czy grup, staczanie się na poziom kolaboracji z Niemcami czy Sowietami, bądź sięganie po łatwe sposoby wzbogacenia się kosztem życia współobywateli. Jednak jako Polacy w zgodzie z prawdą możemy i powinniśmy Europie oraz światu wskazywać, że działania te były sprzeniewierzeniem się Rzeczypospolitej, zdradą państwa, które od pierwszych dni wojny nie uległo, walczyło po drugiej stronie barykady, ponosząc za to olbrzymie ofiary. Rzeczpospolita Polska, choć zaatakowana i ponownie zniewolona w latach 1944-1945, kończyła udział w wojnie moralnie zwycięska.

Oczywiście trudno to uznać za pociechę dla tego pokolenia, które po latach okupacji od 1945 roku zostało skazane na życie pod sowieckim i komunistycznym jarzmem. Dla Polski byłoby lepiej, gdybyśmy mogli do dumy z naszej postawy dodać smak wojennego zwycięstwa. Nie było to nam dane. Jednak nie zmienia to realnej wartości, jaką dla obecnych pokoleń jest (być powinna) duma z wojennej postawy naszego państwa. Również dla następnych pokoleń jest to kapitał olbrzymi. I tak jak dzisiaj nie przywrócimy już życia naszym współobywatelom zamordowanym przez Niemców, Sowietów, Ukraińców, Litwinów i rządzących po wojnie komunistów, tak właśnie dzisiaj możemy czerpać siłę z tego, że nasze państwo w godzinie próby stanęło do walki i wytrwało po stronie wolności. Kurtyka chciał, aby Rzeczpospolita z tego kapitału czerpała. Odkrywanie prawdy (zadanie naukowców) i aktywne zabiegi o jej popularyzację - również na arenie międzynarodowej (zadanie instytucji państwowych) uważał za najlepszy sposób na odzyskiwanie miejsca Polski w świadomości europejskiej.

Nauka historyczna a polityka historyczna

W państwowej, instytucjonalnej narracji historii jesteśmy wobec obywateli zobowiązani do wyraźnego oddzielenia kata od ofiary i pokazania obu z bagażem ich własnych wyborów życiowych. Z bagażem bohaterstwa przeciwstawianego podłości i zbrodni. Historyk w monografii naukowej może pewne detaliczne kwestie opatrzyć znakiem zapytania, pozostawić jako postulat badawczy do pełnego wyjaśnienia. Państwo w wielu sytuacjach musi dokonywać wyborów zero-jedynkowych: żołnierze tych a nie innych formacji zasługują na szczególną opiekę państwa jako kombatanci; takie a nie inne postawy zasługują na pomniki, jako wyraz zbiorowej wdzięczności i szacunku, takie a nie inne rocznice będą świętowane, etc.

Wolne państwo ma wobec obywateli obowiązek oddania hołdu bohaterom i niewinnym ofiarom jak i nazwania po imieniu zbrodni (tam gdzie możliwe, dążenia do jej osądzenia). To podstawowy komunikat dla obecnych i przyszłych pokoleń. Ma obowiązek pamięci. Jeśli władze publiczne nie służą prawdzie i nie wyciągają wniosków z naszego doświadczenia historycznego - nie wypełniają swoich obowiązków.

Maciej Korkuć

Autor jest historykiem, wykładowcą Akademii Ignatianum, naczelnikiem Biura Edukacji Publicznej IPN w Krakowie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy