Posmysz dla "Rzeczpospolitej": Szukałam w esesmankach ludzkich cech

Odkąd zaczęłam pisać, przestałam śnić o obozie. To był rodzaj wyzwolenia, autoterapii - mówi "Rzeczpospolitej" pisarka Zofia Posmysz, więźniarka Auschwitz, Ravensbrueck i Neustadt Glewe.

Jak mówi, wcale nie miała zamiaru pisać o przeżyciach z nazistowskich obozów, zdecydował o tym przypadek.

Podczas podróży służbowej w Paryżu wśród turystów usłyszała wysoki, ostry głos, taki jaki miała jedna z esesmanek w obozie. "To był 1959 r., od 1945 r. śledziłam wszystkie procesy zbrodniarzy hitlerowskich, ale na nią nigdy nie natrafiłam. Co robić? Czy pokazać ją policjantowi? A może się z nią przywitać? Odwróciłam się, nie, to nie była ona" - wspomina Posmysz.

Po powrocie jednak nie mogłam się uwolnić od myślenia o niej, wtedy mąż powiedział: napisz o tym; napisałam słuchowisko "Pasażerka" i tak to się zaczęło - relacjonuje.

Reklama

Prześladowców w obozie trzeba było się bać, unikać spotkania z nimi - mówi pisarka. Ale - jak ocenia - większość esesmanek to były kobiety, które po prostu zgłosiły się do pracy - może lepiej płatnej, może nie wiedziały, jak ta praca wygląda.

"Czasem myślę, że doszukiwałam się w tych ludziach lepszych cech, czegoś ludzkiego, więc niektórzy odpowiadali na to oczekiwanie" - dodaje.

Więcej na http://www.rp.pl

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy