Powstańcy poruszeni filmem "Powstanie Warszawskie"

Po 70 latach powrócili do walczącej Warszawy. Powstańcy warszawscy byli wzruszeni po premierze niezwykłego filmu. W Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie odbyła się premiera filmu "Powstanie Warszawskie", który powstał z kronik nakręconych w 1944 roku.

"Wspaniały dokument", "absolutna autentyczność", która "jest wstrząsająca", "imponujący film - świadectwo tamtych czasów" - to niektóre z opinii po pokazie. Podczas premiery na widowni zasiedli m.in. weterani powstania.

W ich imieniu przed projekcją filmu głos zabrał prof. Witold Kieżun, pseudonim "Wypad", jeden z powstańców, którzy zostali uwiecznieni w filmie. Postawę uczestników powstania określił słowami: "niesłychana jedność". - Za chwilę zobaczycie nas, powstańców warszawskich, 70 lat temu (...) w tym wspaniałym zrywie walki o wolność. Powstanie to była nasza decyzja, to była decyzja ludu Warszawy - takimi słowami profesor powitał widzów.

Reklama

Były powstaniec podkreślił, że podczas projekcji towarzyszyło mu wiele emocji. - Odrodziły się wszystkie wspomnienia, ale też uczucie żalu, bo wszyscy moi koledzy już poumierali, zostałem sam jeden. I tak nieraz myślałem, że gdyby tak we dwójkę, we trójkę na to patrzeć, inaczej by to człowiek odczuwał - powiedział profesor Kieżun. Podkreślił, że film stanowi "prawie pełny przegląd" powstania i pokazuje "absolutną rzeczywistośc". - Zrobiony jest kapitalnie - podsumował były powstaniec.

Z kolei Wiktor Listopadzki mówił po projekcji, że miał przed nią wiele wątpliwości, ale po obejrzeniu filmu był niezwykle poruszony. - Tu jest pokazane to, co ja przeżyłem - powiedział. - Cieszę się, że mogłem to zobaczyć - dodał.

Jerzy Peltz, były żołnierz Batalionu "Chrobry I", który osobiście znał operatorów powstańczych kronik, m.in. Antoniego Bohdziewicza, zaapelował, by film obejrzeli wszyscy Polacy, gdyż stanowi on świadectwo walki o wolność. - Wiele podziękowania za to, że mogliśmy po tylu latach to wszystko jeszcze raz przeżyć. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że to można pokolorować i udźwiękowić - mówił Peltz.

O tym, że film przedstawia rzeczywisty obraz powstania przekonany jest Kazimierz Mikos, który dwukrotnie pojawia się w "Powstaniu Warszawskim". Mikos opowiadał, że służąc w Zgrupowaniu "Chrobry II" jako 14-latek, miał okazję przyglądać się pracy filmowców, którzy kręcili powstańcze kroniki. - Czasami nędznie wyglądaliśmy, więc reporter powiedział jakiś dowcip i się śmialiśmy. (...) Oczywiście wszędzie nie można było z kamerą być, ale to, co jest w filmie, to na pewno oryginalne zdjęcia - powiedział Mikos.

Dodał, że radość na twarzach powstańców, którą widać w filmie, była prawdziwa. - Na ogół ludzie nie wiedzą, jak my żyliśmy przed powstaniem. Dlatego nie mogą sobie wyobrazić, że my w powstaniu byliśmy radośni - jeśli się było niewolnikiem, a raptem stało się człowiekiem wolnym, to powiedzieć, że to szczęście - to mało - mówił wzruszony Mikos.

Emocji nie kryła też Irena Paśnik - w powstaniu w Pułku "Baszta", walczącym na Mokotowie - która przyznała, że po obejrzeniu filmu wróciły do niej wspomnienia koszmaru zrywu. - Trudno sobie wyobrazić, że żeśmy to przeżyli (...). To najprawdziwszy obraz powstania, ale czasami był jeszcze okrutniejszy - powiedziała o filmie, wspominając zarazem powstańcze walki. Podkreśliła, że powstańcom towarzyszył wielki entuzjazm. - Człowiek miał skrzydła u ramion. Nie ważna była godzina, że człowiek był głodny, czy niedomyty. Wychodziliśmy, nie wiedząc nawet, czy wrócimy - wspominała. - Chyba przestaniemy o tym myśleć, jak już odejdziemy - powiedziała. Odnosząc się do powstania podkreśliła, że najłatwiej jest kapitulować, tymczasem "życie trzeba brać za rogi i walczyć, zwłaszcza o najdroższe rzeczy: wolną Polskę i niepodległość." 

Producentem filmu "Powstanie Warszawskie" jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Dyrektor muzeum Jan Ołdakowski podkreślił, że "Powstanie Warszawskie" to dzieło wyjątkowe nie tylko z powodu nowatorskiej formy, lecz przede wszystkim dlatego, że "ma największą obsadę aktorską, jaką można sobie wyobrazić". Film - tłumaczył Ołdakowski - opowiada o ludziach, którzy za wolność gotowi byli płacić cenę najwyższą.

- W tym filmie bohaterem jest całe miasto (...), żołnierze walczący na barykadach, sanitariuszki, ludzie budujący barykady i kryjący się w piwnicach przed bombami, zabici i ranni. Ale też dzieci oglądające 'powstańczy teatrzyk'. Cały wielki organizm walczącego miasta połączony wspólnotą losów - powiedział Ołdakowski.

Na widowni zasiadł też m.in. historyk prof. Andrzej Paczkowski. - Absolutna autentyczność filmu jest wstrząsająca (...). Dla ogromnej większości warszawiaków i powstańców tak to właśnie wyglądało - ocenił. Tłumaczył, że oddanie całkowitego obrazu powstańczych walk jest jednak niemożliwe. - Nie da się dokładnie odtworzyć obrazu tego, co trwało 63 dni i w czym uczestniczyło pół miliona osób - zastrzegł Paczkowski.

Film chwalił także prezes Fundacji Filmowej Armii Krajowej Tadeusz Filipkowski, choć jednocześnie przyznał, że ma do niego pewne zastrzeżenia. - Dla mnie to jest przede wszystkim niezwykle wartościowy dokument. Nie podoba mi się nadana konwencja fabularna. Wolałbym, żeby utrzymać konwencję dokumentu - bez tej opowieści o braciach. Ale to moje osobiste odczucie. Natomiast uporządkowanie tych materiałów filmowych, które znamy na ogół tylko we fragmentach, wykorzystanie tak zwanych odrzutów, które wcześniej wykorzystywane nie były, jest wielką wartością - powiedział Filipkowski.

Jego zdaniem, to bardzo dobrze, że twórcy filmu poddali fragmenty powstańczych kronik koloryzacji. - Kolor ten u młodych pokoleń, nie pamiętających powstania, będzie kształtował obraz dramatu, który się wtedy odbywał. Był to przecież, przy całym bohaterstwie i naszym przekonaniu, że powstanie musiało wybuchnąć - nie było innej drogi wtedy - dramat i miasta, i narodu - mówił Filipkowski.

Młodszą część widowni reprezentował m.in. 32-letni wokalista, kompozytor i reżyser Łukasz Rostkowski L.U.C, laureat Paszportu Polityki za album "39/89 - Zrozumieć Polskę". L.U.C chwalił pomysł, "by zbudować film z autentycznych zdjęć"; za pomysł mniej dobry uznał natomiast zastosowanie w nim dubbingu. - Oglądając ten film, myślałem, że może lepsze byłyby sam obraz i muzyka. Ale... wiem z doświadczenia, jako reżyser, że film potrzebuje dialogów, dla widza" - powiedział Rostkowski. Artysta wyraził nadzieję, że polska solidarność, którą widać w "Powstaniu Warszawskim", przenosić się będzie w czasy obecne. "W filmie pięknie pokazane jest to, że ci wszyscy ludzie byli jak jedna rodzina - zaznaczył.

- Z niewielkich fragmentów kronik powstańczych powstał imponujący film - świadectwo tamtych czasów - oceniła dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszki Odorowicz. Szefowa PISF podkreśliła, że m.in. dzięki temu filmowi pamięć o powstaniu przekazana zostanie następnym pokoleniom.

Film "Powstanie Warszawskie", którego producentem jest Muzeum Powstania Warszawskiego, został zmontowany z autentycznych dokumentalnych zdjęć z sierpnia 1944 roku. Zdjęcia te wybrano z powstańczych kronik, nakręconych w walczącej stolicy przez operatorów Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej

Film powstał ogromnym nakładem pracy, specjaliści pokolorowali ponad 112 tysięcy niemych, czaro-białych klatek, opracowali i nałożyli na taśmę dialogi, a całość udźwiękowili. Trwa 85 minut. 9 maja trafi do kin w całym kraju. Jest określany jako "pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction, zmontowany w całości z materiałów dokumentalnych".

IAR/PAP
Dowiedz się więcej na temat: 'Powstanie Warszawskie'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy