Stańczycy. Ruch bardzo niepolski?

Choć stańczycy byli jednym z najbardziej wyrazistych ruchów politycznych drugiej połowy XIX na ziemiach polskich, to jednak z czasem ich znaczenie osłabło. Po 1918 roku właściwie zniknęli ze sceny politycznej. Czy dlatego, że swym lojalizmem wobec zaborców i niechęcią do zrywów zbrojnych, jako sposobu na odzyskanie niepodległości, byli bardzo niepolscy? O stańczykach rozmawialiśmy z wybitnym znawcą historii doktryn politycznych i prawnych, profesorem Bogdanem Szlachtą z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Artur Wróblewski, Interia: Czy stańczycy mogli się pojawić gdzie indziej, czy ich charakter był ściśle związany z Galicją i Krakowem?

Profesor Bogdan Szlachta: - Środowiska konserwatywne na terenach Polski w XIX wieku, wedle tego, co przyjmuje się w literaturze, zaczynają się tworzyć właśnie w Krakowie i Galicji. Pierwsze stanowiska konserwatywne kształtują się tuż po upadku powstania listopadowego, czyli w latach 30. XIX wieku. W Krakowie powstała wówczas pierwsza grupa nazywana popularnie gronem krakowskim. Właśnie ta grupa, która tworzyli między innymi Aleksander Wielopolski, Antoni Zygmunt Helcel czy Paweł Popiel, dała podwaliny pod sposób myślenia, który stanie się charakterystyczny - dla części przynajmniej - środowisk konserwatywnych w XIX wieku na ziemiach polskich.

Reklama

- Ci myśliciele i działacze polityczni zaszczepili typ myślenia, który odnajdywali w tradycji brytyjskiej. Pomimo tego,  że myśl brytyjska nie była popularna w Polsce w tamtym czasie, to jednak brytyjski konserwatywny sposób myślenia - tak zwany burke’owski styl myślenia politycznego - stawał się dosyć wpływowy w Krakowie już przed wybuchem Wiosny Ludów czy rabacją galicyjską. Pozwalał krytycznie spojrzeć na te wydarzenia z jednej strony, ale też na austriacką biurokrację z drugiej strony.

Jednak w innych zaborach konserwatywne myślenie również się rozwijało. Czy było takie samo jak to stańczykowskie?

- Do pewnego stopnia tak. Zwykle w literaturze wybija się to, że konserwatyzm typu poznańskiego był wyraźnie zdominowany przez podejście ultramontańskie, które było krytyczne wobec stańczyków. Natomiast w zaborze rosyjskim konserwatywny styl myślenia wiąże się z Henrykiem Rzewuskim, któremu bliżej było do francuskich konserwatystów. Tym samym, ze względu na nieco odmienne podejścia, które polscy autorzy przyjmowali, to o ile w Galicji dominowało podejście burke’owskie, uwyraźnione jednoznacznie w trakcie Wiosny Ludów przez Antoniego Zygmunta Helcla, w zaborze pruskim dominuje ultramontanizm prezentowany przez Jana Koźmiana, to w zaborze rosyjskim dominuje podejście Rzewuskiego.

- Jednocześnie musimy pamiętać, że po Wiośnie Ludów w zaborze rosyjskim rozwija się środowisko skupione wokół Andrzeja Zamoyskiego. Ta grupa konserwatystów myślała podobnie jak konserwatyści z Galicji. Mają oni wiele elementów wspólnych.

Jakie były reakcje na artykuły publikowane jako Teka Stańczyka? Artykuły kontrowersyjne, uderzające w tradycyjne dla Polaków sposób pojmowanie walki o niepodległości, czyli zbrojne powstanie. Z tego powodu - nawet obrazoburcze.

- Musimy sobie zdać sprawę z tego, że tak zwana szeroka publiczność galicyjska była bardzo zróżnicowana politycznie. Z pewnością nie była jednolitym środowiskiem. Byli tam ludzie myślący na sposób charakterystyczny dla grupy emigracyjnej skupionej wokół Adama Jerzego Czartoryskiego. Tam eksponowany był moment związany z potrzebą przygotowania się do powstania, ale bardziej z dyplomatycznym przygotowaniem zrywu.

- Drugi moment, bardzo często podnoszony i obecny w myśleniu części elit galicyjskich, to potrzeba istnienia organizacji politycznej, personifikowana przez de facto polskiego króla, który mógłby stanąć na czele powstania. Jest też miejsce dla środowisk liberalnych, środowisk liberalnych na politycznej scenie galicyjskiej. Każde z tych ugrupowań inaczej reagowało na wystąpienie Stańczyków. Oczywiście najbardziej krytycznie patrzyły środowiska, które eksponowały potrzebę przygotowania do czyny czynu nadzwyczajnego, czyli ewentualnego powstania, które miałoby porwać Polaków do walki zbrojnej. W tym przypadku krytyka spadająca na Stańczyków jest bardzo mocna, często powiązana z niezwykle negatywnym podejście do słynnej deklaracja Sejmu galicyjskiego - w gruncie rzeczy poprzedzającej powstanie środowiska Stańczyków - "... przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy".

- Z drugiej strony mamy środowiska liberalne, które również są krytyczne względem stańczyków. Eksponują one moment indywidualistyczny, nie tyle moment wspólnotowy czy narodowy. Uderzają one nie tyle w stańczykowskie rozstawanie się z tradycja powstańczą, ile krytykują swoisty paternalizm ugrupowania, wyrażający się w warstwie przodkującej narodu czy akceptacji układu hierarchicznego panującego w galicyjskim społeczeństwie. Słowem: krytyki prowadzone były z rozmaitych punktów widzenia i pokazywały różnorodność polskich środowisk, które w tamtym czasie były aktywne i zastanawiały się, jaką linię politycznego działania w autonomicznej wówczas Galicji przyjąć.

Czy uzasadnione będzie stwierdzenie, że stańczycy to ruch bardzo niepolski? Stali w opozycji do tradycyjnie pojmowanych przez nasze społeczeństwo dróg odzyskania niepodległości. Dodatkowo stawiali na lojalizm wobec Austrii, zaborcy, po Kongresie Berlińskim nawet na trójlojalizm. Wreszcie monarchizm i niechęć do wolności szlacheckich stańczyków jest bardzo niepolska. Przecież u nas rządziła szlachta, a nie jakiś tam król czy tym bardziej cesarz!

- Stańczycy nie patrzyli na historię Polski w ten sposób, że była ona zdeterminowana i nie mogła być inna niż ją napisaliśmy. Oni mieli raczej takie podejście, które mocno uwyraźniło się w krakowskiej szkole historycznej, że Polacy jednak w swoje historii popełnili błędy. I były to znaczące błędy, bo doprowadziły do upadku I Rzeczpospolitej i utraty niepodległości. Stańczycy zwracali uwagę, że jeżeliby przyjęto pewne rozwiązania w historii I Rzeczpospolitej, które w XVI i XVII wieku przyjęto w takich państwach, jak Francja czy Anglia, to prawdopodobnie umocniona zostałaby pozycja króla, państwo nie rozpadłoby się i nie wprowadzono by tego, co stańczycy uważali za główne nieszczęście w historii Polski, czyli liberum veto.

- Dla Stańczyków aspekt wspólnotowości Polaków była bardzo istotny. Przeciwstawiano mu aspekt partykularystyczny i indywidualistyczny, z którym wiązali właśnie liberum veto. Wciąż polemizowali z przedłużeniem liberum veto, którym według nich było liberum conspiro, czyli przekonanie, że poszczególne grupy mogą próbować odzyskać niepodległość,  nie patrząc na interes wspólnoty Polaków rozproszonych po trzech różnych zaborach.

Czy zatem Stańczycy byli niepolscy?

- Jeżeli myślimy, że polskość jest powiązana z tendencją republikańską, która ma charakter antymonarchistyczny, to z całą pewnością ten typ polskości nie był odpowiedni dla typu myślenia stańczyków. Oni raczej woleli odnajdować w okresie I Rzeczpospolitej tendencje polityczne reprezentowane przez Piotra Skargę, które eksponowały potrzebę bardzo mocnego ośrodka władczego skupionego wokół króla.

- Ten ośrodek władzy miałby zabezpieczyć istnienie I Rzeczpospolitej przed zgubnymi konsekwencjami przyjęcia rozwiązania eksponującego znaczenie partykularyzmów, nawet tych indywidualistycznych. Można powiedzieć, że druga połowa XVI wieku, czyli czasy ostatnich Jagiellonów, to jeszcze jest ten czas, kiedy Stańczycy spoglądają na I Rzeczpospolitą na bezpieczne państwo. Dopiero później nastąpił rozstrój państwa, który dla stańczyków spowodowany był nie tylko liberum veto, ale też sposobem traktowania chłopów i nieproporcjonalnym  rozwarstwieniem społeczeństwa.

Pod koniec XIX i na początku XX wieku pojawiają się na terenach zaborów nowe prądy polityczne. Jak stańczycy zareagowali na socjalistów, ludowców czy narodowych demokratów? Wiadomo, że nie powstała partia stańczyków. Dlaczego?

- To jest problem bardzo obszerny, powiązany między innymi z tym, że partie powstające w drugiej połowie XIX wieku mają charakter warstwowy. Z jednej strony są partie reprezentujące interes warstwy robotniczej, z drugiej interes warstwy chłopskiej, ale tu też mamy pytanie, czy jest to jednolita warstwa... W tym zestawieniu ziemianie, których mogli reprezentować stańczycy, byli stosunkowo nieliczni.

- Oczywiście, istniały ugrupowania reprezentujące przedsiębiorców itd. Kłopot ze stańczykami nie dotyczy jedynie kwestii warstwowych czy - jak się niekiedy mówi - klasowych. Problem polegał na tym, że konkurencją dla stańczyków w myśleniu o grupie, jaką jest naród, bez względu na warstwy i klasy, stała się Narodowa Demokracja. Wiele haseł, jak na przykład to dotyczące pracy organicznej, zostało przejętych przez endecję, która nie była kojarzona z warstwą przodującą, co eksponowali przecież Stańczycy, a z szeroką grupą rozproszoną po wszystkich warstwach, a identyfikującą się jako Polacy. Moment interesu wspólnotowego został wyeksponowany przez Narodową Demokrację, jako przeciwwagę dla podobnych haseł stańczykowskich.

- Co więcej, kontekst instytucjonalnych przemian wiodących do upowszechniania prawa wyborczego, także nie działał na rzecz środowiska stańczyków. Eksponowanie wciąż nakierowania własnych myśli na warstwę przodującą narodu zamykał niejako stańczyków i ograniczał krąg odbiorców tej myśli. Byli oni jednak postrzegani jako grupa wpływowa wyłącznie w jednej prowincji. Natomiast endecja miała trójzaborowy program. Stańczycy chyba jednak nie byli w stanie przebić się ze swoim sposobem myślenia w kierunku innych zaborów, właśnie ze względu na przywiązanie do prób legalnego zdobywania coraz szerszej autonomii dla Polaków żyjących w trzech różnych państwach.

- Tak zwany trójlojalizm jest bardzo problematyczny, bo trzeba sobie też zadać pytanie, czy stańczycy, po uzyskaniu dalszej autonomii kulturalnej i politycznej, planowali odzyskanie niepodległości przez Polskę? Czy może pogodzili się z lojalnością wobec trzech domów panujących? W gruncie rzeczy to pytanie nie jest rozstrzygnięte, a jest kluczowe dla kwestii popularności podejścia stańczyków i równolegle endecji. 

W jakim stopniu ideologia i działalność stańczyków przyczyniła się do odzyskania przez Polskę niepodległości? Bo to Galicja, czyli teren stańczyków, była kolebką dla odrodzenia się państwa w 1918 roku.

- Musimy sobie zdać sprawę, że odzyskanie niepodległości połączone jest niejako z dwiema różnymi tendencjami. Z jednej strony mamy tendencję niesioną przez Józefa Piłsudskiego, wszak zakorzenionego socjalistę, ale wspartego przez pierwsze pokolenie stańczyków. Obok tego mamy jednak drugą tendencję, reprezentowaną przez Narodową Demokrację. Jest jeszcze dodatkowy kontekst, jakim jest Wielka Wojna, która uwikłała każde z trzech mocarstw zaborczych i usytuowała je pod dwóch stronach barykady.

- Wydaje się, że istniał jakiś wspólny interes polskich elit w trzech różnych zaborach. Z tego powodu można powiedzieć, że stańczycy przyczynili się w pewnym zakresie do umocnienia myślenia o interesie polskim, który można realizować poprzez zaangażowanie w debaty społeczne czy polityczne. Jednak ta rola nie była tak istotna, jak zmagania militarne, personifikowane przez Piłsudskiego, a z drugiej strony zmagania dyplomatyczne, uosabiane przez Romana Dmowskiego. Nie powinniśmy też zapominać, że tendencja w myśleniu polskich socjalistów nie była internacjonalna, ale nastawiona na grupę narodową, w ramach której miano realizować interes warstwy robotniczej. Stańczycy mieli ograniczony zespół odbiorców, a działania militarne Piłsudskiego i dyplomatyczne Dmowskiego były bardziej wpływowe.

Czy na obecnej scenie politycznej można zauważyć obecność stańczykowskiej filozofii?

- Trzeba zaznaczyć, że stańczycy uczyli myślenia sceptycznego o projektach politycznych, które były wszechogarniające i uproszczone. Każdy dogmatyzm był przez nich poddawany krytyce. Czy dzisiaj stańczykowskie myślenie przetrwało? Czy są politycy, którzy nawiązują do idei stańczyków? Myślę, że tak. Nie są oni liczni, nie są głównymi postaciami współczesnych wielkich ugrupować politycznych w Polsce. Natomiast wiele wątków charakterystycznych dla podejścia stańczyków można by odnaleźć wśród polskich publicystów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Stańczycy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy