"Strona ukraińska nie przyjmuje określania zbrodni jako ludobójstwa"

Celem polskich i ukraińskich historyków nie może być dążenie do wypracowania wspólnej wizji historii, ponieważ byłaby ona zgodna raczej z formułami poprawności politycznej, a nie prawdą historyczną – mówi PAP prof. Grzegorz Hryciuk, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.

PAP: W ostatnich dniach, przy okazji uroczystości upamiętniających wydarzenia sprzed 75 lat, wiele się mówiło na temat "wspólnej przeszłości Polaków i Ukraińców". Czy jednak możliwe jest wypracowanie wspólnej pamięci historycznej o tak bolesnych okresach historii?

Prof. Grzegorz Hryciuk: Kiedyś powiedziano, że nic tak nie dzieli jak wspólna historia. Myślę, że wypracowanie wspólnej pamięci historycznej raczej nie jest możliwe i mam wątpliwości, czy jest potrzebne. Doświadczenia obu społeczeństw są odmienne i tworzenie swego rodzaju protokołu uzgodnień i rozbieżności w rozumieniu tych samych epizodów historii byłoby błędem. Z jednej strony dzieli nas stosunek do pewnych wydarzeń, z drugiej jednocześnie pamiętajmy, że także na samej Ukrainie mamy do czynienia ze zróżnicowaniem w sferze pamięci historycznych. Różnią się one w zależności od regionu tego kraju. Inaczej wygląda ona na wschodniej lub środkowej Ukrainie, a zupełnie odmiennie w zachodnich regionach, w których doszło do tragicznych wydarzeń. Wydaje mi się, że trudno mówić o wspólnej pamięci, są to dwie pamięci i narracje o historii.

Reklama

PAP: Od lat prowadzi pan badania na temat stosunków polsko-ukraińskich. Czy dziś łatwiej niż kilkanaście lat temu prowadzić dialog na trudne tematy?

Prof. Grzegorz Hryciuk: To dość trudne pytanie. Jeśli przyjrzymy się wynikom wspólnych polsko-ukraińskich seminariów naukowych, które były prowadzone na początku XXI wieku, to może się wydawać, że obie strony były wówczas bliższe niż dziś wypracowania wspólnych elementów wizji historycznej dotyczącej wydarzeń z okresu II wojny światowej. Paradoksalnie owa zmiana związana jest z udostępnieniem nowych materiałów źródłowych i szerszą wiedzą o tamtych latach. Przez to te dwie wizje coraz bardziej się rozchodzą. Strona polska dostrzega zorganizowany charakter działań ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu, Ukraińcy zaś uważają, że nie ma na to wystarczających dowodów. Strona ukraińska w swojej narracji kładzie nacisk na nieco inne punkty ciężkości. Gdy Polacy mówią o Wołyniu, to Ukraińcy zwracają uwagę na to, że w tym samym czasie bądź później oddziały OUN toczyły boje z Niemcami oraz siłami sowieckimi w innych częściach Ukrainy. Te różne punkty ciężkości wpływają na rozmaite nastawienie do tych wydarzeń oraz ich interpretację.

PAP: Owe rozbieżności dotyczą również samego nazywania wydarzeń, które dla nas są ludobójstwem lub czystką etniczną. Jak określa je większość ukraińskich historyków?

Prof. Grzegorz Hryciuk: Wśród ukraińskich historyków, poza stwierdzeniami, że była to wielka tragedia, można też się spotkać z określeniami takimi jak te mówiące o zbrodniczym charakterze tych działań lub czystce etnicznej. Strona ukraińska jednak nie przyjmuje określania tej zbrodni jako ludobójstwa. Wynika to m.in. z prawnych skutków zaakceptowania takiej klasyfikacji tych wydarzeń. Polski historyk może używać tego określenia bez prawnej konotacji i związku z konsekwencjami, jakie niesie takie klasyfikowanie rzezi wołyńskiej. Również określenie "rzeź wołyńska" jest stosowane na Ukrainie stosunkowo rzadko. Dominująca narracja, którą wyznacza Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej w osobie jego dyrektora Wołodymyra Wiatrowycza, opisuje te wydarzenia jako "drugą wojnę polsko-ukraińską" toczoną w latach 1942-1947. To określenie bardzo ogólne, w którym mieszczą się wydarzenia, do których doszło nie tylko na Wołyniu, lecz i na wschodniej Lubelszczyźnie czy na Rzeszowszczyźnie, gdzie z rąk polskich ginęli także Ukraińcy. Można powiedzieć, że wyrażenie "wojna polsko-ukraińska" jest na dzisiejszej Ukrainie traktowane jako kanoniczne. Powoduje to zupełnie odmienne nastawienie do wydarzeń i ich inne interpretowanie.

PAP: W ostatnich latach, szczególnie w zachodniej części Ukrainy, doszło do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych. Czy wpływa to na badania i narrację historyków zajmujących się stosunkami polsko-ukraińskimi w czasie II wojny światowej?

Prof. Grzegorz Hryciuk: Myślę, że żaden z ukraińskich historyków nie byłby skłonny przyznać, że jakiekolwiek czynniki zewnętrzne wpływają na podejmowane przez nich badania i ich wyniki. Niewątpliwie jednak atmosfera społeczna i polityczna na Ukrainie mogą wpływać na ich badania oraz publikacje. Historycy tacy jak Wołodymyr Wiatrowycz, który specjalizuje się w historii UPA, mogą odczuwać pewien ciężar sytuacji politycznej oraz wspólną potrzebę tworzenia ukraińskiej mitologii narodowej, akcentowania walki o niepodległość i roli bohaterów narodowych. Wszystko to może być dla Ukraińców szczególnie istotne w kontekście zagrożenia rosyjskiego i wpływać na budowanie narracji o bohaterskiej, ofiarnej, walczącej o niepodległość Ukrainy formacji OUN-UPA. Tę świetlaną wizję burzy historia zbrodni popełnianych na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

PAP: Gdy przebywa się na zachodzie Ukrainy, można zauważyć, że pamięć o UPA, która przenika do tamtejszej kultury popularnej, jest wyłącznie antyrosyjska, nie ma zabarwienia antypolskiego. Czy w pracach ukraińskich historyków również pojawia się interpretacja, wedle której UPA i inne formacje nacjonalistyczne miały na celu przede wszystkim walkę ze Związkiem Sowieckim?

Prof. Grzegorz Hryciuk: Tak, ta tendencja jest widoczna w wielu publikacjach ukraińskich historyków. UPA przedstawiana jest jako formacja walcząca z trzema wrogami: z Niemcami, Polakami i ze Związkiem Sowieckim, ale na plan pierwszy wysuwa się opowieść o walce z tym trzecim przeciwnikiem. Wątek polski jest bardzo często marginalizowany lub niemal zupełnie pomijany. Tak jest również w wypadku prac poświęconych historii oddziałów UPA w regionach, w których dochodziło do zbrodni na Polakach. Często jest w nich przedstawiana szeroka analiza struktur UPA i walki z siłami i administracją sowiecką po 1944 r. Wydarzenia roku 1943 są często niemal zupełnie pomijane i podsumowywane wyłącznie stwierdzeniem, że doszło wtedy do tragicznych wydarzeń, ale bez ich szerszego przedstawienia. Unika się więc opowiadania o sytuacjach, które mogłyby rzucić cień na historię walki o niepodległość Ukrainy prowadzonej przez te formacje i nie przystawać do jednoznacznie pozytywnej wizji Ukraińskiej Powstańczej Armii.

PAP: Jak postrzega pan perspektywy dialogu polsko-ukraińskiego na najbliższe kilka lat? Czy widać szansę na poprawę stosunków w tej trudnej sferze?

Prof. Grzegorz Hryciuk: W mojej opinii pewnym światełkiem nadziei na dalsze prowadzenie dialogu jest fakt, że dialog ten zupełnie nie wygasł, choć zawieszona została działalność forum ukraińskich i polskich historyków, prowadzona pod egidą zespołu powołanego przez instytuty pamięci narodowej obu krajów, które zajmują się okresem II wojny światowej. Wciąż także szuka się tych elementów, które łączą i pokazują bardziej konstruktywne i optymistyczne epizody z dziejów Polski i Ukrainy. Przykładem jest m.in. okres współpracy polsko-ukraińskiej w czasie wojny z bolszewikami. Innym przykładem jest międzynarodowa konferencja "II wojna światowa w stosunkach polsko-ukraińskich - stan badań, perspektywy badawcze" zorganizowana przez Instytut Pamięci Narodowej, w której wzięli udział dość licznie reprezentowani historycy z Ukrainy. Celem polskich i ukraińskich historyków nie może być jednak dążenie do wypracowania wspólnej wizji historii, gdyż byłaby ona zgodna raczej z formułami poprawności politycznej, a nie prawdą historyczną. Należy raczej różnić się i prowadzić dialog, nigdy nie zamykać drzwi. Bez wątpienia jednak wciąż będą się pojawiały problemy spowodowane nie tylko odmiennymi interpretacjami, lecz i stosowaniem odmiennego aparatu pojęciowego, który budzi wiele kontrowersji i nieporozumień. Mimo wszystko jestem bardzo ostrożnym optymistą co do szans na dialog i porozumienie, ale z pewnością nie chciałbym, aby pojawiły się tendencje do stworzenia wspólnej wizji historii, ponieważ podręcznik opowiadający taką historię byłby wybiórczy i fałszywy. Dialog historyczny może być prowadzony, jeśli nie będzie wykorzystywany do celów politycznych. Pokusa wykorzystywania ustaleń naukowców do bieżącej polityki nie sprzyja rozwojowi historiografii.

Rozmawiał Michał Szukała (PAP)

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy