Umieliśmy buntować się w PRL-u. Umiemy buntować się dziś?

Jak i dlaczego buntowano się w PRL-u? Co sprawia, że młodzi ludzie tak rzadko się dziś buntują? A może tylko zmieniły się formy protestu? To pytania, na które usiłowali odpowiedzieć członkowie debaty „Bunt!”, która obyła się wczoraj w Krakowie.

- W PRL-u buntowaliśmy się, bo odczuwaliśmy dojmujący brak wolności w każdej niemal dziedzinie - mówił solidarnościowy działacz opozycyjny Stanisław Handzlik. - Tamten bunt wisiał cały czas w powietrzu. Buntowaliśmy się, bo żyliśmy w kraju źle zarządzanym, zniewolonym.

Jak podkreślał, samemu bardzo trudno się buntować. Pierwszym warunkiem skutecznego buntu jest wspólnota interesów. - Nam było o wiele łatwiej,  bo przecież Polska w czasach komunistycznych stała się krajem, który bez przerwy był nękany buntami społecznymi. To wszystko zaczęło się od zainstalowania u nas systemu komunistycznego. Co kilka lat następował bunt społeczny, a  Solidarność była największym z nich - mówił.

Reklama

- Twierdziliśmy wtedy, że system jest fatalny ale z ludźmi można się dogadać. Jako opozycjoniści buntowaliśmy się, ale zależało nam także na dialogu, nawet kiedy zamykano nas w więzieniach. To zawsze była nasza Polska i my o tej Polsce chcieliśmy rozmawiać - wyjaśnił Handzlik już w rozmowie z Interią.

Przyznał jednak, że gdy nie istniała szansa na dialog wychodzono na ulice. - Zła sytuacja w kraju w połączeniu z komunistyczną propagandą doprowadzała ludzi do szału i wtedy ruszano na ulice, gdzie dochodziło do starć z milicją.

Czy współcześnie potrafimy się buntować?

Jak jest dziś? Czy potrafimy się buntować, czy mamy przeciwko komu się buntować? Na te pytania nie łatwo było znaleźć jednoznaczną odpowiedź.

- Ze statystyk wynika, że znajdujemy się na szarym końcu, jeśli chodzi o protesty społeczne - mówił Tomasz Leśniak - animator inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom.  - W tej chwili tylko 13 proc. Polków działa w związkach zawodowych, a przynajmniej jest w nich zrzeszonych - dodał.

Najczęściej jako formę współczesnego buntu wskazywano emigrację, jednak - jak twierdzili uczestnicy debaty - jest to "bunt bezsilności", który nie prowadzi do żadnych zmian.  

Trudno zestawiać bunt z czasów Solidarności z tym współczesnym. - Dziś żyjemy w wolnym kraju - podkreślił Stanisław Handzlik.  Jak wskazywał, większość spraw, przeciw którym podnoszony jest bunt, o które toczy się walka, to już nie podstawowe wartości, wolności człowieka, jak kiedyś.

- Teraz młodzi ludzie walczą o konkretne sprawy, jak w przypadku strajku przeciwko wprowadzeniu Acta, ale nie jest to już sfera tych podstawowych wolności - podsumował Handzlik.


Debatę "Bunt!" przygotowało Stowarzyszenie Sieć Solidarności i Muzeum PRL-u . Wśród jej uczestników znaleźli się działacze opozycji demokratycznej w PRL-u: Stanisław Handzlik i Piotr Fugiel oraz animator inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom Tomasz Leśniak i prezes krakowskiego oddziału Stowarzyszenia KoLiber Maciej Letkiewicz.

Rozmowę poprzedziła projekcja filmu "Strajk na Zgniataczu" w reż. Jerzego Ridana.

Jolanta Kamińska


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy