Walczący Kornel Morawiecki. Patriotyzm wyniósł z domu
Nie żyje Kornel Morawiecki, legendarny lider Solidarności Walczącej, marszałek senior Sejmu VIII kadencji, ojciec obecnego premiera.
Potomek powstańców styczniowych, syn żołnierza Armii Krajowej, współzałożyciel dolnośląskiej Solidarności i nieugięty lider Solidarności Walczącej, który nigdy nie zaakceptował porozumień Okrągłego Stołu. Już data i miejsce urodzenia Kornela Morawieckiego są symboliczne. Na świat przyszedł 3 maja 1941 w okupowanej przez Niemców Warszawie.
Urodził się na Pradze, tuż przy ulicy Kamionek, gdzie wcześniej na świat przyszedł Roman Dmowski. Z duchowym przywódcą ruchu narodowego łączyła go jednak zawsze tylko część poglądów. Dwóch wielkich patriotów urodzonych niemal w tym samym miejscu (choć Morawiecki kilkadziesiąt lat później) na pewno odróżniał stosunek do mniejszości narodowych. To natomiast, co w tych postaciach podobne, to gotowość poświęcenia dla ojczyzny absolutnie wszystkiego, lecz zarazem nastawienie na działania organiczne, planowe, obliczone na konsekwentne osiąganie najbardziej dalekosiężnych celów.
Kornel Morawiecki patriotyzm wyniósł z domu. Ojciec był żołnierzem Armii Krajowej. Mały Kornel wychowywał się zresztą zarówno w Warszawie, jak i u rodziny w okolicach Jędrzejowa, gdzie wszyscy Morawieccy zdolni do noszenia broni walczyli w leśnych oddziałach AK. Byli wśród nich legendarni bohaterowie, słynący z finezyjnych akcji, do których należało nawet uwalnianie więźniów z aresztów gestapo.
Jak zresztą w czasie wojny mieli oni być kimś innym, jeśli rodzinne przekazy opowiadały o przodkach poległych w czasie warszawskich patriotycznych manifestacjach roku 1861 r. czy zasłużonych na polach bitew Powstania Styczniowego?
Jedno z najdawniejszych wspomnień Kornela Morawieckiego opowiada o tym, jak trzymający go za rękę ojciec prowadzi go po zwałach gruzów. W miejscu, które znał kiedyś jak własną kieszeń, jego ojciec odkrył wtedy, że te do niczego niepodobne ruiny to katedra św. Jana Chrzciciela...
Do innych wspomnień z dzieciństwa należy nędza powojennych lat, czytanie książek nadpalonych pożarami powstańczej stolicy i ukrywanie przed dzieckiem akowskiej przeszłości rodziny. Bo wokół szalał już stalinowski terror.
Mimo tego już od czasów szkolnych Kornel Morawiecki związany był z nieformalnymi jeszcze duszpasterstwami akademickimi Warszawy a następnie Wrocławia. Na Dolny Śląsk trafił zresztą przypadkiem. Miał 17 lat, kiedy zdał maturę. Przystąpił po niej do egzaminów wstępnych na Akademię Medyczną. Treść tych akurat studiów za bardzo go nie interesowała, ale widząc wokół morze chorych i okaleczonych uznał, że powinien zostać lekarzem. Ten zawód uważał za najbardziej wówczas potrzebny.
Wyniki egzaminu miał bardzo dobre, ale konkurencja była silna - do przyjęcia na Wydział Lekarski zabrakło mu jednego punktu. Wtedy dowiedział się, że może w tym samym roku zdawać na Uniwersytet we Wrocławiu. W okolicach tego miasta po 1945 roku osiedlili się jego krewni (jak to w tej rodzinie - oczywiście w czasie wojny walczący w AK, po wojnie działający w WiN). Wybrał fizykę, egzaminy zdał celująco.
Od 1958 Morawiecki związany był z Wrocławiem. Tu się ożenił i tu przyszło na świat pięcioro jego dzieci. Jak wspominał - w tym mieście od razu poczuł się, jak u siebie w domu. W czasie jednej z wycieczek rowerowych przejechał wraz z kolegami z tego samego roku studiów prawie całe miasto, które jeszcze kilkanaście lat po wojnie składało się głównie z ruin i pustkowi.
W 1963 r. ukończył fizykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Do 1973 r. był nauczycielem akademickim na uniwersytecie a następnie na Politechnice Wrocławskiej. W 1970 obronił doktorat. Z Warszawą nigdy jednak nie stracił kontaktu. Do śmierci mieszkali w stolicy jego rodzice, dziś wraz ze swoimi rodzinami mieszkają tam jego siostra i brat.
W 1968 r. uczestniczył w strajkach i demonstracjach. Jego czynne popieranie protestów polegało m.in. na powielaniu ulotek metodą fotograficzną i rozrzucaniu ich m.in. w czasie pochodu pierwszomajowego (odbitki te zachowały się w archiwach SB, są dostępne w IPN).
Podobne akcje w obronie represjonowanych kontynuował aż do ich uwolnienia. Na interwencję wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji zareagował m.in. malując wielkimi literami hasła wzdłuż linii kolejowej Wrocław - Poznań oraz drukując i rozrzucając ulotki m.in. na wrocławskich placach i ulicach (dokumentacja tych faktów jest dostępna w archiwach po byłej SB, został też za to uhonorowany czeskim odznaczeniem w roku 2003).
W 1969 r. Morawiecki powielał i rozpowszechniał ulotki informujące o proteście Jana Palacha. Analogiczne działania podejmował w związku z wydarzeniami Grudnia 1970.
Na początku lat siedemdziesiątych, w dużej mierze własnoręcznie, zbudował dom letniskowy w podwrocławskim Pęgowie. Na wydzierżawiony a potem wykupiony skrawek ziemi zwoził przywiązane do rowerowej ramy belki z wyburzanych wrocławskich kamienic. Znającym to miejsce trudno było uwierzyć, jak skromnymi środkami ten dość okazały dom powstawał. A okazał się on być ośrodkiem bardzo licznych spotkań i dyskusji, które uformowały liczne grono późniejszych opozycjonistów.
Miejsce to, zwane "Kornelówką" służyło za drukarnię oraz źródło licznych inicjatyw. W związku z tym w 1979 roku zostało "obudowane" ambonami myśliwskimi, służącymi funkcjonariuszom SB jako punkty obserwacyjne (dom ten w niejasnych okolicznościach doszczętnie spłonął w roku 1990, odbudowany został przez syna w takiej samej postaci). Wraz z inwigilacją Kornel Morawiecki, zaczął być nękany zatrzymaniami i rozmowami ostrzegawczymi.
W czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny, wraz z grupą kilkorga przyjaciół, w Warszawie, Częstochowie i Krakowie witał papieża wielkim transparentem z napisem "Wiara Niepodległość". W Częstochowie grupa ta została zaatakowana przez oddział SB.
W tym samym 1979 roku Kornel Morawiecki stanął na czele redakcji oraz struktury poligraficznej wydawanego w drugim obiegu miesięcznika "Biuletyn Dolnośląski" - największego niezależnego periodyku Polski południowo-zachodniej, na łamach którego wypowiadali się przedstawiciele różnych nurtów opozycji, prezentowane były programy przemian ustrojowych, publikowano liczne artykuły o fragmentach historii zakazanych przez cenzurę. Pismo to składało się najczęściej z 36 stron, ukazywało się do roku 1990, nakład sięgał 10 tys. egz., i doczekało się 96 wydań.
Jeszcze większe znaczenie miało permanentne szkolenie coraz liczniejszych grup drukarzy drugiego obiegu, składających się w dużej mierze z ludzi nieznanych służbom PRL-u. Celem obranym wtedy przez Morawieckiego była zdolność jak największej rzeszy Polaków do łamania komunistycznego monopolu informacji nawet w najtrudniejszych warunkach - przy braku urządzeń i materiałów poligraficznych, dostępu do papieru itd. Stąd coraz większa część druków drugiego obiegu na Dolnym Śląsku opierała się na prostym sprzęcie, możliwym do skonstruowania we własnym zakresie oraz na materiałach poligraficznych, wytwarzanych ze środków powszechnie dostępnych (np. farby drukarskiej wyrabianej z pasty do prania lub mąki ziemniaczanej).
Organizowane przez Morawieckiego szkolenia z zakresu konspiracyjnej poligrafii odbywały się pod hasłem "uczę, abyś i ty uczył". Zaowocowały one wprost lawinowym upowszechnieniem umiejętności drukarskich, a rozprzestrzenianie się niezależnych inicjatyw wydawniczych stawało się zjawiskiem niemożliwym do opanowania przez władze.
Oparcie druku nie na powielaczach mechanicznych, których konfiskata powodowała przerwanie działalności drukarni, lecz na możliwych do samodzielnego wykonania ramkach (jeden z upowszechnionych wówczas wynalazków zwany był "ramką wrocławską") - stworzył zjawisko zwane dziś "drukiem nieśmiertelnym", możliwym do odrodzenia po nawet najdotkliwszych represjach.
W zasadniczej mierze to właśnie działalności Kornela Morawieckiego należy zawdzięczać erupcję drugoobiegowych inicjatyw wydawniczych, z jaką mieliśmy do czynienia na Dolnym Śląsku w latach 1979 - 1989. Praca dr. S. Rudki "Wrocławskie pisma bezdebitowe" dokumentuje blisko 500 tytułów ukazujących się w tym czasie poza zasięgiem cenzury w samej tylko stolicy Dolnego Śląska.
Większość z tych pism nie była efemerydami. Ukazywała się w nakładach powyżej 1 tys. egzemplarzy, miała rozmiar przynajmniej kilkustronicowy i dobrą jakość techniczną. Ok. 90 proc. tych tytułów drukowano bez użycia offsetów czy powielaczy, lecz metodami od lat siedemdziesiątych upowszechnianymi przez Kornela Morawieckiego i jego otoczenie.
W styczniu 1980 r. na ulicach Wrocławia współpracownicy Kornela Morawieckiego rozrzucali ulotki wzywające do bojkotu tzw. "wyborów". W tym samym miesiącu Morawiecki uczestniczył w zebraniu działaczy KOR (w mieszkaniu Jacka Kuronia), gdzie bezskutecznie apelował o zajęcie stanowiska w sprawie najazdu na Afganistan (temat ten był obszernie komentowany w "Biuletynie Dolnośląskim).
Latem 1980 r., w związku z próbami zatrzymania przez SB, Morawiecki zaczął się ukrywać. Od 22 sierpnia, wraz ze współpracownikami, drukował specjalne wydanie "Biuletynu Dolnośląskiego", zawierające 21 postulatów gdańskich oraz wezwanie do solidarności z robotnikami Wybrzeża. Powielane w rekordowym nakładzie pismo rozklejane było w bramach, rozkładane na klatkach schodowych, przystankach, autobusach, tramwajach a przede wszystkim - kolportowane w zakładach pracy. Wg licznych opinii stanowiło to główny impuls do rozpoczęcia rankiem 26 sierpnia 1980 r. strajku MPK i większości wrocławskich zakładów.
Od tego momentu Morawiecki przebywał na terenie VII zajezdni MPK, wspierając Międzyzakładowy Komitet Strajkowy Dolnego Śląska i uczestnicząc w tworzeniu podstaw niezależnego ruchu związkowego w regionie. Od września 1980 był członkiem dolnośląskich władz NSZZ Solidarność (po jego utworzeniu - Zarządu Regionu).
Prowadząc działalność w Solidarności nie tylko nie ujawnił kierowanej przez siebie konspiracyjnej siatki drukarskiej, ale nieustannie ją rozbudowywał. W 1981 r. roku Morawiecki rozpoczął druk i kolportaż pism w języku rosyjskim, wyjaśniających istotę zachodzących w Polsce wydarzeń i adresowanych do stacjonujących w Polsce żołnierzy Armii Radzieckiej. W związku z tym w sierpniu 1981 r. został aresztowany pod zarzutem podważania sojuszu z ZSRR.
W wyniku poręczenia m. in. rektora Politechniki Wrocławskiej oraz groźby strajku generalnego w całym regionie, postawionej przez dolnośląski Zarząd NSZZ Solidarność, został uwolniony i odpowiadał przed sądem z wolnej stopy (jedna z kolejnych rozpraw została wyznaczona na 15 grudnia 1981 r., kiedy Morawiecki już ukrywał się w związku z wprowadzeniem stanu wojennego).
Jesienią 1981 r. był delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ Solidarność, w czasie którego został członkiem Komisji d.s. Bezpieczeństwa Związku. W tym też czasie na łamach "Biuletynu Dolnośląskiego" opublikował dostarczone przez Mikołaja Iwanowa pozdrowienia dla zjazdu od działających w konspiracji niezależnych związkowców z ZSRR. W odpowiedzi na nie zjazd wystosował "Posłanie do Ludzi Pracy Związku Radzieckiego i krajów Europy Wschodniej", którego Morawiecki był jednym z autorów.
Jako członek Zarządu Regionu NSZZ Solidarność oraz Komisji d.s. Bezpieczeństwa związku współpracował z osobami posiadającymi kontakty w kręgach ludowego Wojska Polskiego (jednym z nich był były pływacki mistrz świata, działacz sportowy WKS Śląsk, przyjaciel Morawieckiego - Marek Petrusewicz, którego przekonał do dalszego ścisłego ukrywania swych rzeczywistych sympatii i powiązań). Stąd jesienią 1981 r. Morawiecki przekazywał władzom NSZZ Solidarność informacje o intensywnie przygotowywanej przez LWP akcji wojskowej, w której przeciwnikiem ma być ludność cywilna.
Większość liderów związku informacje te zlekceważyła. Jedynie Zarząd Regionu NSZZ Solidarność Dolny Śląsk podjął decyzję o wypłaceniu wszystkich posiadanych funduszy zdeponowanych w banku (80 milionów zł) oraz ukryciu zapasów papieru, materiałów poligraficznych i wszystkich urządzeń drukarskich, wycofanych z bieżącego użytkowania.
Na przełomie listopada i grudnia 1981 r. duża część dolnośląskich liderów związku zastosowała się do rad Morawieckiego, by licząc się z atakiem władz PRL przygotować miejsca ukrywania się i nie nocować w swoich mieszkaniach. Dzięki temu w chwili wprowadzenia stanu wojennego Morawiecki, niemal wszyscy jego współpracownicy oraz wyjątkowo duża grupa dolnośląskich liderów NSZZ Solidarność, uniknęli internowania.
Niestety - z powodu choroby szczęścia tego nie miał Marek Petrusewicz, którego kluczowa rola w uratowaniu 80 milionów dolnośląskiej Solidarności często jest dziś zapominana. W odwecie oprawcy z SB uwięzili Petrusewicza w najgorszych kazamatach. Uniemożliwienie leczenia oraz ciężkie śledztwo zrujnowało zdrowie niegdysiejszego pływackiego mistrza świata. Zemsta esbeków skończyła się koniecznością amputacji obydwu nóg i przedwczesną śmiercią tego zapomnianego dziś bohatera Solidarności.
Już w godzinach porannych 13 grudnia 1981 r. Kornel Morawiecki powołał do życia tajną strukturę wydawniczo-kolportażową NSZZ Solidarność Dolny Śląsk i sformował nową redakcję głównego pisma Regionalnego Komitetu Strajkowego "Z Dnia na Dzień". Pierwszy "wojenny" numer tej gazetki, w kilkutysięcznym nakładzie, został rozkolportowany w nocy z 13 na 14 grudnia.
W pierwszych dniach stanu wojennego, w cyklu całodobowym, pracowało już kilka drukarni zorganizowanych przez Morawieckiego. "Z Dnia na Dzień" osiągało nakład kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy i już w grudniu 1981 r. docierało do wszystkich większych zakładów regionu. Dzięki przygotowanej bazie stało się pod względem nakładu, zasięgu i ilości wydanych numerów zdecydowanie największym polskim pismem podziemnym lat osiemdziesiątym.
"Z Dnia na Dzień" doczekało się 394 podziemnych wydań (razem z wydanymi w okresie jawnej działalności - 542), czyli znacznie więcej od wskazywanego jako największy "Tygodnika Mazowsze", który ukazał się 290 razy. Jako jedyne w Polsce pismo podziemne "Z Dnia na Dzień" przez okres czterech miesięcy ukazywało się trzy razy w tygodniu. Wiosną 1982 pismo to drukowane było równocześnie w dziesiątkach tajnych punktów poligraficznych, zlokalizowanych w kilkunastu miejscowościach Dolnego Śląska.
Od początku stanu wojennego ukazywać się też zaczęły inne pisma, których genezą była budowana przez Morawieckiego, permanentnie się rozwijająca, "sieć niezniszczalnego druku". Należało do nich np. pismo "Wiadomości Bieżące", krótko potem związane z Solidarnością Walczącą. Pierwszy jego numer ukazał się już 17 grudnia 1981 r. a ostatnie wydanie z roku 1989 nosiło numer 242. Na łamach tych pism w pierwszych miesiącach stanu wojennego Kornel Morawiecki, korzystając z uprawnienia, przekazanego przez przewodniczącego RKS Władysława Frasyniuka, publikował podpisywane jego nazwiskiem, lecz sporządzane przez Morawieckiego oświadczenia i wezwania do akcji protestacyjnych.
Dzięki temu, że konspiracyjna struktura stworzona przez Morawieckiego w dużej mierze składała się z naukowców Politechniki Wrocławskiej, już w pierwszych dniach stanu wojennego rozpoczęła nasłuch częstotliwości, wykorzystywanych przez milicję, wojsko i służby specjalne PRL. W krótkim czasie dojrzała ona do postaci jednostki kontrwywiadu podziemnej Solidarności. Ostrzegała zagrożonych represjami działaczy różnych organizacji - aż do roku 1989 powielała specjalne relacje z nasłuchu, dzięki którym konspiratorzy mogli się zorientować, czy nie są przedmiotem prowadzonej przez SB obserwacji.
Dysponując skromnymi środkami, gdyż nie miał dostępu do uratowanych 80 milionów dolnośląskiej Solidarności, Morawiecki uruchomił też akcję przestrajania odbiorników radiowych, dzięki którym mogły one służyć jako skanery, wychwytujące częstotliwości wykorzystywane przez SB (ogromnie zwiększało to bezpieczeństwo wielkiej rzeszy działaczy). W styczniu 1982 r. za sprawą Morawieckiego powstawać zaczęła sieć łączności, w której konspiratorzy z różnych części kraju wykorzystywali nie tylko sprzęt krótkofalowy, ale także łącze satelity telekomunikacyjnego OSCAR. W tym samym czasie podjęte zostały w jego kręgu pierwsze w Polsce próby nadawania konspiracyjnych audycji radiowych.
Od wprowadzenia stanu wojennego Morawiecki był orędownikiem utworzenia centralnego, przywódczego ośrodka zepchniętej do podziemia Solidarności. Uważał też, że działania reżimu powinny spotykać się z oporem a uratowane przed konfiskatą finansowe zasoby związku należy przeznaczać na pomoc rodzinom represjonowanych, gdyż brak lęku o byt bliskich może stanowić napęd społecznej aktywności.
Na tym tle doszło do różnicy zdań z częścią przywództwa RKS NSZZ Solidarność Dolny Śląsk, a momentem krytycznym było nie przyłączenie się dolnośląskiej Solidarności do demonstracji ulicznych, jakie we wszystkich innych regionach kraju zdelegalizowana organizacja przeprowadziła 1 i 3 maja 1982 r.
W czerwcu 1982 r. powstała organizacja Solidarność Walcząca - popierająca działalność NSZZ Solidarność, ale zastrzegająca sobie prawo do własnej inicjatywy. Nowa organizacja stawiała sobie jasne cele polityczne - demontaż systemu sowieckiego oraz pełną niepodległość Polski.
Do końca 1982 roku w szeregach SW znalazło się około tysiąca zaprzysiężonych członków (w strukturę włączały się czasem całe już funkcjonujące formacje, jak np. Organizacja Narodowo-Wyzwoleńcza "Lechia").
Jedną z głośnych form działalności SW były demonstracje, przeprowadzane z udziałem przygotowanych do czynnego stawiania oporu Grup Wykonawczych Solidarności Walczącej. Wydarzenia z 13 czerwca i 31 sierpnia 1982 r. zyskiwały w tym czasie obiegowe miano "pierwszego i drugiego powstania wrocławskiego", gdyż w wyniku metody i skali wystąpień na wiele godzin niektóre rejony miasta zostały wtedy niemal wyłączone spod kontroli organów państwa.
W połowie 1982 r. głos Kornela Morawieckiego zaczął się pojawiać w audycjach Radia Solidarność Walcząca - włączającego się bez zapowiedzi w częstotliwość wykorzystywaną przez program III Polskiego Radia. Do 1989 roku Radio SW nadało ok. 600 krótkich audycji i pomimo wzniesienia na najwyższych budynkach Wrocławia wielkich obrotowych masztów radiopelengacyjnych - żaden z kilkunastu nadajników Radia SW nigdy nie został namierzony. Przeciwnie - Radio SW pojawiło się w dziesiątkach innych miejsc kraju, m.in. w Warszawie po aresztowaniu małżeństwa Romaszewskich, by kontynuować działalność uwięzionych (przy czym okazało się, że kontynuatorzy ich działalności dysponowali aparaturą gwarantującą większy zasięg odbioru).
Baza radiowa SW służyła także do nadawania audycji Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz Międzyszkolnego Komitetu Oporu. Organizacja Morawieckiego drukowała też dziesiątki tytułów różnych ogniw NSZZ Solidarność. Z jej drukarni, czasem w wielotysięcznych nakładach, wyszło też ponad sto tytułów zakazanych przez cenzurę książek. Ogromna część tych nakładów rozsyłana była do miejsc, w których oddziaływanie sił opozycyjnych było najsłabsze. Realizowanym przez lata pomysłem Morawieckiego było np. wysyłanie prasy i książek drugiego obiegu na adresy sołtysów i remiz Ochotniczych Straży Pożarnych.
Do 1984 roku organizacja stworzona przez Kornela Morawieckiego działała już we wszystkich wielkich miastach Polski oraz w dziesiątkach mniejszych ośrodków. Posiadała kilkanaście przedstawicielstw zagranicznych, choć unikała kontaktu z brukselskim biurem Solidarności, co jak się okazało, pozytywnie wpłynęło na jakość i bezpieczeństwo prowadzonej działalności.
Liczba zaprzysiężonych członków w 1985 r. przekraczała dwa tysiące, kilkakrotnie więcej osób wspierało działalność SW. Ukazywało się kilkadziesiąt pism podziemnych. Do 1989 roku liczba tytułów wydawanych przez tę organizację wzrosła do 134. Ich jednostkowe nakłady rzadko były niższe od kilkutysięcznych.
Już w 1982 SW wydawała pisma w językach obcych, np. utworzone wtedy czeskojęzyczne "Nazory", przemycane za południową granicę. W 1984, korzystając ze sfałszowanych kopert Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej Solidarność Walcząca zdołała przesłać do przypadkowych adresatów w ZSRR kilkaset pakietów z rosyjskojęzycznymi pismami drugiego obiegu (o skali akcji świadczyło odbicie się jej szerokim echem w światowych mediach, m.in. BBC).
Rzeczywista przyjaźń polsko-radziecka, z osobistej inicjatywy Kornela Morawieckiego, znajdowała swój wyraz w niesieniu pomocy dezerterom z Armii Radzieckiej. Prasa SW informowała o wielu takich przypadkach, publikowała apele o ich ratowanie a sama organizacja ocaliła życie co najmniej kilku zbiegom z wojska stacjonującego w polskich granicach.
W drugiej połowie lat 80- tych organizacja Morawieckiego powołała do życia Wydział Wschodni, który działał w krajach bałtyckich, w Rosji, Gruzji, Mołdawii, na Białorusi i na Ukrainie. Podobnie jak w Polsce, Solidarność Walcząca szkoliła w tych krajach setki podziemnych drukarzy i niosła pomoc osobom walczącemu o wolność.
Organizacja Kornela Morawieckiego pozyskała współpracowników także w łonie aparatu represji PRL. Należała do nich tzw. grupa kapitana Charukiewicza (oficerowie SB odznaczeni przez ś.p. prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego w roku 2009 Krzyżami Oficerskimi Polonia Restituta). Działalność ta miała ograniczony zasięg, ale spowodowała destrukcyjne reakcje ówczesnego MSW - w wyniku decyzji gen. Kiszczaka w 1985 z wrocławskiej SB zwolniono kilkadziesiąt osób (zresztą wyłącznie całkowicie niezwiązanych z działalnością SW).
W ramach SOR "Ośmiornica" w roku 1986 po raz pierwszy i jedyny od czasów stalinowskich gen. Kiszczak podjął decyzję o "...wykorzystaniu wszystkich sił i środków w celu zatrzymania Kornela Morawieckiego i rozbicia organizacji Solidarność Walcząca...". W związku z tym zadaniem zezwolono także służbom STASI na nieskrępowane działanie na terenie Polski zachodniej oraz przeniesiono do Wrocławia jednostkę specjalną MSW, która nie kontaktując się z wrocławską SB (podejrzewaną o zinwigilowanie przez solidarnościowe podziemie) miała doprowadzić do zatrzymania przywódcy Solidarności Walczącej.
Działalność tej jednostki polegała na nieustannej obserwacji dziesiątków punktów, w których - jak przypuszczano - może pojawić się poszukiwany. Działania te zostały uwieńczone sukcesem po ponad roku, kiedy to 9 listopada 1987 r. w bloku przy u. Zielińskiego we Wrocławiu dokonano zatrzymania Kornela Morawieckiego.
Po niemal natychmiastowym przewiezieniu do Warszawy, Morawiecki przetrzymywany był w areszcie w Pałacu Mostowskich oraz przy ul. Rakowieckiej. Tu pierwszy raz od siedmiu lat, w ramach widzenia, mógł się zobaczyć ze swoimi bliskimi. Jak opowiadała jego córka Marta "tato przez te lata zmienił się niewiele. Poza jednym - kiedy go widziałam poprzednim razem, w grudniu 1981 miał czarne włosy. A teraz - białe jak śnieg...".
W czasie strajków, jakie wybuchły w Polsce na przełomie kwietnia i maja 1988 r. Kornel Morawiecki został deportowany do Włoch. Po zatrzymaniu na lotnisku Balice w czasie próby powrotu został deportowany ponownie (tym razem z paszportem uprawniającym do jednokrotnego przekroczenia granicy) do Austrii.
Krótko przebywał m.in. w Londynie, gdzie prezydent RP na Uchodźstwie Kazimierz Sabbat odznaczył go Krzyżem Oficerskim Polonia Restituta. Po odbyciu spotkań z przedstawicielami opozycji, działającymi na Zachodzie, Kornel Morawiecki w sierpniu 1988 r. powrócił do Polski, posługując się cudzym paszportem.
Ponownie stając na czele Solidarności Walczącej nadal się ukrywał i był oponentem porozumienia Okrągłego Stołu. W tym czasie zaczęli jednak jawną działalność przedstawiciele jego organizacji oraz powołane przez niego inicjatywy - Kluby Myśli Politycznej "Wolni i Solidarni". Morawiecki publikował własne programy przemian społecznych, politycznych i gospodarczych.
Ujawnił się w roku 1990, kiedy też stanął na czele Partii Wolności. W kolejnych wyborach nie zdołała ona jednak wprowadzić swoich przedstawicieli do Parlamentu.
W 1991 roku Morawiecki wydawał własną gazetę pt. "Dwa Dni" oraz powrócił do pracy na Politechnice Wrocławskiej. Wraz z gronem naukowców tworzył m.in. zarysy technicznych projektów nowatorskiej kolei próżniowej. W roku 2007 wraz ze współpracownikami z czasów podziemia utworzył Stowarzyszenie Solidarność Walcząca. Od 2011 roku wydaje dwutygodnik "Gazeta Obywatelska".
Do przyznanych mu licznych nagród i honorów należy m.in. wręczona w 2014 w Pradze Nagroda Pamięci Narodów.
Z opublikowanych esbeckich materiałów SOR "Ośmiornica" wynika, że organizacja Kornela Morawieckiego jedynie w bardzo nikłym stopniu mogła być zinwigilowana przez służby PRL. Dowodem na tę tezę może być błędnie podany skład wszystkich organów przywódczych SW.
W roku 2007, kiedy Kornel Morawiecki skierował do Kancelarii Prezydenta 150 wniosków odznaczeniowych okazało się, że w świetle materiałów IPN, do których sięgnęli wtedy pracownicy Kancelarii - nikt ze 150 działaczy wyróżnionych przez Morawieckiego, nie może być podejrzewany o jakiekolwiek związki ze służbami PRL-u. Wg poznanych wówczas opinii - tak duże grono kandydatów do odznaczenia, w którym nie było osób w przeszłości związanych z PRL-owskimi służbami - pojawiło się po raz pierwszy.
W roku 2007 ś.p. prezydent RP prof. Lech Kaczyński postanowił przyznać Kornelowi Morawieckiemu drugie najwyższe polskie odznaczenie państwowe - Krzyż Wielki Orderu Polonia Restituta. Kornel Morawiecki odmówił uważając, że odznaczenie go będzie równoznaczne z przyznaniem orderu całej organizacji Solidarność Walcząca. Jego zdaniem ofiara tysięcy działaczy Solidarności Walczącej, spośród których setki zaznały więzienia i wielu innych krzywd, a przede wszystkim wkład Solidarności Walczącej w walkę o wolność wskazują, że powinno się ją docenić najwyższym polskim odznaczeniem państwowym.
Kornel Morawiecki był nauczycielem akademickim na Politechnice Wrocławskiej. Przed wyborami prezydenckimi w roku 2005 wykłady prowadził w koszulce z napisem "Lech lepszy!". Pytającym o to studentom odpowiadał z uśmiechem: "Odpowiedź pozostawiam waszej inteligencji...".
Przeczytaj: Emocjonalne wystąpienie Marszałka Seniora Kornela Morawieckiego
Mimo, że droga życiowa Kornela Morawieckiego bardzo nadwyrężyła jego zdrowie, słynął on zarówno z angażowania się w liczne inicjatywy publiczne, jak też z codziennej pomocy, w miarę swoich skromnych możliwości udzielanej każdemu, komu w jakiś sposób pomóc jest w stanie. Był nie tylko ojcem kilkorga dzieci, ale też dziadkiem i pradziadkiem.
O tym, jak wychował swych potomków świadczą choćby wybory, dokonywane przez jego najstarszego syna Mateusza. Przez lata pozostawania ojca w ukryciu, wychowanie to polegało głównie na tropionej przez SB korespondencji. Potem Mateusz wygrywał stypendia, umożliwiające mu studiowanie w Niemczech i Szwajcarii. Jakichkolwiek "protektorów" w tym studiowaniu syn przywódcy Solidarności Walczącej nie miał żadnych. Po latach w podziemiu Kornel Morawiecki nie miał jak pomóc studiującemu dziecku - Mateusz utrzymywał się pracując fizycznie.
Ojciec z synem od zawsze toczyli ze sobą dyskusje, w niejednej kwestii się ze sobą spierając. Bywało jednak, że syn przychodził do ojca po radę. Tak było, gdy Mateuszowi Morawieckiemu, prezesowi Banku Zachodniego WBK zaproponowano objęcie funkcji dyrektora sieci banków Santandera w Ameryce Północnej. Funkcja z ogromnym prestiżem, olbrzymimi możliwościami oraz pensją wielokrotnie większą od otrzymywanej w polskim banku. Radę "pracuj dla Polski, synku" Mateusz Morawiecki przyjął z ulgą, bo sam zdecydował już tak samo.
Możliwość objęcia stanowiska wicepremiera i ministra rozwoju w obecnym rządzie, co wiąże się z utratą dotychczasowych dochodów, nie wymagała zastanowienia. "Mój syn wie, że ma służyć Polsce. Polsce - ze wszystkich sił, Polsce - wszystkimi swoimi talentami" - pewnym i spokojnym głosem mówił Kornel Morawiecki.
Andrzej Kołodziej