Wywiad PRL: Od kompletnej amatorszczyzny do umiarkowanych sukcesów

Jak ocenić wywiad i kontrwywiad Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej? W jakim stopniu nasi agenci byli zależni od "wielkiego brata" z Kremla? Na te pytania próbowali odpowiedzieć dr Witold Bagieński, dr Władysław Bułhak oraz dr Paweł Skubisz, którzy byli gośćmi debaty zorganizowanej przez Krakowską Lożę Historii Współczesnej.

Tematyka wywiadu i kontrwywiadu cieszy się niezachwianą popularnością. Bez wątpienia przyczyniły się do tego wykreowane przez popkulturę postacie szpiegów i agentów. Jak jednak zaznaczyli goście debaty, zainteresowanie tymi zagadnieniami przekłada się również na popularność książek popularnonaukowych dotykających tej tematyki.    

- Rzeczywiście, jest trend jeśli chodzi o czytelników publikacji dotyczących wywiadu i kontrwywiadu. Skąd fenomen tej tematyki? Wszystko, co jest zakryte nimbem tajemniczości, powoduje, że jest to temat cieszący się ogromnym zainteresowaniem - komentował dr Skubisz.

Reklama

Do miana "kultowości" kandyduje natomiast tematyka wywiadu i kontrwywiadu w czasach ludowej Polski. W czasie debaty padło nawet stwierdzenie: "mit wywiadu komunistycznego". Czy rzeczywiście peerelowskie służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze, które - przypomnijmy - zajmowały się również rozpracowywaniem struktur opozycji antykomunistycznej - były tak znakomite?

- Służby specjalne rozsiewały mit, że są najlepsze i niezastąpione. Jednak w zderzeniu z brutalnymi faktami, działalność wielu agentów i szpiegów okazał się być nieporozumieniem - twierdzi dr Bułhak zaznaczając, że ocena działań peerelowskich szpiegów jest problematyczna, a to ze względu na braki materiałów w archiwach.

- To są trudne badania, to jest prawie "archeologia", bo luki są duże. Część materiałów jest ściśle tajna. Część natomiast zniszczono, wiele z nich to są kluczowe sprawy i teczki kluczowych agentów. Na przykład nie ma planów pracy wywiadu, poza jednym jeszcze z lat 40. zeszłego stulecia. Tymczasem bez planów pracy i sprawozdań trudno dowiedzieć się, co służby uważały za sukcesy, a co za porażkę - tłumaczy dr Bagieński.

Dodatkowo, konieczna są porównania z archiwami zagranicznych wywiadów i kontrwywiadów. - Dopiero konfrontacja źródeł polskich ze źródłami państw ościennych da odpowiedź na temat skuteczności wywiadu - zaznacza dr Skubisz.

Początkowo to była kompletna amatorszczyzna

Jak zatem oceniać działalność wywiadu i kontrwywiadu ludowej Polski?   

- Ocena wywiadu i kontrwywiadu w latach 1945-1989 zależy od okresu w historii. Początek był dramatyczny, to była kompletna amatorszczyzna - mówił dr Bułhak dodając, że początkowo agentami byli ludzie nieprzeszkoleni, często brani prosto z partyzantki. - Zmieniło się to w latach 60. i 70. zeszłego stulecia, kiedy to generał Franciszek Szlachcic wymyślił, że stworzy nowoczesny wywiad. Wówczas powstała słynna szkoła w Kiejkutach - komentuje historyk dodając, że jego zdaniem peerelowski wywiad i kontrwywiad nie odnosiły spektakularnych sukcesów. - Były sukcesy, ale głównie w walce z opozycją. Natomiast z docieraniem do obcych służb było już raczej średnio - ocenił.                        

- Trzeba wziąć pod uwagę, że praktycznie do 1956 roku wywiad i kontrwywiad był faktycznie policją polityczną, zajmowano się tym, co Urząd Bezpieczeństwa, tropiono politycznie obcych i wroga wewnętrznego, ale na odcinku szpiegowskim. Natomiast po roku 1956 peerelowski wywiad i kontrwywiad miał coraz lepiej wyszkolonych agentów. Wciąż jednak polscy szpiedzy mieli amerykański kompleks, kompleks najlepszego wywiadu na świecie. CIA wdeptywało naszych agentów w ziemię. To się zmieniło w latach 70. i 80., kiedy to właśnie na amerykańskim odcinku peerelowski kontrwywiad odniósł sporo sukcesów. Wpadło wówczas kilkunastu szpiegów - opowiadał dr Skubisz.

Jak doszło do spektakularnej wpadki Amerykanów? - Popełnili katastrofalny błąd. Nie dopilnowali bowiem łączności, listy do agentów adresowane były przez jedną i tą samą osobę, która miała bardzo charakterystyczny charakter pisma. Dodatkowo, treść listów była nielogiczna. To wzbudziło podejrzenia. Przeglądając przechwyconą korespondencję, zdekonspirowano szereg amerykańskich szpiegów pochodzenia polskiego, którzy działali na terenie PRL. To był wielki sukces - zaznacza historyk.

Dr Bagieński zauważa, że w początkowym stadium w czasach stalinizmu, wywiad ludowej Polski - w ocenie ówczesnej hierarchii - odnosił sukcesy, które polegały na czystce w placówkach zagranicznych. Obiektywnie nie były to jednak wywiadowcze osiągnięcie. - Do takich niewątpliwie zaliczyć trzeba zwerbowanie w latach 50. zeszłego stulecia premiera rządu RP na uchodźstwie Hugona Hanke. Choć nie był to polityk pierwszoplanowy, to sprawa była spektakularna i ze względów propagandowych był to wielki sukces. Takim niewątpliwie było umieszczenie w szeregach Radia Wolna Europa agenta Andrzeja Czechowicza - ocenił. Historyk do sukcesów zaliczył również przyczynienie się peerelowskiego wywiadu do udanych negocjacji z Niemcami Zachodnimi w sprawie granicy na Odrze oraz skuteczne wykradanie technologii, których w ludowej Polsce - ze względu na embargo gospodarcze - brakowało.

- Wydaje się, że wywiad i kontrwywiad Polski ludowej nie był w stanie prowadzić wywiadu globalnego. Prowadził działalność kierunkowo i w ograniczonym zasięgu. Nie znam żadnej historii, żeby peerelowscy agenci dokonali penetracji ośrodka wywiadowczego na przykład CIA. Tymczasem Rosjanom w kilku wypadkach się to udało - konstatował dr Skubisz.

Polacy wyśmiewali sowieckie komputery

Jeżeli pojawił się już temat sowieckiego wywiadu, to nie można uniknąć dyskusji na temat zależności peerelowskich służb szpiegowskich od "wielkiego brata" z Kremla. Czy Polacy mieli jakąkolwiek autonomię wobec KGB?

- To się zmieniało w czasie. W latach 50. zeszłego stulecia mieliśmy do czynienia z ręcznym sterowaniem. Sowieci mieli wgląd we wszystkie sprawy polskiego wywiadu. Byli wszędzie. Po 1956 roku sytuacja się zmienia. Odwołano tzw. doradców sowieckich. Jednak niby byli "na zewnątrz", ale jeżeli chcieli uzyskać jakieś informacje od Polaków, to je po prostu uzyskiwali - powiedział dr Bułhak dodając, że choć niektórzy polscy szpiedzy szkolili się w Moskwie, to jednak Sowieci patrzyli na nich podejrzliwie. Często ze względu na brak znajomości języka rosyjskiego, bo z tego powodu Polacy komunikowali się z Sowietami w językach zachodnich. Inaczej, niże pozostałe komunistyczne wywiady, jak na przykład czechosłowacki czy enerdowski. Ich agencie porozumiewali się w języku rosyjskim.

Dr Bagieński zaakcentował, że po roku 1956 zmieniły się również metody działania sowieckiej agentury w Polsce. - Po początkowej wszech władzy, w późniejszych latach sowieccy oficerowie programowali działania peerelowskiego wywiadu i kontrwywiadu. W pewnych sytuacjach nawet osoby bardzo wtajemniczone nie wiedziały, że realizowały zadania dla KGB. Na przykład Sowieci zlecali coś Stanisławowi Kani, a ten przekazywał to dalej, jako swoją decyzję - wyjaśniał historyk.    

Wzajemne stosunki peerelowskiego i sowieckiego wywiadu nie były jednak "idealne". Jak zauważył dr Bułhak, agentury różniło podejście do "głównego wroga". O ile dla Sowietów najważniejszych przeciwnikiem byli Amerykanie, to już dla Polaków byli to Niemcy, a to ze względu na niepewność stałości zachodniej granicy. - Dla Władysława Gomułki nie było to takie oczywiste, że Amerykanie to wróg numer jeden. Polacy mieli opór w tej materii, zajmowali się głównie kierunkiem niemieckim. Aż 70 agentów było skierowanych do spraw niemieckich, tymczasem "tylko" 40 do spraw amerykańskich - wylicza.

- Współpraca wywiadów w bloku komunistycznym pomiędzy PRL a Związkiem Sowieckim nie była symetryczna. Materiały z Warszawy szły pełna parą do Moskwy, a w drugą stronę przesyłano śmieci i ścinki - przyznaje dr Skubisz. Historyk zwraca jednak uwagę, że peerelowski wywiad i kontrwywiad udanie współpracował z Węgrami, Czechosłowacją czy nawet z Wietnamem. - Po upadku Sajgonu, Wietnamczycy weszli w posiadania amerykańskich materiałów, które przekazali Polakom. Jak widać, z "wielkim bratem" symetrii nie było, natomiast z innymi służbami jak najbardziej - ocenia historyk.

Choć KGB miało miażdżącą przewagę nad peerelowskim wywiadem i kontrwywiadem, to jednak Polacy dostrzegali niedoskonałości sowieckiej agentury. - Przytoczę taką anegdotę. W jednym z oficjalnych materiałów szpiegowskich znalazła się relacja, jak to polscy agenci wyśmiewają się z komputerów towarzyszy sowieckich, które były przestarzałe, jeszcze z lat 60. Tymczasem Polacy dysponowali nowoczesnymi maszynami z lat 80. - ujawnia Bułhak.

ArWr

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy