Zakochali się w sobie w więzieniu. Ślub? Za kratami. Widzieli się dwa razy

Pierwszy raz pocałowali się szybko, przy świadkach. Zaraz po tym, jak urzędnik ogłosił, że są już mężem i żoną. Na kolejne spotkanie czekali miesiąc. Wtedy mogli się do siebie przytulić. Wbrew pozorom to nie opowieść o małżeństwie aranżowanym, ale historia wielkiej miłości, która rozpoczęła się od stukotu w więzienną ścianę.

Ojciec Wiesławy Pajdak - Antoni - był jednym z przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Po skazaniu w tajnym procesie (listopad 1945 roku), odbywał 5-letnią karę w moskiewskim więzieniu na Łubiance, a następnie został wywieziony na Syberię. Matka prawdopodobnie popełniła samobójstwo w 1947 roku, wyskakując z okna na czwartym piętrze aresztu śledczego.

W tym samym roku Wiesława zaręczyła się z "Ju" - Jerzym Śmiechowskim osadzonym w sąsiedniej celi.

Podczas wojny była łączniczką, ale to przede wszystkim patriotyczna działalność ojca sprawiła, że znalazła się w więzieniu. Jego zagraniczne znajomości uchroniły ją przed biciem i wielogodzinnymi przesłuchaniami. Dzielnie znosiła zimno, głód, wszędobylskie wszy i wrzaski torturowanych koleżanek. Największym problemem była samotność.

Reklama

Alfabetu Morse’a Wiesława nauczyła się już w celi, od jednej z osadzonych, która później okazała się donosicielką. Pajdak miała przeczucie, że nie może w pełni zaufać "przyjaciółce", więc sprzymierzeńców zaczęła szukać gdzie indziej. Tak rozpoczęła się jej znajomość z Jerzym. Mężczyzna szybko przyswoił Morse’a (podstawy pamiętał jeszcze z harcerstwa) i od tej pory rozmowy toczyły się każdego wieczoru. Po kilku tygodniach operowali już tylko skrótami - bez słów rozumieli się dosłownie i w przenośni.

Były żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej (do której przeszedł po rozłamie w pierwszej organizacji) trafił do więzienia z podejrzeniem o szpiegostwo. Na przełomie października i listopada 1947 roku pomógł w ucieczce do Szwecji represjonowanemu Stefanowi Korbońskiemu - delegatowi Rządu RP na Kraj. Na Śmiechowskim ciążyło widmo wyroku śmierci.

Gdyby nie "Mała" (tak Jerzy nazywał swoją Wiesię), załamałby się już w pierwszych tygodniach pobytu w więzieniu. O tym, że ma żonę, powiedział ukochanej bardzo szybko. Wiesława przyjęła wiadomość, ale czuła, że rodzącemu się uczuciu nic nie może przeszkodzić. Ostatecznie "Ju" dostał sześć lat. Wcześniej zdążył oświadczyć się "Małej". Kobieta obiecała, że będzie na niego czekać.

Po wyjściu z więzienia, pierwsze kroki skierowała do ojca Jerzego. Od tej pory "Papa" będzie pomagał zakochanym. Gdy Wiesia znów trafi za kratki (nie ustawała w staraniach, by ściągnąć z Syberii Antoniego Pajdaka), przejmie funkcję łącznika między zakładami w Grudziądzu (miejsce pobytu "Małej") i Rawiczu (tam osadzono "Ju"). Na ślub przyniesie, schowany przed strażnikami za pazuchą, bukiet kwiatów.

W lutym 1953 roku Jerzy wychodzi na wolność. Natychmiast dopełnia wszystkich potrzebnych formalności i oznajmia "Małej", że nie chce czekać ze ślubem do czasu jej zwolnienia. Ceremonia odbywa się 9 kwietnia tego samego roku. Jerzy i Wiesława (ubrana w drewniaki i drelichowy komplet) widzą się wtedy po raz drugi.

Dzięki amnestii, miesiąc później Wiesława jest już na wolności. Noc spędza u obcej kobiety, która zaoferowała pomoc. Wczesnym rankiem wsiada w pociąg do Warszawy, by zobaczyć się z "Ju".

Niespełna rok później na świat przychodzi pierwszy syn pary. Niestety będzie żył jedynie kilka lat. W 1955 roku z Syberii wraca Antoni Pajdak, a siedem lat później rodzi się Wojtek. W tym samym roku Wiesia i Jurek biorą ślub kościelny (poprzedni związek Śmiechowskiego unieważniono).

Jeszcze nie wiedzą, że ich małżeństwo przetrwa ponad 55 lat.

Poniżej publikujemy dwa listy pochodzące z okresu narzeczeństwa pary - jeden autorstwa Jerzego do Wiesławy, drugi zaś Wiesławy do Jerzego. Więcej listów można przeczytać w książce "Krótka historia o długiej miłości".

"[...] Na miłość Boską, Mała, skąd te wątpliwości i czarne myśli? Doskonale wiesz, że ja kocham Cię bezgranicznie i że życie moje bez Ciebie nie ma żadnej wartości, i to nie żaden frazes. Dowód mojej miłości miałaś, ukochana [...] nie wahałem się ani chwili, żeby dla Ciebie przekreślić całe moje prywatne życie. Mała, Ty musisz mi zaprawdę tak samo ufać, jak ja ufam Ci, na pewno się na mnie nie zawiedziesz. Wierz swojemu Ju i odpędź niedobre czarne myśli! Pamiętaj o naszych jeszcze dziecinnych planach i marzeniach, które muszą się zamienić w nasze trwałe osobiste szczęście. Mała, ja mam niezachwianą wiarę, że będziemy razem szczęśliwi, i to bardzo szczęśliwi. [...] nie wyobrażasz sobie, jak strasznie za Tobą tęsknię. [...] O mnie się nie martw. Dużo się uczę i mimo że mnie też dopadają czarne myśli, ani na chwilę nie tracę nadziei, że będziemy kiedyś razem [...]. Malutka, w czasie Świąt wypocznij sobie i pomyśl trochę o swoim Ju, który bezgranicznie Cię kocha i nie widzi świata poza Tobą".

 "Kochany Ju, [...] bez Ciebie b. b. mi bardzo źle na świecie. Rozumiem doskonale Twoje zaniepokojenie najbliższym spotkaniem, ale przecież nie oczekujesz ode mnie nadzwyczajności. Ja spodziewam się człowieka z wszystkimi zaletami i wadami, ale z jednym nieocenionym skarbem - uczuciem [...]. We dwoje łatwiej dźwigać ciężar życia, a radość dzielona z bliskimi jest jeszcze pełniejszą i słodszą. Kochany, ufam Tobie i pragnę, aby Twoja ufność była równie silna jak moja. [...] Gdybyś wiedział jak często myślę o Tobie i ile myśli nasuwa mi się, ile problemów. Przykre, że nie mogę się nimi z braku miejsca podzielić z Tobą. Ju, bądź jeszcze cierpliwy i nie trać otuchy. Pamiętaj, że chcę być Ci wiernym i dzielnym towarzyszem życia. W moich warunkach nie zaszła żadna zmiana, pracuję, dużo czytam (zachowałam zamiłowanie humanistyczne) i uzbrojona w wiarę i cierpliwość czekam wolności i Ciebie. Najbliższe pragnienie to list od Ciebie. Całuję Cię, kochany, niezliczone razy, tęsknię i kocham. Wiesia".

Pisząc artykuł korzystałam z książki "Krótka historia o długiej miłości" Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Oboładze.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy