"Żeby nie było śladów": Książka o Grzegorzu Przemyku
"Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka" - w książce o śmiertelnym pobiciu maturzysty, która trafiła do księgarń, jej autor Cezary Łazarewicz opisuje bezwzględność katów, perfidię przeprowadzonej przez państwo intrygi oraz niezwykłą solidarność ludzi.
O Grzegorzu Przemyku na świadectwie maturalnym jego nauczyciele napisali m.in., że "stanowił dużą indywidualność", "wykazywał daleko idącą niezależność i umiejętność samodzielnego myślenia", "odznaczał się dużą dojrzałością", "był tolerancyjny i życzliwy" i "miał talent poetycki". Przemyk zmarł na skutek pobicia przez milicjantów 14 maja 1983 roku, trzy dni przed swoimi dziewiętnastymi urodzinami. Użyto wobec niego siły, ponieważ - jak twierdzono - "turlał się po placu Zamkowym i odmówił wykonania poleceń milicjantów".
16 maja 1983 roku, dwa dni po śmierci Przemyka, jego matka, poetka i aktywna opozycjonistka Barbara Sadowska przypomniała w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji ABC słowa, które usłyszała, gdy rok wcześniej przebywała w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej: "Was, Sadowska, nie możemy ruszyć, ale syna wam załatwimy".
W liście już po śmierci syna Sadowska napisała: "ludzie o miedzianym czole, utożsamiający milicję z władzą, postanowili poświęcić prawdę dla swoich doraźnych korzyści, skompromitować wymiar sprawiedliwości w Polsce cynicznymi manipulacjami, które będą kiedyś książkowym przykładem niesprawiedliwości. Nie przypuszczam, żeby nastąpiło to prędko. Będzie to w takich czasach, kiedy systematyczne bezczeszczenie grobu mojego świętej pamięci syna Grzegorza będzie już tylko haniebnym znakiem dzisiejszej rzeczywistości".
Dokument w czytelni Sądu Okręgowego odnalazł reporter Cezary Łazarewicz. Dziennikarz pracował wtedy nad artykułem w 30. rocznicę śmierci chłopaka; potraktował list Sadowskiej jako apel. Efektem jego śledztwa jest książka "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka".
Łazarewicz odtwarza w niej okoliczności pobicia i śmierci maturzysty - wyjście z kolegami na miasto, aby uczcić zdane matury, zatrzymanie i rzekomą kłótnię z milicjantami, katowanie na komisariacie i śmierć w szpitalu. Opowiada o reakcjach społeczeństwa na wydarzenia i pogrzebie chłopaka, który zgromadził tysiące osób.
Reporter pyta w swojej książce, czy śmierć Grzegorza Przemyka była zaplanowana. Wraz z bohaterami wydarzeń docieka m.in. dlaczego Przemyk stał się ofiarą, kto właściwie jest winny tej śmierci, czy zdarzenie - jak pisał w przytaczanym przez reportera dzienniku poeta Wiktor Woroszylski - "ma coś wspólnego z pogróżką, jaką usłyszała Basia, kiedy rok temu wypuszczano ją z Rakowieckiej".
W książce jej autor rekonstruuje proces fingowania śledztwa. Opisuje, jak zastraszano świadka - Cezarego F., który wraz z Przemykiem był na placu Zamkowym, oraz jak usiłowano wrobić w pobicie Michała Wysockiego, kierowcę karetki, którą Przemyka przewieziono z komisariatu do szpitala.
Reporter opisuje także, jak próbowano przypisać chłopakowi niepoczytalność i jak ośmieszano jego samego, Sadowską oraz zaprzyjaźnionych opozycjonistów. Łazarewicz bada strukturę kłamstwa, które stworzyli funkcjonariusze państwowi, w tym minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak, premier Wojciech Jaruzelski i rzecznik rządu Jerzy Urban, niechętni do przyznania, że Przemyk zginął przez milicjantów. Przypomina także, jak przebiegał sam proces i jak przedstawiano sprawę w mediach.
Dziennikarz cytuje wspomnienia ludzi bliskich Przemykowi - m.in. jego dziewczyny Marzeny Urban i Piotrka Kadlcika - kolegi, z którym świętował maturę. Wymienia z nazwiska zomowców zamieszanych w śmierć Przemyka, a także portretuje przyjaciół Sadowskiej i jej znajomych z podziemia - m.in. dziennikarza BBC Karola W. Małcużyńskiego, pisarza Gustawa Gottesmana, satyryka Jacka Federowicza, publicystę Jerzego Ficowskiego i jego żonę Beatę.
Przywołuje także postaci, które były aktywne w środowisku Sadowskiej lub okazały jej solidarność i współczucie: np. Zdzisławę Bytnarową, matkę "Rudego", bohatera Szarych Szeregów, aktorkę Maję Komorowską, dysydentów Jacka Kuronia i Adama Michnika, pisarkę Hannę Krall, księdza Jerzego Popiełuszki i papieża Jana Pawła II.
"17 czerwca, piątek. Kościół Kapucynów na Miodowej. Twórcy czekają na spotkanie z Janem Pawłem II, który wczoraj przyleciał z drugą pielgrzymką do Polski. Są pisarze, poeci, aktorzy, reżyserzy. Papież się spóźnia, bo od rana rozmawia w Belwederze z generałem Wojciechem Jaruzelskim" - pisze Łazarewicz. Przywołuje również wspomnienie Komorowskiej, która "uczepiła się myśli, że spotkanie z Ojcem Świętym da Sadowskiej siłę do życia".
"Nagle usłyszałam swój głos: 'Ojcze, Ojcze. (...) To jest Basia Sadowska, której zamordowali syna'. Zrobiła się wielka cisza. Nagle czas się zatrzymał. 'Ojcze, Basia nie chce żyć'. I zobaczyłam Basię w jego ramionach, jak zmęczone dziecko" - mówiła aktorka.
Łazarewicz prócz pielgrzymki papieża przytacza także inne duże wydarzenia tamtych dni - msze w kościele Świętego Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, działalność Prymasowskiego Komitetu Pomocy i późniejsze rozmontowywanie komunizmu. Reporter w książce oddaje też koloryt czasów - dni zawieszenia stanu wojennego, opresyjnej władzy oraz - przede wszystkim - solidarnego i nieugiętego społeczeństwa.
Tytuł książki wziął się od zdania "Bijcie tak, żeby nie było śladów", którym - zgodnie z pamięcią Czarka F. - jeden z milicjantów zwrócił się do drugiego podczas pobicia.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne.