To zdjęcie Zbigniewa Religi obiegło świat. Pacjent przeżył profesora o dekadę

To zdjęcie zna niemal każdy. Zostało uznane za jedno ze 100 najważniejszych fotografii wszech czasów według National Geographic. Nic dziwnego, wystarczy rzut oka, by wzruszyć się do głębi. Leżący na stole operacyjnym pacjent jest pierwszym człowiekiem w Polsce, któremu udało się przeszczepić serce. W tle śpi wyczerpany asystent Romuald Cichoń. A na pierwszym planie widać profesora Religę nieustannie monitorującego akcję serca pacjenta. Operacja trwała 23 godziny a Religa, jak twierdzi wielu - dokonał wówczas cudu, który na zawsze odmienił losy polskiej medycyny, a przede wszystkim uratował wiele żyć. Przejmował się każdym pacjentem i na szczęście nie potrafił odpuścić.

Nigdy wcześniej nie wykonywał przeszczepu serca

Był 5 sierpnia 1987 roku. Zabieg uwieczniony na słynnym zdjęciu trwała 23 godziny. Leżący na łóżku pacjent, którego funkcje życiowe monitoruje Zbigniew Religa - wówczas docent, to Tadeusz Żytkiewicz. Sześćdziesięciolatek po trzech zawałach, cierpiał na ciężką niewydolność serca, pracowała tylko niewielka część tego narządu. Inni lekarze nie potrafili mu pomóc. Doc. Zbigniew Religa w klinice w Zabrzu podjął się bardzo ryzykownego zabiegu transplantacji serca. Jak się potem okazało - udanej. Moment, gdy wykończeni ze zmęczenia lekarza i pacjent są jeszcze na sali operacyjnej uwiecznił fotograf National Geographic - Jamesem Stanfield.

Reklama

"Nigdy nie spuszczam z niego wzroku i nigdy nie odwracam się do niego plecami. To moja zapłata" - tak miał po operacji powiedzieć o pacjencie prof. Religa. 

Tadeusz Żytkiewicz zmarł 18 września 2018 roku, w wieku 91 lat, z przeszczepionym sercem żył przez 30 lat. Zmarł 10 lat po kardiochirurgu, który podarował mu drugie życie. Kim był Zbigniew Religa?

Zbigniew Religa miał być filozofem. "To wtedy zakochałem się w chirurgii"

"Pogotowie przywiozło pacjenta, który umierał, ale chirurdzy - dzięki szybkim decyzjom i niesamowitym umiejętnościom - dawali mu szansę na dalsze życie. To było naprawdę oszałamiające. Wtedy zakochałem się w chirurgii." - wspominał po latach Religa. Niewiele jednak brakowało, a nie zostałby lekarzem. W młodości rozważał studiowanie filozofii lub dziennikarstwa. Nie sądził, że dostanie się na medycynę - to było przede wszystkim marzenie jego rodziców. Udało się za pierwszym razem

Kardiochirurgię pokochał w trakcie studiów, specjalizację rozpoczął w Szpitalu Wolskim w Warszawie, a w 1973 roku obronił doktorat. Swoje umiejętności w zakresie kardiochirurgii i chirurgii naczyniowej rozwijał podczas wyjazdów do USA. Po powrocie do kraju w 1984 roku objął kierownictwo Katedry i Kliniki Kardiochirurgii w Zabrzu. Jego współpracownicy wspominali go jako niezwykłego człowieka. Zależało mu na tym, by młodzi chirurdzy operowali samodzielnie, a pacjenci nie bali się pytać go o cokolwiek. Emanował empatią, co dało się wyczuć nawet w krótkiej rozmowie. Trzeba przyznać, że był nietypowy pod wieloma względami - lekko zgarbiony, nie chodził do fryzjera (włosy obcinała mu matka, a potem żona) i nierozstający się z papierosem. Jednak jego powierzchowność i swego rodzaju ekscentryzm tylko go wyróżniały.

W trudnych chwilach wspierała go żona

Kiedy zmarło mu 11 pacjentów z rzędu i 4-letnie dziecko, po trzydziestogodzinnej operacji wszedł do pokoju lekarskiego i wypił duszkiem butelkę koniaku. Każdego dnia towarzyszył mu stres. Wypalał nawet dwie paczki papierosów dziennie i przyznał, że w pewnym momencie był o krok od alkoholizmu. Podkreślał, że w tym trudnym czasie, dużego wsparcia udzieliła mu żona Anna. Poznali się jeszcze na studiach i byli razem pół wieku, aż do śmierci profesora, chociaż nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Dopiero gdy Anna wyjechała na staż do Francji, telefony i listy, jakie między sobą wymieniali, okazały się niewystarczające do stłumienia tęsknoty. Wzięli ślub chwilę po jej powrocie w 1963 r., później na świat przyszły dzieci: córka Małgorzata i syn Grzegorz. Rozpoczęcie przez Religę pracy w Zabrzu było dla żony profesora wielkim wyzwaniem, wiązało się z wieloma kompromisami i koniecznością okazywania mężowi ogromnego wsparcia. W jednym z wywiadów powiedziała: "Mógł być pijany, mógł być wściekły, ale mimo wszystko musiał być silny i musiał decydować. Przy mnie mógł powiedzieć wszystko".

Był jedynym lekarzem, który potrafił tak operować

W latach osiemdziesiątych Religa jako najprawdopodobniej pierwszy chirurg w Polsce, wszczepiał swoim pacjentom stymulator serca. Rzecz jasna w tamtych czasach dostęp do sprzętów medycznych był bardzo ograniczony. Operacje na otwartym sercu były niesamowicie trudne do wykonania, ze względu na brak krążenia pozaustrojowego.

Profesor nie poprzestawał, mimo trudnych warunków wiedział, że następnym krokiem powinno być wprowadzenie w Polsce transplantacji serca. "W latach osiemdziesiątych szanse powodzenia takiej operacji w Polsce wynosiły zaledwie 50 procent. Brakowało odpowiednio wyszkolonego personelu" - wspominał prof. Zbigniew Religa

Przyznał, że w całej klinice był praktycznie jedyną osobą zdolną do jego wykonania. Zanim wykonano sławne zdjęcie, nie udało się wiele prób przeszczepu. Pomimo ogromnego obciążenia psychicznego (ewentualne niepowodzenie transplantacji serca mogło spowolnić rozwój transplantologii innych organów), stawka była za wysoka, żeby dać zwyciężyć strachowi - nie odpuścił i tym razem.

Operacja się udała, ale pacjent zmarł, czyli trudna droga do suckcesu

5 listopada 1985 roku Zbigniew Religa przeprowadził pierwszą w Polsce, udaną transplantację serca. Choć serce podjęło prace i nie doszło od odrzucenia przeszczepu, pacjent zmarł dwa miesiące później. Bezpośrednią przyczyną śmierci była niewydolność nerek i w konsekwencji sepsa. Religa jako jedyny wierzył, że to nie koniec transplantacji serc w Polsce, i niestrudzenie podejmował kolejne próby.

Również w 1985 roku po raz pierwszy zebrała się komisja do orzekania śmierci mózgu. Było to niezmiernie istotne, ponieważ wcześniej nie można było pobrać od dawcy bijącego serca. Religa powiedział po latach, że doświadczenie rozmawiania z matką dawcy było jednym z najtrudniejszych momentów w jego życiu. Należy też wyjaśnić, że serce musi być transportowane w specjalnych warunkach - najmniejszy błąd uniemożliwia wykonanie operacji.

"Tak długo jak normalnie żyję, będę robić wszystko, co do tej pory"

Po udanej transplantacji serca z 1985 roku Religa nie osiadł na laurach: pozostał pionierem polskiej kardiochirurgii, wykonując po raz pierwszy w kraju przeszczep płuc i serca (1986). Zajmował się także zabiegami leczenia przewlekłej zatorowości płucnej. W 1988 roku z jego inicjatywy powstała Pracownia Sztucznego Serca Śląskiej Akademii Medycznej. W roku 1991 stworzył prototyp sztucznego serca i zastawki biologicznej. Zwłaszcza to ostatnie osiągnięcie było dla niego samego niezwykle ważne.

"Każdy musi umrzeć. Dla mnie śmierć jest niczym, śmierć jest snem."

W 2003 roku Zbigniew Religa zaczął chorować. Wykryto u niego nowotwór płuc. Oboje z żoną wiedzieli, że rokowania są złe. Profesor poddawał się leczeniu, jednocześnie nie rezygnował z życia. Wraz z Anną zdecydowali się odbyć podróż sentymentalną sprzed lat - wyjechali na Rodos, a później do Stanów Zjednoczonych. To tam zaczął się bardzo źle czuć. Twierdził, że nie boi się śmierci, poza tym był ateistą i mówił, że doświadczenie lekarskie i obserwacja życia każą mu sądzić, że Boga nie ma. Odszedł 8 marca 2009 roku w wieku 71 lat. Na znalezionym w jego szafce nocnej testamencie widniało jedno zdanie: "wszystkie rzeczy zapisuję żonie". Podczas pogrzebu wybrzmiała jego ulubiona piosenka "What a Wonderful World".

CZYTAJ TAKŻE: 

By-passy, czyli pomostowanie aortalno-wieńcowe. O czym muszą pamiętać pacjenci?

Osłabienie serca widać na ciele. To znak, że zawał lub wylew są blisko

Plaga XXI wieku. Czym jest niewydolność serca?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy