Żyła 103 lata, nie żałowała ani jednego dnia. Żartowała, że Nobla zawdzięcza Mussoliniemu

Ostatnią stronę lektury powieści Agathy Christie przerwał jej dzwonek telefonu. Głos w słuchawce powiedział "Professoresso, przyznano pani Nagrodę Nobla z medycyny". Dla niej: kobiety, Żydówki, co krok mierzącej się z faszystowskim rygorem, której przyszło pracować w przerobionej na laboratorium sypialni, gdy za oknami wybrzmiewały odgłosy wojny, było to szczególnie ważne wyróżnienie. Talent? Pracowitość? Pewnie oba zdecydowały o tym, że lata badań doprowadziły ją do spektakularnego odkrycia. Jedno jest pewne: zasłużyła - Rita Levi-Montalcini poświęciła się całkowicie nauce i ani przez jeden dzień w ciągu 103 lat swojego życia tego nie żałowała.

"W życiu nigdy nie należy poddawać się przeciętności"

Urodziła się w 22 kwietnia w 1909 roku w Turynie w Żydowskiej rodzinie, jako córka matematyka Adamo Leviego i malarki Adele Montalcini. Razem z siostrą bliźniaczką - Paolą (później niezwykle cenioną włoską malarką) była najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Do rodzeństwa należał także brat - Gino, który został bardzo znanym architektem i profesorem na Uniwersytecie w Turynie i starsza o pięć lat siostra - Anna, która poświęciła się pasji do literatury i rodzinie. To właśnie dzięki niej Rita zapragnęła zająć się pisaniem, jednak życie poprowadziło ją zupełnie inną ścieżką. 

Reklama

Noblistka wielokrotnie powtarzała, że wychowywała się pełnej miłości rodzinie, chociaż nie można powiedzieć, że miała pełne wsparcie. Jej ojciec przedstawiał typowo wiktoriańskie podejście: pomimo szacunku do kobiet, decyzje podejmował on - mąż i ojciec, czyli głowa rodziny. Kochał córki, ale uważał, że kariera naukowa kłóci się z rolą żony i matki. Dorastająca Rita przyglądała się modelowi kobiety w domu, nabierając przekonania, że nie przyniesie jej to spełnienia.

"Miej odwagę się zbuntować"

Pewność przyszła gdy skończyła dwadzieścia lat. Postanowiła pójść na medycynę. Zapytała ojca o zgodę, którą na szczęście otrzymała. Trudno sobie wyobrazić ile straciłaby nauka, gdyby Adamo nie nagiął swoich zasad. Jednak uzyskana akceptacja była dopiero początkiem wyzwań. Żeby dostać się na upragnione studia, musiała zdać maturę, którą zdawali wówczas tylko chłopcy. Poświęciła się więc przygotowaniem, co nie było trudne, biorąc pod uwagę jej ogromną determinację. Samodzielnie nauczyła się: łaciny, greki i matematyki. Egzamin zdała.

Mówiła potem, że nic, ani odkrycie czynnika wzrostu nerwów, ani przyznanie Nagrody Nobla, nie dało jej tyle radości co zdana matura.

Rozpoczęła studia medyczne na Uniwersytecie w Turynie, gdzie poznała Salvador Luria i Renato Dulbecco, którzy jak się potem okaże niezależnie siedemnaście i jedenaście lat przed nią, otrzymają Nobla z fizjologii i medycyny. Na swojej drodze napotyka jeszcze kogoś: genialnego nauczyciela, histologa, Giuseppe Leviego. To właśnie on sprawił, że przestała chcieć być lekarzem i zapragnęła zająć się nauką. 

Swoją uwagę skupiła na neurologii. Inspirowały ją także prace niemieckiego profesora Viktora Hamburgera, urodzonego na Śląsku embriologa, który badał, jak usuwanie poszczególnych narządów wpływa na rozrost lub zahamowanie rozrostu komórek nerwowych. Jak się później okaże, był to dobry kierunek. Studia kończy w 1936 roku i podejmuje specjalizację z neurologii i psychiatrii.

W drugiej połowie lat 30 świat przyglądał się z niepokojem poczynaniom III Rzeszy. We Włoszech rządzi Mussolini, który chcąc wypełniać wszystkie faszystowskie założenia w 1938 roku, wprowadza "Manifesto della razza" - "Manifest Rasy", które zasadniczo nie różnią się od ustaw norymberskich. Obywatele pochodzenia żydowskiego nie mogą realizować kariery akademickiej i zawodowej. Rita wie, co to oznacza, nie chce przerywać badań, ale nie może zostać na uniwersytecie. 

Przyszła noblistka podejmuje decyzję o wyjeździe do Brukseli. Jednak gdy wojna dociera i do Belgii postanawia wrócić do rodzinnego miasta. Utracenie warunków do pracy, stworzyło konieczność improwizacji. Z pomocą brata tworzy niewielkie laboratorium we własnej sypialni. W tamtym czasie młoda kobieta pracuje prawie całą dobę. Zresztą zostanie to z nią do końca życia, nawet po ukończeniu 100 lat pozostanie wciąż aktywna. 

Ku jej radości dołącza do niej Giuseppe Levi, stając się jej asystentem. Badają to jak usuwanie kończyn w kurzych zarodkach wpływa na przekaźnictwo nerwowe. "Pojęłam, że te komórki potrzebują jakiegoś typu sygnału dochodzącego z kończyn, by móc żyć. Ale skoro kończyna była usunięta i nie mogła wysyłać takich sygnałów, komórki nerwowe umierały" - wspominała w wywiadzie telewizyjnym Rita Levi-Montalcini.

"To właśnie niedoskonałość, a nie doskonałość jest końcowym efektem..."

Pracowała skrupulatnie, zapisując i przerysowując swoje obserwacje. Należy nadmienić, że brak dostępności zaawansowanych technologii naukowych wymuszał na niej ogromne skupienie i znaczną precyzję. Ciężkie bombardowania sprawiły, że przeprowadziła się z Turynu do wiejskiej chaty, a potem wraz z rodziną do Florencji, gdzie w podziemiu doczekała końca wojny. Mogła wrócić na uniwersytet. 

We wrześniu 1947 marzenie się spełniło. Odezwał się do niej sam profesor Viktor Hamburger, którego badania wywarły na nią tak wielki wpływ i nadały kierunek jej naukowej ścieżce. Zaproponował jej, by dołączyła do niego w Stanach i kontynuowała badania. Przyjęła zaproszenie i choć planowała zostać na kilka miesięcy, została na 30 lat. Razem stworzyli niezwykły naukowy zespół: on niechlujny postawny mężczyzna o potężnym głosie, ona drobna i delikatna, nosząca się schludnie, co wyniosła jeszcze z domu rodzinnego. Jednak mimo dzielących ich różnic, naukowa symbioza przywiodła ich do wielkiego odkrycia. 

Poznanie NGF (Nerve growth factor), czyli czynnika wzrostu nerwów pozwoliło zrozumieć lepiej takie choroby jak Alzheimer czy Parkinson, diagnozować wiele schorzeń układu nerwowego i poszerzyć możliwości leczenia przez stymulację regeneracji nerwów. 

Po latach badań pokusiła się o podsumowanie "To niedoskonałość - a nie doskonałość - jest końcowym efektem programu wpisanego w tę potężnie złożoną maszynę, jaką jest ludzki mózg, oraz wpływów wywieranych na nas przez środowisko i opiekunów w czasie długich lat naszego fizycznego, psychicznego i intelektualnego rozwoju."

Odkrycie przyniosło badaczce Nagrodę Nobla z medycyny, którą przyznano jej w 1986 roku, gdy miała 77 lat. Otrzymała ją razem ze Stanleyem Cohenem, z którym wspólnie pracowali nad NGF w laboratorium w St. Louise, pod okiem Hamburgera. Co ciekawe jej mentor nie dostał tego zaszczytnego wyróżnienia, co zniszczyło ich wzajemne stosunki. W swojej autobiografii Rita wypowiada się ciepło o Viktorze, przecież podobnie jak ona oddał swoje długie, bo 101-letnie życie nauce. 

A okolicznościach przyznania Nagrody Nobla opowiadała w wywiadach "Akurat czytałam powieść Agathy Christie, gdy w moim rzymskim mieszkaniu rozdzwonił się telefon. Właśnie miałam zacząć czytać ostatnią stronę i naprawdę bardzo chciałam zignorować dźwięk dzwonka, ale nie dawał mi spokoju. Wreszcie, niezbyt zadowolona, podnoszę słuchawkę, a tam słyszę słowa: "Professoresso, przyznano pani Nagrodę Nobla z medycyny. Dzwonię z zaproszeniem do Sztokholmu!". Spojrzałam na kalendarz. Był 14 października 1986 roku. A ja przypomniałam sobie, jak 50 lat wcześniej odebrałam inny telefon, z informacją, że zdałam maturę i mogę iść na studia".

"Kobieta która zmieniła świat, nigdy nie musi pokazywać światu nic poza swoją inteligencją"

Rita Levi-Montalcini była samodzielną kobietą, która podjęła decyzje o tym, żeby na pierwszym miejscu postawić swoją pracę. Po sukcesach w izolowaniu NGF, Rita pomogła założyć Instytut Biologii Komórkowej w Rzymie i Europejski Instytut Badań nad Mózgiem. 

Wśród wielu wyróżnień badaczki, można wymienić np. National Medal of Science w 1987 roku, była też pierwszą kobietą wprowadzoną do Papieskiej Akademii Nauk. W 2001 roku Włochy mianowały ją "senatorem dożywotnim". Zgodnie ze swoim charakterem nie opuszczała posiedzeń i głosowań.

"Lepiej dodać życie do swoich dni, niż dni do swojego życia"

Historia Rity Levi Montalcini jest przykładem tego, że geniusz niekoniecznie musi kształtować się w bólu. Mimo że przyszło jej żyć w trudnych i niepewnych czasach, zapewniała: “Życie źle mnie nie traktowało, nie jestem nim zmęczona" mówiła także, że spotkała w życiu dobrych ludzi i nigdy nie czuła się samotna, mimo że nie zdecydowała się na założenie rodziny. Chociaż w swoich ostatnich latach, przyznawała, że zawodzą ją nieco zmysły, nie przestawała podkreślać, że ciało może płatać figle, ale ona jest umysłem, nie ciałem. Odeszła w wieku 103 lat, 30 grudnia 2012 roku w Rzymie.

CZYTAJ TAKŻE:

Aż do utraty przytomości. Niezwykła historia chloroformu 

Jej twarz zna chyba każdy. Nieznajoma z Sekwany zmieniła oblicze pierwszej pomocy   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy