Bitwa pod Limanową. "Węgierskie Monte Cassino"

Sto lat temu, 8-12 grudnia 1914 roku na wzgórzu Jabłoniec pod Limanową rozegrała się bitwa uznana za "węgierskie Monte Cassino". Była ona kulminacyjnym momentem operacji limanowsko-łapanowskiej, która stała się "Marną frontu wschodniego" - zatrzymała rozpędzony rosyjski "walec parowy" zmierzający w stronę Krakowa, Śląska, a dalej - do Wiednia. Przełomową dla Austro-Węgier bitwę upamiętniono m.in. placem Limanowa, który istnieje w Budapeszcie do dzisiaj.

Od początku I wojny światowej wojska austro-węgierskie doznawały w Galicji ciągłych klęsk. W ciągu trzech miesięcy utraciły ok. 6/7 tego terytorium. Nie były w stanie powstrzymać armii rosyjskiej. Musiały się cofać w kierunku zachodnim. Tymczasem Rosjanie, którzy na początku listopada ruszyli znad brzegów Wisły i Sanu w kierunku Śląska, posuwali się wciąż do przodu, a ich ofensywa zyskała określenie "walca parowego". Oddziały rosyjskiej 3 Armii gen. Dimitriewa parły od strony Tarnowa na zachód, natomiast 8 Armia gen. Brusiłowa, jednego z najzdolniejszych dowódców armii carskiej, nacierała w stronę Karpat, zajmując Nowy Sącz.

Reklama

Rosjanie coraz bliżej Krakowa

W połowie listopada 1914 r. Rosjanie stanęli już na przedpolu twierdzy Kraków, zaś w Karpatach doszły do Limanowej. Rosyjska armia zmierzała do opanowania przełęczy karpackich, Bramy Morawskiej oraz zdobycia uprzemysłowionego regionu Śląska, Czech i Moraw. Gdyby udało się jej tego dokonać, droga na Wiedeń stałaby otworem.

Władze Krakowa liczyły się z groźbą długotrwałego oblężenia Festung Krakau, dlatego nakazały częściową ewakuację ludności cywilnej. Spalono także zabudowania leżące w przewidywanej strefie walk, a w mieście pozamykano sklepy.

Rosjanie ruszyli do natarcia 14 listopada. Ich ofensywę zatrzymało dwa dni później austro-węgierskie kontruderzenie. Wobec niepowodzenia operacji rosyjskich na północnym brzegu Wisły gen. Dimitriew przygotowywał się do przełamania fortyfikacji  Krakowa. Dowództwo rosyjskie nie brało pod uwagę możliwości wrogiej ofensywy w rejonie Beskidu Wyspowego.

Dzięki rozpoznaniu lotniczemu dowództwo austriackie wiedziało o posuwających się oddziałach rosyjskiej 3 Armii w kierunku Wieliczki i Krakowa. Szef austriackiego Sztabu Generalnego, Franz Conrad von Hötzendorf, postanowił uprzedzić wroga i zaatakować nacierające oddziały przeciwnika na południu od Krakowa.

Hötzendorf chciał ściągnąć w okolice Łapanowa i Limanowej znaczne siły rosyjskie - 3 Armię gen. Dimitriewa i 8 Armię gen. Brussiłowa - i tam je rozbić. To miało pozwolić 3 Armii gen. Boroevića przejść do ofensywy w Karpatach i tym samym wypędzić najeźdźców z Galicji.

Najtrudniejsze zadanie w całej kampanii jesiennej Hötzendorf  powierzył generałowi Józefowi Rothowi. To on miał zaatakować 3. Armię rosyjską gen. Dimitriewa, zwabić ją w pułapkę i ostatecznie powstrzymać ofensywę Rosjan. Plan obmyślony przez Hötzendorfa zakładał szybkie przemieszczenie z Twierdzy Kraków do Mszany Dolnej XIV Korpusu tyrolskiego gen. Rotha i zaatakowanie głównych sił rosyjskich. Węgierscy honwedzi i polscy legioniści mieli przy wsparciu artylerii austro-węgierskiej rozpocząć ofensywą między wsią Dobrą a rzeką Dunajcem.

Operacja limanowsko-łapanowska

2 grudnia rozpoczęła się operacja limanowsko-łapanowska. Dowództwo wojsk austro-węgierskich podjęło ryzyko - zdecydowało się odstąpić od obrony swoich pozycji i po uzupełnieniu szeregów nakazało natarcie. Uczestniczyły w nim jednostki austro-węgierskiej 4 Armii, przerzuconej koleją z północnego brzegu Wisły. Wśród atakujących oddziałów walczyły też jednostki niemieckie i Polskie Legiony.

W operacji wzięło udział ok. 210 tys. żołnierzy, w tym ok. 120 tys. po stronie rosyjskiej i ok. 90 tys. po stronie państw sprzymierzonych: Austriaków i Niemców. Oddział polskich legionistów liczył ok. 2 tys. ludzi. W tej wielkiej operacji tylko po stronie sprzymierzonych biło się 56 różnych formacji wojskowych. Tysiące żołnierzy zmagało się ze sobą na niewielkim obszarze wyznaczonym przez miasta Mszana Dolna, Wieliczka, Bochnia, Brzesko, Nowy Sącz i Limanowa.

Operacja rozgorzała na długiej linii (ok. 100 km.) - od Wisły aż po główny grzbiet Beskidów. Najcięższe boje rozegrały się w Kasinie Wielkiej, na Górze Świętego Jana, w Łąkcie, rejonie Sobolowa, Leszczyny, Rajbrotu, góry Kobyła, na Golcowie i  Jabłońcu.

Tyrolczycy z XIV Korpusu rozpoczęli atak w okolicach Łapanowa i Rajbrotu, a grupa bojowa gen. Nagy'a, w składzie której walczyli legioniści polscy, natarła na Limanową.

Natarcie austriackie prowadzone przez zgrupowanie gen. Józefa Rotha wzdłuż dolin Raby, Stradomki i Łososiny początkowo rozwijało się pomyślnie, ale już drugiego dnia operacji zostało zahamowane w ciężkich walkach na przedpolach Łapanowa i Rajbrotu.

Już w pierwszym dniu operacji weszła do walki w okolicy Mszany 47 Rezerwowa Dywizja Piechoty Pruskiej pod dowództwem gen. Alfreda von Bessera. Dywizja pruska przerzucona bezpośrednio z frontu zachodniego stanowiła duże wsparcie. W jej szeregach walczyło wielu Polaków pochodzących z Wielkopolski.

4 grudnia dywizja pruska wsparta przez austriacką artylerię górską i kawalerię przedarła się w rejon Żegociny tocząc, wspólne z legionistami Piłsudskiego, krwawy bój o wzgórze Żarnówka. Nocą z 5 na 6 grudnia pułki pruskie zaatakowały w rejonie Góry Św. Jana, a kolejnej nocy - w kierunku Rajbrotu i Nowego Wiśnicza. Wobec przewagi Rosjan i groźby okrążenia przeszły do obrony obszaru między Leszczyną, Łąktą Dolną, i Rajbrotem stanowiącego najdalej na wschód wysunięty punkt klina ataku grupy gen. Rotha. Okres od 8 do 11 grudnia to czas nieustannej obrony i kontrataku, morderczego boju toczonego przez żołnierzy pruskich między Rajbrotem a Muchówką. Szczególnie krwawe walki prowadzono o strategiczne, dominujące nad okolicą wzgórze Kobyła, powstrzymując nieliczącego się ze stratami wroga. 47 Pruska Dywizja wytrwała na swych pozycjach do zwycięskiego końca bitwy. Obrona rosyjska na tym odcinku została przełamana dopiero 7 grudnia, linia frontu przesunęła się jednak tylko o kilka kilometrów.

Po porażce przy Twierdzy Kraków gen. Dimitriew musiał skierować swoją uwagę na zlekceważony początkowo sektor frontu w okolicy Limanowej. Wypożyczył od Brusiłowa cały VIII Korpus, który 6 grudnia wyruszył siłą 14. dywizji doliną Łososiny oraz 15. dywizji z Nowego Sącza w kierunku zachodnim.

VIII Korpus natarł na legionistów polskich i żołnierzy grupy Nagy'a. Legioniści dowodzeni przez Józefa Piłsudskiego podczas swojego "krwawego tańca" pod Limanową natknęli się na posiłki rosyjskie 6 grudnia. Stoczyli z nimi bitwę pod Marcinkowicami, po której musieli wycofać się w kierunku Limanowej.

Przeczytaj więcej na temat walk legionistów Piłsudskiego pod Limanową

Bitwa pod Marcinkowicami związała jednak wroga na 16 godzin i opóźniła atak na Limanową. 8 grudnia piłsudczyków odesłano w okolice Łącka i Kamienicy, gdzie zabezpieczali przełęcze górskie na prawym skrzydle planowanego pola bitwy. 9 grudnia legioniści wyparli Rosjan w stronę Zalesia i rozgromili atakujących kozaków.

Szturm "czerwonych diabłów"

Dowództwo austriackie przybyło z wojskiem do Limanowej na początku grudnia. Zaczęło się kopanie rowów strzeleckich, które biegły od Golcowa przez Starą Wieś aż do Łysej Góry. Rozlokowano artylerię. Stanowiska armat rosyjskich były w Pisarzowej koło stacji kolejowej, na Jabłońcu i na Kaninie.

8 grudnia ruszyła główna ofensywa - zmasowany atak na odcinku Bochnia - Limanowa. Walki toczyły się na całej tej linii (Sobolów, Leszczyna, Łąkta, Żegocina, Rajbrot, Zonia). Wojska rosyjskie atakowały drogami od Nowego Sącza w kierunku Limanowej.

W tym samym dniu rozpoczęła się 4-dniowa bitwa pod Limanową. 8 grudnia był najbardziej krytycznym dniem, rosyjska artyleria ostrzeliwała całą okolicę. Przed jej ogniem broniono się w pospiesznie wykopanych dołach.

Rosjanie atakowali od strony Kaniny siłami 4 pułków 15. carskiej dywizji piechoty z Odessy z VIII Korpusu 8. Armii gen. Aleksieja Brusiłowa. 9 grudnia zaatakowali i zdobyli wzgórze Golców. Z pomocą broniącym się huzarom przyszły pierwsze oddziały przybywającej dywizji Honwedu, a dokładnie dwa bataliony z 10 Regimentu, które ratując z opresji 9 Regiment odbiły tę ważną pozycję.

Po walkach o Golców 9 Regiment Huzarów został odesłany do Słopnic na odpoczynek. Już o północy 11 grudnia otrzymał jednak rozkaz zastąpienia na Jabłońcu zmęczonych landsturmistów. Huzarzy pod wodzą pułkownika Othmara Muhra wyruszyli wkrótce ze Słopnic w kierunku Limanowej. Po drodze dołączyli do nich huzarzy z 13 Regimentu, by pod wspólnym dowództwem pułkownika Muhra udać się na jabłonieckie wzgórze. Koło Limanowej zostawili konie i dalej poszli pieszo. Gdy o świcie dotarli na miejsce, Muhr zorientował się, że stanowiska które mieli zająć, są już w rękach Rosjan.

Węgrzy wiedzieli, że jeśli nie zajmą wzgórza, wróg umocni się na nim, a potem zajmie miasto i pójdzie dalej. Rosjanie tymczasem zorientowali się, że mają szansę przełamać obronę przeciwnika. Jednak na żołnierzy Brusiłowa od strony Karpat nacierała już 3 Armia Boroevicia, która zbliżała się do Nowego Sącza. VIII korpusowi walczącemu pod Limanową groziło więc odcięcie. Brusiłow potrzebował tego korpusu do obrony w Karpatach. Z tego powodu rozkazał, aby zrobić wyłom w obronie pod Limanową do 11 grudnia.

W takiej sytuacji pułkownik Muhr nie wahał się z decyzją o szturmie. "Zaczynało już świtać, kiedy dotarli do brzozowego lasku. Tu było stanowisko Brokesa, którego oddział mieli wymienić. Ponieważ siedzieli na nim Rosjanie, pułkownik Muhr wydał rozkaz do ataku: 'Za mną, synowie!', po czym z okrzykiem 'Niech żyje król!' stanął na czele pułku, a dzielni huzarzy rzucili się na przeważające siły wroga i zaraz dostali się pod ogień karabinów maszynowych" - pisał korespondent wojenny Ferenc Molnar (pisarz, autor m.in. "Chłopców z Placu Broni"), który na linię galicyjskiego frontu trafił jesienią 1914 roku jako wysłannik budapesztańskiej gazety "Est".

To był szalony atak. Huzarzy, którzy na Jabłoniec szli jedynie z zamiarem umocnienia pozycji, a nie walki, rzucili się na wroga z krótkimi karabinami bez bagnetów, łopatkami-saperkami do budowy okopów, nożami i pięściami. Z kolei Rosjanie, którzy nie mieli zbyt dużo amunicji, chcieli dopuścić przeciwnika jak najbliżej, by strzały były celne. Węgrzy szybko dobiegli do przeciwnika i zaczęła się walka wręcz, która zamieniła się w prawdziwą masakrę. Rosjanom w okopach przeszkadzały długie płaszcze i karabiny z bagnetami. Huzarzy używali wszelkich dostępnych narzędzi, kolb karabinów, noży, łopat i kamieni, a nawet zębów. Zadawali przeciwnikom straszliwe rany. Na widok zmasakrowanych ciał poległych Rosjan ogarnął strach przed "czerwonym diabłami", jak nazwali huzarów z powodu ich czerwonych spodni.

Niestety podczas ataku śmiertelnie ranny został pułkownik Muhr. Molnar tak opisał jego śmierć: "Bohatersko walcząc dokonywali nadludzkich czynów. Rosjanie, którzy zginęli na wzgórzu, padli od potwornych uderzeń kolb. Pewien porucznik rzucił się na wroga z łopatą na długiej rękojeści, wciąż prowadząc swych ludzi, jak zresztą wszyscy oficerowie. Na samym przedzie wciąż pułkownik Muhr... Pierwszy padł Jeno Szantay, który był na lewo od Arthura Zalaya. Ten postąpił jeszcze trzy kroki naprzód, kiedy idący na prawo od niego pułkownik Muhr został śmiertelnie postrzelony. Wyniósł go z pola bitwy także ranny Imre Himmel oraz Barcsay z 13 pułku i pewien huzar. Położyli go na rozpostartym szynelu". Dowódca węgierskich huzarów zmarł chwilę później w punkcie pomocy medycznej u stóp Jabłońca.

Oprócz Muhra zginęli też inni oficerowie idący na czele swoich szwadronów i plutonów, m.in. Jeno Szantay, Otto Bauer, Leonard graf Thun und Hohenstein.

Rosjanie podejmowali jeszcze kilka ataków, ale bez skutku. Węgrzy pozbawieni dowódców walczyli jak w obłędzie. Około godz. 16 rosyjskie dowództwo przerwało walkę.

Bitwa zakończyła się zdobyciem rosyjskich pozycji,  jednak w jej wyniku obie strony poniosły olbrzymie straty w zabitych i rannych żołnierzach.

Rosjanie zarządzili odwrót. Dotarły już do nich informacje o zbliżającej się do Sącza ofensywie austro-węgierskiej. Wycofali się przez Kaninę i Siekierczynę ścigani przez polskich legionistów.

"Co za straszny widok!"

Po bitwie wzgórze Jabłoniec wyglądało przerażająco. Na polach leżało wielu poległych. Korespondenci wojenni, którzy dotarli tu po walce, byli wstrząśnięci.

Molnar tak opisywał miejsce po bitwie: "To zwycięskie pobojowisko stanowi jakąś ściskającą serce mieszankę, tragiczny pejzaż wywołujący łzy, radosny spokój huśtających się wesołych huzarów, ból, wesoły śpiew, modlitwa, trupy Rosjan spoglądające w niebo, skrzypiące wozy z krwawymi odpadkami, biedni, powaleni na ziemię huzarzy węgierscy, którzy może nawet nie wiedzieli, że tu na limanowskich wzgórzach, wypierając Rosjan ku północy, wywalczyli spokój zatrwożonym węgierskim miastom".

Relacja korespondenta wojennego z "Neue Frankfurter Press": "Przed rowami trupy Rosjan, którzy atakowali, leżą grupami, po dwóch, trzech, na wznak, ku ziemi z otwartymi ramionami lub stężali w paradoksalnych pozycjach...Huzarzy wpadli na nich z kolbami i odbyły się zapasy o byt i niebyt... Tu leżą rozbite karabiny całych oddziałów, obok jednak leżą trupy Rosjan z rozbitymi czaszkami...Temu małemu człowieczkowi huzarzy strzaskali szczękę obnażając kość i zęby... Tego Rosjanina z pełną, rudą brodą, z obliczem piegowatym, kolba huzarska tak urządziła, że widoku tego nie zapomnę nigdy... Musi się wymijać kałuże krwi... Trzeba uprzątnąć 1200 trupów Rosjan, którzy padli w sośninie... ".

 "Co za straszny widok! Uważałem zawsze za przesadę pisanie w sprawozdaniach wojennych 'góry zwłok' - to stało się tutaj rzeczywistością. Dosłownie warstwy zwłok leżały jedne na drugich, a były to przeważnie zwłoki żołnierzy rosyjskich. Niektóre twarze były spokojne - pewne jednakże wyrażały rysami tak straszne przerażenie, że przechodził mnie dreszcz" - pisał korespondent wojenny Hugo Schultz w "Arbeiter Zeitung".

Ciała oficerów, którzy zginęli w bitwie na Jabłońcu, przewieziono na cmentarz w Tymbarku. Za zgodą właściciela dworu pułkownika Muhra pochowano czasowo w rodzinnym grobowcu Turskich.

Tymczasem nadeszła odwilż, mogło dojść do wybuchu epidemii. Zabitych trzeba było szybko pochować. Miejscowi chłopi zwozili trupy. Rosyjscy jeńcy przysłani z Nowego Sącza kopali groby. Pracowali na miejscu przez cały rok, znosząc na powstający cmentarz żołnierzy pochowanych również w innych miejscach.

Uroczyste poświęcenie cmentarza odbyło się już 1 listopada 1915.

Cmentarz na Jabłońcu


Austriacy przywiązywali ogromną wagę do pochówku swoich poległych wojskowych. Ministerstwo Wojny Austro-Węgier powołała 9 oddziałów grobów wojennych, które zajmowały się porządkowaniem pól bitewnych, zakładaniem cmentarzy, ekshumacjami. Zatrudniały one nie tylko wojskowych, ale także architektów, projektantów, rzeźbiarzy, cieśli, kamieniarzy i ogrodników. Trzy z takich oddziałów powstały w Galicji, jednym z nich był oddział Kraków-Galicja Zachodnia. X okręg tego oddziału to rejon Limanowej.

W latach 1916-1917 cmentarz na Jabłońcu urządzono według planów architekta Gustava Ludviga. W 31 pojedynczych i 34 zbiorowych grobach pochowano w sumie 409 żołnierzy: 161 austro-węgierskich, 1 niemieckiego i 247 rosyjskich. Przy budowie cmentarza pracowali sprowadzeni do Limanowej przez Oddział Grobów Wojennych przy dowództwie okręgu wojskowego Galicji Zachodniej kamieniarze - włoscy jeńcy.

W operacji limanowsko-łapanowskiej poległo w sumie ok. 11 tys. żołnierzy. Spoczęli oni na 400 cmentarzach w Małopolsce. Cmentarz na wzgórzu Jabłoniec jest jednym z najbardziej znanych i najładniejszych.

- Cmentarz wojenny nr 368 to perełka X okręgu cmentarnego Zachodniogalicyjskich Grobów Wojennych. Zachował się w stanie nienaruszonym. Stał się wizytówką miasta - mówi Marek Sukiennik, prezes Limanowskiego Stowarzyszenia Historii Ożywionej Jabłoniec 1914, które przywiązuje szczególną wagę do upowszechniania wiedzy o Bitwie Limanowskiej i opiekuje się cmentarzami wojennymi na Limanowszczyźnie.

Centralnym punktem cmentarza jest kaplica-mauzoleum Othmara Mühra, a w miejscu gdzie, gdzie padł bohaterską śmiercią, stoi pomnik w formie graniastosłupa z napisem: "W dniach 11-12 XII 1914 polegli wraz z Panem Pułkownikiem huzarzy drogiej krwi, twardej pięści. Ku czci węgierskiej, niemej wdzięczności".

W grudniu 1928 roku, z pełnymi honorami wojskowymi, z udziałem Kompanii Honorowej WP oraz weteranów 9 i 13 Regimentów Huzarów trumna ze zwłokami pułkownika Muhra została przewieziona z Tymbarku i umieszczona w gotowej już kaplicy-mauzoleum na szczycie Jabłońca. W okresie międzywojennym szczątki pułkownika zostały przeniesione do grobowca rodzinnego na Węgrzech.

Po północnej stronie drogi dzielącej cmentarz stoi kamienny obelisk z krzyżem, obok którego dawniej znajdował się taras widokowy (w 1948 roku pochowano tam żołnierzy radzieckich) - stąd roztaczał się wspaniały widok na Limanową. Niestety dzisiaj zasłaniają go drzewa.

Poniżej cmentarza na południowym stoku znajduje się obelisk upamiętniający śmierć grafa Leonarda von Thun und Hohensteina, rotmistrza 9. pułku huzarów. Granitowy obelisk ufundowała rodzina poległego, zabierając stąd jego zwłoki.

Drugi cmentarz z tej bitwy znajduje się na pobliskim Golcowie.

Przełomowa bitwa

Bitwa Limanowska stała się przełomowa dla wojska austro-węgierskiego. To pierwsze ważne zwycięstwo  było tym cenniejsze, że udało się je osiągnąć właściwie samodzielnie, przy niewielkim wsparciu niemieckiego sojusznika.

Wraz z Bitwą Limanowską załamała się wielka ofensywa rosyjska. Gdy jednostki VIII korpusu usiłowały odzyskać Jabłoniec, rozpoczynał się już odwrót rosyjskiej armii za Dunajec wymuszony przez postępy 3 Armii w Karpatach. Odepchnięta z Limanowej armia rosyjska znalazła się w kleszczach.

12 grudnia żołnierze Piłsudskiego i wojska austro-węgierskie weszły do Nowego Sącza. Linia frontu została przesunięta o ok. 60 km w kierunku wschodnim. Zatrzymała się na odcinku Dunajec-Biała. Przełamanie tego frontu nastąpiło na początku maja 1915 roku w trakcie bitwy pod Gorlicami.

Niestety walki w Limanowej przyniosły również ogromne straty materialne. Wiele okolicznych wsi zostało spalonych. Ludność szukając schronienia uciekała na zachód, głównie do Czech. Pozostali chowali się po lasach. Umocnienia fortyfikacyjne i toczone działania bojowe zniszczyły drogi, pola uprawne i zasiane zboże, co dało się odczuć w następnym roku. Rekwirowano ludziom bydło, konie, paszę. W czasie działań wojennych dochodziło do grabieży, gwałtów i mordów na ludności cywilnej. W dodatku wielu mężczyzn zdolnych do noszenia broni było na froncie, nie miał więc kto tych szkód naprawiać.

Znaczenie Bitwy Limanowskiej miało dla mieszkańców Limanowej także wymiar religijny. Do dzisiaj żywa jest tutaj legenda o interwencji cudownej piety Matki Boskiej Bolesnej z Limanowej, która podczas bitwy miała osłonić miasto swoim płaszczem przed ostrzałem. Wznoszony wówczas nowy kościół parafialny z niedokończoną jeszcze wieżą był celem dla rosyjskich artylerzystów. Działa rosyjskie na Golcowie były ustawione w kierunku kościoła. Choć spłonęły plebańskie stajnie i kilkanaście zabudowań mieszczańskich, sam kościół pozostał nietknięty. Po przegranej bitwie jeńcy rosyjscy biorący udział w ostrzelaniu kościoła twierdzili, że w świątynię nie mogli trafić, gdyż "jakaś panienka zasłoniła go płaszczem i kierowała kulami, które mijały cel".

Roth von Limanowa-Łapanów

Bitwa pod Limanową stała się wydarzeniem szeroko komentowanym w monarchii austro-węgierskiej - nazwę "Limanowa"  nadano jednemu z placów w Budapeszcie. Przydomek "von Limanowa-Łapanów" cesarz Franciszek Józef dodał do nazwiska głównodowodzącemu ofensywą - gen. Rothowi. Poległy na Jabłońcu dowódca huzarów węgierskich - płk. Muhrowi otrzymał przydomek "von Limanowa". Nazwa "Limanowa" trafiła też na strony najpoczytniejszej książki o czasach I wojny światowej - "Przygody dobrego wojaka Szwejka" Jarosława Haszka.

Bitwa na zawsze już wpisała się w historię Węgier. "Z odzyskanego przez nas Nowego Sącza mogę donieść, że wielkie zwycięstwo pod Limanową znaczy tyle, co zupełne uwolnienie Węgier od Rosji" - pisał 19 grudnia 1914 roku Franciszek Molnar.

- Nazwa Limanowa i Bitwa Limanowska są dla Węgrów ogromnie ważne. Pamięć o wydarzeniach sprzed 100 lat jest na Węgrzech wciąż żywa. Jest wiele pomników wśród pól bitewnych, na których widnieje napis "Limanowa" - mówi z dumą prezes Limanowskiego Stowarzyszenia Historii Ożywionej Jabłoniec 1914, który na początku października brał udział w rocznicowych obchodach 100-lecia Bitwy Limanowskiej zorganizowanych na Węgrzech.

Za kilka dni Węgrzy przyjadą do Limanowej, by tu wspominać bohaterstwo swoich huzarów. Rocznicowe uroczystości zaplanowano od 11 do 14 grudnia.

Małgorzata Żyłko

----------

Korespondencje Ferenca Molnara pochodzą z publikacji "Galicja 1914-1915. Zapiski korespondenta wojennego"

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy