Cesarz nie przewidział. Galicja inkubatorem polskości

Im dalej od odzyskania przez Polskę niepodległości tym więcej sentymentu dla austriackich zaborców – przynajmniej w niegdysiejszej Galicji, zbyt (swoją drogą) często i skwapliwie odwołującej się do tamtej nazwy oraz godła, przedstawiającego kawkę. A przecież trzeba pamiętać, iż była to tylko część państwa, które przyczyniło się do pozbawienia Polaków suwerenności, i które dopóty, dopóki nie zostało zmuszone do zmiany polityki, bynajmniej nie rozpieszczało poddanych.

Anegdoty nie są najwartościowszym materiałem historycznym, anegdoty potrafią jednak w psotnej formie przekazywać wiele prawd: przypomnijmy więc opowieść, jak to przybysz z Galicji, oprowadzany po Wiedniu, zdziwił się, iż nawet w parterowych oknach tamtejszych kamienic nie widać krat, a niejedne drzwi są otwarte na oścież. Zapytał więc przewodnika: "Nie boicie się złodziei?" - na co otrzymał odpowiedź: "Wszyscy nasi złodzieje i bandyci pojechali do Galicji na starostów, burmistrzów, urzędników".

I to była prawda. Jeśli więc szukać uzasadnienia dla nacechowanych pozytywnie sentymentów - to tylko za sprawą autonomii, udzielonej Galicji w II połowie XIX stulecia. Od razu zaznaczyć trzeba, iż owe poluzowanie rygorów nie wzięło się bynajmniej z dobrej woli zaborcy, lecz z konieczności politycznej, narzuconej cesarstwu przez sytuację ogólną. Osłabiona bowiem Austria, która w konsekwencji przegranej wojny z Prusami (w 1866 roku) straciła władzę i wpływy w Niemczech oraz Włoszech, przypierana do muru przez wybijających się na bodaj częściową samodzielność Węgrów, pamiętająca na dodatek doświadczenia Wiosny Ludów i świadoma niegasnących aspiracji Polaków (wszak tyle co - w 1863 roku - wystąpili zbrojnie przeciw Rosji!), musiała pójść na jakieś koncesje wobec narodów, wchodzących w jej skład.

Reklama

Pierwszym krokiem była zawarta w 1867 r. ugoda z Węgrami, na mocy której powstała dualistyczna monarchia austro-węgierska; wprawdzie cesarz Austrii był jednocześnie królem Węgier, ale jednak Węgry zyskiwały własny rząd i własny parlament. W ślad za tym poszła ugoda z Polakami z Galicji: fakt, że prowincja ta nie uzyskała identycznych jak Węgry warunków, ale w porównaniu ze stanem istniejącym autonomia poprawiała sytuację gospodarzy Królestwa Galicji i Lodomerii zdecydowanie na lepsze.

Gwoli ścisłości: podstawą prawną autonomii były dwa akty, powstałe znacznie wcześniej - dyplom październikowy z 1860 r. i patent lutowy z 1861. Ten pierwszy, opracowany przez Agenora Gołuchowskiego, zakładał podział władzy na państwową i krajową, przy czym obie miały być równorzędne; prowadziłoby to do przeobrażenia Austrii w federację. Patent lutowy w zasadzie utrwalał te założenia, z tym jednak, że zamiast dopuszczać poszerzanie kompetencji władz krajowych - określał ich zakres raz na zawsze, czym de facto uniemożliwiał nadmierną swobodę. Podwaliny autonomii poprzedziły zatem skutki wojny z Prusami - ale czy można mieć wątpliwości, iż wprowadzenie w życie sugestii dyplomu i patentu nastąpiło bez związku z położeniem całej Austrii?

W myśl datowanej na 1867 r. autonomii władza administracyjna przeszła faktycznie w ręce polskie, bo choć część urzędników mianował rząd austriacki bądź sam cesarz - jak kluczowego w strukturze władzy namiestnika, stojącego na czele urzędu Namiestnictwa, uważanego za "rząd krajowy" - to jednak nominatami byli niemal w 100 proc. Polacy. Galicją kierował Sejm Krajowy (organ przedstawicielski, zajmujący się ustawodawstwem krajowym i współudziałem w ustawodawstwie państwowym) oraz powoływany przezeń Wydział Krajowy (organ wykonawczy sejmu i nadzorczy dla samorządu). Terenowymi organami samorządowymi były rady gmin wiejskich i miejskich, organami wykonawczymi - naczelnicy (czyli wójtowie - w gminach wiejskich), burmistrzowie (w miastach), prezydenci (we Lwowie i w Krakowie). Rady powiatów stanowiły najniższy szczebel administracji rządowej; wybierano ich członków w wyborach, ale marszałka wydziału (organu wykonawczego) zatwierdzał cesarz. Oświatą na szczeblu powszechnym i średnim zawiadywała Rada Szkolna Krajowa - instytucja o tyle ważna, że za jej sprawą upowszechniono nauczanie w języku polskim (choć nie tylko: w Galicji Wschodniej umożliwiono naukę również w języku ukraińskim).

To wszystko przesądziło o sukcesie - bo jako sukces należy wszak postrzegać galicyjską autonomię! - zmian, zapoczątkowanych w 1867 r. Upowszechnienie oświaty z polskim językiem wykładowym przyczyniło się w ogromnym stopniu do rozwoju kultury narodowej, umożliwienie Polakom decydowania o dniu powszednim zarówno w gospodarce jak i kulturze oraz oświacie doprowadziło do wychowania licznego grona lokalnych polityków, działaczy, społeczników, którzy mieli w przyszłości sformułować daleko idące, konkretne plany przywrócenia polskiej suwerenności. Dzięki z kolei przejęciu władzy w prowincji przez Polaków (bo choć różnie oceniano niezależność tego czy owego, choć różnie mówiono o stopniu lojalności wobec cesarza, to nie ulega wątpliwości, że nawet ci postrzegani najmniej życzliwie byli o niebo lepsi od nieposługujących się polszczyzną urzędników, przysyłanych z Wiednia w pierwszych latach po rozbiorach!) kultura narodowa rozwijała się w sposób zgoła nieskrępowany, a rozbudzanie patriotyzmu następowało wręcz lawinowo. Pamiętać też trzeba, iż dzięki swobodom, związanym z autonomią, Uniwersytet Franciszkański we Lwowie zyskał w pełni polski charakter, będąc zdominowanym przez polską kadrę naukową, mając większość wykładów w języku polskim. Oraz, że za sprawą autonomii oraz wynikających z niej awantaży niepodległa Polska mogła skorzystać z wykwalifikowanych i doświadczonych kadr urzędniczych - w liczbie, nieznanej w pozostałych zaborach.

Tego wszystkiego cesarz, godzący się na autonomię, na pewno nie przewidział: że skokietowanie zdominowanej przez Polaków prowincji zamiast uczynić z niej mocny element państwowego organizmu sprawi, iż w Galicji powstanie sui generis inkubator polskości...

(wald)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy