Dezydery Chłapowski: Żołnierz, rolnik, obywatel
Bez ludzi pokroju Dezyderego Chłapowskiego Polska historia uboższa byłaby nie tylko o dokonania wojenne, ale przede wszystkim o tak potrzebny krajowi, w każdej sytuacji, zmysł pracowitości i gospodarności. Wielki Wielkopolanin wniósł do tradycji polskiej bezgraniczne, ale rozumne poświęcenie: odwagę na polu bitwy, kiedy grzmiały działa i konsekwencję w codziennej, mądrej pracy, kiedy walka przeniosła się na pole ekonomiczne.
Pośród wielu niegdysiejszych herosów, których postawy bądź dokonania stały się symbolami, niepoślednie miejsce zajmuje Cyncynat - Lucius Quinctius Cincinnatus - patrycjusz starożytnego Rzymu. W chwili zagrożenia państwa przyjął obowiązki dyktatora, aby natychmiast po wykonaniu zadania zrezygnować z dostojeństw i wrócić do pracy na roli.
Postać tego wzorca postawy obywatelskiej przychodzi na myśl, kiedy wraca się pamięcią do życiowych wyborów Dezyderego Chłapowskiego, żołnierza i rolnika.
Do pierwszej kariery - tej w mundurze - skierowany został przez ojca, w niepodległej Rzeczypospolitej piastującego godność starosty kościańskiego (matką była Urszula z Moszczeńskich, córka wojewody inowrocławskiego; nie wpłynęła na wychowanie syna, zmarła bowiem, gdy miał 8 lat).
Wychowany w duchu szkoły francuskiej, po odbyciu nauki domowej Dezydery Chłapowski kształcił się w pijarskim kolegium w Rydzynie (aż do wybuchu II wojny światowej był to jeden z najlepszych w Polsce zakładów naukowych, przygotowujących do wyższych studiów) oraz na francuskojęzycznej pensji w Berlinie - po czym trafił, z woli ojca, jako 14-latek, do armii pruskiej. Przynależny formalnie do Pułku Dragonów, stacjonującego w Kościanie i Śmiglu, pobierał nauki w szkole oficerskiej w Berlinie, którą ukończył w 1805 r. w stopniu podporucznika.
W wojsku zaborczym nie zagrzał miejsca. Niesiony wiatrem historii oddał się do dyspozycji cesarza Francuzów Napoleona.
Zaczynał służbę jako oficer stworzonej dla niego przez wielkopolską szlachtę gwardii honorowej. Awansowany rychło na porucznika 9. Pułku Piechoty, walczył pod Tczewem i Gdańskiem, zdobył na polu chwały Order Virtuti Militari i francuski Order Legii Honorowej.
Niestety, posmakował i niewoli: pojmany w 1807 r. podczas walk o Gdańsk spędził niemało czasu na internowaniu w Rydze. Ponoć cesarz osobiście zaangażował się w pertraktacje, mające doprowadzić do uwolnienia oficera z Wielkopolski rodem, jednak gdy jego wysłannicy stawili się w Kłajpedzie, dokąd odstawiono ogłuszonego w toku walk Chłapowskiego, znajdował się on już na statku, przewożącym jeńców do Rygi.
Kiedy Napoleon zakończył walki podpisaniem traktatów tylżyckich, młodociany porucznik (który ciężko przechorował okres uwięzienia) odzyskał wolność i powrócił do szeregów. Mianowany kapitanem i przydzielony gen. Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu jako osobisty adiutant, po półrocznej służbie został awansowany na jednego z oficerów ordynansowych (adiutantów) cesarza.
Przebywając u jego boku nie tylko uczestniczył w kampanii hiszpańskiej i austriackiej, ale także zdążył zaliczyć studia wojskowe w Szkole Politechnicznej w Paryżu. Jego kariera rozwijała się w tych latach wręcz olśniewająco. Po bitwie pod Ratyzboną, stoczonej w kwietniu 1809 r., otrzymał od cesarza tytuł barona - a miał wówczas (jako urodzony 23 maja 1788 r. w Turwi pod Kościanem względnie w Śmiglu; źródła nie są zgodne) niecałe 21 lat!
Niewiele później doszedł do rangi podpułkownika. Służąc - na stosunkowo wysokim stanowisku dowódcy szwadronu - w 1. Pułku Lekkokonnym Polskim Gwardii Cesarskiej, znanym w historii także pod nazwą 1. Pułku Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii Cesarskiej, przeszedł długi szlak bojowy, znaczony sukcesami operacyjnymi i osobistym męstwem żołnierzy. Kiedy Napoleon wkraczał do Moskwy - znajdował się w jego osobistej eskorcie. Nosił wtedy szlify pułkownika.
Niestety, w miarę upływu czasu (a też i w miarę gromadzenia doświadczeń, wyniesionych z kampanii rosyjskiej 1812 r. oraz saskiej 1813...) narastało w Chłapowskim uczucie rozczarowania stosunkiem Napoleona do sprawy polskiej. Skończyło się stanięciem do raportu z prośby o dymisję. Wycofanie się ze służby nastąpiło 19 czerwca 1813 r. Bezpośrednim powodem była wiadomość, że uwielbiany - acz nie ślepo, bezkrytycznie - cesarz oddał Księstwo Warszawskie rosyjskiemu carowi.
Wciąż młody weteran nie znalazł dla siebie miejsca na obczyźnie; zwłaszcza, że nie uniknął szkalowania przez niechętnych mu (czy raczej zazdroszczących niedawnych jeszcze przewag?) dawnych towarzyszy broni, z których część traktowała go jako dezertera. Mieszkał w Paryżu, po abdykacji cesarza osiadł w Londynie, kiedy zaś Napoleon 26 lutego 1815 r. opuścił Elbę i powrócił na tron, Chłapowski nie oddał się pod jego rozkazy, lecz podjął decyzję o wycofaniu się z życia politycznego.
Przybywszy w tymże roku w rodzinne strony, postanowił zająć się gospodarowaniem ojczystymi dobrami. A dobra te - czego trzeba mieć świadomość - przedstawiały wartość dość iluzoryczną. Żyjący bowiem na nader wysokiej stopie i nie grzeszący bynajmniej skromnością ojciec pułkownika doprowadził się do bankructwa. Majątek był straszliwie zadłużony.
Do tradycji przeszła opowieść, że aby dać wyraz zakończeniu niedobrej epoki, nowy dziedzic od ręki zlikwidował symbole zbytku - powozownie, oranżerie, piwnice z winami - oraz kazał zastąpić herbowe kartusze na pałacowej fasadzie symbolem pracy organicznej: zegarem.
Choć bez wątpienia błękitnokrwisty i szczycący się na dodatek tytułem arystokratycznym, płk Dezydery Chłapowski okazał się wyjątkowym realistą. Kiedy uznał, że w nowej roli życiowej brakuje mu fachowej wiedzy rolniczej, jął intensywnie ją gromadzić. Zapoznawszy się z miejscowym, wielkopolskim oraz pruskim, dorobkiem agrarnym odbył w 1818 r. podróż do Anglii w celu zebrania doświadczeń.
Trwający prawie półtora roku pobyt na Wyspach spożytkował we właściwy sposób. Nie tylko poznawał nowoczesną kulturę rolną - a Anglia pod tym względem była krajem przodującym w Europie - ale wręcz osobiście podejmował się wykonywania prac fizycznych, mających mu bezpośrednio uzmysłowić trud, jakiego wymaga gospodarowanie. Zapoznał się z metodami uprawy ziemi, a także hodowli bydła, owiec i trzody chlewnej.
Po powrocie do Turwi (i osiągnięciu porozumienia z wierzycielami: uzgodnił z nimi warunki oraz terminy spłaty rat ojcowskich długów) dokonał istnej rewolucji. Zerwał z odwieczną metodą trójpolówki, zastępując ją przemyślanym płodozmianem.
Zastosował podpatrzony w Europie Zachodniej sposób polepszania struktury i składu gleby poprzez wysiewanie koniczyny Wprowadził do użytku żelazne pługi oraz inne, przywiezione z Anglii, maszyny i narzędzia rolnicze.
Zakładał - jako pierwszy w Europie! - wzdłuż pól uprawnych pasy ochronne z drzew i krzewów, zabezpieczające glebę przed erozją, wpływające na wzrost plonów i wzbogacające krajobraz.
Stosował drenowanie areałów, wprowadził nawożenie obornikiem i kompostem, sprowadzał ze Szwajcarii krowy ras mlecznych, a aby zagospodarować nadwyżki mleka produkował masło, sprzedawane następnie głównie w Poznaniu.
Rozwinął hodowlę owiec francuskich ras mięsno-wełnistych. Zajmował się krzyżowaniem ras koni. Zbudował jedną z pierwszych w Wielkopolsce cukrownię, miał też gorzelnię, browar, olejarnię.
Dzięki tym zmianom - a i otwartości na wprowadzanie nowinek - dobra ziemskie Chłapowskich zasłynęły szybko jako czołowe pod względem wydajności gospodarstwo w Wielkim Księstwie Poznańskim. Po 17 latach zarządzania nim były pułkownik (od 1821 r. pozostający w związku małżeńskim z Antoniną hrabianką Grudzińską; dochował się trzech synów i dwóch córek) nie tylko spłacił co do grosza zobowiązania ojca, ale mógł rozpocząć powiększanie majątku. Ostatecznie, startując od 11 tys. mórg, zostawił spadkobiercom areał o powierzchni 34 tys. mórg (obejmujący m.in. Manieczki, Szołdry, Rogaczewo Małe i Wielkie).
Na życie i obowiązki patrzył jednak szerzej niż przez pryzmat finansów. Gdy głośne zaczęły być hasła uwłaszczenia chłopów, bez dłuższych deliberacji wyznaczył w 1824 r. część własnych gruntów na ten cel. Aktywnie działał w organizacjach pożytku publicznego (których był zresztą współzałożycielem), zajmujących się udzielaniem nierujnujących ziemian kredytów i asekuracją od ognia oraz żywiołów.
W takiej - godnej Cyncynata - roli ekspułkownik wytrzymał do wybuchu Powstania Listopadowego. Na wieść o rozpoczęciu działań, zostawił majątek i oddał się do dyspozycji dowództwa wojsk powstańczych.
Początkowo jego uzdolnienia nie zostały wykorzystane: przygotowany przezeń projekt działań ofensywnych np. odrzucił zachowawczy gen. Józef Chłopicki. Większe pole działania uzyskał po rezygnacji adwersarza z funkcji dyktatora i objęciu naczelnego dowództwa przez gen. Michała Radziwiłła, a następnie gen. Jana Skrzyneckiego. Otrzymawszy dowództwo brygady ruszył z nią w pole i wsławił się odwagą w bitwie pod Grochowem, kiedy osobiście poprowadził szarżę ułanów, atakujących rosyjską piechotę.
Powszechnie szanowany za swą wiedzę wojskową, wyruszył następnie na Litwę i tam wykazał się dużą inicjatywą oraz wolą walki. Niestety, sprawujący nad nim zwierzchnictwo gen. Antoni Giełgud powstrzymywał wiele jego zapędów ofensywnych.
Mimo wszystko oddziały Chłapowskiego odnosiły sukcesy operacyjne, on sam zaś otrzymał w nagrodę za postawę dwa awanse: na generała brygady i generała dywizji. Miał nawet objąć dowództwo nad całymi siłami walczącymi na Litwie - niestety, wydany przez Radę Narodową akt nominacyjny nie dotarł do adresata na czas. Zamiast przegrupowywać większe siły, kreślić plany nowych operacji, gen. Chłapowski zmuszony był wraz z pozostającymi bezpośrednio pod jego komendą oddziałami przekroczyć granicę Rosji z Prusami i złożyć broń.
Konsekwencje jego udziału w polskim powstaniu zapowiadały się drakońsko: jako poddanemu pruskiemu groziło mu skazanie z paragrafu o zdradzie stanu, konfiskata majątku i utrata praw politycznych.
Dzięki temu jednak, że zadziałały zakulisowe zabiegi, choć początkowy wyrok opiewał na dwa lata twierdzy, pozbawienie wszelkich dóbr i praw, ostatecznie, decyzją króla pruskiego, musiał odsiedzieć rok w twierdzy i - zamiast konfiskaty - uiścić grzywnę w wysokości 22 tys. talarów. Karę odbywał w Szczecinie - spędzonego w tamtejszej twierdzy czasu nie zmarnotrawił, gdyż napisał (wysoko potem oceniony, a wydany w 1835 r.) podręcznik "O rolnictwie".
Generał mógł uniknąć represji: wystarczyło, by zrzekł się praw do majątku w Wielkopolsce i przyjął oferowane mu w zamian dobra położone w Brandenburgii. Ten niewątpliwie korzystny układ odrzucił jednak stojąc na stanowisku, iż polska ziemia musi zostać w rękach Polaka.
Wielkopolski Cyncynat po powrocie na wolność zajął się raz jeszcze gospodarowaniem. Rozwijał swoje dobra, propagował szerzenie oświaty rolniczej (np. poprzez publikacje w "Przewodniku Rolniczo-Przemysłowym"; jako samodzielne prace wydał m.in. "O nawozie", "O płodozmianie", "O lucernie, koziorożcu, czyli błękitnej koniczynie", "Rzepak w rządki siany", "O siewniku", "Opis nowowynalezionej machiny do krajania kartofli", "O poprawie pługa").
Posłował do Sejmu Krajowego (był nawet jego wicemarszałkiem), zasiadał w Izbie Panów parlamentu pruskiego, wspierał polskie inicjatywy polityczne, kulturalne i gospodarcze, działał w organizacjach oszczędnościowo-kredytowych, był aktywnym członkiem Towarzystwa Pomocy Naukowej, wydawał polską prasę ("Przegląd Poznański", "Szkółka Niedzielna"), dążył do zorganizowania Akademii Rolniczej.
Znalazł się wśród twórców poznańskiej spółki akcyjnej Bazar, mającej wspierać inicjatywy gospodarcze polskiej ludności dawnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego, i najaktywniejszych członków Kasyna Gostyńskiego.
Na polu prospołecznej pracy organicznej współpracował ściśle i owocnie z dawnym podkomendnym ze sztabu wojsk na Litwie, dr. Karolem Marcinkowskim, wybitnym lekarzem, działaczem gospodarczym i społecznym, filantropem, uważanym za pierwszego polskiego pozytywistę.
Wiele dobrego przyniosła inicjatywa przyjmowania praktykantów rolniczych - od 1834 r. Chłapowski obejmował takim bezpłatnym patronatem najpierw sześciu, następnie dwunastu chętnych, którzy podczas dwuletniego stażu zapoznawali się ze wszystkimi działami gospodarstwa, by ostatecznie podejmować specjalizację w wybranej gałęzi. Nagrodą dla patrona była świadomość, że wychowankowie krzewili wiedzę rolniczą w środowiskach, do których wracali, bądź w których rozwijali swoją aktywność zawodową.
Warto też odnotować, iż kiedy przebudowywał rodzinny pałac - a uczynił tak ponoć nie z chęci dostosowania go do aktualnych mód, lecz aby zerwać definitywnie ze stylem życia ojca i tradycją hulaszczej epoki. Zaadaptował znaczną część parteru na pokoje dla weteranów wojen napoleońskich, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. Mieszkali oni w Turwi, rzecz jasna, jako goście generała.
Powszechnie szanowany za rozsądek i szacunek, okazywany każdemu, bez względu na pochodzenie i status społeczny (godzi się przypomnieć wygłoszoną przezeń opinię, iż "u przymuszonego do pracy człowieka, chociaż bojaźń sprawia, że się rusza i rękami macha, robota się nie posuwa"), cieszący się ogromnym autorytetem i posłuchem, odrywał się od gospodarstwa zawsze wtedy, gdy uważał, że wzywa go do tego wyższa potrzeba.
W okresie Wiosny Ludów np., kiedy wielkopolscy patrioci podnieśli broń przeciwko zaborcom, organizował i wyposażał w swoim powiecie oddziały powstańcze, które biły się później m.in. pod Książem. Sam jednak nie stanął już nigdy w polu w mundurze.
Do ostatnich dni zajmował się sprawami publicznymi - i swoim wzorcowym gospodarstwem (choć po 1857 r., kiedy rozdzielił je między synów, zachowywał raczej li tylko doradczy wpływ na zarządzanie nim). Do końca roztaczał opiekę nad utworzonymi wespół z żoną (zmarłą w 1857 r.) placówkami opiekuńczo-wychowawczymi: przytułkiem dla chorych i niepełnosprawnych, ochronką i szkółką w Turwi, a także szkółką w Rąbiniu.
Dezydery Chłapowski, wielkopolski Cyncynat, zmarł w Turwi 27 marca 1879 r.. Pochowano go w parafialnym Rąbiniu na przykościelnym cmentarzyku rodzinnym. Obok niego spoczywa tam jego ojciec Józef, żona Antonina hrabianka Grudzińska, szwagier żony Wacław hrabia Gutakowski i... szwagierka, rodzona siostra żony, małżonka wielkiego księcia Konstantego Joanna Grudzińska, po zamążpójściu i poślubieniu niedoszłego cara (Konstanty wszak, następca tronu rosyjskiego, zrezygnował z praw sukcesji właśnie z powodu małżeństwa z polską hrabianką) nosząca tytuł i nazwisko księżnej Łowickiej-Romanowskiej. Zmarła i pochowana w Carskim Siole w 1831 r., po 98 latach przeniesiona została do Rąbinia.
Waldemar Bałda