Eugeniusz Dąbrowiecki. Wielka kariera w żandarmskim mundurze

Czy to się komuś podoba, czy nie, żandarmów (współczesną tautologię, zastosowaną w Wojsku Polskim, że niby formacja ta musi nosić nazwę Żandarmeria Wojskowa, pomińmy wzgardliwym milczeniem) żaden szanujący się żołnierz nie lubi – tak jak żaden cywil nie przepada za policjantem. Można i należy ich szanować, ale żeby od razu lubić? - takich cudów nie ma. Dla niektórych jednak służba w tego rodzaju formacjach bywała niezłym sposobem na życie i karierę. Na przykład - dla Eugeniusza Dąbrowieckiego…

Czy oficer ów, urodzony 19 listopada 1861 r. w Dąbrowie Tarnowskiej (a wtedy Dąbrowie bezprzymiotnikowej), od początku pragnął być wojskowym policjantem, czy może tylko rzucił go do tej służby los - dziś nie rozstrzygniemy.

Faktem jest, że znalazł się w żandarmerii, i że raczej nie miał powodów, by na to utyskiwać. Chociaż, sądząc po wykształceniu, miał powody, by śnić o laurach, zbieranych na polach bitew, o dowodzeniu wielkimi jednostkami, wydawaniu komend w huku szrapneli i palbie ręcznej broni palnej...

Reklama

Eugeniusz Dąbrowiecki bowiem, syn urzędnika państwowego, powziąwszy po czterech latach nauki w szkołach realnych Tarnowa i Lwowie decyzję, aby zostać zawodowym wojskowym, realizował postanowienie z podziwu godną konsekwencją. Ukończył na początek Szkołę Kadetów w Mährisch-Weisskirchen, następnie zdołał wstąpić - i zostać jej absolwentem - do Theresianische Militärakademie, czyli Terezjańskiej Akademii Wojskowej, w Wiener Neustadt. Mianowany w 1883 r. podporucznikiem, podjął następnie służbę w 57. Pułku Piechoty w Tarnowie.

Przyszłość w "królowej broni" zapowiadała mu się obiecująco, zajmował bynajmniej nie niskie stanowiska adiutanta batalionu, potem nawet adiutanta pułku, awansował w 1893 na porucznika - jednak po 10 latach pobytu w pułku znalazł się w żandarmerii. Dlaczego? Można tylko snuć domysły. Być może przewidział, że ma większe szanse na zrobienie kariery w tej specjalności, być może uznał prymat służby o specjalnych uprawnieniach nad przynależnością do szarej piechoty; tak czy owak został żandarmem i na początek odbył w Ministerstwie Obrony Krajowej w Wiedniu kurs oficerski, po czym został przydzielony do 5. Krajowej Komendy Żandarmerii Galicji.

Od 1894 do 1911 r. pełnił funkcje dowódcy oddziałów żandarmerii w Stryju (nr 16), Rzeszowie (nr 3) i Krakowie (nr 2). W tym czasie dwukrotnie awansował: w 1896 został rotmistrzem, w 1907 majorem.

W 1911 r. pożegnał się z Galicją. Rozstanie spowodowane było nominacją na krajowego komendanta żandarmerii Karyntii (urzędującego w Klagenfurcie, gdzie mieściła się siedziba 14. Krajowej Komendy Żandarmerii). Przeniesienie miało dla Dąbrowieckiego jeszcze jeden pozytywny aspekt: jego służbowa ranga podniesiona została do podpułkownika, a w 1914 - pułkownika.

Żandarm z Dąbrowy rodem świetnie umiał wykorzystać szansę, jaką dali mu przełożeni. Z obowiązków wywiązywał się wzorowo - pułkownikiem został w uznaniu sposobu zabezpieczenia mobilizacji 4. Armii oraz zorganizowania jej zaplecza tyłowego - toteż nie można uznać za dziwne, że po wybuchu wojny czynił dalsze postępy na służbowej drodze, i ze spokojnych tyłów trafił na terytoria, zajęte przez wojska austro-węgierskie.

Zaczynał od obowiązków komendanta obwodowego w Końskich, potem był komendantem obwodowym we Włodzimierzu Wołyńskim, następnie zajmował równorzędne stanowisko w Radomsku (gdzie zresztą pozostał do końca wojny). Wytrwała i - zapewne - wypełniana bez zarzutu służba przyniosła mu awans generalski: 1 lutego 1918 r. mianowany został tytularnym generałem brygady żandarmerii (w austriackiej nomenklaturze: titular generalmajor); status rzeczywistego generała brygady uzyskał w ostatnich dniach przynależności do c. i k. armii.

Po zwolnieniu żołnierzy c.k. armii z przysięgi na wierność cesarzowi, gen. Dąbrowiecki nie zmienił miejsca służby. 2 listopada 1918 r. został komendantem polskich oddziałów w Radomsku, jednak już po trzech tygodniach powołano go do Krakowa z poleceniem zorganizowania służby żandarmerii tamtejszego Okręgu Generalnego.

Doświadczony "kanarek" niewątpliwie wywiązał się rozkazu wzorowo, bo 20 maja 1919 r. został przeniesiony do stolicy, gdzie objął stanowisko szefa-organizatora Kierownictwa Organizacji Żandarmerii Ministerstwa Spraw Wojskowych, by 21 września zostać dodatkowo inspektorem żandarmerii, podlegającym bezpośrednio wyłącznie II wiceministrowi spraw wojskowych. Od marca 1920 r. jego funkcja nosiła nazwę dowódca Dowództwa Żandarmerii Ministerstwa Spraw Wojskowych.

Jego pozycja musiała snadź komuś przeszkadzać. Jesienią 1920 r. pismo "Myśl Niepodległa" opublikowało anonimowy tekst zawierający zarzut, iż w okresie służby w wojsku austro-węgierskim gen. Dąbrowiecki nie tylko nie sprzyjał polskiej działalności niepodległościowej, ale zajmował wobec niej postawę zgoła wrogą bądź co najmniej nieprzychylną.

Dla dawnej c. i k. ekscelencji był to atak trudny do odparcia. Chcąc ratować honor, Dąbrowiecki oddał się do dyspozycji Oficerskiego Trybunału Orzekającego - a ten, pracując pod kierownictwem gen. dyw. Józefa Leśniewskiego, ogłosił 26 listopada, że uznał zarzuty za bezpodstawne, a dobrego imienia szefa żandarmerii, który w niczym nie uchybił nigdy honorowi Polaka, nic nie plami.

Pomimo pozytywnego werdyktu sądu honorowego Dąbrowiecki nie czuł się chyba jednak pewnie. Niewykluczone, iż miał świadomość, że dla rosnących w siłę kręgów, wywodzących się z dawnej Polskiej Organizacji Wojskowej (z którymi, jako szef placówek żandarmerii w Królestwie Polskim, musiał mieć kontakty), jego wiedza o dawnych sprawach i powiązaniach może być groźna. Za taką hipotezą przemawiałyby jego dalsze kroki: zadeklarował chęć przejścia w stan spoczynku.

Opinia sądu, ale chyba przede wszystkim dymisja, przecięły ataki. Dąbrowieckiego nikt już więcej nie nękał. Ba! Odszedł z wojska 1 kwietnia 1921 r., a dwa lata później, 1 października 1923, otrzymał tytularny wprawdzie, ale jednak, awans na generała dywizji; formalnie nawet nie był to awans, lecz weryfikacja w tej randze.

Spensjonowany szef żandarmerii osiadł w Krakowie i tam - 15 czerwca 1941 r. - zmarł. Pochowano go na cmentarzu Rakowickim, w (jak głosi zapis w rejestrze) grobowcu Mossmanów.

Waldemar Bałda

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: II Rzeczposoplita
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy