Honor ponad życie. Egzekucja jeńca spod Łowczówka, por. Stanisława Króla- Kaszubskiego
Żył pięknie, patriotycznie i bohatersko; chwalebnie zapisał się w historii Wojska Polskiego. Zabrakło mu jednak żołnierskiego szczęścia. Z najtrudniejszej dla kierującego się wskazaniami kodeksu honorowego próby wyszedł zwycięsko, choć próbę tę okupił najwyższą ceną: życia. Ale honor - jak się wydaje - stawiał wyżej niż życie…
Podporucznika Legionów Polskich Stanisława Kaszubowskiego szczęście opuściło w końcowej fazie walk pod Łowczówkiem, będących chrztem bojowym 1. Brygady. Jak wiadomo, choć legionowe oddziały już wcześniej ścierały się z wrogiem, to jednak dopiero w okolicach tej podtarnowskiej wsi wystąpiły jako zwarty związek operacyjny. W trakcie zaciętych walk, kiedy odległość między broniącymi zdobytych pozycji Polakami a nacierającymi Rosjanami kurczyła się do zasięgu rzutu granatem ręcznym, wpadł, idąc na czele patrolu na rozpoznanie, w ręce wrogów. Odstawiony następnie do sztabu korpusu, stacjonującego w Tarnowie, został dołączony do grupy jeńców - legionistów i skierowany do Radomyśla Wielkiego, gdzie znajdowało się miejsce postoju dowództwa 3. Armii rosyjskiej.
Aczkolwiek wiedział, co mu - obywatelowi Imperium Rosyjskiego, walczącemu po stronie Austro-Węgier - grozi, nie ukrywał, że pochodzi z Królestwa Polskiego, prowincji carskiego państwa. Służbę w innej armii traktowano jak zdradę stanu; schwytanemu nie przysługiwały prawa jeńca wojennego, lecz sąd - a przed nim tylko jeden wyrok: śmierć.
Legionista Stefan Eichler, który również dostał się pod Łowczówkiem w ręce Rosjan, napisał we wspomnieniach: "(...) Zrobił się ruch, ktoś pobiegł po Kozaków i w tejże chwili wyprowadzono ppor. Stanisława Króla-Kaszubskiego, aby dołączyć go do nas. Stanął w pobliżu mnie.
- Ze mną koniec - rzekł.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Przyznałem się, że jestem z Królestwa Polskiego - odrzekł.
- Po coście to zrobili, obywatelu? - zapytałem z wyrzutem.
- A po cóż będę to taił? - rzekł dumnie. (...)".
I dalej: "Tego właśnie dnia, w którym zapadł wyrok, skazujący go na śmierć przez powieszenie - Kaszubski przechodząc pod eskortą przez nasz pokój rzekł do nas: Śmierć... Jeszcze Polska nie zginęła!".
Kaszubski odrzucił propozycje współwięźniów (bezpiecznych o tyle, że urodzonym w Galicji groziło jedynie osadzenie w obozie jenieckim, gdzieś w głębi Rosji), że ułatwią mu ucieczkę: nie pozwalało mu na to poczucie oficerskiej dumy. Złożył jedynie prośbę o zmianę sposobu wykonania kary: prosił o rozstrzelanie, bardziej godne żołnierza. Niestety, odrzucono ją. Po krótkim pobycie w więzieniu w Tarnowie trafił do aresztu powiatowego w Pilźnie.
Możliwość uratowania życia stworzył mu jeszcze - odczytany 7 lutego 1915, tuż przed egzekucją - dekret cara, darującego "zdrajcy" życie pod warunkiem ukorzenia się i odkupienia win poprzez wstąpienie do wojska rosyjskiego. Kaszubski jednak odmówił. Niewiele później zawisł na stryczku, ustawionym na pilźnieńskiej targowicy. Egzekucji asystowała setka Kozaków. Oczekujący śmierci skazaniec powiedział tylko: "Jeszcze Polska nie zginęła".
W ostatnim liście do narzeczonej napisał "Marysiu moja - wpadłem do niewoli - rewolwer zawiódł - trudno. Jutro sąd wojenny. Daruj i żegnaj. Jedyna moja. Kartkę tę pokaż Panu Piłsudskiemu.
Komendancie kochany. Wpadłem. Nie mogło inaczej być. (...) Niech żyje Polska! Stanisław Kaszubski".
Rozlepione w dniu stracenia na murach Pilzna obwieszczenia głosiły: "25 stycznia (7 lutego) odnośnie do dekretu sądu, został ukarany śmiercią przez powieszenie rosyjski poddany, Polak warszawiak St. Kaszubski za zdradę stanu. Kaszubski gardząc interesami swego państwa i swego kraju Polski, wstąpił do szeregu Legionów austro-węgierskiego wojska i w obrębie Królestwa Polskiego przyjmował udział z niemi w kilku walkach przeciwko nam wspólnie z pruskiemi zbrojnemi siłami. Podnosząc oręż przeciwko nam i temsamem popełniając zamach na dobro swojej ojczyzny, Kaszubski był zdrajcą i odstępek od swoich rodaków - Polaków".
Formalnie Stanisław Kaszubski - pseudonim legionowy Król (wypróbowany: posługiwał się nim już wcześniej czasie w działalności konspiracyjnej) - był w rzeczy samej poddanym cara Rosji: jako urodzony 10 października 1880 r. w Warszawie, siłą rzeczy miał obywatelstwo rosyjskie. Będąc jednak synem uczestnika Powstania Styczniowego (Franciszka, matematyka z profesji), dorastając w patriotycznej atmosferze, od najmłodszych lat uczestniczył w działalności skierowanej przeciwko caratowi, a na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości.
Niedługo po podjęciu nauki w V Gimnazjum w Warszawie (wstąpił do niego w 1890 r.) został usunięty za nieprawomyślne poglądy i zachowanie, podobnie skończył się pobyt w szkołach w Płocku i Wilnie, skąd był relegowany za aktywność w nielegalnych organizacjach patriotyczno-samokształceniowych. Zdobycie matury powiodło mu się dopiero w 1904 r., i to w... Odessie. Był już wtedy członkiem Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Podczas rewolucji 1905 r. działał wśród warszawskiej młodzieży (studiował wtedy w Szkole Technicznej); aresztowanego, więzionego na Pawiaku, skazano na zesłanie do guberni archangielskiej, zamienione wkrótce - dzięki łapówce, wpłaconej przez rodziców - na wydalenie poza granice imperium.
W 1908 Stanisław Kaszubski opuścił Kongresówkę i osiadł w Krakowie. Wstąpił tam na uniwersytet, zerwał z SDKPiL, przyłączył się do Polskiej Partii Socjalistycznej, poznał Józefa Piłsudskiego i został członkiem Związku Strzeleckiego. W 1913 r. pomyślnie ukończył w Stróży kurs oficerski. Jak zapisał we wspomnieniach Tadeusz Münnich, "W jego niskiej postaci, nieco nieforemnej, nikt z postronnych nie dopatrzyłby się tyle hartu, siły i żołnierskiego poświęcenia. Ale z oczu jego tyle zawsze biło zapału, tyle siły, że one jedne odzwierciedlały piękną, ideową duszę, która tyle bohaterstwa później wykazała. Serdeczny druh wszystkich utrapień ćwiczebnych podjął się z heroizmem niewdzięcznej roli kierowania kuchnią szkolną, gdyż tak chciał rozkaz. Nie tracąc przy tym wesołości i pogody, wykorzystywał każdą wolną chwilę i każdą okazję do udziału w ćwiczeniach i pracach szkoły. Czynny już w 1905 roku, był dla nas, młodszych, otoczony nimbem tych walk".
Pośmiertny panegiryk (pomieszczony w nr. 2 "Panteonu Polskiego" z 1924 r.; jak głosi podtytuł, był to "Dwutygodnik ilustrowany, poświęcony pamięci i czci poległych o niepodległość Polski wraz z kroniką czynów żołnierza polskiego w latach 1914-1921") zawierał również dosłowny opis "ob. Króla": "Człowieczek mały, o krzywych i krótkich nogach, o brzydkiej nawet twarzy, ale ducha silnego i ofiarnego! Uczestnik rewolucji, dusza wszystkich wieców i obchodów, żołnierz pierwszej klasy w Związku Strzeleckim, wybitny oficer i najlepszy towarzysz".
Jako student też dał się poznać z dobrej strony: znakomicie śpiewał i władał szablą, pisywał wiersze i nowele, prowadził chóry studenckie i robotnicze; był duszą każdego towarzystwa, w jakim się znalazł. Obdarzony rozległymi zainteresowaniami, szukał wytrwale najwłaściwszego kierunku studiów - a nie mogąc go znaleźć, uczęszczał na zajęcia z literatury, matematyki, przyrody, a na koniec medycyny.
Po wybuchu wojny wstąpił w szeregi Legionów Polskich - mianowany 12 listopada 1914 podporucznikiem otrzymał funkcję dowódcy plutonu 1. Kompanii 1. Batalionu 1. Pułku Piechoty. Jego podwładnymi byli sami ochotnicy z Podhala. Przeszedł z nimi cały szlak bojowy swej jednostki, aż wreszcie znalazł się na polu walki pod Łowczówkiem. W miejscu swych ostatnich bojów...
Podporucznik Kaszubski spoczął w anonimowej mogile, wykopanej w sąsiedztwie cmentarza - i dla zatarcia śladu stratowanej kopytami kozackich koni. Pohańbione pochowaniem na niepoświęconej ziemi zwłoki ekshumowano dopiero po wyparciu Rosjan na Wschód - staraniem działaczy Naczelnego Komitetu Narodowego, 2 listopada 1915 r. uroczyście złożono je do grobu na cmentarzu parafialnym. Ceremonii asystowali koledzy z 1. Brygady (z kpt. dr. Marianem Kukielem i kpt. Alojzym Wir-Konasem na czele), udział w niej wzięła także delegacja NKN: Ignacy Daszyński i Władysław Leopold Jaworski.
Jak zapisano w "Panteonie Polskim", "Dostojny pogrzeb wyprawili mu rodacy, tłumnie pośpieszono zewsząd, by oddać hołd temu niezłomnemu rycerzowi, co wierny swoim ideałom od lat, w rękach przemożnego wroga nie zdradził sztandaru i bez tchu stanął u słupa potwornego narzędzia śmierci. Wśród hymnów narodowej pieśni z szumem chorągwi i jękiem dzwonów, grających z wież kościelnych, złożono zwłoki Bohatera. (...) Z kościoła po odprawieniu modłów przez duchowieństwo, wyruszył uroczysty kondukt na miejsce wiecznego odpoczynku.".
Przemawiający nad grobem Władysław Jaworski powiedział m.in.: "Śmierć jego była jednak czemś szczególnie wymownem, wzniosła się ponad inne ofiary, jak imię jego przebije się ponad szeregi dzielnych, bezimiennych ginących, a jednak przez to właśnie tak wielkich bohaterów naszych. - Kaszubski mógł uratować życie. Jedno, jedyne zaprzeczenie mogło go uchronić od śmierci. Nie uczynił tego i dlatego śmierć jego, to nie jeden, tylko więcej z milionowych epizodów zmagania się bojowego przeciwników, ale protest tak głośny, że oto widzimy, iż siła jego wybiła się ponad tych wszystkich armat, zgromadziła nas tutaj, pobudzi, wstrząśnie całą Polską, poruszy i skłoni do rozważania obcych".
Kapitan Kukiel dodał: "Umarłeś inaczej, umarłeś nie żołnierską męczeńską śmiercią. Ale konając, tak byłeś nieodrodnym od swoich poprzedników żołnierzem polskim. (...) tak Ciebie powieszono, bracie, boś był poddanym Mikołaja, i nie kryłeś tego, żeś jako poddany za broń chwycił w walce za Niepodległość".
Osiem lat później miejsce spoczynku podporucznika, który honor stawiał ponad życie, oznaczono płytą i obeliskiem. Umieszczony na nim napis głosi: "Stanisław Król-Kaszubski oficer Legionów Polskich".
Rzeczpospolita nie zapomniała o nieszczęśniku. Pośmiertnie otrzymał najzaszczytniejsze z polskich wyróżnień bojowych - Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari, odznaczono go ponadto Krzyżem Niepodległości z Mieczami. Przed wybuchem II wojny na trasie Tarnów - Pilzno odbywał się coroczny marsz, upamiętniający ppor. Króla-Kaszubskiego. Pamięć trwała, życia jednak, tak dramatycznie przerwanego, nikt mu zwrócić nie był w stanie...
Waldemar Bałda
Fot. archiwum