Jan Zeh: zapomniany współtwórca przemysłu naftowego

I jak tu wierzyć w sprawiedliwość historii? Podczas gdy Ignacy Łukasiewicz, powszechnie uważany za twórcę przemysłu naftowego, patronuje niezliczonym szkołom i instytucjom, ma trudną do zliczenia liczbę pomników i tablic pamiątkowych, a ulice jego imienia znaleźć można wszędzie - dokonania Jana Zeha wciąż przesłonięte są całunem niepamięci.

Całunem ów jest tak gęsty i trudny do zerwania, że nawet ponawiane od lat (choćby przez niżej podpisanego) apele do rajców jego rodzinnego Łańcuta o upamiętnienie go nadaniem stosownej nazwy bodaj skromnemu placykowi takoż wciąż palą na panewce. A przecież Zeh zasłużył na dobre wspomnienie nie mniej aniżeli Łukasiewicz, zresztą jego współpracownik, a i (co nie jest przecież bez znaczenia) współautor bądź zgoła wyłączony autor najważniejszych patentów na przetwarzanie surowej ropy naftowej!

Jan Zeh urodził się 2 lipca 1817 r. w Łańcucie (był więc o 5 lat starszy od Łukasiewicza). Jako syn aptekarza (Jana Ludwika, matką był Krystyna z domu Liebherr) nie szukał długo drogi życiowej - uzyskawszy w gimnazjum w Samborze maturę i zaliczywszy praktykę w tamtejszej aptece wstąpił na uniwersytet w Wiedniu, gdzie w 1846 r. zdobył dyplom magistra farmacji. Zaraz potem wyjechał do Lwowa i zatrudnił się w aptece Pod Gwiazdą Piotra Mikolascha - tam zetknął z Łukasiewiczem (nie wiadomo zresztą, czy nie poznali się wcześniej: ten ostatni między 1836 a 1840 r. praktykował w łańcuckiej aptece Antoniego Swobody; w końcu Łańcut, choć miasto garnizonowe, centrum ordynacji Potockich, nie był ośrodkiem wielkim, a środowisko "pigularzy" - raczej hermetyczne). Zeh miał w tamtym czasie przewagę nad kolegą: był dyplomowanym farmaceutą, podczas gdy Łukasiewicz - jedynie aspirantem do tytułu magistra. Jako politycznie niepewny były więzień stanu dopiero ubiegał się o zgodę na studia; prawo wyjeżdżania ze Lwowa uzyskał zresztą za poręczeniem Mikolascha - i dzięki temu mógł odbywać naukę na Uniwersytecie Jagiellońskim (dyplom jednak uzyskał w 1852, i to w Wiedniu).

Reklama

Pracując Pod Gwiazdą obaj asystenci patrona zajmowali się badaniami nad destylacją ropy naftowej. Robili to za aprobatą szefa, kiedy jednak Mikolasch przestał widzieć sens kontynuowania doświadczeń - jako człowiek praktyczny zainteresowany był konkretnymi efektami, a więc uzyskaniem specyfików, które można byłoby sprzedawać - poświęcali na eksperymenty własny czas. I odnieśli - jak dobrze wiadomo - sukces: otrzymany przez nich z tłustej cieczy, wydostającej się spod ziemi samoczynnie bądź czerpanej z płytkich studni, destylat okazał się zdatny do spalania w specjalnie skonstruowanych przez blacharza Adama Bratkowskiego lampach, dzięki czemu możliwe stało się zastąpienie nimi przy oświetlaniu pomieszczeń świec względnie smolnych łuczyw. Pierwszą lampą rozjaśniano wnętrze apteki Pod Gwiazdą, ale prawdziwy rozgłos wynalazkowi nadało zastosowanie nafty do oświetlenia sali operacyjnej lwowskiego Szpitala Powszechnego przy ul. Łyczakowskiej (31 lipca 1853 r.).

Badania pochłonęły Zeha - w całości. Jak sam przyznawał, uważano go we Lwowie zgoła za obłąkanego: chodził w ubraniu poplamionym ropą, na skutek spędzania wielu godzin w laboratorium, wypełnionym wyziewami naftowymi, cierpiał na chroniczne bóle i zawroty głowy, na domiar złego miał zwyczaj mówienia do siebie. Zmiany nastawienia doczekał się dopiero wtedy, gdy powszechnie uznano dobrodziejstwo światła z lampy, zasilanej naftą.

Jako że Galicja była - jak na tamte czasy, naturalnie - krajem cywilizowanym, opierającym się na prawie, należało zadbać o urzędowy placet dla wynalazków. 27 maja 1853 r. Jan Zeh złożył w lwowskim Namiestnictwie wniosek o przyznanie przywileju pierwszeństwa w zakresie chemicznego przetwarzania oleju skalnego - a gdy nie dopatrzono się przeciwwskazań, otrzymał go (imiennie) 2 grudnia 1853. W dokumencie napisano: "Wynalazek takiej rektyfikacji naturalnego oleju skalnego na drodze chemicznej, aby mógł być wykorzystany do celów technicznych". 23 grudnia urząd patentowy udzielił mu kolejnego przywileju ("Wynalazek na chemicznie doskonale oczyszczoną naftę"), a 9 listopada 1856 uznał zgłoszenie "Wynalazek metody wytwarzania tanich i dobrych smarów do wozów i maszyn, zwanych tłuszczem skalnym". 23 listopada 1843 r. z kolei zapisano, iż "Zeh Johann und Ignaz Lukasiewicz" zgłosili "Wynalazek wytwarzania świec parafinowych z wosku ziemnego i jego różnych odmian".

W następnym roku współpracownicy rozstali się. Łukasiewicz wyjechał na Podkarpacie - gdzie znajdowały się główne znane zasoby ropy naftowej - i zamieszkał w Gorlicach (pracował w miejscowej aptece Jana Tomaszewicza, czynił starania o rozwinięcie wydobycia, co zresztą udało mu się doskonale). Zeh natomiast pozostał we Lwowie. Szybko założył własną destylarnię i wytwarzał w niej naftę, smary, mazidła do wozów, świece parafinowe - które sprzedawał w sklepie przy ul. Krakowskiej. Jego produkty - eksportowane m.in. do Wiednia: był czas, że pokrywał w 100 proc. zapotrzebowanie tego miasta na naftę oświetleniową! - cieszyły się renomą: w 1854 r. na wystawie przemysłowej w Monachium otrzymał za nie medal i dyplom honorowy.

Nafta jednak nie przyniosła mu szczęścia. 12 lutego 1858 r. w jego sklepie doszło do pożaru. W płomieniach Zeh stracił żonę, 21-letnią Dorotę, i szwagierkę, zaledwie 17-letnią Herminę. Spoczęły na cmentarzu Łyczakowskim, w grobie, oznaczonym pięknym pomnikiem dłuta jednego z najlepszych lwowskich rzeźbiarzy Pawła Eutelego. Umieszczone na nagrobku epitafium głosi po dziś dzień: "Chwila jedna, jedno mgnienie / I tylko garść prochu nikłego, / I tylko straszne wspomnienie, / I nic więcej, i tyle wszystkiego. / Tak, tu nic więcej, lecz w wieczności / Śmiercią złączone siostrzyce, / Blaskiem pięknej świecą piękności / Jak ofiarne białe gołębice".

To nieszczęście zaważyło na jego życiu. Chociaż trzy lata po tragedii spróbował powrotu do normalności, ożenił się z drugą siostrą zmarłej żony, Marią (i miał z nią dwie córki), to jednak nie wrócił do naftowego biznesu. Wyjechał ze Lwowa do Borysławia - gdzie już znakomicie rozwinęło się wydobycie ropy - i podjął tam pracę jako aptekarz. W 1876 r. założył własną aptekę (przy ul. Pańskiej): jakby dla upamiętnienia laboratorium, w którym dokonał największego w życiu odkrycia, umieścił w jej godle gwiazdę. Borysław okazał się ostatnim jego ziemskim adresem: w tym centrum zagłębia naftowego zmarł 25 stycznia 1897 r.

Zeh nie chował swojej wiedzy pod korcem: podzielił się nią w sprawozdaniu opublikowanym w "Czasopiśmie Towarzystwa Aptekarskiego" pod tytułem "Pierwsze objawy przemysłu naftowego w Galicji".

Zasłużonego - przecież! - miejsca w historii nie znalazł do dziś. I paradoksalnie, o wiele lepiej tego Polaka (choć bez wątpienia: z germańskimi korzeniami) czci się i pamięta na Ukrainie niż w ojczyźnie, w której nie tylko prymat, ale wręcz wyłączność do tytułu twórcy przemysłu naftowego raz na zawsze przyznano Łukasiewiczowi. We Lwowie Zeh ma pomnik na ul. Ormiańskiej - w Polsce jedynym w gruncie rzeczy niestrudzonym orędownikiem zachowania pamięci o jego dokonaniach jest emerytowany naftowiec Tadeusz Pabis z Libuszy, twórca i właściciel prywatnego, nierozpieszczanego bynajmniej przez nikogo opieką, Muzeum Przemysłu Naftowego i Etnografii.

A lwowski monument wydaje się sprawiedliwy: składa się z dwóch elementów. W kamienicznym oknie na pierwszym piętrze umieszczono popiersie wychylonego Łukasiewicza - który wskazuje ustawiony pod murem stolik z krzesłem, na którym siedzi Zeh. Gdybyż i u nas gdzieś coś takiego powstało...

Waldemar Bałda

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama