​Karol Miarka. Nazywano go trybunem

Choć niewiele było po temu powodów, zawsze uważał się za Polaka, a polskość oznaczała dlań obowiązek. Na Śląsku, na którym spędził całe życie, nazywano go trybunem ludowym i podziwiano za to, co zrobił, by uświadomić germanizowanym rodakom polskie pochodzenie.

Karol Miarka przyszedł na świat w 1825 r. w zaborze pruskim. Pierworodny syn ojca, nauczyciela wiejskiego w Pielgrzymowicach, najstarszy pośród osiemnaściorga rodzeństwa, uczył się więc w szkołach niemieckich. Panujący w domu niedostatek spowodował, że wykształcenie na poziomie średnim zdobywał z trudem i na raty: był w gimnazjum w Pszczynie, potem w Gliwicach; ostatecznie ukończył seminarium nauczycielskie w Głogówku. Pierwszą pracę w charakterze pomocnika wiejskiego nauczyciela podjął podczas przerwy w nauce gimnazjalnej, w wieku 16 lat. Pełnoprawną karierę rozpoczął jako 21-latek: uczył w szkołach w Lędzinach, Urbanowicach, Piotrowicach i - objąwszy posadę po śmierci ojca - w Pielgrzymowicach. Tam piastował jednocześnie obowiązki organisty, pisarza gminnego i sędziego polubownego; z nadmiarem obciążeń radził sobie świetnie, czego dowodem tytuł najlepszej szkoły w dekanacie, uzyskany w 1857 r.

Reklama

W 1869 r. definitywnie rozstał się z oświatą, wyjechał do Królewskiej Huty i został redaktorem pisma "Zwiastun Górnośląski". Taka zmiana była konsekwencją zainteresowań, które rozwijał od lat: zainteresowań literackich. Za debiut Karola Miarki uważa się powiastkę historyczną "Górka Klemensowa", którą opublikował w 1861 r. w "Gwiazdce Cieszyńskiej". Ponoć właśnie podczas pisania tej opowieści o początkach chrześcijaństwa na Górnym Śląsku uzmysłowił sobie w pełni swoją polskość; sądzić jednak należy, iż poczucie to tkwiło w nim zawsze, było jednakże tylko przytłumione wychowaniem w niemieckich szkołach. Na krytykę niedostatków językowych juweniliów miał odpowiadać pokornie: "Jeszcze mnie często Niemiec bodzie".

Doniosłym osiągnięciem niedawnego nauczyciela był "Głos nawołującego na puszczy górnośląskiej", opublikowany w tejże "Gwiazdce" w 1863, w którym autor wzywał czytelników do pielęgnowania polszczyzny. Zanim zdecydował rzucić pierwszą profesję napisał dwie powieści: "Husyci na Górnym Śląsku" i "Szwedzi w Lędzinach".

Procesy za antyniemieckie publikacje

Posada w Królewskiej Hucie była krótkotrwała. Po konflikcie z wydawcą Miarka zdecydował się usamodzielnić, założył własną drukarnię i księgarnię, odkupił wychodzące na Pomorzu pismo "Katolik" i rozpoczął jego wydawanie. W ciągu trzech lat 6-krotnie zwiększył nakład, a periodyk, w którym w ostrej formie sprzeciwiał się polityce kulturkampfu, na 20 lat stał się jednym na Górnym Śląsku pismem polskim. O jego randze najlepiej świadczy krytyka, z jaką w parlamencie berlińskim wystąpił w 1872 r. "Żelazny Kanclerz" Otto von Bismarck - oraz 28 procesów sądowych, wytoczonych redaktorowi za antyniemieckie publikacje. W konsekwencji tak mnogich oskarżeń Miarka spędził ponad 3 lata w więzieniach; łączną wysokość nałożonych nań kar finansowych trudno byłoby zliczyć.

Pomimo represji stale rozwijał patriotyczną działalność. Założył w 1870 r. w Królewskiej Hucie Kasyno Katolickie, organizujące życie kulturalne dla Polaków (na jego wzór powstały wkrótce podobne instytucje w innych miastach), rok później utworzył Górnośląskie Towarzystwo Kredytowe Włościan, zajmujące się udzielaniem pożyczek na dogodnych warunkach członkom polskich kółek rolniczych, tworzył też pod nazwą Spółka Poczciwych Wiarusów spółdzielnie spożywców.

Jego praca zyskała pochwałę ze strony głów Kościoła Powszechnego. W 1875 r. papież Pius XI udzielił "Katolikowi", jego czytelnikom i redaktorom błogosławieństwa, 4 lata później Leon XIII powiedział do przyjętego na audiencji Miarki: "Pracuj dalej jak dotąd, bo twoja praca przynosi wielkie korzyści Kościołowi i twemu narodowi. Dziś sięga głos redaktora dalej niż głos kapłanów, kiedy kapłanom zamyka się usta i krępuje słowo duszpasterza. Napisz to i ogłoś twym czytelnikom".

"Trybun ludu polskiego na Górnym Śląsku"

W 1875 r. Miarka przeniósł się - w nadziei, że uniknie eskalacji prześladowań - z Królewskiej Huty do Mikołowa. Wydawał tam nadal "Katolika", utworzył ponadto tygodnik "Monika" o charakterze oświatowym (wcześniej, od 1871, wydawał też dla rolników "Poradnik Gospodarski"). Niestety, represje nie malały. Nękany w dalszym ciągu procesami, osadzany w więzieniu, podupadł na zdrowiu i zachorował na cukrzycę. Mimo to działał niestrudzenie: w 1879 r., podczas klęski głodu, powołał Komitet Naczelny dla Zbierania Składek dla Potrzebujących. Inna sprawa, iż było to dość niefortunne przedsięwzięcie, gdyż kiedy nie dopilnował rozliczeń, został oskarżony o sprzeniewierzenie części datków, co mocno podkopało jego opinię. W 1874 i 1876 starał się o mandat posła na sejm; szkoda, że bezskutecznie, bo może to poprawiłoby jego sytuację.

W 1880 raz jeszcze spróbował coś zmienić w niełatwym życiu i wyjechał z Mikołowa do Cieszyna, pozostającego wonczas pod władzą Habsburgów. Niestety, pogarszający się stan zdrowia przekreślił wszelkie plany. Nękany przez władze sprzedał "Katolika" ks. Stanisławowi Radziejewskiemu, drukarnię zaś oddał w ręce syna, także Karola.

"Trybun ludu polskiego na Górnym Śląsku" - jak go często nazywano - zmarł przedwcześnie w 1882. Spoczywa na cmentarzu w Cieszynie. Jego ogromną zasługą było rozbudzenie świadomości narodowej wśród poddanych germanizacji Polaków śląskich, dostarczanie im wartościowego słowa drukowanego, przybliżenie kontaktu z rodakami, żyjącymi w innych zaborach. Nic więc dziwnego, iż popiersie Miarki, jako przywódcy polskiego ruchu narodowego, stanęło w sali obrad Sejmu Śląskiego.

(wald)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy