Ks. Augustyn Szamarzewski: Bankier bliźnich swych. Uczył biznesu i oszczędzania

Utyskiwanie na duchownych, wykazujących nadmierną nieraz aktywność polityczną, nie jest zjawiskiem nowym. Porównując niejednego kapłana, angażującego się w międzypartyjne utarczki, z jego poprzednikami z okresu zaborów przyznać trzeba, iż tamci swe zaangażowanie w sprawy doczesne wykorzystywali nie po to, aby dzielić, lecz przeciwnie – aby łączyć rodaków. Przykładem może być wielkopolski ksiądz Augustyn Szamarzewski.

Jego droga do kapłaństwa nie była prosta: syn poznańskiego urzędnika pocztowego (urodzony jednak nie w stolicy Wielkopolski, a w Poczdamie, w którym w 1832 - roku jego przyjścia na świat - zatrudniony był ojciec) poszedł zrazu w ślady seniora i po uzyskaniu w 1854 r. w katolickim Gimnazjum św. Marii Magdaleny matury, podjął pracę na poczcie. Kiedy uzyskał niezależność materialną - ożenił się.

Małżeństwo nie trwało długo. Owdowiawszy po nagłej śmierci żony, Szamarzewski radykalnie zmienił nastawienie do świata: wstąpił do seminarium duchownego w Gnieźnie i w 1859 przyjął sakramenty kapłańskie. Wkrótce potem objął pierwszą placówkę duszpasterską - został drugim wikariuszem parafii w Środzie Wielkopolskiej.

Reklama

Wypełnianie obowiązków kapłańskich nie wyczerpywało do cna energii ks. Szamarzewskiego, gdyż wkrótce po przybyciu do Środy zaangażował się w pracę społeczną. W trosce o rozwój młodzieży, zorganizował Stowarzyszenie Czeladzi Rzemieślnicze. Założył także Towarzystwo Rzemieślnicze czyli Przemysłowe pod opieką św. Józefa, a na dodatek działał ofiarnie na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości.

Kiedy w zaborze rosyjskim wybuchło Powstanie Styczniowe, zbierał i ekspediował za kordon graniczny ochotników, wysyłał transporty z zaopatrzeniem dla oddziałów, w kazaniach (a kaznodzieją był wybitnym, porywającym) przybliżał wiernym sprawy powstańcze. Zaangażował się we wspieranie zrywu narodowego tak mocno, że w końcu porzucił obowiązki w parafii i przedostał się do Królestwa Polskiego; niestety, schwytany rychło przez żandarmerię został w marcu 1863 r. deportowany do Prus, a tam skazany na półtora roku więzienia za zdradę stanu. Wyrok odbywał w Poznaniu i Berlinie (w osławionym więzieniu w dzielnicy Moabit).

Gdy w październiku 1864 r. odzyskał wolność, wrócił zaraz do dawnych obowiązków wikariusza - z tym, że z jeszcze większym zapałem podejmował się pracy na rzecz podniesienia statusu ekonomicznego niezamożnych, bynajmniej nie traktowanych na równi z Niemcami, rodaków: rzemieślników, rolników, drobnych przedsiębiorców. Aby pomóc im w nawiązywaniu rywalizacji gospodarczej z forowanymi przez władze niemieckimi grupami społecznymi, zakładał spółdzielnie oszczędnościowo-kredytowe, nienastawione na osiąganie wielkich zysków, ale na udzielanie tanich pożyczek, pomagających w rozwijaniu działalności.

Nawiasem, pierwszy pomysł utworzenia takiej organizacji samopomocowej sformułował na początku pracy w Środzie Wielkopolskiej, gdy stworzył Towarzystwo Rzemieślnicze czyli Przemysłowe pod opieką św. Józefa. Opracował wówczas nawet statut kasy zapomogowo-pożyczkowej dla jego członków, jednak idei swej nie rozwinął, gdyż pochłonęła go działalność na rzecz wsparcia Powstania Styczniowego.

Organizacje oszczędnościowo-kredytowe były najpierw częściami stowarzyszenia, jakie ks. Szamarzewski powołał w 1866 r. (pod nazwą Kasa Oszczędności i Pożyczki Towarzystwa Rzemieślniczego). Potem usamodzielniły się jako spółki o charakterze spółdzielczym, by na koniec - kiedy objęły zasięgiem nie tylko rejon Środy Wielkopolskiej, ale także i Kostrzyna, Książa Wielkopolskiego, Jarocina - skonfederować w 1872 r. w Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych.

Związek ten miał za zadanie ułatwiać przepływ kapitałów ze spółek, dysponujących nadmiarem wolnych środków, do tych, które cierpiały na niedostatek gotówki.

Twórca sprawnie działającego systemu został wybrany patronem związku. Powiedział wtedy jasno: "Spółki nie są instytucjami czysto finansowymi, lecz finansowo-dobroczynnymi. Przyjąłem obowiązek patrona w tej tylko myśli, aby one rzeczywiście takimi były instytucjami".

Ta dobroczynność polegała na uświadomieniu ludziom prostej zasady, na której opiera się zresztą ekonomia społeczna, że drobne kwoty, pozostające w dyspozycji pojedynczych osób, choć same nie są w stanie wystarczyć na sfinansowanie wielkich inwestycji, to jednak złożone w kasie oszczędnościowej mogą stworzyć kapitał, który - w formie kredytu - może nie tylko pomóc rzemieślnikowi czy rolnikowi w rozwinięciu jego warsztatu pracy, ale i, rzetelnie spłacany, przynieść oszczędzającym korzyści, wynikające z oprocentowania.

Bezczynnie leżące pieniądze zaczynały więc pracować, z kolei potrzebujący funduszów rodak mógł z nich skorzystać i rozszerzyć swą działalność. Aby skłonić ludzi do wnoszenia udziałów do spółek oszczędnościowo-kredytowych, ksiądz Szamarzewski angażował do pomocy powszechnie znane w lokalnych społecznościach osoby - jak listonoszy czy kominiarzy - które odwiedzając domy propagowały przynależność do takich organizacji.

Co ciekawe, ksiądz był samoukiem - ogromną wiedzę o prowadzeniu ksiąg kasowych, rachunków itp. problemach organizacyjnych zdobył bez pobierania specjalnych studiów czy odbywania kursów. Tyle tylko, że gruntownie zapoznał się z dokumentacją banków, organizowanych w Niemczech przez Franza Hermana Schultzego, i przetransponował tamte zasady na rodzimy grunt.

Działalność ks. Szamarzewskiego, stojąca w opozycji do forsowanej przez zaborcę polityki rugowania Polaków z wpływów w życiu politycznym i społecznym dawnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego, ściągnęła nań represje. W 1873 r. dla przestrogi osadzono go na miesiąc w więzieniu w Kłodzku.

Wyrok - konsekwencja oskarżenia o wygłoszenie antyrządowego kazania - nie zrobił jednak na księdzu większego wrażenia. Po powrocie na wolność nadal działał w Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych (funkcję jego patrona sprawował zresztą aż do śmierci). Opracował instrukcje dla biegłych rewidentów, podróżował po Wielkopolsce, prezentując ideę spółek oszczędnościowo-kredytowych, szkoląc kandydatów na działaczy, członków zarządów i rad nadzorczych, udzielając rad i zaleceń, dokonując kontroli księgowych, wskazując i poprawiając błędy. Wiele też na ten temat publikował, m.in. na łamach "Dziennika Poznańskiego" czy "Ruchu Społeczno-Ekonomicznego".

Do jego zasług z tego okresu doliczyć można ponadto zorganizowanie Banku Włościańskiego oraz Banku Związku Spółek Zarobkowych.

Od 1886 r. ks. Augustyn Szamarzewski pełnił funkcję proboszcza parafii św. Stanisława Biskupa Męczennika w Ostrowie Wielkopolskim. Kościelny awans zawdzięczał otrzymaniu prezenty na to stanowisko od patrona parafii Ferdynanda księcia Radziwiłła (wielkiej notabene persony: przez 45 lat piastował mandat posła do Reichstagu, przez 29 lat przewodził Kołu Polskiemu w tymże parlamencie, zasiadał ponadto w Sejmie Krajowym Prus, zaś po odzyskaniu przez Polskę niepodległości był marszałkiem seniorem Sejmu Ustawodawczego).

W Ostrowie Wielkopolskim ks. Szamarzewski posługiwał do końca życia i tam też zmarł przedwcześnie, przeżywszy niewiele ponad 59 lat. Odszedł 8 maja 1891 r. w czasie odprawiania nabożeństwa w dniu odpustu św. Stanisława. Pogrzeb zasłużonego kapłana przerodził się w wielką manifestację patriotyczną.

Jako działacz spółdzielczy ks. Szamarzewski był realistą - i wizjonerem, przepowiadającym niejako, do czego może doprowadzić brak starannego nadzoru nad systemem spółek samopomocowych, które stworzył.

Warto zacytować wyimek z jego wypowiedzi - aby przekonać się, iż instytucje oszczędnościowo-kredytowe ani nie muszą być (o czym bywamy regularnie informowani...) bankrutami, ani też nie muszą być źródłem kolosalnych dochodów dla niektórych ich beneficjentów: "Samolubstwo zarządu, którym zwykle są ludzie światli, jest zgubne dla członków, szkodliwe dla społeczeństwa. Członkowie zarządu starać się powinni, aby przepisy prawne, manipulacje kasowe, prowadzenie ksiąg i członkom rady nadzorczej dostępne były. Pewność przekonania o sobie, że się jest rzetelnym, zacnym mężem stanowiska, nie uwalnia żadnego członka od kontroli. Prawie wszystkie spółki przyznać muszą, że rady nadzorcze są jakoby nie było, przez cały rok nie wiedzą, co się w kasie dzieje, nie rewidują kasy, nie porównują i nie przechodzą wspólnie z zarządem ksiąg, nie każą sobie przedkładać sprawozdań miesięcznych lub kwartalnych, nie odbywają wspólnych z zarządem lub odrębnych posiedzeń (...) a przecież rada nadzorcza  - to suma ustaw, jest to duch towarzystwa, który wiać powinien zawsze i wszędzie przy wszystkich czynnościach"...

Duchownego społecznika - powtarzającego wiernym, iż "Radą i pomocą służyć bliźniemu jest obowiązkiem każdego człowieka, tem bardziej kapłana. Kapłan powinien podnosić moralność nie tylko nauką, ale także środkami materiualnymi" - uhonorowano na wiele sposobów. W Poznaniu upamiętniono go pomnikiem i ulicą, w Ostrowie również jest patronem miejskiego traktu. Jego imię nosi także Nagroda Gospodarcza Ziemi Ostrowskiej. Nagrodą są statuetki, zwane Augustynami.

Waldemar Bałda

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zabór pruski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy