Leopold Kronenberg. Potentat, który "robił swoje"
Leopold Kronenberg miał w życiu wszystko: wykształcenie, wpływy, pieniądze, szacunek. I chyba dlatego dane mu było tak wiele, że nigdy nie ubiegał się o nic tylko po to, by "mieć". Patrzył zawsze szerzej, rozumniej – jakby chciał przede wszystkim "być".
Pochodzący z rodziny rabinackiej Leopold Kronenberg, urodzony w 1812 r. w Warszawie, już na starcie korzystał z niemałego handicapu, jako że jego ojciec, Samuel, był bankierem, dzięki czemu liczne potomstwo (ośmioro) mogło się porządnie wykształcić. Leopold uczył się w gimnazjum pijarów, maturę złożył w prestiżowym Liceum Warszawskim, studiował natomiast w Hamburgu i Berlinie. Gdy uznał, że przyszedł na to czas, wkroczył, w 1833, w świat biznesu. Zaczynał od handlu, wielkie pieniądze przyniosła mu dzierżawa monopolu tytoniowego w Królestwie Polskim, a gdy zdobył je - założył własny dom bankowy, kredytujący przemysł i rolnictwo; z tych doświadczeń wyrosło opus magnum w postaci Banku Handlowego, uruchomionego w 1870 r., będącego jedną z najstarszych w Europie i największą na ziemiach polskich instytucją finansową.
Kronenberg działał zawsze z rozmachem. Inwestował w wiele dziedzin przemysłu (tytoniowy, cukrowniczy, górniczo-hutniczy), budował linie kolejowe, działał w żegludze śródlądowej, zakładał organizacje, bez których trudno wyobrazić sobie nowoczesne społeczeństwo (Towarzystwo Kredytowe Miasta Warszawy, Warszawskie Towarzystwo Ubezpieczeń od Ognia), zasiadał we władzach m.in. Giełdy Warszawskiej, Zgromadzenia Kupców, Kasy Przemysłowców, Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych, Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynnego, był nawet wydawcą poczytnego periodyku "Gazeta Polska".
Taka aktywność i rola, jaką odgrywał w najbardziej wpływowych kręgach Królestwa Polskiego, skierowały go do polityki. Jako racjonalista i realista - stojący na stanowisku, iż nie można się obrażać na rzeczywistość, jaka jest, lecz znajdować w niej miejsce do działania - utrzymywał bliskie stosunku zarówno z najważniejszymi przedstawicielami ziemiaństwa i burżuazji, jak i władzą carską (co zresztą zaowocować miało otrzymaniem od monarchy dziedzicznego szlachectwa oraz wysoko lokowanego w hierarchii Orderu Świętego Włodzimierza; przyszło to tym łatwiej, że Kronenberg dokonał w 1846 r. konwersji na obrządek ewangelicko-reformowany - ożenił się wtedy z wyznawczynią kalwinizmu).
W życiu politycznym związał się ze stronnictwem "białych", uważających, iż podstawą patriotycznego działania w realiach po fiasku powstania listopadowego jest intensyfikacja pracy organicznej - z odłożeniem dążeń do odzyskania przez Polskę suwerenności na czas lepszej koniunktury politycznej w Europie. Tej idei pozostał wierny do końca (który nadszedł podczas pobytu w Nicei, w 1878 r.).
W czasie powstania styczniowego - co do sensowności którego miał niemałe wątpliwości, aczkolwiek, kiedy Komitet Powstańczy obłożył zamożnych warszawian podatkiem w wysokości 10 proc. dochodów, samorzutnie wpłacił dwukrotność nałożonego nań wymiaru - Kronenberg zabiegał o zrównoważenie w Rządzie Narodowym władzy stronnictwa "czerwonych" z wpływami "białych". Potem wycofał się z czynnej polityki; w czerwcu 1863 r. zresztą, zagrożony z jednej strony niechęcią "czerwonych", z drugiej władz carskich, wyjechał z rodziną do zachodniej Europy.
Powróciwszy przed jesienią 1864 r., po staremu robił interesy, powiększał majątek - ale i pamiętał o obowiązkach obywatelskich (największym jego dziełem z tego okresu działalności było, poza utworzeniem Banku Handlowego, założenie w 1875 r. Wyższej Szkoły Handlowej; działała do 1900 r.). Ciekawostka: skłoniony przez otoczenie do zbudowania godnej jego pozycji rezydencji - pałac, zaprojektowany przez Friedricha Hitziga, ucznia samego Karla Friedricha Schinkla, powstał w Warszawie w 1871 r. - i doprowadziwszy dzieło do końca nazwał je... "pomnikiem jego lekkomyślności", co uzasadnił faktem, iż na pokrycie kosztów sprzedać musiał fabrykę tytoniu, zatrudniającą 700 osób (Pałac Kronenberga na zdjęciu poniżej).
O jego zasadach dobrze świadczy zdanie z listu do Józefa Ignacego Kraszewskiego: "Niestety u nas każdy jest wielkim człowiekiem; jak przychodzi co zrobić, to nikogo nie znajdziesz. Każden jest tylko albo ministrem, albo jenerałem". Leopold Kronenberg, choć miewał władzę, przewyższającą możliwości niejednego ministra i generała, do żadnych godności nie pretendował. Robił swoje, po prostu.
(wald)