Polacy w Komunie Paryskiej w 1871 roku

Rewolucja zwana Komuną Paryską rozpoczęła się 18 marca 1871 roku. Szacuje się, że w obronie Komuny uczestniczyło 400 - 500 Polaków. Do najwybitniejszych dowódców należał Jarosław Dąbrowski.

Rewolucja zwana Komuną Paryską rozpoczęła się 18 marca 1871 roku. Szacuje się, że w obronie Komuny uczestniczyło 400 - 500 Polaków. Do najwybitniejszych dowódców należał Jarosław Dąbrowski.

Po przybyciu z Lyonu generał natychmiast zgłosił się w Komitecie Centralnym Gwardii Narodowej z planem uderzenia na Wersal. Pod bokiem Luisa-Charlesa Delescluze’a Dąbrowski był faktycznym dowódcą wojsk rewolucyjnych.

Śmiertelnie ranny zmarł 23 maja 1871 roku, pochowano go w czerwonej koszuli "garibaldczyków" na cmentarzu Pére Lachaise. Gen. Walery Wróblewski początkowo nie kwapił się do wzięcia udziału w walce po stronie Komuny uważając, że jest to wewnętrzna sprawa Francji. Dopiero w kwietniu zdecydował się ulec namowom i objął dowództwo na lewym brzegu Sekwany. Dowódcami mniejszych odcinków byli m.in. gen. August Okołowicz, kpt. Stanisław Tomaszewski, Stanisław Kamieniecki, Hilary Rogowski, Włodzimierz Rożałowski i brat Dąbrowskiego - Teofil.

Reklama

Ostatnie dni Komuny upłynęły pod znakiem niespotykanego okrucieństwa z obu stron. W masowych egzekucjach dokonywanych przez "wersalczyków" ginęli także Polacy. Nierzadko polskie pochodzenie było wystarczającym dowodem winy. Niewykluczone, że bezwzględne traktowanie Polaków było gestem rządu Thiersa w kierunku Rosji.

Deklaracje Thiersa o odcięciu się od sprawy polskiej wywołały niemal popłoch w szeregach polskich emigrantów. Ci, którzy zdołali ujść z życiem, opuszczali spiesznie Paryż i także Francję. Większość emigrantów udała się do zaboru austriackiego.

W miejsce zanikającej struktury organizacyjnej emigracji zostaje powołana Komisja Pośrednicząca między krajem a wychodźstwem polskim we Francji, którą kierował Władysław Zamoyski. W wydanej 26 listopada 1871 roku odezwie "Komisji" znalazły się stwierdzenia o obojętności, a nawet o rodzącej się - za sprawą rządu - nienawiści społeczeństwa francuskiego do Polaków. Dalszy pobyt we Francji uznano więc za bezcelowy.

 Za najlepsze rozwiązanie uznano powrót do kraju, a zwłaszcza do zaboru austriackiego: "Przyjaźniejsze rządu austriackiego dla Galicji usposobienie o tyle tę prowincję swobodniejszą od jej siostrzyc czyni, że wychodźcom z ziem polskich pobyt w niej wzbronionym, ani żadnym upokarzającym warunkiem poddanym nie jest. Wobec niezaprzeczonego dla obowiązku służenia krajowi śpieszyć do niego, gdy może, każdy Polak powinien".

Przykład szedł z góry, książę Władysław Czartoryski po zamknięciu Biura Politycznego przy Hotelu Lambert zaczął przenosić swoje zbiory do Gołuchowa, Kórnika i Krakowa. Wraz z nimi wędrują do rodzinnej Sieniawy prochy ks. Adama Czartoryskiego - symbolu polskiego uchodźstwa.

W nowej sytuacji straciło rację bytu i rozpadło się Zjednoczenie Emigracji Polskiej, zanikają jego agendy terenowe. Upadają towarzystwa dobroczynne zajmujące się emigrantami. Spada frekwencja w polskiej szkole przy Boulevard Batignolles, która jedynie dzięki nadludzkim wysiłkom Seweryna Gałęzowskiego w nowych, niezwykle skromnych warunkach przetrwała do 1910 roku.  Nie udało natomiast się ocalić Szkoły Wyższej Polskiej przy bulwarze Montparnasse.

Niebawem nastąpiło uspokojenie, a nieliczna grupa zdecydowanych na pozostanie w Paryżu podjęła próby ponownego zorganizowania uchodźstwa polskiego, niewiele jednak zdołała osiągnąć. Emigranci polscy stronią odtąd od tworzenia skupisk o charakterze narodowo- politycznym zarówno we Francji, jak i w innych krajach.

Nie wszyscy bowiem kierowali się do kraju. Niektórzy za miejsce swego pobytu obierają Anglię, Argentynę, Stany Zjednoczone, Peru, gdzie wtopili się w tamtejsze środowiska i zasłużyli się w ich rozwoju kulturalnym i gospodarczym. Jedynie środowisko emigracyjne w Turcji nie rezygnowało z dalszych prób organizowania walki niepodległościowej.


Źródło: "Wielka Historia Polski" Wydawnictwo Pinnex, Kraków 1999

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy