Sąd? Nad Sienkiewiczem?

Czy ta historia nie przypomina cukierkowego romansu? Czy aby nie obraża czyichś uczuć narodowych? Czy nie jest zbyt okrutna - a może przeerotyzowana? Czy współczesny odbiorca w ogóle może ją zrozumieć? Nie, to nie są fragmenty recenzji filmu Jerzego Hoffmana. Przed siedemdziesięciu, stu i studwudziestupięciu laty dyskutowano tak nad jego szacownym literackim pierwowzorem.

Od czasów "Pamiątek Soplicy" Rzewuskiego nie było tak szerokiej debaty ideowej i artystycznej. "Trylogię" rozebrano na czynniki pierwsze. Badano walory językowe i wpływ na czytelników. Wierność prawdzie historycznej i głębię psychologiczną. Angażowali się wybitni pisarze, krytycy, historycy, a nawet czynniki urzędowe.

Ciągle i wiecznie żywy

Wagę dzieła Sienkiewicza najlepiej oddawała jednak sama świadomość Polaków. Dzieci bawiące się w Zbaraż, partyzanckie pseudonimy - to wszyscy wiemy.

Współcześnie mieliśmy ogólnonarodowe debaty nad obsadą kolejnych ekranizacji. Koterię polityków pozujących na ulubionych bohaterów. Jednocześnie jednak rozczulające wyznania aktorskich idoli, którzy tekst Sienkiewicza zobaczyli po raz pierwszy dopiero w formie scenariusza...

Reklama

Od zawsze jednak na przekór

Bój o "Trylogię" miał trzy fazy szczytowe. W latach 1884-85 krytycy i konkurenci musieli odnieść się do bezprzykładnego sukcesu wydawniczego "Ogniem i mieczem". Na plan pierwszy wysunęła się wówczas ocena merytoryczna dzieła.

W bardzo wczesnych początkach XX wieku zwracał już uwagę wpływ "Trylogii" na tak zwane szerokie masy. Prowokowały też dyskusję wystąpienia polityczne jej autora. Wreszcie w latach 1933-34 doszło do apogeum debaty o wartościach wychowawczych i historycznych prac Sienkiewicza. Zaowocowało to nawet przejściowym wyrugowaniem ich ze spisów lektur przez rządzących po śmierci Marszałka...

Pierwsze ataki wywołały już odcinki "OiM" - przy okazji, obecnie dość popularna, nie tylko w tej części świata gra wojenna - drukowane w "Słowie". Prym wiedli w nich pozytywiści z Aleksandrem Świętochowskim na czele. Wkrótce grono krytyków powiększyło się "ponad podziałami". Dołączył czołowy zwolennik utylitaryzmu w sztuce, Piotr Chmielowski. Zastrzeżenia zgłaszał też odnowiciel koncepcji niepodległościowo-powstańczej, Zygmunt Miłkowski.

Stereotypy są najtrwalsze

Najsłynniejsze pozostaje wystąpienie Bolesława Prusa. Traktowani dziś pomnikowo obaj autorzy obdarzeni byli znacznym zacięciem polemicznym. Docinali więc sobie nader dosadnie. Prus wyśmiewał postaci pozbawione głębi, na podobieństwo "chińskich cieni". Opisane XVII-wieczne realia kojarzyły mu się bardziej z "Hiszpanią rycerską".

Wtedy też właśnie padły często do dziś cytowane charakterystyki bohaterów "Trylogii": "Chrystus w roli oficera jazdy" (o Skrzetuskim), czy "ludzka gilotyna" (o Podbipięcie). Autor "Lalki" pastwił się też nad opisami batalistycznymi. Bawił go zwłaszcza nieszczęsny koncerz. Pan Skrzetuski "ciął nim straszliwie" pod Machnówką i Zbarażem udowadniając, że groźnej owej broni Sienkiewicz nie widział nawet na obrazku.

Szczególnie jednak nie podobało się Prusowi ujęcie postaci Chmielnickiego. Zarzucił Sienkiewiczowi "niezdolność zrozumienia psychologii męża buntu. Jednej z najtragiczniejszych postaci, jakie wydała ludzkość. Członka wielkiej rodziny, do której należą Lucyper, Adam, Kain, Mojżesz, Spartakus, Luter, Wilhelm Tell, Cromwell, Robespierre i wielu innych".

Tezy Prusa okazały się zasadnicze dla dalszych losów "Trylogii". Jego interpretacje stały się silniejsze od zamierzeń samego Sienkiewicza. Prostota bohaterów "Trylogii" ułatwia utożsamianie się z nimi. Jednocześnie utrwalił się jednak podział na postaci mdłe i nudne, oraz te inspirujące wyobraźnię. Nikt już nie pamiętał Skrzetuskiego, jako dumnego panka, który za bójkę z Wołodyjowskim o śliczną Anusię wylądował w wieży. Został płaczliwym Chrystusem. I koniec. Jakże blado wygląda dziś przy duchu zbuntowanym - Bohunie.

Ważniejsze niż dyskusja, który młodzieniec zdatniejszy na męża jest przy tym to, że zawaliło się całe wychowawcze przesłanie Sienkiewicza. Rzecz o odpowiedzialności, potrzebie poświęcenia prywaty - zmieniła się mimowolnie w apologię szlachecko-kozackich wad. Ilościowa przewaga podchorążych "Bohunów" i poruczników "Kmiciców" parokrotnie zaważyła wszak nad losami Rzeczpospolitej.

Budziciel, czy wad piewca?



Krytyka Sienkiewicza została ostatecznie zagłuszona peanami na jego cześć około roku 1900. Służyły temu obchody 25-lecia pracy pisarskiej Mistrza oraz sukces świeżo wydanych "Krzyżaków". Już jednak ostrzył pióro najzajadlejszy wówczas przeciwnik. W 1903r. ukazała się rozprawa "Henryk Sienkiewicz i jego stanowisko w literaturze współczesnej" autorstwa Stanisława Brzozowskiego. Twórca filozofii czynu i piewca pracy dla społeczności powracał potem do tego tematu wielokrotnie, aż do swej fundamentalnej "Legendy Młodej Polski" włącznie.

W pracach Brzozowskiego Sienkiewicz to: "klasyk warstwy znajdującej się w upadku; skończony przez swą ograniczoność; plastyk przez ślepotę; artysta przez bezwiedny egoizm; parodysta; klasyk polskiej ciemnoty i szlacheckiego nieuctwa".

Brzozowski przedstawiał wizję alternatywną. Miast sienkiewiczowskiego indywidualizmu - ethos pracy i działań zbiorowych. Gwałtowność wystąpienia Brzozowskiego związana była z ogromną zaraźliwością "Trylogii".

Jak pisał Cat-Mackiewicz: "Nowoczesne Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne Dmowskiego z Sienkiewiczem w ręku szło do chłopskiej chaty. Sienkiewiczem otwierało serca polskich robotników na Śląsku". Pamiętniki polskich emigrantów do Brazylii opisują święto, jakim dla naszych kolonistów było przybycie starca mówiącego z pamięci "Ogniem i mieczem". Stefan Żeromski wspominał: "Józef opowiadał mi rzecz następującą. Był raz w zimie tego roku w Staszowie, miał interes na poczcie, czekał tam więc. Razem z nim czekało na przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy - czekali na "Słowo". Gdy poczta przyszła, urzędnik zaczął czytać "Potop" na głos. (...) Ci ludzie czekali tam parę godzin oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć dalszy ciąg powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z uczuć polskich. Jest to objaw znamienny. Sam widziałem w Sandomierskiem, jak wszyscy, tacy nawet, którzy nigdy nie czytają, dobijali się o "Potop". Książki kursują, rozbiegają się błyskawicznie. Niebywałe, niesłychane powodzenie. Sienkiewicz zrobił dużo, bardzo dużo. Niech imię jego będzie pochwalone!"

Zeszlachetczenie...

Niewątpliwie "Trylogia" współtworzyła współczesne oblicze narodu. Kształtowała je też w określony sposób. Cat-Mackiewicz cieszył się z sukcesu: "W tem tkwił wielki znak, że Polska narodowa kochać musi naszą szlachecką przeszłość".

Na ten sam temat rozpoczął Brzozowski: "Popularność Sienkiewicza pośród warstw ludowych to zaraza szlacheckiego lenistwa duchowego". Istotnie. Cechy narodowe Polaków nie mogą być tłumaczone tylko wysokim odsetkiem szlachty w dawnej Rzeczypospolitej. Nawet po wojennym przewarstwieniu dzisiejsza chłopska Polska rozumuje w kategoriach "Trylogii".

Czyżby więc sukces myśli narodowej niósł w sobie zarodki klęski? Bo jak inaczej nazwać kultywowanie anarchizmu, bierności i życia ponad stan? Spór ten jest trudny do rozstrzygnięcia. Czy jest możliwe wychowanie narodu tak, by kierował się wyłącznie racjonalnymi, logicznymi przesłankami? Wydaje się to wątpliwe.

Sam wzdragam się, ilekroć słyszę słowo "naród". Zawsze grozi niebezpieczeństwo wywołania raczej nihilizmu, czy cwaniactwa. Wspólnota musi być dumna - w granicach zdrowego rozsądku ze swoich dokonań i swej przeszłości. Weźmy Anglosasów. Oni się kłócą, żartują z siebie nawzajem, ale gdy przychodzi co do czego...

Jak się uczyć Sienkiewicza?

Sienkiewicz miał swój udział w odrodzeniu Polski. Egzemplarze "Trylogii" miały przy sobie Maćki i Bartki walczące w mundurach armii zaborczych. W niej mimo przeciwności odnajdowali narodową jedność.

Głos Sienkiewicza brzmiał też w sprawach bieżących. W dobie rewolucji 1905, współgrał z realistyczną postawą endecji.

W czasie Wielkiej Wojny jednak przestrzegał przed uleganiem niemieckim prowokacjom, za które uważał Legiony. Jest wiele relacji na temat wizyty legionistów w Oblęgorku. Różnią się w szczegółach, ale myśl jest jedna - noblista nie był zachwycony...

Pod Górkę

Prawdziwą burzę rozpętał jednak dopiero najwybitniejszy bodaj polski historyk doby międzywojennej - Olgierd Górka. 18 września 1933 r. wygłosił odczyt, w którym bezwzględnie zaatakował realia historyczne "Trylogii". Tezy te powtórzył w pracy "Dziejowa rzeczywistość a racja stanu Polski na południowym wschodzie".

Celem Górki było przede wszystkim odmitologizowanie postaci Jeremiego Wiśniowieckiego. Już wcześniej wskazywano na warcholstwo Jaremy. Korygowano skalę jego zwycięstw. Górka poszedł jednak dalej. Ni mniej ni więcej zarzucił Wiśniowieckiemu zdradę, zmowę z Chmielnickim i tchórzostwo. Przejawem tego miał by słynny odwrót z Zadnieprza. Dowodem - niespieszenie z pomocą hetmanom pod Korsuń oraz haniebną ucieczka spod Piławiec.

Legendę kniazia tłumaczył historyk wdzięcznością uratowanych przez niego Żydów. Istotnie, w kronice Natana Hannowera "Jeweja Mecula" o wywiezieniu pięciuset rodzin żydowskich czytamy o panu na Łubniach: "I niósł ich jakby na skrzydłach orlich, aż ich przyprowadził dokąd chcieli".

Na ratunek Sienkiewiczowi ruszyło pospolite ruszenie. Górka łatwo jednak wykazał braki historyczne polemistów. Inni próbowali zbyć zastrzeżenia skrupulanta. Wskazywali, że nikt wszak nie uczy się o wojnach kozackich czy tureckich z "Trylogii". Teoretycznie mieli rację.

Sienkiewicz nie rościł sobie praw do tworzenia podręczników. Świadomie manipulował faktami, by uwypuklić wybrane treści. Klasycznym przykładem takich zabiegów jest np. cofnięcie o blisko dwa miesiące momentu podpisania ugody kiejdańskiej (co w gorszym świetle stawia  Janusza Radziwiłła). Zabiegów takich jest oczywiście więcej. Jednocześnie jednak umowność opisywanych wydarzeń czytelnikowi umyka.

Znajomość XVII wieku na zawsze już chyba wiązać się będzie u nas z przygodami pana Michała et consortes, podobnie jak i XV-wieczni rycerze w uszach czytelników "Krzyżaków" będą mówili jak współcześni Sienkiewiczowi górale zakopiańscy (co wyśmiewał nawet jakże życzliwy Cat-Mackiewicz).

Nie zestarzał się

Podkreślmy - zarzucanie Sienkiewiczowi błędów rzeczowych jest równie zasadne, jak tropienie rzekomych pomyłek w obrazach Matejki. Zdecydowanie lepiej jest pochylić się nad raczej pomijanym przez krytyków i analityków przesłaniem ideowo-politycznym "Trylogii". Wiąże się ono z zagadnieniem roli jednostki w dziejach.

Ciężar odpowiedzialności za losy Rzeczpospolitej kolejno spoczywał w książkach na barkach trzech wybitnych mężów: Wiśniowieckiego, Janusza Radziwiłła i Jana Sobieskiego. Pierwszy i ostatni zdali swoje egzaminy, Jarema podczas pamiętnej nocy w Zbarażu, gdy wadził się z Bogiem: czy ratować Polskę wbrew jej prawom? Dumny pan kresowy (którego zdolności politycznych Sienkiewicz nie przecenia, podobnie jak widzi i błędy w poprzedniej działalności) wyrzekł się wówczas anarchii nawet, jeśli miałaby ona pozornie wieść do dobra.

Podobną wykładnię obowiązków męża stanu dał Sobieski w rozmowie z Boguszem. Hetman odrzucił plan Azji sprowadzenia Tatarów do Polski. I tylko w takiej formie - nie popadając w anachronizm - mógł Sienkiewicz zawrzeć swą krytykę błędnego systemu politycznego Rzeczypospolitej szlacheckiej.

Pewnie, że czytelnik lepiej by się wczytał, gdyby np. liberum veto łopatologicznie skrytykował powiedzmy pan Michał. Ale ten przecież takich obserwacji w tamtym okresie mieć nie mógł. Dla jasności przekazu postanowił więc Sienkiewicz pokazać, dokąd wiedzie błędny wybór. Symbolizuje go przewaga Pychy nad Sumieniem w scenie walki psychicznej Radziwiłła na zamku w Kiejdanach.

Niestety, powtórzmy - ten wymiar trzech politycznych bohaterów "Trylogii" interpretatorom umyka. W efekcie - zamiast powieściowego rozdartego Jaremy, na ekranie mamy jakąś swojską odmianę Drakuli. Niewątpliwie najważniejsze jest atrakcyjne przypomnienie historii i sztuki jako takich. Historia nie została i nie zostanie jednak chyba wyrugowana ze świadomości, posługując się coraz nowymi technologiami przekazu.

Nieprzypadkowo internetowe fora historyczne należą do największych i najciekawszych. A refleksje  - excusez les mots - ideowo-wychowawcze? Te nigdy nie są powszechne. Dobrze, jeśli ograniczają się chociaż do elit. Im zaś też nie zaszkodzi znajomość klasyki, ani nauka polszczyzny od mistrza Sienkiewicza.

Tomasz Basarabowicz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy