"Warszawa za carem". Stolica Polski w początkach Wielkiej Wojny
Entuzjastyczne poparcie dla rosyjskiego zaborcy, łudzenie się nadzieją na odbudowanie Polski po berłem carów i nienawiść do Niemców - takimi nastrojami żyła Warszawa w chwili wybuchu I wojny światowej.
Wielka Wojna niosła nadzieję na przywrócenie przekreślonej rozbiorami Polski. Jednak u jej początku i wśród polskich elit i w społeczeństwie brak było zgody co do wyboru spośród zaborców sojusznika, który dałby szanse na odrodzenie państwa.
Przeciw proaustriacko nastawionej Galicji, gdzie od sierpnia 1914 z inicjatywy Józefa Piłsudskiego powstawały Legiony Polskie, opowiadała się większość mieszkańców włączonej do imperium rosyjskiego Kongresówki. To zaciążyło nad bliską frontu, podporządkowaną carowi, Warszawą.
Zapis stanu świadomości polskich elit i prasy tamtego czasu przedstawiony został w 79 numerze kwartalnika "Karta". Wyboru dokonała Agnieszka Dębska.
Warszawa przeżywała wówczas okres szału wojennego: nienawiść do Niemców związała się w jedną całość z uwielbieniem do Rosji, personifikowanej przez armię rosyjską.
Wrogie manifestacje 31 lipca przed konsulatami austriackimi i niemieckim łączyły się z akcją wyrażania sympatii dla Rosji i wiary w jej zwycięstwo.
Rozróżniano tylko dwie strony konfliktu: Rosja i Niemcy. Sprawę Polski polecano opiece boskiej.
Lipiec/sierpień 1914
Bez mała wszyscy od początku przyjęliśmy za pewnik, że w wojnie obecnej powinniśmy życzyć zwycięstwa Rosji. Nie łudząc się żadnymi resentymentami słowiańskimi, nie łudząc się tym bardziej co do stosunków rosyjsko-polskich w przyszłości, rozumieliśmy, że w razie zwycięstwa Trójprzymierza (a właściwie "dwuprzymierza" lub jeszcze właściwiej: Niemiec i ich wasala, Austrii) los Polski będzie jeszcze bardziej pożałowania godny niż dotąd.
Natomiast w razie zwycięstwa Rosji i połączenia większości ziem polskich w tym zaborze, los nasz musiałby się poprawić, już choćby dlatego, że inaczej z nami Rosja liczyć by się musiała, gdyby nas było razem jakieś 15 lub 20 milionów. Więc po prostu przez utylitaryzm olbrzymia większość w naszym zaborze stanęła po stronie Rosji.
Sierpień 1914
Dzień wczorajszy ludność naszej stolicy spędziła na ulicach. W okolicach punktów poborowych zgromadziły się te same wielkie tłumy co dnia poprzedniego. Wszędzie gromadziły się grupy, werandy cukierni od rana do późnej nocy były przepełnione.
Co chwila widziało się gromady rezerwistów. Towarzyszą im życzenia: "Idźcie mocni duchem i wracajcie nam zdrowi!".
Przebieg dnia wczorajszego, jak zresztą i poprzednich, napełnia każdego obywatela słuszną dumą. Nigdzie nie zauważono najlżejszego zakłócenia porządku, nie otrzymano wiadomości o żadnych wybrykach. Stolicę naszą cechuje pełna skupienia powaga.
3 sierpnia 1914
Żyjemy wszyscy na ulicy. Warszawa przedstawia widok niesłychany. Pomimo wieści hiobowych z Zachodu - otucha i wiara napełnia wszystkich.
Wspaniała odezwa* do Polaków, dziejowy akt, jakiego szukać by trzeba było aż w deklaracjach praw i wielkich dokumentach rewolucji francuskiej,zelektryzowała wszystkich zapowiedzią rozświtu.
Rozbłysła sama jak świat - taka promienna, z głębiny duszy wytchniona, szeroka jak gest miecza i gorąca jak pocałunek przyjaciela. Ludzie, czytając ją, płaczą i czują to, co pewnie dziadowie czuli, gdy Bóg wojny, Bonaparte, przysuwał swoje hufce do bijącego oczekiwaniem serca Polski i Litwy.
[...] Na ulicy wre życie, przypominające rok 1905, entuzjazm i zaciekawienie. Miasto dostało zawrotu głowy. Wielkość obietnic wszystkich nas odurzyła jak szampan.
15 sierpnia
[* 14 sierpnia 1914 głównodowodzący armii rosyjskiej wielki książę Mikołaj Mikołajewicz Romanow wydał odezwę, w której wzywał Polaków do wspólnej walki z niemieckim najeźdźcą, obiecując w zamian zjednoczenie ziem polskich pod carskim berłem oraz autonomię i swobody religijne]
Wielki dzień przeżyliśmy wczoraj, dzień, jakiego nie miało w swym życiu kilka pokoleń polskich. W wezwaniu ogłoszonym przez Naczelnego Wodza Armii Rosyjskiej do Polaków padły słowa, których oczekiwało społeczeństwo polskie.
[...] Doniosłość ogłoszonego wczoraj aktu państwowego tkwi nie tylko w zaręczeniach w nim zawartych, lecz także w tym, iż jest on wyrazem dojrzałej konieczności politycznej. W wielkiej walce, podjętej przeciw Niemcom w obronie świata słowiańskiego, sprawa polska bardzo poważną odgrywać musi rolę.
[...] Dziś jasnym się już stało, że wojna podjęta przez Rosję w obronie Serbii staje się jednocześnie wojną o przyszły los narodu polskiego. Stwierdzając fakt powyższy, powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że ogłoszony wczoraj akt państwowy stał się możliwy do urzeczywistnienia dzięki rozumnej polityce polskiej w ciągu ostatniego okresu, przede wszystkim zaś dzięki postawie zajętej przez szerokie masy narodowe w okresie mobilizacji. Naród polski wypełnił całkowicie obowiązki swoje w stosunku do państwa.
16 sierpnia 1914
Pisma polskie wydały dodatki nadzwyczajne, gdy tekst odezwy doszedł do Warszawy. Idąc do domu, kupiłem taki dodatek do któregoś z dzienników i [...] odczytałem go uważnie. Zrobił na mnie wielkie wrażenie. Łzy stanęły mi w oczach. Pierwszy raz w życiu czytałem coś podobnego w oświadczeniu urzędowym. Polska zjednoczona i wolna. Ogarnęło mnie żywe przeczucie zbliżających się doniosłych wydarzeń w dziejach naszego narodu.
Dopiero po namyśle przyszła ścisła ocena treści i znaczenia odezwy. Nie była podpisana przez cesarza, lecz przez wodza naczelnego armii - a więc służyła raczej celom wojskowym niż politycznym, nie zawierała dokładnych wskazań co do zamierzeń rządu rosyjskiego w stosunku do Polski, lecz tylko ogólniki.
[...] Zrodziła się myśl wysłania delegacji do cesarza z wyrażeniem podziękowania [...].
Wysłaniu delegacji sprzeciwiły się jednak władze rosyjskie. Trzeba było się ograniczyć do wysłania do wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza telegramu dziękczynnego podpisanego przez kilkudziesięciu obywateli polskich.
Trzeba było wielkiego hartu ducha, potężnej wiary w zwycięstwo naszej sprawy, aby patrzeć bez drżenia na mrowie wojska moskiewskiego od rana do późnej nocy sunącego po ulicach Warszawy.
Naokoło mowa rosyjska, triumfujące miny rozpanoszonego oficerstwa, hulaszczych sanitariuszek i zbogaconego świata urzędniczego. Istny potop! A brzegi chodników zalega publiczność, tłumy ciche, zgaszone, patrzące z rozpaczą na ten zalew. W tłumie myszkują szpiedzy - prowokatorzy...
Nagle wybucha prowokatorski okrzyk: "Niech żyją". I oto oszalały tłum zaczyna wtórować tym okrzykom, a pod kopyta kozackich koni padają wiązanki kwiecia!
Wrzesień 1914
Na platformie tramwaju, tuż koło mnie, stał młody człowiek o sympatycznej twarzy, w mundurze rosyjskiego ochotnika [...] - rozmawiając z jakimś cywilem, pokazywał mu z ożywieniem sposób działania karabinu. Patrzyłam na niego oczyma zupełnie osłupiałymi i czułam, że blednę: wszak ten chłopak z takim samym zapałem i przejęciem, jak nasi żołnierze, dotykał broni, broni podnoszonej przeciw nim... - a mówił także po polsku!
Było to wrażenie nieopowiedzianie okropne, jedno z tych, co walą się na duszę jakimś stupudowym ciężarem, nieproporcjonalnym właściwie do faktu, jaki je wywołał.
Wrzesień 1914
Czyż nikt ze znajomych nie zdobędzie się choćby na trochę szacunku dla sprawy Legionów? Czemu te wszystkie baby obsługują moskiewskie szpitale? Czy będą kiedyś obsługiwały polskie? I nikogo bliskiego, kto by chciał wierzyć, a nie liczył "mędrca szkiełkiem i okiem" wojsk po tej i po tamtej stronie.
20 września 1914
----------------------------------------
Prof. Janusz Odziemkowski:
Miasto dwóch światów. Pełne dawnych polskich pamiątek, zaniedbanych i poszarzałych, za to okryte bizantyjskim pokostem i naznaczone złotymi kopułami cerkwi, symbolem rosyjskiego panowania.
Miejsce, gdzie obok siebie żyły dwie społeczności. Ta nieliczna zwycięska, arogancka, pogardliwa, pewna swej potęgi i siły. I ta pokonana, zamknięta w sobie, posępna, odgradzająca się murem bojkotu od urzędniczo-wojskowej sfory najeźdźców. Społeczność, dla której wpuszczenie do polskiego domu człowieka w rosyjskim mundurze uchodziło niemal za zdradę narodową, zaś poślubienie Rosjanina lub Rosjanki groziło wykluczeniem z polskiego towarzystwa.
Taka była Warszawa nocy popowstaniowej, Warszawa Apuchtina [Aleksandr Lwowicz Apuchtin (1822-1903) - twórca zrusyfikowanego systemu szkolnictwa w Królestwie Polskim - przyp. red.], generał-gubernatorów i policmajstrów, szkół mających prawo do uczenia języka polskiego po rosyjsku, przygnieciona cenzurą, inwigilacją, cieniem Cytadeli, sowicie wynagradzanego donosicielstwa, pełna mundurów i szpicli; miasto Izabeli Łęckiej i pana Wokulskiego.
Jakże inny obraz miasta wyłania się z przytoczonych tu fragmentów pamiętników i relacji opisujących początek Wielkiej Wojny! Tłumy żegnające uśmiechem i kwiatami carskich żołnierzy, powszechne niemal radosne oczekiwanie na rosyjskie zwycięstwa, słane do Petersburga raporty pełne uznania dla wiernopoddańczych uczuć i lojalności warszawiaków. Co tak bardzo odmieniło mieszkańców polskiej stolicy w ciągu zaledwie trzydziestu lat? Gdzie zanikła buntownicza dusza miasta, kolebki dwóch powstań narodowych?
W latach 70. i 80. XIX wieku w dorosłe życie zaczęło wkraczać pokolenie dzieci uczestników i świadków powstania styczniowego. Zakładało rodziny, warsztaty pracy, rozpoczynało kariery zawodowe, rozwijało interesy. Apatia, upadek woli, przygnębienie spowodowane klęską, musiały ustąpić wymogom życia. Trzeba było znaleźć własne miejsce w ciasnych ramach narzuconych przez zaborcę.
Powoli pękał mur izolacji; najpierw z przykrej konieczności, potem - coraz częściej - ze zwykłego wyrachowania, oportunizmu, niektórzy zaczęli "bywać" w rosyjskim towarzystwie. Popularność zyskiwały idee pozytywizmu, pracy organicznej, wskazujące nowe możliwości pożytecznej "pracy narodowej" - bez potrzeby sięgania do haseł walki zbrojnej, która wydawała się z góry skazana na niepowodzenie w obliczu wielkiej przewagi rosyjskiej.
Popowstaniowemu pokoleniu przyszło żyć w ojczyźnie zalanej przez zgraję rosyjskich dygnitarzy, wojskowych i urzędników, których na ziemie polskie ściągnęły perspektywy lukratywnych pensji, wysokich emerytur, szanse na szybkie zrobienie majątku tanim kosztem. Nie liczyły się wiedza, umiejętności czy walory umysłu. Wystarczyło być Rosjaninem, bezwzględnie realizować politykę rusyfikacji Priwislinja, prezentować niezachwiane przekonanie o posłannictwie i cywilizacyjnej wyższości narodu rosyjskiego.
(...)
Aby zrozumieć nastroje i postawy mieszkańców Warszawy w 1914 roku, musimy brać pod uwagę jeszcze jeden istotny czynnik. Ostatnie 25 lat XIX wieku przyniosło ziemiom polskim pod zaborem pruskim kulturkampf, Hakatę, niemieckie osadnictwo, szykany i represje, jakich symbolem stały się wóz Drzymały i dzieci wrzesińskie.
(...)
Licznych zwolenników zyskiwał pogląd, że to nie Rosja, ale Niemcy są obecnie najgorszym wrogiem polskości, którą mogą skutecznie dławić, dzięki swej sile, organizacji i bezwzględności. W obliczu takiej logiki szybko rosły nastroje antyniemieckie. Oczekiwanie na zwycięstwo armii rosyjskiej, która jeszcze dla poprzedniego pokolenia była symbolem klęski i ucisku, stawało się niejako obowiązkiem patriotycznym, dowodziło rozsądku i troski o los Ojczyzny.
Po wypędzeniu Rosjan z Warszawy latem 1915, kolejne klęski militarne odzierały imperium carów z nimbu potęgi. Kończył się mit rosyjskiego "walca", który może być na chwilę zatrzymany, ale w końcu dzięki swej liczebności złamie każdego przeciwnika. Dla lojalistów obnoszących się z wiernością wobec władzy, która - jak początkowo wierzyli - szybko wróci, było to wielkim rozczarowaniem.
Ci, w których drzemał duch oporu, zyskiwali odwagę. Do świadomości warszawiaków zaczęła docierać prawda o ogromie zniszczeń, jakiego dokonała wycofująca się armia carska, stosująca latem i jesienią 1915 roku barbarzyńską taktyka spalonej ziemi w opuszczanym Królestwie. To było wstrząsem, budziło oburzenie, odgrzebywało w pamięci dawne krzywdy.
Gesty nowego okupanta - otwarcie Uniwersytetu, swoboda nauczania w języku polskim, język polski w urzędach - niewiele Niemców kosztujące, przypominały smak swobody.
(...)
W sierpniu 1915 Warszawa dała Legionom jeden słaby batalion, złożony z ochotników, głównie miejscowych członków Polskiej Organizacji Wojskowej. Wymaszerował z miasta na front w doskonałym nastroju, ale bez owacji tłumów, bez kwiatów, bez pożegnań, odprowadzany obojętnymi, czasem zdziwionymi spojrzeniami przechodniów.
Kiedy w 1916 roku oddziały Legionów wkraczały do stolicy, witały je wypełnione ulice, a 12 grudnia przyjazd Józefa Piłsudskiego - o którym przed dwoma laty, jeśli już mówiono, to z przekąsem - zgromadził tłumy.
Jesienią 1918 tysiące warszawiaków, nie czekając na ogłoszenie poboru, wstępowały do tworzącego się Wojska Polskiego, jechały walczyć w obronie Lwowa i na powstający front wojny polsko-bolszewickiej. Latem 1920 formowano w stolicy ochotnicze oddziały obrony Warszawy, jeden po drugim powstawały punkty zaciągowe prowadzone przez organizacje społeczne i polityczne, tworzono komitety opieki nad żołnierzem, na ulicach i dworcach mieszkańcy urządzali punkty wyżywienia dla wojska...
Gazety stołeczne drukowały tysiące nazwisk obywateli składających dary na rzecz armii.
Zaborcze pęta, nawyki wieloletniej niewoli zniknęły.
Warszawa była już stolicą wolnego państwa, oddychała wolnością i wolności tej gotowa była bronić za wszelką cenę.
Janusz Odziemkowski
(ur. 1950) - prof. dr hab., kierownik katedry historii wojskowości na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
--------------------------
Prof. Janusz Odziemkowski będzie uczestnikiem debaty Ośrodka KARTA poświęconej nadziejom i oczekiwaniom Polaków związanych z wybuchem I wojny światowej. Dyskusja odbędzie się 29 października 2014 r. w Domu Spotkań z Historią przy ul. Karowej 20 w Warszawie.