Grzegorz Przemyk śmiertelnie pobity przez milicję

To była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL lat 80. - do dziś nie do końca wyjaśniona. 12 maja 1983 r. funkcjonariusze MO zatrzymali na Starym Mieście w Warszawie maturzystę, młodego poetę, syna opozycjonistki, 19-letniego Grzegorza Przemyka, który świętował maturę. Został on skatowany przez milicjantów i zomowców w komisariacie przy ul. Jezuickiej, otrzymał m.in. kilkanaście ciosów w brzuch. Zmarł 14 maja w szpitalu w wyniku ciężkich urazów. Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo, ale władze podjęły też bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. W 1984 r., po reżyserowanym procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka milicjantów - Ireneusza K. (który go zatrzymał) i Arkadiusza Denkiewicza (dyżurnego komisariatu, który nawoływał do bicia, mówiąc: "Bijcie tak, żeby nie było śladów"). Na 2 i 2,5 roku więzienia za nieudzielenie pomocy pobitemu skazano zaś - po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań - dwóch sanitariuszy pogotowia ratunkowego. Sprawa wróciła do sądów po przełomie 1989 r. Denkiewicza skazano prawomocnie na 2 lata więzienia, ale nie odsiedział ani dnia. Po pięciu procesach sprawa Ireneusza K. została zaś w 2009 r. prawomocnie umorzona z powodu przedawnienia. W 2012 roku pion śledczy IPN umorzył postępowanie ws. utrudniania w latach 1983-84 śledztwa w tej sprawie - z powodu przedawnienia karalności, ale przy uznaniu przestępstwa. Wcześniej zarzuty utrudniania tego śledztwa usłyszały 22 osoby, w tym b. szef MSW gen. Czesław Kiszczak oraz oficerowie SB i MO. Groziło im do 5 lat więzienia. Umorzenie było wynikiem uznania przez Sąd Najwyższy za przedawnione zbrodni komunistycznych zagrożonych karą do 5 lat więzienia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy