"Sztuczki" XIX-wiecznych fotografów. Tak się zaczął Photoshop?

W XXI w. sposób postępowania naszych przodków ze zwłokami może budzić wiele emocji: po śmierci ciało zawozili do… fotografa. Zdjęcia post mortem oburzają, obrzydzają, nasuwają skojarzenia z makabrą i horrorami, ale niektórych fascynują.

Fotografia post mortem

W 1826 r. Joseph Nicéphore Niépce wykonał pierwszą, jeszcze mało czytelną fotografię. Wynalazek ogłoszony w 1839 r. po śmieci fizyka przez jego współwynalazcę Louisa Jacques Daguerre zachwycił świat. Możliwość uwiecznienia oblicza bliskich ludzi okazała się niezwykle fascynująca, do tego stopnia, że rodziny w XIX i na początku XX w. zabierały ciała zmarłych do zakładów fotograficznych, by wykonać im zdjęcia. Ideą było takie przedstawienie zwłok, by wyglądały one na żywe. W ludziach XXI w. fotografia post mortem może wywoływać niepokój, a może wręcz obrzydzenie czy lęk. Dla dziewiętnastowiecznych społeczeństw w Europie i Ameryce była modnym sposobem na ocalenie wizerunków zmarłych od zapomnienia, sposobem, aby zatrzymać ich ze sobą na dłużej.

Reklama

Zobacz również: Lekarze ustalili pierwszy symptom zbliżającej się śmierci. Oto co się czuje

Śmierć oswojona

Dla nas ciała zmarłych są wręcz rodzajem tabu. Gdy umiera bliska nam osoba, wzywamy specjalistów, którzy myją, ubierają i często malują zwłoki przed włożeniem ich do trumny. Potem zmarli trafiają do chłodni w kaplicy bądź zakładzie pogrzebowym. Nie dotykamy ich ciał, nie zajmujemy się nimi, nie sypiamy w domach, gdzie w pokoju obok leży trup (choć zapewne starsi czytelnicy mogą jeszcze takie czasy pamiętać). Ostatni raz dotykamy zmarłego w momencie śmierci i tuż po — potem jego ciało staje się dla nas elementem odległej rzeczywistości.

Inaczej na śmierć patrzyli ludzie w XIX i przez znaczną część XX w.  Dla nich śmierć była naturalnym etapem życia. To rodzina myła i ubierała zmarłego. Jego ciało leżało zaś w domu, aż do chwili pogrzebu. To wszystko sprawiało, że śmierć była bardziej oswojona, a ciała zmarłych były bliskie i nikt nie pomyślałby o nich jak o swoistym nietykalnym tabu. Dlatego też rodziny nie widziały większego problemu w zapakowaniu ich na wóz i udaniu się z nim do fotografa, ewentualnie zaproszeniu fotografika do domu, by zrobił zdjęcie na łożu śmierci czy w trumnie.

"Wyjść na zdjęciu jak żywy" — nabiera nowego znaczenia

Jak zareagowałby współczesny fotograf, gdybyśmy wkroczyli do jego zakładu, niosąc na ręku zwłoki dziecka, czy wlekąc bezwładne ciało człowieka? Jeśli nie zemdlałby na ten widok, to z pewnością zadzwonił na policję. Natomiast w XIX w. zakłady fotograficzne odpowiadając na zapotrzebowanie społeczne, opracowały cały arsenał metod, które pozwalały im przywracać zmarłych do życia. Niektóre z nich we współczesnym odbiorcy mogą wywoływać ciarki.

Ponieważ fotografia mortualna miała za cel ożywiać zmarłych na zdjęciach, jej twórcy stosowali różne sztuczki. Najbardziej chyba "naturalną" było układanie zmarłych tak, by wyglądali na śpiących. Właśnie tego typu portrety pośmiertne są najczęściej spotykanymi. Często sadzano zwłoki na fotelach i ustawiano w zamyślonych pozach, aby wnieść życie do zdjęcia, wkładano im do rąk książki bądź kwiaty.

Bardziej zaawansowane w sztuce zakłady posiadały specjalne stojaki, których zadaniem było podtrzymywanie zmarłych. Niektórzy mistrzowie sztuki szli jeszcze dalej i konstruowali całe systemy kołków i sznurków, dzięki którym udawało im się układać ciała w bardziej skomplikowanych pozach.

Ukryta matka i początki Photoshopa

Zmarła córka oparta na ramieniu matki, dziewczynka stojąca między rodzicami — to wszystko przykłady fotografii post mortem. Trójka rodzeństwa, która w ukryciu podtrzymuje brata, tak, by wyglądali naturalnie. "Ukryta matka", która trzyma dziecko na rękach podczas pozowania.

Dzieci często były tematem zdjęć post mortem, bo śmiertelność wśród nich była wyjątkowo wysoka i rodzina chciała, choć w ten sposób zachować namiastkę ich obecności na zawsze. Jedną chyba z najbardziej przerażających metod ożywiania do zdjęcia, było dorysowywanie zmarłym dzieciom źrenic na zamkniętych powiekach. Robiono to oczywiście także w przypadku dorosłych, ale widok niemowlaków z "otwartymi" w ten sposób oczami przywodzi na myśl horrory w stylu "Laleczki Chucky". Fotografowie czasem podczas edycji zdjęć domalowywali zmarłemu rumieńce, aby ten wyglądał "bardziej żywo". Już w XIX w. pojawiły się też pierwsze zdjęcia fałszujące rzeczywistość. Wśród fotografii pośmiertnych można znaleźć też portrety rodzinne, do których zmarli członkowie rodzin (lub tylko ich głowy) zostali doklejeni na etapie produkcji zdjęcia.

"Ukryte matki" wymyślono, aby utrzymać w ryzach wiercące się dzieci, dla których pozostawanie przez kilka minut (tyle trwało wówczas wykonanie zdjęcia) w całkowitym bezruchu było wyjątkowo trudnym zadaniem. Trik ten wykorzystywano przy fotografii mortualnej, tyle że zadaniem matki było podtrzymywanie bezwładnego ciała. Aby kobiety były na zdjęciu niewidoczne, stosowano różne metody: przykrywano je kocami, ukrywano za kotarami, ubierano w pledy identyczne z tłem fotografii. Widok jest to dość przerażający, bo postacie na zdjęciach czasem wyglądają, jakby nie miały głów, innym razem znikąd na zdjęciu pojawia się ręka, która nie wiadomo do kogo należy. O "ukrytych matkach" pisaliśmy w artykule: "Poznaj zagadkę ukrytych matek".

Polska wielowiekowa trumienna tradycja

Fotografie post mortem były szczególnie popularne w wiktoriańskiej Anglii, ale także na ziemiach polskich cieszyły się dużą popularnością. Nasi przodkowie mieli bowiem długą tradycją przedstawiania zmarłych na obrazach. Polskie portrety trumienne z XVII i XVIII w. były ewenementem na skalę Europy. 

Pierwszą fotografię mortualną w naszym kraju wykonał prawdopodobnie Karol Beyer 1 marca 1861 r. Ojciec polskiej fotografii uwiecznił pięciu młodzieńców, których dzień wcześniej zastrzelili w Warszawie Rosjanie podczas patriotycznej, pokojowej manifestacji przeciwko władzy cara. Zdjęcie "Pięciu poległych" rozeszło się po całym kraju w niezliczonych egzemplarzach. Była to także pierwsza fotografia reporterska w Polsce.

A skoro mowa o polskich zdjęciach post mortem, to nie sposób nie wspomnieć, że taką fotografię ma także Adam Mickiewicz. Zdjęcie wykonano w 1855 r. w Konstantynopolu, jego autor jest nieznany. W trumnie natomiast uwieczniono Gabrielę Zapolską w 1921 r., czy Romana Dmowskiego w 1939 r.

Fotografia post mortem to przerażająca i makabryczna praktyka? Niektóre zdjęcia rzeczywiście przywodzą na myśl postacie z horrorów, ale można wśród nich znaleźć również takie, gdzie trudno powiedzieć, która z osób pozujących już nie żyje. Nasi przodkowie widzieli w zdjęciach pośmiertnych sposób na zachowanie wspomnień, nawet dziś zdarzają się ludzie, którzy wykonują fotografie trumienne swoich bliskich. Ostatnim słynnym zdjęciem tego typu jest postać Benedykta XVI.


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: fotografia | historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy