Jak Holendrzy na wyspie Manhattan zbudowali Nowy Amsterdam. I jak go przehandlowali

Przez 50 lat Holendrzy władali kolonią i miastem Nowy Amsterdam, które zbudowali na wyspie Manhattan. Co spowodowało, że po pół wieku stracili miasto i kolonię, a nazwę Nowy Amsterdam nowi właściciele zastąpili Nowym Jorkiem?

Brytyjski historyk Norman Davies, znany m.in. z publikacji dotyczących dziejów Polski, tym razem wybrał się w podróż po świecie. W najnowszej książce "Na krańce świata" (Wydawnictwo Znak, Kraków 2017), za znamiennym podtytułem "Podróż historyka przez historię", prof. Davies zawędrował m.in. na Tasmanię, do Kuala Lumpur, Azerbejdżanu, Frankfurtu, Singapuru czy na Nowa Zelandię.

Norman Davies spogląda również na historię Nowego Jorku, opisując korzenie miasta, którego podwaliny stworzyli emigranci z Niderlandów. Do dziś pozostały po nich w Nowym Jorku nazwy dzielnic i ulic wywodzące się z języka flamandzkiego. Dlaczego holenderski epizod w dziejach Nowego Jorku trwał tylko pół wieku? O tym barwnie opowiada prof. Davies w pochodzącym z książki "Na krańce świata" fragmencie, który poniżej publikujemy. 
 
* * *

Reklama

Jak Nowy Amsterdam stał się Nowym Jorkiem?

Zjednoczone Prowincje Niderlandów pozostawały najbogatszym i najbardziej pomyślnie rozwijającym się krajem nowożytnej Europy. Kraj był mały - zajmował powierzchnię wynoszącą mniej niż jedna czwarta terytorium Anglii - ale wielkie porty w Amsterdamie i Rotterdamie kontrolowały zarówno handel morski w północnej Europie, jak i handel rzeczny na Renie. Wspaniały handel przyprawami korzennymi z Indii Wschodnich właśnie wydarto Portugalczykom. Ściągane podatki wspierały potężną marynarkę. Holendrzy przodowali w technologii morskiej, w dziedzinie instytucji handlowych, w organizacji miast i w sprawowaniu mecenatu nad sztuką. Cierpieli z tego powodu, używając znanego powiedzenia: embarras de richesse.

Międzynarodowe powiązania Zjednoczonych Prowincji były skomplikowane. W XV wieku były częścią młodego Księstwa Burgundii; po 1482 roku znalazły się w burgundzkiej orbicie Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a w roku 1555 dostały się we władanie Hiszpanów. Silny wpływ wywarła na nie reformacja, w roku 1579, pod przywództwem Wilhelma Orańskiego, siedem północnych prowincji zawiązało antyhiszpańską unię, domagając się niepodległości. Od tej chwili do roku 1648 - czyli przez niemal 70 lat - były one w stanie wojny z Hiszpanią, największą potęgą ówczesnej epoki. Ale król Hiszpanii nie mógł ani odciąć ich powiązań handlowych, ani zgnieść ich na lądzie i ostatecznie był zmuszony ustąpić. Nic dziwnego, że "ojciec prawa międzynarodowego" Hugo Grotius (1583-1645) był Holendrem.

Kulturę polityczną Zjednoczonych Prowincji w ich złotym wieku cechowały struktury demokratyczne, autonomia prowincji i tolerancja religijna. W czasie gdy Anglia zmagała się z budowaniem podstaw monarchii konstytucyjnej i była całkowicie podporządkowana wymuszonej zasadzie jednolitości religijnej, Republika dawała wspaniały przykład oporu wobec przytłaczającego absolutyzmu, będącego wówczas przedmiotem podziwu wielu Europejczyków. Wiedza z dziedziny handlu szła ręka w rękę z konstytucjonalizmem, świetnością sztuki i pluralizmem religijnym. Amsterdamskie banki i giełda były pionierami w dziedzinie finansów. Malarze Vermeer i Rembrandt żyli w tym samym czasie co filozof Benedykt Spinoza (1632-1677), sefardyjski Żyd o szerokich horyzontach myślowych, wyklęty przez własną społeczność, a jednocześnie chroniony przez ogół społeczeństwa. Spinoza myślał o umowie społecznej sto lat wcześniej niż Rousseau. Mimo istotnej roli protestanckich mieszczan Republika miała liczną społeczność katolików, schronienie znalazło tu też bardzo wielu żydowskich uchodźców z Hiszpanii. Jak na siedemnastowieczne standardy wszyscy żyli obok siebie w zadziwiającej harmonii. Ich czołowy dokument, statuty unii utrechckiej (1579), zawierał klauzulę głoszącą, że "każdy z osobna może pozostać przy swojej religii i nikt z powodu religii nie będzie mógł zostać aresztowany i przesłuchiwany". W uszach polskich czytelników zabrzmią w tym miejscu echa deklaracji konfederacji warszawskiej, powstałej nieco wcześniej w tym samym dziesięcioleciu.

Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską (Vereenigde Oost-Indische Compagnie, czyli VOC, powstała w 1602 roku) opisywano jako pierwszą wielonarodową korporację na świecie. Założono ją w celu kierowania handlem przyprawami z odległymi Molukami (dzisiejsza Indonezja) i jej akcje rozprowadzano na rynku giełdowym. Główny problem stanowiła długość linii komunikacyjnych. Niecałe sto lat po pierwszej podróży dookoła świata droga do Indii Wschodnich, którą można było przebyć, jedynie opływając Przylądek Dobrej Nadziei, trwała cztery razy dłużej niż przeprawa przez Atlantyk do Ameryki Północnej. Znalezienie innego szlaku do Azji stawało się więc sprawą pilną. I właśnie w tym celu VOC zatrudniła angielskiego marynarza Henry’ego Hudsona, o którym wiadomo niewiele poza tym, że odbył swoje podróże. W 1607 roku Hudson popłynął na północ w stronę Arktyki, żeby sprawdzić, czy prawdziwa jest teoria mówiąca, iż bezustannie świecące słońce polarnego lata stopi lód i otworzy drogę na wschód. W roku 1608 popłynął na północny wschód, podejmując daremną próbę odnalezienia drogi morskiej wzdłuż arktycznego wybrzeża Rosji, a w roku 1609, po pewnych wahaniach, wyruszył maleńkim Halve Maen do Ameryki, aby przeżyć opisane wyżej przygody. Spisywany dzień po dniu dziennik trzeciej podróży Hudsona opowiada o tym, jak szukając drogi z północy na wschód, "Półksiężyc" po raz pierwszy opłynął Przylądek Północny w Norwegii, zanim jego kapitan zmienił zdanie i przebył Atlantyk w drodze do Nowego Świata.

Stany Generalne Republiki zachęcały do badań, ale nie uważały kolonizacji za sprawę pierwszorzędnej wagi. Holendrzy mieli jednak wspaniałe organizacje morskie i handlowe mogące przynosić korzyści z zamorskich kolonii, więc kiedy się zorientowali, że tak wiele innych krajów zakłada kolonie w Ameryce Północnej, nie mieli zamiaru zostawać w tyle. Francuzi byli w Kanadzie już niemal od stu lat. Hiszpanie znaleźli się na Florydzie i w Meksyku jeszcze wcześniej. Anglicy, za trzecim podejściem, ustalili swoją obecność w Wirginii. Plany robili nawet Szwedzi. Setki wysp na Antylach tylko czekały, aż ktoś wyciągnie po nie rękę, podobnie jak długi pas wybrzeża Atlantyku na północ od Wirginii.

Wobec tego, kiedy Hudson zniknął ze sceny, nie brakowało kapitanów jednostek morskich i handlarzy futer, którzy byli gotowi zająć jego miejsce. Znali treść jego ostatniego raportu i zdawali sobie sprawę z potencjalnych korzyści. Kilku udało się szczęśliwie przebyć dłuższą, ale dobrze wypróbowaną drogę do Indii Wschodnich, i nie przerażał ich Atlantyk.

Skomplikowanym wydarzeniom z ich udziałem można się zaledwie pobieżnie przyjrzeć, i to tylko badając akta sądowe prawnych sporów, jakie toczyli. Zazwyczaj opisywali nowy kierunek swoich podróży jako "Terra Nova" lub "Nową Wirginię". Byli wśród nich Simon Lambertsz Mau, Cornelis Rijser, Volkertsz Mossel, Hendrick Christiaensen i najbardziej ze wszystkich znany - Adriaen Block (1567-1627). Jak donoszono, Mau zginął w Wielkiej Zatoce w roku 1610, rok od czasu, gdy zjawił się tam Hudson. Rijser wrócił bezpiecznie do domu w 1611 roku na swoim statku St. Pieter. Christiaensen i Block popłynęli razem w roku 1612, zabierając dwa statki i wracając następnej wiosny nie tylko z futrami, ale także z dwoma synami lokalnego sachema. W 1613 roku Block i Mossel uwikłali się w spór o cenę bobrowego futra, jaką należało płacić autochtonom; Mossel płacił trzy razy więcej, niż wynosiła obowiązująca stawka, doprowadzając w ten sposób do ruiny konkurencję. Podczas czwartej i ostatniej podróży Block stracił swój statek o nazwie Tyger, który spłonął w Wielkiej Zatoce, gdzie był zacumowany. Z pomocą Indian Lenape zbudował na jego miejsce nowy, szesnastotonowy Onrust ("Niespokojny"), którym przepłynął Hellegat ("Bramę Piekieł"), czyli cieśninę przy Long Island, oraz rzekę Connecticut. Jego świetna mapa, wydana w Amsterdamie w 1614 roku, przedstawiała cały obszar leżący między angielską Wirginią i francuską Kanadą jako "Nieuw Nederland".

Spór między Blockiem i Mosselem ujawnił jeszcze inną kość niezgody. Jednego z członków załogi Mossela, "Mulata z San Domingo", który okazał się bardzo zdolnym negocjatorem w kontaktach z autochtonami, pozostawiono na Manhattanie; miał tam sam spędzić zimę i kontynuować handel futrami. Block poskarżył się w sądzie, że ów członek załogi, Juan Rodriguez, obywatel hiszpański, a zatem wróg, przekroczył zakres swoich obowiązków. W odpowiedzi Mossel oświadczył, że Rodriguez zszedł ze statku na własne życzenie i w charakterze wynagrodzenia otrzymał "80 toporów, trochę noży, muszkiet oraz miecz". Tak czy inaczej, Rodrigueza uważa się dziś za pierwszego stałego mieszkańca powstającej kolonii.

Rok 1613 jest przypuszczalną datą zawarcia między przedstawicielami republiki i przywódcami federacji Irokezów tak zwanego traktatu podwójnego wampumu - co podobno nastąpiło gdzieś w górnym biegu rzeki Hudson. Warunki porozumienia, które mówiło, że strony zgadzają się być braćmi i "sterować nawzajem swoimi łodziami", znalazły odbicie we wzorze z białych i szkarłatnych muszli, tworzących wampum w kształcie długiego pasa; widać na nim indiańskie kanoe i europejski żaglowiec płynące obok siebie. Potomkowie Irokezów twierdzą, że w XXI wieku traktat nadal pozostaje w mocy. Natomiast pytania dla historyka brzmią: Kim mogli być owi holenderscy przedstawiciele? I czy traktatu nie pomylono z jakimś późniejszym wydarzeniem?

Grunt był już więc dobrze przygotowany, gdy w październiku 1614 roku Stany Generalne wydały kartę inkorporacji Nowych Niderlandów do Kompanii Wschodnioindyjskiej. Block i Christiaensen znaleźli się w grupie dwunastu mieszczan, którzy wcześniej tego roku podpisali petycję w tej samej sprawie. Koncesja przewidywała zasiedlenie obszaru na amerykańskim wybrzeżu między 45 i 40 stopniem szerokości geograficznej północnej. W 1615 roku założono niewielką placówkę handlową Fort Nassau na wyspie w górnym biegu rzeki Muheakantuk, której Holendrzy nadali teraz nazwę Noortriver (Rzeka Północna). Lecz wojna z Hiszpanią szalała, uniemożliwiając przesyłanie regularnych dostaw, handel ustał i prawa Kompanii wygasły.Ostatecznie w 1621 roku Holenderską Kompanię Zachodnioindyjską wyznaczono jako następczynię przegranej poprzedniczki. Ponownie zgromadzono kapitał. Zakupiono statki. Znaleziono rekrutów wśród protestanckich uchodźców. Tym razem postanowiono skoncentrować się na Rzece Północnej i teraz przedsięwzięcie miało się zakończyć powodzeniem.

(...) Pierwsza grupa holenderskich pionierów zeszła z wypełnionego pasażerami poczciwego statku Nieuw Nederland w maju 1624 roku (...). Transport składał się z trzydziestu rodzin, głównie mówiących po francusku walońskich uchodźców z południa Niderlandów; miejsce, do którego przybyli, nazwali Noten Eylant - Wyspą Orzechową. Przed końcem lata część z nich wysłano w górę rzeki, gdzie na miejscu fortu Nassau założyli fort Orange, podczas gdy inni popłynęli na południe wzdłuż wybrzeża i założyli osadę Swaanendael - Dolinę Łabędzią - nad Zuidriver, czyli Rzeką Południową (którą angielscy mieszkańcy Wirginii już wtedy nazywali rzeką Delaware).

Nowa kolonia otrzymała nazwę Nieuw Nederland, taką samą, jaką nosił ich statek. Gubernatorem został kapitan statku Cornelis May. Siedmioosobowa rada kolonii składała się z mężczyzn, których nazwiska, zgodnie z najlepszą burgundzką tradycją, miały dwie formy - francuską i niderlandzką. Franchoys Fezard, zwany także Francisem Veersaertem, zbudował na wyspie wiatrak w holenderskim stylu. Wśród instrukcji dla osadników była klauzula skopiowana z rozporządzeń obowiązujących w Prowincjach, zabraniająca prześladowań religijnych i gwarantująca wolność sumienia. Ten etos pozostawał w ostrym kontraście do sąsiedniej, teokratycznej kolonii Plymouth, nie wspominając o francuskich lub hiszpańskich koloniach tej epoki.

W czerwcu 1625 roku do Nowych Niderlandów przypłynęły kolejne statki. Oranjenboom został wysłany do Doliny Łabędziej, natomiast Makreel i trzy statki towarowe przywiozły dalszych 45 osadników oraz sporą liczbę żywego inwentarza. Przypłynął też inżynier wojskowy Crijn Frederiksz van Lobbrecht, którego zadaniem było położyć fundamenty pod cytadelę na przylądku wielkiej wyspy za estuarium Rzeki Północnej. Fort Amsterdam miał być potężny i należało go zbudować szybko.

Trwała wojna z Hiszpanią i w każdej chwili można się było spodziewać hiszpańskiej ekspedycji karnej. Holendrzy mogli więc swobodnie działać tylko w okresach rozejmu.
Pierwszą grupę Murzynów, prawdopodobnie z Afryki, wysadzono na ląd z portugalskiego statku w drugim roku istnienia kolonii. Siły roboczej było mało i podobnie jak w innych koloniach europejskich niewolnictwo stało się przyjętą praktyką. Szesnastu mężczyzn, zdobytych albo na drodze kupna, albo porwanych, automatycznie potraktowano jako własność Holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej; byli pilnowani przez "nadzorcę Murzynów" i mieszkali w osobnych kwaterach.

Dzielnicę Niewolników zidentyfikowano jako obszar na brzegu Rzeki Wschodniej (znajdujący się, wielce stosownie, w pobliżu obecnej siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych). Ich dzieci były niewolnikami do momentu osiągnięcia pełnoletności. W ciągu następnych dziesięciu lat sprowadzono ponad dwa tysiące niewolników.

Natomiast najistotniejsze w kategoriach przyszłego rozwoju wydarzenie tamtego okresu może się wydać dość banalne. W roku 1626, myśląc o początku budowy fortu Amsterdam, holenderski dyrektor generalny Nieuw Nederland Peter Minuit oficjalnie zakupił wyspę Manhattan, na której trwała budowa. Według późniejszej legendy mieszkającym tam Indianom ze szczepu Lenape zapłacił równowartość 24 dolarów szklanymi paciorkami. Nie ma jednak twardych dowodów, które by tę legendę potwierdzały. Suma 24 dolarów musiała być raczej sumą 60 guldenów, a wśród "paciorków" znalazły się koce, kociołki i ozdoby. Natomiast wątpliwy charakter tej transakcji powinien być dla wszystkich oczywisty. "Kupno" nie było transakcją między równymi partnerami. Na pewno uspokajało europejskie sumienia, ale równocześnie był to ochłap rzucony autochtonom, żeby siedzieli cicho, póki fort Amsterdam nie będzie gotowy.

Stanowiska Lenape w tej sprawie oczywiście nie odnotowano. Ale historycy są zgodni co do tego, że Indianie mogli uznawać tę transakcję tylko za pewną formę dzierżawy lub nadania. 60 guldenów nie uznano za cenę sprzedaży, ale raczej za podarunek lub środek, który ułatwił umowę.

Podobne transakcje zdarzały się także w następnych latach: nad cieśniną Hellegat (1637), na zachodnim obszarze Long Island (1639), w Rockaway (1643) i w Brooklynie (1652).
Przez czterdzieści lat kolonia była w rozkwicie. W okresie największego zasięgu terytorialnego obejmowała obszary położone wzdłuż Rzeki Północnej - od Schenestady po fort Amsterdam, i wzdłuż wybrzeża - od Swaanendael nad rzeką Delaware po fort Goede Hoop nad rzeką Connecticut (w okolicy dzisiejszego Hartfordu). Liczba mieszkańców - nie licząc rdzennej ludności amerykańskiej - wzrosła z 270 w 1628 roku do około 9 tysięcy w roku 1644; Murzyni stanowili około 10 procent.

Utrzymywano bliskie relacje z większą kolonią Zjednoczonych Prowincji - holenderską Brazylią, dla której Nowe Niderlandy stały się stacją na linii dostaw. Mieszkańcy byli zdecydowanymi kosmopolitami. W 1643 roku pewien odwiedzający kolonię holenderski pastor donosił, że mówiono tam osiemnastoma językami i że do kalwińskiej większości dołączyli katolicy, angielscy purytanie, luteranie i anabaptyści.

[...]

Wojny między europejskimi mocarstwami stwarzały zagrożenie innego rodzaju. Praktyki stosowane w XVII wieku pozwalały walczącym na przechwytywanie kolonii wrogów i korzystanie z ich dóbr do czasu zakończenia negocjacji pokojowych. Wobec tego rywalizacja na morzu między Anglią i Zjednoczonymi Prowincjami oznaczała niebezpieczeństwo dla Nowych Niderlandów. Trzy wojny angielsko-holenderskie toczyły się w latach 1652-1654, 1665-1667 i 1672-1674. Nowe Niderlandy uniknęły pierwszej. Ale 27 sierpnia 1664 roku cztery angielskie fregaty dowodzone przez pułkownika Richarda Nichollsa, działającego z ramienia księcia Yorku (przyszłego króla Jakuba II, a wówczas Lorda Wysokiego Admirała, czyli głównodowodzącego angielskiej floty), wpłynęły do portu w Nowym Amsterdamie. Guinea, Elias, Martin i William and Nicholas miały na pokładzie łącznie 92 działa i 450 żołnierzy. Ochotników z Nowej Anglii skoszarowano w Broecklyn. Oficerowie floty zażądali kapitulacji "miasta na wyspie, powszechnie znanego pod nazwą Manhatoes, wraz ze wszystkimi należącymi do niego fortami". Gubernator Stuyvesant nie dysponował środkami, które pozwalałyby na stawianie oporu. Do aktu przekazania dołączył klauzulę o wolności religijnej (z zamiarem uchronienia kalwinistów od tego, co spotkało angielskich nonkonformistów). W atmosferze angielskiej restauracji, gdy ekshumowano i publicznie powieszono trupa Cromwella, było to igranie z losem. Ale Nicholls nie upierał się przy zbyt surowych warunkach rokowań. Chciał podporządkować mieszczaństwo Nowego Amsterdamu władzy Anglików. Obywatelom holenderskim pozostawiono wybór: mogli albo zostać, albo wyjechać. Ogłoszono powszechną równość wobec prawa. Nowe Niderlandy przemianowano na Nowy Jork, fort Amsterdam - na fort James; fort Orange otrzymał nazwę Albany, a Rzekę Północną nazwano rzeką Hudson. Traktat z Bredy (1667) nie naruszał lokalnych ustaleń. Jednak ta pierwsza okupacja angielska nie miała potrwać zbyt długo.

Natomiast całkiem niespodziewanie nastąpiła pewna zmiana o trwałym znaczeniu. Otóż wkrótce po podboju dokonanym przez Anglików okazało się, że książę Yorku obiecał podarować południową część Nowych Niderlandów swojemu sojusznikowi, kontradmirałowi sir George’owi Carteretowi (1610-1680), mieszkańcowi Jersey, który wobec tego przystąpił do przejęcia "Nowego Jersey" jako odrębnej, własnościowej kolonii. Władz Manhattanu, które wcześniej nadały terenom położonym na południe od zatoki nazwę Albany, nawet o tym nie poinformowano. Najwcześniejsze relacje między Nowym Jorkiem i New Jersey były burzliwe. Lenapehoking został przecięty na połowę. Dawna Nowa Szwecja - teraz przemianowana na Zachodni Jersey - została odcięta od Nowej Anglii. Rojalistyczne otoczenie księcia Yorku nie darzyło sympatią "okrągłogłowych" z Nowej Anglii. Nowemu Jorkowi powierzono nadzór nad południowym sektorem Massachussets.

Przebieg wydarzeń sprawił, że Anglicy mieli zaledwie sześć lat na to, aby zjednoczyć siły. Otwarto szlak pocztowy do Bostonu, łącząc w ten sposób Nowy Jork z Nową Anglią. Gubernator mianował burmistrza, a granice miasta rozszerzono na cały Manhattan. Wioskę Nowy Harlem, przemianowaną na Lancaster, włączono w granice miasta. Ulepszona Breede Wegh, czyli Broadway - "szeroka droga" - połączyła oba krańce wyspy. Leżące poza granicami okręgi Long Island i Staten Island przyłączono do nowego hrabstwa, któremu - jak należałoby oczekiwać - nadano nazwę Yorkshire.

Holendrzy dokonali zemsty latem 1673 roku. W chwili wybuchu trzeciej wojny angielsko-holenderskiej Izba Handlowa Zelandii należąca do Kompanii Zachodnioindyjskiej wyposażyła ogromną flotę w sile 21 okrętów i 1600 żołnierzy, której dowództwo powierzono wiceadmirałowi Cornelisowi Evertsenowi. Po najeździe na posiadłości Anglii na Karaibach i w Wirginii okręt flagowy Evertsena Swaenenburgh wpłynął 30 lipca do portu w Nowym Jorku, kierując działa na fort James. Armaty Anglików unieszkodliwili holenderscy sabotażyści; sześciuset holenderskich żołnierzy piechoty morskiej przemaszerowało wzdłuż Broadwayu; angielskiemu dowódcy nakazano "przywrócić posłuszeństwo kraju wobec Ich Ekcelencji Stanów Generalnych". Tym razem, "z wrogiem w trzewiach", to angielski gubernator uległ sugestiom kapitulacji. Kolonia uzyskała z powrotem status quo ante. New York przemianowano na Nieuw Oranje.

Ale i tym razem koło fortuny prędko się odwróciło. Wprawdzie morskie kampanie Holendrów przynosiły sukcesy, ale ponosili oni poważne klęski na lądzie i rząd został zmuszony do zmiany frontu. O angielsko-holenderskim traktacie w Westminster (1674) przesądziły wcześniejsze "lata klęsk", a częścią ustalonej ceny, jaką przyszło zapłacić, była rezygnacja z Nowych Niderlandów. Zjednoczone Prowincje, zaatakowane równocześnie przez Ludwika XIV i przez Anglię, znalazły się na granicy katastrofy. Stadhouder Wilhelm Orański, uświadomiwszy sobie popełnione błędy, szykował się do zawarcia ugody z Anglią i politycznego małżeństwa z córką Karola II, Mary. Kiedy wyszły na jaw tajne konszachty króla Karola z Francuzami, angielska Izba Gmin zażądała analogicznej zmiany polityki zagranicznej. Anglicy i Holendrzy mieli teraz wspólnie stawić czoło Ludwikowi XIV, a stadhouder został wkrótce królem Anglii.

Oceniając swoją politykę kolonialną, Holendrzy zdecydowali teraz, że przedsięwzięcia w Ameryce Północnej przyniosły szkodę ich pierwszoplanowym interesom. Holenderskie Indie Wschodnie stały się priorytetem. Royal Navy budowała większe i potężniejsze okręty i nie można już było kwestionować jej dominacji na Atlantyku. Angielskich kolonii w Ameryce przybywało - Karolina, Wirginia, Maryland, Rhode Island, New Jersey, New York, Connecticut, Massachusetts, Maine - i jedna jedyna izolowana kolonia holenderska nie mogła się wśród nich utrzymać.

Tak więc, krótko mówiąc, trzeba było przehandlować Nieuw Oranje za Celebes. Anglikom pozwolono zatrzymać Nowe Niderlandy, jeśli przestaną kwestionować prawa Holandii do innych posiadłości. Manhattan można było wymienić na wyspę Rhun. W tamtym czasie z punktu widzenia Hagi transakcja wyglądała na sprawiedliwą. Natomiast w oczach Holendrów z Nowego Jorku była paskudnym aktem zdrady.

W sumie Nowe Niderlandy przetrwały pół wieku, od roku 1624 do roku 1674, a ich zniknięcie stało się oznaką istotnego przesunięcia w układzie równowagi sił w Europie Zachodniej. Anglicy wyprzedzali Holendrów w sprawach dotyczących działań na morzu oraz handlu, a Francja Ludwika XIV, ich główny wróg, realizowała ambicje zdobycia pozycji europejskiego supermocarstwa.

Norman Davies

Publikacja jest fragmentem książki Normana Daviesa "Na krańce świata" (Wydawnictwo Znak, Kraków 2017)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy