"Zginął prezydent, co teraz?". Mieszkańcy wsi wspominają 10 kwietnia 2010
"Zginął prezydent, co teraz? Pamiętam dokładnie, kiedy w telewizji zaczęły pojawiać się obrazki z miejsca zdarzenia, a czarno-białe fotografie osób, które znajdowały się na pokładzie ukazywane były kilkanaście razy dziennie przy okazji każdych wiadomości. Miałam wtedy 13 lat” – wspomina Aleksandra, która mieszkała wówczas w niewielkiej miejscowości pod Nowym Sączem. Jedna opowieść o przeżywaniu żałoby po katastrofie w Smoleńsku nie istnieje. W 15. rocznicę zapytaliśmy mieszkańców kilku wsi na południu Polski, jak wspominają 10 kwietnia 2010 roku.
"Potworne zamieszanie. Z nieoficjalnych, absolutnie nieoficjalnych informacji, uzyskanych przeze mnie od grupy delegacji, która miała spotkać prezydenta Kaczyńskiego na lotnisku w Smoleńsku, wynika, że samolot prezydenta rozbił się przy podchodzeniu do lądowania. Informacja najnowsza jest taka - cytuję swojego rozmówcę anonimowego - nie ma co zbierać" - relacjonował wówczas dla Polsat News Wiktor Bater, dziennikarz i korespondent.
"O godz. 8.30 dochodzą do nas niepokojące sygnały, że coś się dzieje z prezydenckim samolotem" - relacjonowało z kolei Radio Olsztyn.
"Otrzymałam bardzo niepokojącą informację. Proponuję w tym momencie muzyczną przerwę (...). Niestety wiemy już, że samolot z prezydencką parą rozbił się w okolicach Smoleńska" - takie słowa wybrzmiały w trakcie emitowanego na antenie Radiowej Trójki "Śniadania w Trójce".
- Pamiętam ten dzień doskonale. Byłam w ósmym miesiącu ciąży. Właśnie skończyłam odkurzać mieszkanie i włączyłam radio, żeby posłuchać programu Beaty Michniewicz w Trójce. Po chwili przerwano pogram i prowadząca powiedziała o wypadku polskiego, rządowego samolotu. Nic wtedy nie zapowiadało, że wydarzyła się tak duża katastrofa. Byłam w szoku - mówi Interii Karina.
Tak wyglądał poranek 10 kwietnia 2010 roku - ogólnopolskie i lokalne media obiegła wiadomość o katastrofie prezydenckiego samolotu TU-154. Zginęło wówczas 96 osób - w tym para prezydencka Lech i Maria Kaczyńscy, ostatni prezydent Polski na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski czy najważniejsi wojskowi dowódcy. Delegacja udawała się na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Mieszkańcy Warszawy wyszli na ulice ze zniczami i kwiatami, by oddać hołd ofiarom katastrofy. Na Krakowskim Przedmieściu, placu Zamkowym i Pałacem Prezydenckim zgromadziły się tłumy. W Krakowie studenci przemaszerowali spod budynku Collegium Maius pod Krzyż Katyński, a wieczorem w katedrze wawelskiej odbyła się msza za ofiary katastrofy. Natomiast kilka godzin po zdarzeniu znicze zapłonęły również we Wrocławiu, a przez całą ul. Świdnicką ciągnęła się wielka czarna płachta.
To właśnie takie obrazy zdominowały wówczas serwisy informacyjne. Tego samego dnia została ogłoszona żałoba narodowa, która trwała do 18 kwietnia.
"We wspólnej żałobie połączyli się dotychczasowi wrogowie: liberałowie i konserwatyści, prawicowcy i lewicowcy, postkomuniści i antykomuniści. Połączyła ich katastrofa, bo to była ich wspólna katastrofa. Zginęli w niej ich bliscy, przyjaciele, współpracownicy. Każdy z nas znał kogoś z pasażerów. To była żałoba nie tylko nad tymi, którzy zginęli. Ale przede wszystkim nad nami samymi. Dziś trudno odtworzyć tę atmosferę jedności. Ludzie, którzy się nie znali, nagle zaczynali ze sobą rozmawiać. Wspólne modlitwy. Wielokilometrowa kolejka przed Pałacem Prezydenckim. Palące się znicze w całej Warszawie i w całej Polsce" - tak po sześciu latach od katastrofy mówił w rozmowie z PAP roku dr Michał Łuczewski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
O ile w Warszawie i innych polskich miastach ludzie tłumnie gromadzili się w miejskich przestrzeniach, 10 kwietnia inaczej wyglądał w małych miejscowościach. Wszystkich łączyło jednak wspólne przeżywanie tamtych tragicznych wydarzeń. Zapytaliśmy mieszkanki i mieszkańców kilku wsi w województwach małopolskim, podkarpackim i śląskim, jak zapamiętali tamten dzień.
- W dniu katastrofy smoleńskiej miałam 13 lat, niewiele więc, by dokładnie zrozumieć, co się wydarzyło. Ten dzień mocno zapadł mi jednak w pamięci - być może dlatego, że ciężko było mi poukładać w swojej dziecięcej jeszcze głowie ewentualne następstwa tego zdarzenia. Pamiętam dokładnie, kiedy w telewizji zaczęły pojawiać się obrazki z miejsca zdarzenia, a czarno-białe fotografie osób, które znajdowały się na pokładzie ukazywane były kilkanaście razy dziennie przy okazji każdych wiadomości - wspomina w rozmowie z Interią Aleksandra, która mieszkała wówczas we wsi Ptaszkowa.
- Chociaż w ogóle nie interesowałam się wówczas polityką, nawet atmosfera panująca w domu - powiedziałabym, że lekko żałobna - mocno wpływała na moje samopoczucie. W końcu zmarł prezydent. Dla mnie wówczas nie tak anonimowy, bo zaledwie rok wcześniej pojawił się w mojej wsi, gdzie odbywało się wówczas nadanie sztandaru szkole, a ja witałam go wtedy chlebem i solą, nie śpiąc ze stresu kilka wcześniejszych nocy. Bo to w końcu prezydent. Kiedy usłyszałam o katastrofie, a rodzice z uwagą słuchali kolejnych radiowych doniesień, ja, w zasadzie biegiem, udałam się do domu swojej cioci.
Po twarzach otaczających mnie dorosłych mogłam wyczytać, że są zszokowani, zasmuceni, aż w końcu lekko wystraszeni. Szybko zdałam sobie sprawę, że katastrofa smoleńska była ogromną tragedią dla całej Polski - także tych najmłodszych. W tym dla mnie - przyznaje.
"Już nie powiesz "dobrych snów". Twych słów w niebie nie potrzeba już". Tak brzmi fragment utworu zespołu Raz Dwa Trzy. To właśnie ta piosenka kojarzy się Annie z wydarzeniami 10 kwietnia 2010 roku. Mieszkała wówczas w małej wsi pod Wadowicami.
- U nas na wsi niczego wówczas nie organizowano. Pamiętam tylko, że tego dnia wybierałam się na imprezę z okazji 18-stki. Zaprosiła mnie przyjaciółka z podstawówki. Głupio było nie iść, bo ktoś namęczył się z organizacją, a tu takie niespodziewane okoliczności. Mam jednak piosenkę, która kojarzy mi się z tamtym czasem. Wbrew pozorom nie jest to tylko Michał Lorenc i "Wyjazd z Polski". Dla mnie to utwór Raz Dwa Trzy "Już". Tamtego dnia leciała w radiowej Trójce. Uważam, że ta piosenka jest piękna - wspomina Anna.
Zobacz też: Powstanie Warszawskie. Księża i zakonnice na pierwszej linii frontu. Kim byli "święci 1944"?
- W ten dzień całą rodzina pracowaliśmy w ogrodzie. Informację o katastrofie przekazała nam sąsiadka. Mówiła że rozbił się samolot w drodze do Smoleńska i że na pokładzie byli przedstawiciele rządu oraz prezydent z żoną. Na początku ciężko było uwierzyć w jej słowa, ale po sprawdzeniu wiadomości okazało się że wszystkie media informowały o katastrofie i poszukiwaniu ocalałych. Wraz z najbliższymi sąsiadami zorganizowaliśmy czuwanie w pobliskiej kaplicy, żeby pomodlić się o odnalezienie kogoś żywego i o spokój duszy zmarłych. Z godziny na godzinę przybywało negatywnych informacji a nadzieja na to, że ktoś przeżył, zdawała się być płonna. To był trudny czas dla wszystkich. Pomimo wielkiej tragedii jaką niewątpliwie była katastrofa i śmierć dziesiątek ludzi, zapamiętam ten czas jako czas zjednoczenia się ludzi ponad podziałami - wspomina Przemysław, w tamtym czasie mieszkaniec niewielkiej wsi pod Gorlicami.
- 10 kwietnia oglądaliśmy serwisy informacyjne, bo czekaliśmy na relację uroczystości w Smoleńsku. Nagle pojawiła się informacja, że samolot z prezydentem na pokładzie rozbił się. Słuchaliśmy z niedowierzaniem i cały dzień byliśmy już skupieni tylko na tym. Pierwsze wersje mówiły, że ktoś przeżył, ale okazało się, że nie. Czekaliśmy na kolejne informacje. Nie przypominam sobie, żeby w mojej miejscowości coś wówczas zorganizowano. W zasadzie ta atmosfera strachu i niepokoju przypominała mi zawalenie wież WTC 11 września 2011 - wspomina pani Małgorzata*, mieszkanka wsi na Żywiecczyźnie.
- Co się czuło wtedy? Tragedia dla wszystkich to byłą wtedy. Tylu mądrych ludzi zginęło, czułam strach, niepewność. Kto teraz będzie odpowiadał za państwo? Ból straszny. Patrzyło się na rodziny ofiar, które pozostały. Dla nich to niesamowita tragedia - wspomina 85-letnia pani Helena z okolic Żywca. - Wszystko zamarło tamtego dnia, nawet ruch na drodze. Wszyscy czekali na informację, co będzie. Mieliśmy nadzieję, że może ktoś ocalał.
- Sobota. Pamiętam, że świeciło słońce i zapowiadał się piękny dzień. Chciałam odpocząć i spędzić go na świeżym powietrzu. Przed wyjściem włączyłam jeszcze telewizor, miałam wtedy manię oglądania kanałów informacyjnych. Nie mogłam uwierzyć, że to co słyszę dzieje się naprawdę. Myślałam, że zaczęła się wojna. Tego dnia nie wyszłam już z domu - mówi Kinga, która mieszkała w niewielkiej wsi nieopodal Brzeska.
Zobacz też: Karolina Lanckorońska. Podarowała Polsce bezcenną kolekcję sztuki. Jej życie to gotowy scenariusz na film
- Miałam tylko 10 lat, ale pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Oglądałam w telewizji "Kacze opowieści", gdy do pokoju wbiegł mój tata z telefonem w ręce i bez pytania przełączył program na wiadomości. Już tej bajki nie dokończyłam, bo później przez cały dzień i kilka kolejnych wszędzie były tylko informacje o katastrofie - mówi nam Karolina*.
- Od momentu, gdy zadzwoniła do mnie przerażona koleżanka, żeby powiedzieć mi, że mam włączyć telewizor, nie odeszłam już od niego przez cały dzień. Śledziłam każdą wiadomość. Nie mogłam w to uwierzyć - mówi Anita*.
- Tego dnia pojechałam z mamą na "rynek" do Stalowej Woli. Jak dotarłyśmy na miejsce, to już przy każdym straganie mówiło się tylko o tym - dodaje Katarzyna*.
"Zginęli w Smoleńsku, rankiem w gęstej mgle. Ci znani z pierwszych stron gazet i ci znani nieco mniej. Wspominają ich mieszkańcy Podbeskidzia. Mówią o nich ludzie stąd, którzy pasażerów roztrzaskanego samolotu znali bardzo dobrze lub trochę mniej" - brzmiał lead artykułu na pierwszej stronie "Kroniki Beskidzkiej" z dnia 15 kwietnia 2010.
W artykule pojawiło się wówczas wspomnienie Wandy Sadlik (1933 - 2019), ówczesnej prezeski bielskiego Stowarzyszenia Rodzina Katyńska:
"To była straszliwa wiadomość. Na uroczystości w Katyniu z naszego stowarzyszenia wydelegowaliśmy cztery osoby. Bogu dziękuję, że pojechały pociągiem. Znałam też osobiście wiele osób z tego samolotu, z wieloma miałam bardzo częsty kontakt. Dotyczy to nie tylko środowiska Rodzin Katyńskich" - wspominała na łamach "Kroniki Beskidzkiej".
Autorka: Natalia Grygny, Interia
Źródło:
- Interia: Prezydent Kaczyński zginął w katastrofie samolotu (wydarzenia.interia.pl/mazowieckie/news-prezydent-kaczynski-zginal-w-katastrofie-samolotu,nId,1232431),
- Polsat News: Katastrofa smoleńska pierwsze informacje (youtube.com/watch?v=dmodffjMsic),
- Dzieje.pl: Socjolog: żałoba po Smoleńsku cały czas trwa (dzieje.pl/aktualnosci/socjolog-zaloba-po-smolensku-caly-czas-trwa),
- Warszawa. Nasze Miasto: 10 kwietnia 2010. Tak wyglądała Warszawa po katastrofie smoleńskiej. (Żałoba na ulicach miastawarszawa.naszemiasto.pl/10-kwietnia-2010-tak-wygladala-warszawa-po-katastrofie/ar/c1-4601168),
- Gazeta Wyborcza: Kraków po katastrofie w Smoleńsku - 10 kwietnia 2010 (krakow.wyborcza.pl/krakow/5,44425,17726812.html),
- Gazeta Wrocławska: Wrocław pogrążony w żałobie. Tak 10 kwietnia 2010 mieszkańcy zareagowali na katastrofę smoleńską (gazetawroclawska.pl/wroclaw-pograzony-w-zalobie-tak-10-kwietnia-2010-r-mieszkancy-zareagowali-na-katastrofe-smolenska/ar/9856282)
- Kronika Beskidzka, wydanie z 15 kwietnia 2010: https://sbc.org.pl/dlibra/publication/180644
*imiona bohaterek zostały zmienione