Starsza pani nie zniknęła. Seria szokujących zabójstw. Mordowała na potęgę
Jak sama mówiła, w życiu poszukiwała tylko prawdziwej miłości i idealnego partnera. Nie przeszkodziło to jednak tej z pozoru sympatycznej i roześmianej starszej pani naznaczyć swojej biografii serią morderstw - swoich mężów, własnych dzieci, wnucząt, najbliższych krewnych. Historia Nannie Doss szokuje tak bardzo, bo udowadnia, że z pozoru sympatyczna osoba może być wcielonym złem.
Gdy zapoznajemy się z relacjami na temat głośnych spraw zabójstw, zwłaszcza dokonywanych przez seryjnych zabójców, wśród sąsiadów i znajomych przeważają opinie, że były to osoby ciche, spokojne, introwertyczne - a także "gdy się nad tym zastanowić" - trochę dziwne, skryte i wycofane.
Do Nannie Doss ten opis w żadnym stopniu nie pasuje. Jej otoczenie zawsze postrzegało ją jako roześmianą, sympatyczną rozmowną i wesołą kobietę, która była oddaną matką i opiekuńczą żoną.
Być może to jeden z powodów, że kolejne, coraz bardziej zuchwałe morderstwa, nie ściągnęły na nią przez wiele lat żadnych podejrzeń.
Innym punktem wspólnym dla biografii wielu seryjnych zabójców są patologie występujące w rodzinie w czasie ich dzieciństwa. Tym razem Nannie wpisuje się w ten smutny schemat. Urodziła się w rodzinie farmerów z Alabamy w 1905 roku jako Nancy Hazle. Zaborczy ojciec James wykazywał zapędy iście dyktatorskie w stosunku do piątki swoich dzieci. Każde z nich rzadko widywano w szkole, gdyż zamiast się uczyć, musiały pracować na roli.
Gdy była nastolatką, Nannie zaczęła marzyć o wielkiej miłości i płomiennym romansie, który połączy ją na zawsze z wymarzonym mężczyzną. Te fantazje karmiła obsesyjną lekturą tanich romansów. Szybko to literackie hobby przerodziło się w prawdziwy nałóg, który będzie towarzyszył jej przez całe życie i ostatecznie, pół wieku później, doprowadzi do upadku.
Gdy dziewczyna miała 16 lat poznała pracownika fabryki włókienniczej, Charleya Braggsa. Znali się jedynie cztery miesiące, po których zdecydowali się na szybki ślub. Dla Nannie była to pierwsza okazja, by wyrwać się spod władzy apodyktycznego ojca. Jak się niedługo później okazało, była to wyprawa z deszczu pod rynnę.
Młode małżeństwo zamieszkało z matką Braggsa, która okazała się lustrzanym odbiciem ojca Nadine - tak samo starała się kontrolować każdy aspekt jej życia, na każdym kroku dopuszczała się różnych manipulacji i ciężko pracowała, by każdemu wokół uprzykrzyć życie. Dodatkowo Doss podejrzewała swojego męża o niewierność - a on również żywił do żony identyczne podejrzenia. Niemniej, małżeństwo z Charleyem trwało sześć lat, w trakcie których para doczekała się czwórki córek. Wtedy też rozpoczęła się seria niewyjaśnionych śmierci, która będzie towarzyszyć Nannie już do końca jej życia na wolności.
W 1927 roku dwie córki Nancy i Charleya zmarły. Mówiło się, że w wyniku zatrucia pokarmowego. Charley jednak był pewny, że to jego żona dokonała makabrycznego dzieciobójstwa. Bojąc się o własne życie, zabrał ze sobą najstarszą córkę Melvinę i wyprowadził się z dala od Nannie. Niedługo po tym w niewyjaśnionych okolicznościach zmarła jego matka, która pozostała w domu wraz z synową. Charley i Nancy rozwiedli się w 1928 roku, a Braggs z pewnością do końca życia błogosławił swoją podejrzliwość, która z pewnością uratowała mu życie.
Tymczasem Nannie wyprowadziła się do innego miasta, gdzie dzięki rubryce towarzyskiej, już rok po rozwodzie, poznała swojego drugiego męża - Franka Harrelsona. Pożycie z pewnością nie przypominało fabuły tanich romansów, w których wciąż zaczytywała się Doss. Harrelson był alkoholikiem i damskim bokserem. Mimo to, drugie małżeństwo “chichoczącej babci" trwało aż 16 lat.
W tym czasie najprawdopodobniej dopuściła się ona zabójstwa noworodka - własnej wnuczki, która była drugim dzieckiem Melviny. Kilka miesięcy później zmarł również Robert - starszy z dwójki wnucząt. Nancy zainkasowała wtedy 500 dolarów z polisy na życie, którą sama wykupiła dla wnuczka.
Rok 1945 przyniósł kapitulację Japonii na froncie II Wojny Światowej, co Frank opijał tak uparcie, aż doprowadził się do stanu zupełnego zezwierzęcenia. Po powrocie do domu zgwałcił własną żonę - a tym samym wydał na siebie wyrok. Następnego dnia Nancy odnalazła ukrytą przez niego w ogrodzie butelkę whiskey i suto doprawiła ją trutką na szczury. Nim zaszło słońce, po raz pierwszy, choć nie ostatni, została wdową. Kolejny zastrzyk gotówki - tym razem z polisy wykupionej na męża - pozwolił kobiecie przeprowadzić się do Jacksonville, gdzie... poznała trzeciego męża.
Arlie Lanning odpowiedział na ogłoszenie w rubryce towarzyskiej zamieszczone przez Doss i dokładnie trzy dni od pierwszego spotkania, para wzięła ślub. Małżeństwo trwało ponad dwa lata. Arlie był podobny do swojego poprzednika - pił na umór i wdawał się w romanse. Ale i Nancy nie pozostawała mu dłużna. Sama znikała z domu nawet na kilka miesięcy.
Niemniej, gdy była przy mężu, robiła wszystko, by sąsiedzi i znajomi zapamiętali ją jako sympatyczną i opiekuńczą panią domu. W 1950 roku przyszła już pora na pożegnanie z Arliem - zmarł nagle, a lekarz (nie wdając się w pogłębione diagnozy z powodu zaawansowanego alkoholizmu Lanninga) stwierdził niewydolność serca. Doss, tradycyjnie już, zainkasowała po jego śmierci ładną sumę z ubezpieczenia. Dom w którym mieszkał z żoną Arlie zapisał w spadku swojej siostrze. Nieruchomość dziwnym zbiegiem okoliczności spłonęła niedługo potem do fundamentów - ubezpieczenie domu było na nazwisko Nancy.
"Chichocząca babcia" wyruszyła więc do Karoliny Północnej, by zamieszkać na jakiś czas ze swoją szwagierką. Niedługo zmarła tam kolejna osoba. Doss szybko przeprowadziła się więc do swojej obłożnie chorej siostry Dovie, by "otoczyć ją opieką". Również i ona nie uszła z życiem.
Nannie tymczasem zapisała się do klubu randkowego The Diamond Circle Club, gdzie poznała Richarda L. Mortona. W 1952 roku stanęli na ślubnym kobiercu, ale już rok później Richard pukał do bram św. Piotra, tak samo zresztą jak matka Nannie. Oboje zostali przez nią otruci w odstępie zaledwie trzech miesięcy.
Nannie tymczasem nie próżnowała, bo już w czerwcu 1953 roku piąty raz wyszła za mąż. "Szczęśliwym" wybrankiem był Samuel Doss, mężczyzna w życiu Nannie o tyle wyjątkowy, że nie pił, nie bił i nie wdawał się w romanse. Niestety, był też wyjątkowym nudziarzem, skąpcem i dewotem. Szalę przeważył moment, gdy Samuel zabronił żonie czytać jej ukochane romansidła.
We wrześniu 1954 roku, a więc zaledwie rok po ślubie, Samuel trafił do szpitala z objawami zatrucia pokarmowego po zjedzeniu placka ze śliwkami. Przez miesiąc dochodził do siebie, tylko po to, by dzień po opuszczeniu szpitalnych murów i powrocie na łono rodziny zejść tego świata.
Pani Doss nie miała jednak tym razem szczęścia. Lekarz Samuela już wcześniej podejrzewał otrucie, nie miał jednak na to dowodów. Po nagłej śmierci pacjenta uparł się jednak, by przeprowadzić sekcję zwłok. Nie będzie to zaskoczeniem, że jej wyniki okazały się szokujące. W ciele Dossa lekarz stwierdził stężenie arszeniku wystarczające, by zamordować pół plutonu wojska.
Nannie została aresztowana w 1954 roku. Dość szybko przyznała się do zamordowania czterech z pięciu swoich mężów, zaprzeczała jednak, że przyczyniła się do śmierci innych członów rodziny. Ze względu na swoje zachowanie, świetny humor, skłonność do śmiechu i dowcipu została przez prasę szybko ochrzczona "chichoczącą babcią" oraz "wesołą czarną wdówką".
Ostatecznie w maju 1955 roku przyznała się do zabicia czterech mężów, matki, siostry Dovie, wnuka Roberta i teściowej - matki Arlie Lanninga. Podobno złamała się, dopiero gdy śledczy obiecali jej, że w celi będzie miała dostęp do swoich ukochanych romantycznych książek. Ponieważ była sądzona w Oklahomie, gdzie obowiązywało moratorium na karę śmierci, została skazana na dożywocie.
Zmarła w 1965 roku na białaczkę. W celi pozostawiła po sobie setki romansów w miękkiej oprawie - makabryczny symbol jej psychopatycznego poszukiwania wielkiej miłości.
***
Zobacz również:
Marek Krajewski: Krew jest tematem zamkniętym
Morderstwo za nowy samochód. Zwłoki znaleziono w willi
W 1994 roku trzej młodzi mężczyźni usłyszeli wyrok, który wstrząsnął West Memphis