100 lat temu Józef Piłsudski wyparł z Wilna bolszewików

100 lat temu, 21 kwietnia 1919 r., brawurowa akcja polskiego wojska doprowadziła do usunięcia z Wilna amii bolszewickiej i objęcia tam władzy przez Polaków. Operacją dowodził Józef Piłsudski.

W 1919 r. Władysław Belina-Prażmowski był już legendą. Dziesięć lat wcześniej organizował komórki Związku Walki Czynnej, pięć lat później to właśnie on był dowódcą siedmioosobowego patrolu, który jako pierwszy oddział Legionów przekroczył granicę Królestwa i stoczył potyczkę z Rosjanami. To on stworzył słynny 1 pułk ułanów, zwanych potocznie "Beliniakami", i walczył z nim wszędzie tam, gdzie walczyły Legiony.

W kwietniu 1919 r. miał już stopień podpułkownika i opinię dowódcy niebezpiecznie brawurowego. Ale akcja, którą wówczas planowano, wymagała oficera o takich właśnie cechach. Miał on na czele celowo nielicznego oddziału konnego przedrzeć się niezauważony przez klin między wojskami bolszewickimi i dotrzeć do Wilna. Otrzymał też rozkaz zaatakowania miasta, choć stacjonował w nim silny garnizon rosyjski. Plan był szalony, ale Belina nie miał nic przeciwko temu. Wyruszyli 16 kwietnia ze wsi Myto nad Niemnem w kierunku Wielkiego Sioła. Poruszając się wolno, bo drogi były całkiem rozmyte wiosennymi roztopami - po trzech dniach, bez kontaktu z wrogiem, osiągnęli rogatki Wilna.

Reklama

"Wilno jest kluczem do spraw litewsko-białoruskich, jak jest nim Warszawa dla spraw polskich [...] Dopiero po zajęciu Wilna można mówić o realnym kształtowaniu stosunku całego tego kraju do Polski" - pisał Józef Piłsudski 7 kwietnia 1919 r. w liście do gen. Stanisława Szeptyckiego. Marszałkowi zależało jednak na Wilnie głównie z powodów emocjonalnych. Były to jego rodzinne strony, miał do nich ogromny sentyment i nie wyobrażał sobie Rzeczypospolitej bez Wileńszczyzny. I tak był w tej kwestii dość liberalny. Roman Dmowski lansował teorię wcielenia Litwy do Polski - Piłsudski stawiał raczej na rodzaj federacji obu krajów. Inna rzecz, iż oczyszczenie miasta z wojsk bolszewickich miało też realny cel strategiczny.

Wojny co prawda nikt nikomu nie wypowiedział, ale w momencie gdy podejmowano wyprawę na Wilno, walki polsko-bolszewickie toczyły się już od dwóch miesięcy i tylko dlatego nie przyjęły jeszcze formy otwartej inwazji rosyjskiej, że Rosjanie związali swoje siły na wschodzie, walcząc z kontrrewolucyjnymi siłami Białych. W tamtej chwili Polska miała dla nich znaczenie drugorzędne. Dla Piłsudskiego Wilno zaś miało znaczenie pierwszorzędne. Dlatego, niekiedy wbrew opiniom swoich generałów, opracował plan zdobycia miasta, objął dowództwo nad jego realizacją i 16 marca nakazał wyruszyć oddziałowi Beliny-Prażmowskiego.

Oczywiście Belina-Prażmowski nie był zupełnie sam. "Integralną częścią planowanej operacji miało być związanie walką tej części ugrupowania przeciwnika, która zładowała się na południe od Niemna. Było to planowane natarcie grupy gen. Antoniego Listowskiego w celu opanowania Baranowicz i zabezpieczenia linii kolejowej Baranowicze-Lida oraz zajęcia Łunińca. Ponadto Piłsudski nakazał wydzielenie tej grupie specjalnego zgrupowania - Grupa Zaniemeńska płk. Stanisława Rawicza-Dziewulskiego, która w wypadku szybszego niż przewidywano wycofania się Niemców z Grodna miała zająć to miasto" - pisał Lech Wyszczelski. W ślad za ułanami Beliny-Prażmowskiego kilka godzin później miała wyruszyć grupa piechoty pod dowództwem gen. Edwarda Rydza-Śmigłego.

Rosjanie bronili miasta zaciekle

Wkrótce po wymarszu Beliny rozpoczęto atak na Lidę. Zaatakowano jednocześnie z trzech stron, co teoretycznie powinno się zakończyć błyskawicznym sukcesem.

"Do małej wartości bojowej [żołnierzy sowieckich - przyp. red.] przyczynia się również nadzwyczajna, wprost do absurdu posunięta, wrażliwość na uderzenia z flanki lub z tyłu. Niewytrwały i niezahartowany w boju, nie posiada żołnierz zmobilizowany zupełnie wiary w swe siły, a co za tym idzie, i zwycięstwo" - pisał dwa lata później na łamach "Bellony" Stefan Rowecki "Grot". Jeśli nawet generał miał rację, to w przypadku ataku na Lidę nie sprawdziło się to zupełnie. Rosjanie bronili miasta zaciekle, i to do tego stopnia, że zaskoczony Piłsudski wydał rozkaz wstrzymania marszu na Wilno i wzmocnienia sił uderzających na Lidę. Dopiero po ich wzmocnieniu i walkach trwających dzień i całą noc miasto zostało zdobyte, Piłsudski zaś wydał rozkaz kontynuowania marszu na Wilno.

Belina nie wiedział dokładnie, co dzieje się na zapleczu frontu. Jego problemem było w tamtej chwili to, że posuwał się zbyt wolno. Teoretycznie do Wilna powinien dotrzeć 18 kwietnia, ale roztopy były tak grząskie, że wiedział, iż nie ma szans na dotrzymanie terminu. Tamtego dnia wieczorem jego szwadrony znajdowały się ok. 30 km od Wilna. Tam co prawda dotarł do niego rozkaz Piłsudskiego o wstrzymaniu marszu, ale Belina postanowił nie stosować się do niego i następnego dnia z samego rana przystąpić do ataku.

O piątej rano Polacy ruszyli. Początkowo nie napotkano żadnego oporu. Rosjanie pojawili się dopiero w okolicach dworca kolejowego, lecz i tam ich opór był słaby - żołnierze Beliny uporali się z nim błyskawicznie. Objęcie kontroli nad linią kolejową było kluczowym zadaniem - tą właśnie drogą zamierzano ściągnąć do miasta oddziały Rydza-Śmigłego, bez których wsparcia Belina nie byłby w stanie opanować całego Wilna. Podobnie zresztą jak bez wsparcia ludności cywilnej, ta jednak przyjmowała Polaków entuzjastycznie, w miarę możliwości pomagając żołnierzom.

Do tego momentu wszystko szło sprawnie. Kłopot w tym, że żołnierzy polskich było w mieście bardzo mało. Główne siły musiały zabezpieczać dworzec, spora część została skierowana do pilnowania jeńców i koni... Efekt był taki, że do dalszych prób opanowania innych części miasta przystąpiły tylko niewielkie oddziały majorów Mariusza Zaruskiego i Gustawa Orlicz-Dreszera. Początkowo korzystając z zaskoczenia Rosjan, posuwały się one dość sprawnie, docierając wkrótce do linii rzeki Wilii, tam jednak opór bolszewicki stał się na tyle silny i lepiej już zorganizowany, że Polacy nie mieli szansy na jego przełamanie.

Siły polskie były za słabe

Pod wieczór 19 kwietnia sytuacja stała się naprawdę niebezpieczna - Rosjanie szybko ściągali do miasta posiłki, żołnierze Beliny wciąż pozostawali sami. Godziny miały rozstrzygnąć, czy cała brawurowa akcja nie skończy się tragicznie. O godz. 18 wysłano do Rydza-Śmigłego alarmujący meldunek:

"Koniecznym jest jak najśpieszniejsze przybycie przynajmniej kompanii piechoty i podwiezienie amunicji austriackiej, bo inaczej musielibyśmy wycofać się, co byłoby z dużą stratą, a magazyny byłyby rozgrabione. W razie silnego natarcia na nas zamkniemy się w mieście lub cofniemy".

Szczęśliwie ok. godz. 20 na dworzec przyjechał pociąg z blisko tysiącosobowym wsparciem.

Następnego dnia, w niedzielę 20 kwietnia rano, rozpoczęto szturm na pozycje bolszewickie. Rosjan jednak również przybyło, a moment zaskoczenia dawno minął, więc ich obrona była już starannie opracowana. Polskim wojskom udało się opanować południowe dzielnice miasta, po czym atak wstrzymano w oczekiwaniu na dalsze posiłki. A te istotnie przybywały. Wieczorem na dworcu pojawił się gen. Edward Rydz-Śmigły. Gdy przejmował dowództwo, miał pod komendą ok. 4 tys. piechoty - to wystarczyło, by podjąć dalszą walkę. Pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych 1919 r. kończył się optymistycznie, choć gorzej, niż się spodziewano.

"Bilans walk prowadzonych przez Polaków 20 kwietnia nie był szczególnie imponujący. Oczyszczono od nieprzyjaciela południową część miasta z wyjątkiem dzielnicy Łukiszki. Siły polskie były za słabe, by opanować całe miasto" - zauważał Lech Wyszczelski. Potwierdził to rozkaz wydany przez Belinę-Prażmowskiego o godz. 16.50, w którym pisał, że "wobec zbliżającej się nocy lepiej będzie poczekać z atakiem oskrzydlającym do rana i do przybycia piechoty".

Wilno w rękach polskich

Rankiem w poniedziałek wielkanocny rozpoczęto natarcie i tym razem opór bolszewicki przełamywano stosunkowo łatwo. Polacy mieli już liczebną przewagę, co widząc, Rosjanie z godziny na godzinę wycofywali się coraz dalej na północ. Tym razem ich obrona była znacznie słabiej skoordynowana, wyczuwało się też wśród nich oznaki paniki. Jak raportował później Piłsudskiemu Rydz-Śmigły:

"Kierownictwo akcji jeśli chodzi o plan zupełnie dobre, zawiodło praktycznie wykonanie, powstały różnice w czasie, które mi pozwoliły na rozbicie pojedynczych grup i przerzucenia sił przeciwko innej. To był mój ratunek i - jak sądzę jedyny sposób załatwienia się z przeciwnikiem".

O godz. 17 walki ustały zupełnie. Wilno było w rękach polskich. W samą porę, bo godzinę później, przyjechał do miasta Józef Piłsudski. Jak wspominał ten moment będący wówczas w Wilnie Tadeusz Święcicki:

"Wielki szloch tego tłumu, klęczącego na ulicy. Spojrzałem na Komendanta. Stał twarzą zwrócony do obrazu, oparty na szabli, nasrożony i... spod nasrożonych brwi ciężka łza spływała mu na wąsy. Śmigły za nim miał jakiś nerwowy tik na twarzy. Twarz drgała i też łzy ciekły mu po twarzy. A Belina beczał po prostu jak smarkacz...".

Odezwa Naczelnik Państwa

Następnego dnia, we wtorek 22 kwietnia, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał odezwę "Do Mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego". Pisał w niej:

"Kraj Wasz od stu kilkudziesięciu lat nie zna swobody, uciskany przez wrogą przemoc rosyjską, niemiecką, bolszewicką, - przemoc, która, nie pytając ludności, narzucała jej obce wzory postępowania, krępujące wolę, często łamiące życie.

Ten stan ciągłej niewoli, dobrze mi znanej osobiście, jako urodzonemu na tej nieszczęśliwej ziemi, raz nareszcie musi być zniesiony i raz wreszcie na tej ziemi, jakby przez Boga zapomnianej, musi zapanować swoboda i prawo wolnego niczem nie skrępowanego wypowiedzenia się o dążeniach i potrzebach.

Wojsko Polskie, które ze sobą przyprowadziłem dla wyrzucenia panowania gwałtu i przemocy, dla zniesienia rządów krajem wbrew woli ludności, wojsko niesie Wam wszystkim wolność i swobodę.

Chcę dać Wam możność rozwiązania spraw wewnętrznych, narodowościowych i wyznaniowych, tak, jak sami tego sobie życzyć będziecie, bez jakiegokolwiek gwałtu lub ucisku ze strony Polski.

Dlatego to, pomimo, że na Waszej ziemi grzmią jeszcze działa i krew się leje, nie wprowadzam zarządu wojskowego, lecz cywilny, do którego powoływać będę ludzi miejscowych, synów tej ziemi.

Zadaniem takiego zarządu cywilnego będzie:

1. Ułatwienie ludności wypowiedzenia się co do losu i potrzeb przez swobodnie wybranych przedstawicieli. Wybory te odbędą się na podstawie tajnego, powszechnego, bezpośredniego, bez różnicy płci głosowania.

2. Danie potrzebującym pomocy w żywności, poparcie pracy wytwórczej, zapewnienie ładu i spokoju.

3. Otoczenie opieką wszystkich, nie czyniąc różnicy z powodu wyznania lub narodowości.

Na czele zarządu postawiłem Jerzego Osmółowskiego, do którego bezpośrednio lub do ludzi, przez niego wyznaczonych, zwracajcie się otwarcie i szczerze we wszelkiej potrzebie i sprawach, które Was bolą i obchodzą".


PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy