Bereza Kartuska. Co o obozie pisała ówczesna prasa?

Kadra obozu w Berezie Kartuskiej /domena publiczna

Większość osób na dźwięk słów "obóz koncentracyjny" widzi piece krematoryjne Oświęcimia bądź Majdanka. Określenie to kojarzy się głównie z niemieckimi i sowieckimi obozami, zakładanymi tuż przed i w czasie II wojny światowej. Jednak pierwsze obozy koncentracyjne zostały zbudowane przez hiszpańskie władze na Kubie. Więziono  w nich chłopów - zarówno wspierających rebelię, jak i wiernych królowi. Obozy nazwano "campos de concentración".

Pod rządami polskich władz nigdy nie było obozów zagłady. Państwo polskie takich nie budowało i nie przykładało ręki do eksterminacji żadnego z narodów.

Reklama

Owszem, we władaniu władz polskich były obozy koncentracyjne, ale tylko takie, które służyły do przetrzymywania osób niewygodnych dla władz, które ówcześnie rządziły krajem. I co ważniejsze: były legalną, uznaną na świecie władzą.

Polski obóz koncentracyjny założony w pierwszej połowie lat 30. nie różnił się od innych, podobnych instytucji włoskich, niemieckich, litewskich czy greckich. Trzeba pamiętać, że obozów zagłady wówczas jeszcze nie było!

Obóz został utworzony 12 lipca 1934 roku rozporządzeniem prezydenta Ignacego Mościckiego z dnia 17 czerwca 1934 roku. Pomysłodawcą jego powstania był premier Leon Kozłowski, który przekonał do swych racji Józefa Piłsudskiego. Bezpośrednim impulsem, który skłonił ówczesnego Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych do zgody na utworzenie obozu, było zabójstwo ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, który zginął z ukraińskich rąk.

Głównym organizatorem obozu był Wacław Biernacki, były członek PPS, żołnierz Legii Cudzoziemskiej i pułkownik Wojska Polskiego, pełniący funkcję wojewody poleskiego. Biernacki właściwie kierował pracami obozu, osobiście przeprowadzał inspekcje, własnoręcznie wykonywał kary cielesne i stworzył niezwykle rygorystyczne przepisy dotyczące życia codziennego za drutami.

Pierwsi więźniowie trafili do obozu 6 lipca 1934 roku. Byli to członkowie opozycji, endecy z Krakowa, Antoni Grębosz i Bolesław Świderski. Zaraz po nich znaleźli się tam działacze nielegalnych lub zdelegalizowanych przez rządy sanacyjne Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Komunistycznej Partii Polski, czy Obozu Narodowo-Radykalnego.

Co ówczesna prasa pisała o obozie w Berezie Kartuskiej? W każdym cytacie zachowano oryginalną pisownię.

"Więcej obozów!"

Gazeta Polska, organ prasowy sanacji, była zachwycona pomysłem utworzenia obozu. Na pierwszej stronie wydania z 19 czerwca 1934 roku pisała: 

"(...) Wiemy co natomiast musi być w Polsce, bo my tak chcemy. Musi być porządek. Musi być powaga i będzie. Obozy koncentracyjne. Tak. Dlaczego? Dlatego, że widać owych osiem lat pracy nad wielkością Polski, osiem lat przykładu i osiem lat osiągnięć, osiem lat krzepnięcia - nie wystarczyło dla wszystkich (...)"

3 marca 1935 roku "Głos Pabianic" pisał, że "podnieciło posłów rządowych oświadczenie prezesa Rybarskiego w sprawie Berezy Kartuskiej. Zapowiedział on, że w rozprawie nad odpowiedzią rządu na interpelację Klubu Narodowego ‘stwierdzimy, że wszystko, co mówiliśmy na komisji, jest prawdą, zażądamy wybierania komisji sejmowej, przed którą pod przysięgą więźniowie z Berezy złożą swoje zeznania’".

Z kolei poseł Liwo z Klubu Narodowego wytknął sanacji zawłaszczenie wymiaru sprawiedliwości.

"Wpływ władzy wykonawczej — mówił poseł Liwo — na sądownictwo jest coraz większy. Inaczej nie można tłumaczyć nierozpatrywania przez Sąd Najwyższy przez lat 4 protestów wyborczych. Prawa w tym kraju są niczem. Więzienia coraz bardziej zapełniają się patrjotami. Czyni się to często na zasadzie doniesienia szpicla o podejrzanej moralności. Za przekonania narodowe prześladuje się, zamyka się bez śledztwa, gorzej niż zwykłego przestępcę, któremu winę udowodniono. Bereza — to sąd doraźny nad naszą młodzieżą. Sąd doraźny za to, że walczy o wielką Polskę. Po 8 latach rządów musicie chować się za Berezą, aby utrzymać się przy władzy. Postrachem nie wychowa się społeczeństwa. Kto prawo łamie, ten godzi w byt państwa".

Redaktor Wierczak podkreślał, że obóz rządzący jak tylko mógł, uchylał się od odpowiedzi na pytania o to, co się dzieje w obozie.

"W końcu posiedzenia odczytano zapytanie Klubu Narodowego w sprawie Berezy i odpowiedź rządu. Poseł Nowodworski z Klubu Narodowego w swym jasnym wywodzie uzasadnił, że Klub Narodowy słusznie i zgodnie z prawdą przedstawił stosunki w Berezie Kartuskiej, a odpowiedź rządu jest gołosłowna. Najlepszy da się przeprowadzić dowód prawdy, jeżeli większość posłów zgodzi się na otwarcie rozprawy nad odpowiedzią rządu i pozwoli przedstawić prawdę o Berezie. Naturalnie obóz rządowy obawiał się dowodu prawdy i odrzucił wniosek Klubu Narodowego".

A dowody były mocne.

 

Żywe numery

Wspomnienia byłych więźniów były szeroko omawiane przez prasę polską i zagraniczną. W piątym numerze dwutygodnika "Informacje Prasowe" pojawił się list byłego więźnia obozu.

"Obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej jest prawdziwem piekłem katownią. Według regulaminu, za najmniejsze uchybienie w wykonaniu rozkazu, policja ma prawo i obowiązek bić więźniów i nawet posługiwać się bronią palną.

Zrozumiałe, że regulamin ten jest w całej pełni wykorzystany przez administrację, która bije i katuje bez przerwy więźniów. Wypadki znęcania się, jak wymierzanie 20— 30 pałek gumowych w obnażone ciało więźnia — aż krew tryskała, są na porządku dziennym . Znęcanie takie ma miejsce, gdy ktoś niezbyt się wypręży na baczność (według regulaminu przed każdym policjantem ), lub gdy nie nabierze pełnej łopaty, często i bez żadnej przyczyny.  (...)

W Berezie więzień musi w dziać szare ubranie katorżnicze, musi nosić miast butów drewniaki na nogach. Od drewniaków tych więźniowie dostają często krwawe, ropiejące rany, które długi czas nie dają się goić. Na plecach i ramieniu każdy ma naszyty czarny, wielki numer. Więźnowie są wołani nie wedle imion — lecz wedle numeru. Na każdym kroku trzeba się meldować. Tyczy się to zarówno potrzeb naturalnych, jak i przy zmianie łopaty przy pracy. (...)

Poza biciem, poza wyrafinowanem katowaniem idzie przede wszystkiem karcer. Karcery są zawsze przepełnione — przede wszystkiem komunistami. Warunki w tych karcerach są straszne. Są to cele zupełnie ciemne, o kamiennej podłodze, na którą kilka razy w ciągu dnia w lewa się po 3— 4 kubły wody. W ten sposób, przebywając w karcerze, brodzi się w wodzie. Na noc podają deskę do spania. Przez cały czas pobytu w karcerze niewolno na sobie mieć więcej jak koszulę i marynarkę.

Sprzeciw społeczeństwa

Opór społeczeństwa i mediów wobec tego, co się działo w Berezie był ogromny. Gazety wysyłały do Berezy korespondentów, cytowały się wzajemnie i negowały sens istnienia obozu. Zwłaszcza podkreślano bezprawie, z jakim spotykali się oskarżeni. "Kurjer Poznański" szeroko omówił artykuł z "Robotnika":

"Autor cytuje statystykę obozów koncentracyjnych w różnych krajach Europy, ogłoszoną w Londynie, w której figuruje również Polska z Berezą Kartuską. Następnie autor kreśli takie uwagi ogólne:

Twórcą Berezy był, jak wiadomo, p. Leon Kozłowski. Jeszcze przed rokiem Bereza była — powiedzmy — wyjątkiem specjalnym. Staje się powoli — zjawiskiem masowym. W dniach ostatnich powieziono tam i działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej.

Wożono ludowców i działaczy Stronnictwa Narodowego, ludzi O. N. R. i nacjonalistów ukraińskich, komunistów i przestępców z tytułu... polityki kartelowej. Zanikają wszelkie granice i zanika równolegle wszelka logika. I zanika prawo. Zanika w psychologii ‘odosobnionych’ i w psychologii ‘dozorców’ i w psychologii społeczeństwa.

Proszę — jeden przykład. Student uniwersytetu w Wilnie Konstanty Urbanowicz. Oskarżony sądownie. Uwolniony od winy i kary zarówno w Sądzie Okręgowym, jak i w Sądzie Apelacyjnym. Prokuratura zgłasza kasację. Wygrywa. Sąd Apelacyjny w Warszawie ma rozpatrywać sprawę w dniu 13 maja. Urbanowicz odpowiada z wolnej stopy i... wędruje w międzyczasie do Berezy. Przecie taki przebieg zdarzeń w stosunku do wileńskiego studenta urąga pojęciom elementarnym o praworządności!"

Kaganiec dla mediów

Zbyt głośne pisanie o błędach władzy i sytuacji w Berezie mogło się skończyć dla dziennikarza źle. Miesięcznik "Przyjaciel Podlasia" donosił:

"P. premier Sławoj-Składkowski ogłosił, że dziennikarze winni oszczerczych artykułów i notatek będą wysyłani do Berezy. Jak się okazuje miejsce odosobnienia ma być skutecznym środkiem na wszelkie dolegliwości. Najpierw wysyłano do Berezy nacjonalistów polskich, później nacjonalistów ukraińskich, następnie ‘parobków’ komunistycznych, a potem ‘prezesów’, narodowców, ostatnią zaś straszy się Berezą dziennikarzy".

Nie były to czcze groźby. Wiosną 1939 roku w Berezie został osadzony Stanisław Cat-Mackiewicz. Do obozu trafił za krytykę polityki zagranicznej państwa. Nie można było nawet żartować z sytuacji w obozie. Periodyk "Drwęca" donosił:

"Przed sądem grodzkim w Chojnicach odbyła się 12 bm. ciekawa rozprawa, której tematem był wiersz satyryczny o Berezie Kartuskiej. Na ławie oskarżonych zasiadł redaktor miejscowego ‘Dziennika Pomorskiego’, p. Józef Pankowski, któremu akt oskarżenia zarzucał, że we wierszu "Bereza Kartuska" zamieścił wiadomości, mogące wywołać niepokój publiczny".

Redaktor Pankowski został skazany na dwa tygodnie więzienia i 50 złotych kary. Wyrok zawieszono na dwa lata.

Nie może dziwić, że politycy opozycyjni wzywali do zamknięcia obozu. Senator Władysław Malski grzmiał z mównicy: "Jeżeli idzie o sprawy polityczne, mam jedną poważną prośbę: Obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej powinien być zamknięty".

Obóz istniał do września 1939 roku, kiedy został zdobyty przez Armię Czerwoną. Przez 5 lat istnienia obozu jednorazowo było uwięzionych w nim maksymalnie 800 osób. Głównie przeciwników politycznych sanacji, ale także rzeczywistych terrorystów z OUN czy ONR. W końcowym okresie istnienia obozu osadzano również pospolitych przestępców i Żydów oskarżonych o spekulacje. Według różnych szacunków zmarło od 4 do 20 osadzonych.

Bereza Kartuska miała być jednym z sieci polskich obozów koncentracyjnych. Powstało tylko jedno takie miejsce. Choć prorządowa prasa wprost pisała, że władze powinny i mają zamiar wybudować więcej takich obiektów.

Bereza Kartuska do dziś zostaje dla wielu kręgów tematem tabu. Trudno się rozmawia o plamach na honorze własnego narodu. Trzeba jednak spojrzeć krytycznie na wydarzenia sprzed lat, by zrozumieć historię i obecną sytuację Polski.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy