Czy Polacy mieli wpływ na wynik wojny domowej w Rosji?
Jeden z dowódców "Białej" Rosji - generał Anton Denikin - o swoją porażkę w czasie rosyjskiej wojny domowej oskarżył Polskę, która nie chciała walczyć ze wspólnym wrogiem. Czy Polacy rzeczywiście mogli uratować "Białych"? Czy leżałoby to w polskim interesie?
Wojna polsko-rosyjska - choć powszechnie kojarzona z rokiem 1920 - toczyła się także w roku poprzednim. Rok 1919 był jednak czasem specyficznym: oba państwa prowadziły w tym czasie walki przede wszystkim z innymi przeciwnikami.
Rzeczpospolita była zagrożona niemal z każdej strony. Na południu musiała odeprzeć czeską agresję na Cieszyn i Bielsko, a na północy - uporać się z problemami na granicy z Litwą Kowieńską. Wciąż niebezpieczni byli Niemcy, nawet po zakończeniu powstania wielkopolskiego na zachodzie trzeba było utrzymywać silne garnizony Wojska Polskiego. Najwięcej uwagi przykuwała jednak wojna z dwoma państwami ukraińskimi o Wołyń i Lwów.
Rosja bolszewicka również walczyła niemal na każdej granicy. Była to jednak wojna domowa, choć przeciwników Moskwy wspierały państwa Zachodu. Przeciwnikiem Rosji bolszewickiej - czyli "Czerwonych" - byli "Biali" oraz "Zieloni". O "Białych" - czyli o zwolennikach powrotu starego, carskiego porządku - wiedzą wszyscy. "Zieloni" natomiast są zapomniani. Na zapomnienie skazali ich komuniści, "Zieloni" bowiem cieszyli się największym poparciem społecznym, ich parta - eserowcy, czyli Socjalni Rewolucjoniści - była najsilniejszym ugrupowaniem politycznym i chcieli zmienić Rosję w państwo demokratyczne. A tego bolszewicy nie mogli swoim konkurentom wybaczyć.
Dopóki trwała pierwsza wojna światowa, to właśnie "Zieloni" stanowili największą opozycję wobec "Czerwonych" i kontrolowali znaczne połacie Rosji. Gdy jednak wojna się zakończyła, do głosu doszli generałowie dawnej carskiej armii, wspierani przez państwa Zachodu, czyli "Biali". W końcu 1918 roku carscy generałowie - i jeden admirał - obalili rządy "Zielonych", administrujące głównie na Syberii, i rozpoczęli walkę przeciwko "Czerwonym".
"Czerwoni" opanowali środkową Rosję, z obiema stolicami: Piotrogrodem (dziś Petersburgiem) oraz Moskwą. "Biali" atakowali ich z czterech stron. Generał Jewgienij Miller działał na dalekiej północy. Generał Nikołaj Judenicz atakował Piotrogród, mając za bazę Estonię. Nie oni jednak byli najważniejsi. Początkowo na plan pierwszy wśród rosyjskich generałów wybił się... admirał Aleksandr Kołczak, panujący na Syberii. Później równie duże znaczenie osiągnął generał Anton Denikin, dowodzący Siłami Zbrojnymi Południa Rosji, składającymi się z Kozaków oraz oficerów Armii Ochotniczej.
Latem 1919 roku do ofensywy przeszedł generał Denikin. Jego bazą była południowa Rosja. Mógł stąd zaatakować w stronę Syberii, aby połączyć się z admirałem Kołczakiem, wolał jednak uderzać bezpośrednio na Moskwę. Miał nadzieję, że dzięki temu błyskawicznie zakończy wojnę, a przy okazji nie musiał oddawać władzy admirałowi, uznawanemu powszechnie za przywódcę "Białych".
Wielka ofensywa generała Denikina okazała się jednak częściowym tylko sukcesem. 23 sierpnia jego wojska zajęły Kijów, a 14 października dotarły do miasta Orzeł, leżącego raptem 300 kilometrów od Moskwy. Tutaj impet ataku się wyczerpał. Generał Denikin nie zdołał zorganizować administracji cywilnej, nie miał poparcia społecznego, a jego wojska były nadmiernie rozciągnięte. Wykorzystali to "Czerwoni", którzy już 20 października odzyskali miasto Orzeł. "Biali" rozpoczęli paniczny odwrót. W początkach 1920 roku Siły Zbrojne Południa Rosji przestały istnieć, ich resztki znalazły schronienie na półwyspie Krym.
Przegrany generał Anton Denikin udał się na emigrację i zaczął pisać wspomnienia, usprawiedliwiając swoją porażkę. Jej przyczyny nie widział ani w błędach politycznych, ani w utracie zaufania społecznego, ani w słabości wojska, tylko... w zdradzie Polaków, którzy odmówili wspólnej walki przeciwko "Czerwonym".
Tymczasem Polacy organizowali swoje państwo i zabezpieczali jego granice. W połowie 1919 roku większość konfliktów granicznych została albo zakończona - jak wojny o Lwów i Wielkopolskę - albo wygaszona - jak konflikt z Czechami i Litwinami. Polakom udało się również wyzwolić Wilno. Postanowiono kontynuować marsz na wschód, aby spod bolszewickiej władzy uwolnić jak najwięcej Polaków mieszkających na Kresach .
Wojsko Polskie rozpoczęło ofensywę latem. W lipcu przesunięto front kilkadziesiąt kilometrów na wschód, a w sierpniu - gdy zaatakowano większymi siłami, w tym także z użyciem czołgów - wyzwolono Mińsk Litewski. We wrześniu oparto front o Berezynę, osiągając w ten sposób granice Rzeczypospolitej z 1772 roku. Walki jednak się nie zakończyły. Pomiędzy 14 i 20 października 1919 roku - czyli w szczytowej fazie ofensywy "Białych" - trwały ciężkie boje z Armią Czerwoną, w których zaangażowane były dwie polskie dywizje piechoty i brygada jazdy. Rosyjski atak został odparty, wzięto do niewoli 2000 jeńców, kilkadziesiąt karabinów maszynowych i kilka armat oraz zatapiając bolszewicki statek uzbrojony na Berezynie.
W tym czasie oczywiście Polacy szukali porozumienia z "Białymi". Generał Denikin zaoferował Rzeczypospolitej bardzo mało - chciał przecież przywrócić Rosję w jej granicach z 1914 roku. Polacy mogliby zachować państewko wielkości dawnego Królestwa Polskiego, mieli jednak opuścić tereny na wschodzie, m.in. Wilno, Mińsk Litewski, Kamieniec Podolski. Na gmachach miały wisieć tam - w oczekiwaniu na przyjście "Białych" - rosyjskie flagi, a wojska Denikina mogłyby wybierać rekruta i żywność. Na to Polacy nie mogli się zgodzić.
Wojna z czerwoną, bolszewicką Rosją przyniosła Polsce wiele cierpienia, ale zwycięstwo "Białych" w rosyjskiej wojnie domowej oznaczałoby dla Rzeczypospolitej wyrok śmierci. Cały świat był bowiem zainteresowany przywróceniem w Rosji starego porządku. W grę wchodziły olbrzymie pieniądze, które w państwie carów zainwestowali Brytyjczycy, Francuzi i Amerykanie. Nie wspierali oni "Białych" z sympatii, lecz dla pieniędzy. Carscy generałowie stanowili gwarancję ich odzyskania i obietnicę zarobienia nowych - tym razem na odbudowie Rosji.
W porównaniu do Rosji rządzonej przez "Białych" niepodległa Polska nie była żadnym partnerem dla Zachodu. Mogła zaoferować jedynie minimalny zarobek. W najlepszej sytuacji, po zwycięstwie "Białych", Polska byłaby jedynie przymusowym sojusznikiem Rosji, a najprawdopodobniej - zostałaby znów jej częścią.
Rozmowy z "Białymi" prowadzono niemal do końca października 1919 roku, skończyły się jednak fiaskiem. Dopiero wówczas Polacy przekazali "Czerwonym" wiadomość, że Rzeczypospolitej nie zależy na zwycięstwie Denikina, wraz z obietnicą, że Wojsko Polskie nie uderzy na Armię Czerwoną. Także z tego powodu - ale nie zdradzano go Rosjanom - że nie miało sił do takiego uderzenia. Polacy nie mogli uratować generała Denikina, nawet gdyby tego chcieli.
Tymoteusz Pawłowski
Partnerem projektu „1920. Bitwa, która ocaliła Europę” jest PKN Orlen.