Fala protestów przetoczyła się przez II Rzeczpospolitą. Powodem było małżeństwo i rozwód

W 1918 roku Polska odzyskuje niepodległość. W pozszywanym po ponad stuleciu rozdarcia państwie panuje ogromna radość i ogromny bałagan. Chaos administracyjny, prawny i gospodarczy utrudnia nie tylko organizację państwa, ale i życie zwykłych ludzi. Ślub może wprawić w nie lada kłopot, skoro obowiązują cztery różne ustawodawstwa i trzy różne typy regulacji prawnych dotyczących małżeństwa. Gdy władze II Rzeczpospolitej próbowały ujednolicić zasady zawierania małżeństw, przez Polskę przetoczyła się fala protestów. Aż do II wojny światowej w różnych częściach kraju do ślubów i rozwodów dochodziło na innych zasadach.

Zawarcie związku małżeńskiego to przecież nic trudnego idziesz do kościoła i składasz przysięgę. Jednak jeśli właśnie przeprowadziłeś się do innego miasta, ba kilka kilometrów dalej na ziemie, które jeszcze do niedawna były częścią innego państwa, to co uważałeś za oczywiste, może okazać się bardzo skomplikowane. Każdy z dawnych zaborów inaczej regulował kwestie małżeństwa i rozwodu.

Galicja, czyli musisz w coś wierzyć, żeby wziąć ślub

W zaborze austriackim prawo małżeńskie regulowała Powszechna Księga Ustaw Cywilnych, czyli austriacki kodeks cywilny (ABGB) z 1811 roku. O tym systemie mówi się świecko-wyznaniowy lub mieszany. Zasady, na jakich można było zawrzeć związek małżeński oraz przeszkody ku temu określało państwo, ale sam akt małżeństwa zawierany był zgodnie z religią biorących ślub. Podobnie było w przypadku rozwodów - decydował o nich sąd, jednak w odniesieniu do wyznania małżonków. Dla żydów uwzględniono “listy rozwodowe", wyznawcy prawosławia i protestanci rozchodzili się zgodnie z założeniami ich wyznania, a katolikom rozwodów nie udzielano. A co z ateistami? Kodeks austriacki nie zakładał istnienia takiej możliwości, pod panowaniem Habsburgów każdy musiał w coś wierzyć. Istniała natomiast instytucja małżeństwa cywilnego z konieczności - dochodziło do niej wówczas, gdy duchowny odmówił udzielenia ślubu, choć nie zachodziły żadne prawne przeszkody. Wówczas jeśli małżonkowie mieli dowód oporu ze strony duchowieństwa, zawierali małżeństwo przed urzędnikiem.

Reklama

Ślub cywilny jako powód demoralizacji

W Królestwie Polskim początkowo obowiązywał Kodeks Napoleoński oparty na ideach rewolucji francuskiej, czyli małżeństwo było kwestią świecką, zawierano je przed urzędnikami. Rozwód był postrzegano jako rozwiązanie wcześniej zawartej umowy, a kościoły nie miały tu nic do powiedzenia. Jednak Polacy, naród wówczas mocno wierzący (abstrahując od tego, w co wierzyli), był mocno zaniepokojony, że takie przepisy doprowadzą do upadku moralnego społeczeństwo. Dlatego już na pierwszym sejmie Królestwa Kongresowego w 1818 roku podjęto próbę zmiany tego stanu rzeczy.

Cud zjednoczenia liberałów i konserwatystów

Projekt nowego prawa małżeńskiego zakładał rozwiązania podobne jak w zaborze austriackim. Małżeństwo miało mieć wymiar religijny, ale kwestie rozwodów czy zasad zawierania związków małżeńskich pozostawały w rękach państwa. Ustawa została odrzucona, gdyż dokonała się rzecz rzadko spotykana: przeciwko zagłosowali zarówno konserwatyści - katolicy, dla kórych projekt był zbyt liberalny, jak i liberałowie - dla których był on zbyt konserwatywny. Ostatecznie w 1825 roku wprowadzono kompromisowe rozwiązanie (małżeństwo religijne, zniesienie rozwodów, jurydykcja państwowa), na które nie godzili się jednak katoliccy duchowni. Niebawem nie miało to już znaczenia, bo wszelkie możliwości zmiany i ugody przestały być możliwe po wybuchu powstania styczniowego.

Ślub to kwestia religijna

Ostatecznie od 1836 roku w Królestwie Polskim, jak i wcześniej na ziemiach zabranych, przymusowo zaczął obwiązywać Swod Zakonow, czyli rosyjski kodeks prawny. W zaborze rosyjskim zasady zawierania małżeństw były czysto religijne, władza sądownicza odnośnie rozwodów i ustalenia nieważności także należała do duchowieństwa. Poszczególne zasady były odrębne dla czterech wyznań chrześcijańskich: rzymsko-katolickiego, grecko-rosyjskiego (prawosławnego), ewangelicko-augsburskiego i ewangelicko-reformatorskiego. Jednocześnie zgodnie z rosyjską polityką pierwszeństwo miało wyznanie prawosławne.

Zabór pruski, czyli sprawa jest jasna

W zaborze pruskim małżeństwo zawierano zgodnie z zasadami niemieckiego kodeksu cywilnego (BGB) z 1896 roku. W jego myśl była to umowa cywilna, zawierana przed urzędnikiem. Rozwód także miał charakter czysto laicki - był rozwiązaniem tej umowy. A w kwestiach małżeńskich orzekały sądy powszechne.

Fala protestów w wolnej Polsce

Cztery różne ustawodawstwa, trzy różne typy regulacji prawnych, a przecież Polacy w II Rzeczpospolitej chcieli zawierać związki małżeńskie. Różne zasady rodziły zamieszanie i pewną niesprawiedliwość, władza miała tego świadomość, toteż już w 1922 roku pojawił się pierwszy projekt kodyfikacji prawa, jednak niezadowolenie Kościoła Katolickiego doprowadziło do przerwania prac na dwa lata. Od 1924 roku ponownie podjęto próbę kodyfikacji, a w 1931 roku projekt prawa małżeńskiego został opublikowany. W efekcie przez Polskę przetoczyła się fala protestów.

Na ulice wyszli katolicy, w odzewie na orędzie Episkopatu Polski, który krytykował projekt nowego prawa i wzywał wiernych do podążania za głosem Kościoła. W tym czasie wszystkim nowożeńcom wręczano encyklikę Piusa XI "o chrześcijańskim małżeństwie". Prasa katolicka publikowała ankiety dotyczące nowego prawa, a profesorowie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego opracowali jego krytykę. Co budziło tak wielkie kontrowersje?

Episkopat mówi stanowcze "nie"

Według nowego prawa małżonkowie, którzy ukończyli 25. rok życia, nie mieli dzieci i pozostawiali w związku małżeńskim od trzech lat, mogli wystąpić do sądu o rozłączenie. Para musiała stawić się osobiście i obydwoje musieli być co do tego zgodni (jeśli w rodzinie pojawiły się już dzieci, musiano udowodnić całkowity rozpad pożycia). Sąd orzekał wówczas separację na rok, po upływie tego czasu małżonkowie stawiali się po raz kolejny i jeśli nadal każde z nich uważało, że rozłączenie im służy - są orzekał separację na cas nieokreślony (w przypadku par z dziećmi ustalano też kwestie opieki nad dzieckiem i zarządzania jego majątkiem). Ta propozycja była dla Kościoła do przełknięcia, jednak największe kontrowersje wzbudził kolejny jej punkt.

Zgodnie z propozycją profesora Karola Lutostańskiego, który kierował pracami Komisji Kodyfikacyjnej, po trzech latach separacji, jedno z małżonków mogło złożyć wniosek o zmianę "rozłączenia" na "rozwód" - co wpisywano do aktu małżeństwa i odtąd byli małżonkowie mogli ponownie wziąć ślub. Do zmiany statusu nie mogło jednak dojść, jeśli drugie z małżonków nie zgodziło się na nią, argumentując, że szkodziłaby on dobru dziecka.

Drugą sprawą, która budziła sprzeciw Episkopatu, była kwestia jurysdykcji. O separacji, rozwodzie i unieważnieniu małżeństwa decydował sąd cywilny i jego orzeczenie miało moc prawną. Oczywiście zainteresowane strony mogły udać się do sądu kościelnego, ale jego orzeczenie nie miało konsekwencji prawnych.

Nie tylko katolicy byli niezadowoleni

Ludzie, a w zasadzie wierni katoliccy wyszli na ulicę i skutecznie zablokowali uchwalenie nowego prawa małżeńskiego. Jednak nie tylko katolicy byli przeciwni projektowi Komisji Kodyfikacyjnej, negatywny stosunek mieli żydowscy, ewangeliccy i prawosławni duchowni. Zdaniem tych ostatnich był on o wiele gorszy niż prawo małżeńskie obowiązujące w Królestwie Polskim od 1836 roku. W efekcie sprzeciwu społecznego i przedstawicieli większości znaczących wyznań nie udało się w Polsce stworzyć jednolitego prawa małżeńskiego osiągnięto to dopiero po II Wojnie Światowej.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia Polski | II Rzeczpospolita
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy