Franciszek Latinik. Bronił Śląska Cieszyńskiego. Dlaczego wywołał "strajk generałów"?

90 lat temu zdarzyło się w Wojsku Polskim coś, co nieczęsto miewa miejsce w porządnych armiach, a co przeszło do historii pod nazwą "strajku generałów". I nie chodziło o żaden zamach stanu, a więc przejęcie władzy, popularne w wielu państwach, lecz manifestację - w imię zasad.

Uczestnicy "strajku" nosili głośne w armii nazwiska: był wśród nich generał dywizji Edward Śmigły-Rydz, generałowie brygady Gustaw Orlicz-Dreszer, Roman Górecki, Jakub Krzemieński i Aleksander Litwinowicz, pułkownik lekarz Felicjan Sławoj Składkowski, podpułkownik Stefan Dąbkowski.

Według zajmowanych stanowisk - tuzy nie lada: inspektor armii, dowódca dywizji kawalerii, szef Korpusu Kontrolerów, sędzia Najwyższego Sądu Wojskowego, szef Departamentu Przemysłu Ministerstwa Spraw Wojskowych, szef Departamentu Sanitarnego tegoż resortu, dowódca pułku saperów.

Reklama

Naprzeciw - samotny dowódca Okręgu Korpusu nr X, generał dywizji Franciszek Latinik.

Z Tarnowa do Sztabu Generalnego

 

Sprawca awantury, urodzony 17 lipca 1864 r. w Tarnowie, były zawodowy oficer armii austriackiej (świetnie przy tym wykształcony: absolwent szkoły kadetów w podkrakowskim ówcześnie Łobzowie i najwyższej w monarchii uczelni wojskowej - Szkoły Wojennej Sztabu Generalnego w Wiedniu), miał za sobą długie lata wzorowej służby i niebagatelne osiągnięcia zarówno w służbie sztabowej jak i frontowej.

Zakwalifikowany już po siedmiu latach od ukończenia szkoły kadetów do akademii sztabu generalnego, otwierającej w armii Franciszka Józefa drogę do najwyższych dostojeństw, po jej ukończeniu testowany był - zgodnie z pragmatyką - na różnych stanowiskach.

Jako oficer Sztabu Generalnego (z dyplomem z 1891 r.), pracował w Biurze Kartograficznym SG, odbył staż w charakterze szefa sztabu brygady, po czym delegowany był do Biura Operacyjnego XI Korpusu we Lwowie i do Biura Krajoznawczego Sztabu Generalnego w Wiedniu - z ramienia tego ostatniego odbywał służbowe podróże po Bałkanach z misją sporządzenia strategicznego i taktycznego opisu terenów pomiędzy Bośnią a Albanią.

Po sprawdzianie w sztabach i awansie (w 1896 r.) na kapitana SG, skierowany został do 13. Pułku Piechoty w Krakowie, aby nabrać praktyki w służbie liniowej. Że miał najwyższe wykształcenie, powierzono mu m.in. funkcje komendanta kursów dla oficerów rezerwy i wykładowcy taktyki w pułkowej szkole oficerskiej.

Nagrodzony w 1909 stopniem majora SG objął stanowisko komendanta swej macierzystej szkoły kadetów w Łobzowie. Spędził na nim 2 lata, po czym - już jako podpułkownik SG - awansował na zastępcę dowódcy 1. Pułku Piechoty w Opawie.

Jak wielu oficerom, w przyśpieszeniu kariery przysłużył mu się wybuch wojny: w 1914, po ogłoszeniu mobilizacji, objął dowództwo 2. Pułku Marszowego, wraz z którym już w sierpniu brał udział w ofensywie na Lublin. Bił się z Rosjanami pod Annopolem, Ratoszynem, Kraśnikiem, Rozwadowem i Mielcem.

Chwalebnie zweryfikowane na polu walki zdolności pozwoliły mu objąć 17 września 1914 r. dowództwo 100. Pułku Piechoty. Wraz z nim przeszedł do historii.

Bohater z góry Pustki

 

Po walkach nad Nidą jednostka Latinika (noszącego wtedy dystynkcje pełnego pułkownika SG) przerzucona została pod Gorlice, gdzie wojska austriackie planowały ofensywę, mającą doprowadzić do przełamania utrzymującego się od dłuższego czasu w bezruchu frontu.

2 maja 1915 r. pułk ruszył do natarcia i rozerwał pozycje wojsk rosyjskich na górze Pustki koło Łużnej. Zwycięstwo, choć okupione olbrzymimi stratami, było bezdyskusyjne; przełożeni płk. Latinika docenili jego talenty dowódcze przedstawieniem go do odznaczenia najwyższym wojskowym orderem Austro-Węgier: Orderem Marii Teresy.

Wojenne szczęście sprzyjało oficerowi rodem z Tarnowa. Po uzupełnieniu strat jego 100. pułk ścigał Rosjan przez Biecz, Jasło aż po Jarosław, gdzie chory dowódca złożył komendę. Powrócił do służby po dwóch miesiącach urlopu - na wyższe stanowisko dowódcy 23. Brygady Piechoty. Także i z tą jednostką Latinik odnosił sukcesy: 26 lipca 1915 r. zdobył ufortyfikowany Brześć nad Bugiem, a następnie odgrywał istotną rolę w austriackim systemie ofensywnym południowego odcinka frontu wschodniego.

Na czele brygady stał do lipca 1916 r.; złożony powtórnie chorobą zmuszony był skorzystać z trzymiesięcznego urlopu, po którym wrócił do brygady, walczącej wtedy na Bukowinie. Na wiosnę 1917 jego jednostkę przerzucono na front włoski - walczyła nad rzeką Isonzo, wyróżniła się w ofensywie pod Caporetto, zdobywając Monfalcone i Aqileę, gromiła Włochów nad Piavą.

W lutym 1918 płk Latinik objął komendę nad 8. Brygadą Piechoty, biorącą udział w bojach w Tyrolu. Tam fortuna go opuściła: w czerwcu odniósł ciężką ranę, która wyeliminowała go praktycznie do końca wojny z czynnej służby.

Kończył służbę w c. i k. armii udekorowany m.in. Orderem Żelaznej Korony, Orderem Franciszka Józefa, Wojskowym Krzyżem Zasługi, a także niemieckim Krzyżem Żelaznym I i II klasy.

Zew krwi

Po rozpadzie Austro-Węgier płk SG Franciszek Latinik nie przeżywał wahań, gdzie jego miejsce. Wbrew niepolskiemu nazwisku, choć zgodnie z zewem krwi jego rodzice (Antoni, nauczyciel geografii z ambicjami naukowymi - opublikował w 1871 "Geografiję Galicyi dla szkół ludowych", a w 1878 "Obywatel, państwo, sąd, formy rządów" - i Kornelia z Romerów) nie mieli wątpliwości, że są Polakami. 2 listopada 1918 r. Latinik zameldował się w Wojsku Polskim.

Na początek został dowódcą Okręgu Wojskowego w Zamościu, po dwóch tygodniach trafił do Cieszyna, gdzie, zajmując również stanowisko dowódcy Okręgu Wojskowego, był organizatorem i zwierzchnikiem polskich oddziałów na Śląsku Cieszyńskim.

23 stycznia 1919 odrzucił ultimatum czeskie, żądające ewakuacji Polaków z tego regionu i oddania go Czechom. Dysponując dwoma tysiącami żołnierzy, podjął działanie, doprowadzając nie tylko do powstrzymania pod Skoczowem czeskiej agresji, ale zmuszając nieprzyjaciela do zawieszenia broni. Jako szef oddziałów na Śląsku Cieszyńskim był w 1919 r. członkiem polskiej delegacji do Rozjemczej Międzysojuszniczej Komisji, pracującej w Cieszynie. Dowodził wtedy związkiem o nazwie Front Cieszyński, składającym się z dwóch dywizji piechoty.

Pierwszy rok służby w WP przyniósł mu generalskie akselbanty - otrzymał stopień generała podporucznika - i swego rodzaju nobilitację: 1 stycznia 1920, otrzymawszy Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari, znalazł się w pierwszej, 11-osobowej, Tymczasowej Kapitule Orderu Wojennego Virtuti Militari.

Pełnił też kolejne ważne misje: został przedstawicielem rządu Polski w Komisji Delimitacyjnej Polsko-Czechosłowackiej w Opawie, a następnie w Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej w Cieszynie.

Dowódca armii

W lipcu 1920 r. generał Latinik stanął przed największym w wojskowym życiu wyzwaniem: Naczelne Dowództwo powierzyło mu dowództwo nad 1. Armią, broniącą przed bolszewikami przedpola Warszawy - między Modlinem, Zegrzem i Górą Kalwarią - i, jednocześnie, stanowisko wojskowego gubernatora stolicy. Siłą rzeczy wziął czynny udział w bitwie warszawskiej: kierował operacjami pod Zegrzem i Radzyminem, a kiedy odparto natarcie Armii Czerwonej, obsadzał południowo-wschodni odcinek frontu.

W wojnie z bolszewikami uczestniczył aż do końca, dowodząc południową grupą wojsk 6. Armii, prącej w kierunku na Tarnopol, Stary Konstantynów i Płoskirów.

Po zawieszeniu broni objął komendę nad dywizją, następnie pełnił funkcję kierownika kursów informacyjnych (czyli doszkalających) dla wyższych dowódców, by w maju 1921 r. stanąć na czele Okręgu Generalnego Kielce. 25 listopada tegoż roku został przeniesiony do Przemyśla, gdzie został dowódcą Okręgu Korpusu X.

Stanowisko, jakie objął, nie było bagatelne: dowódcy OK podlegały 4 wielkie jednostki (dywizje piechoty w Kielcach i Jarosławiu, dywizja piechoty górskiej w Przemyślu, brygada kawalerii w Rzeszowie), w razie wybuchu wojny sprawować miał pełną władzę na obszarze, obejmującym blisko 10 proc. powierzchni Polski.

Rogaty generał

Początkowo wszystko układało się dobrze. Awansowany 3 maja 1922 r. na generała dywizji Latinik - odznaczony, poza Virtuti Militari, także Krzyżem Walecznych z jednym okuciem, Orderem Polonia Restituta III klasy i medalami pamiątkowymi za udział w wojnie - radził sobie, jak na dyplomowanego i doświadczonego oficera przystało, wyśmienicie. Niebawem jednak jego rogata dusza dała o sobie znać.

A że ją miał - nie ulega wątpliwości. Dowodem mogą być dwa przypadki, związane z odznaczeniami. Kiedy bowiem otrzymał wiadomość, że kapituła Orderu Marii Teresy, dokończywszy czasochłonnej procedury, pozytywnie rozpatrzyła wniosek o nadanie mu tego prestiżowego, cenionego w całej Europie, odznaczenia, odmówił przyjęcia go: oświadczył, że skoro przestał być żołnierzem cesarstwa - wyróżnienia przyjąć nie może, gdyż jedynymi władzami, uprawnionymi do nagradzania go, są władze polskie.

Gdy z kolei Francuzi zamierzali udekorować go Krzyżem Oficerskim Narodowego Orderu Legii Honorowej, generał także stanął okoniem - tym razem uznał, że proponowana mu IV klasa jest zbyt niska dla kogoś, kto w czasie wojny sprawował funkcję dowódcy armii.

Obraza legionistów

 

W Przemyślu generałowi Latinikowi zaszkodziło coś innego: będąc zawodowym wojskowym z najwyższym wykształceniem, absolwentem powszechnie uznawanej uczelni, odnosił się bez atencji do oficerów, których uważał za dyletantów. Takie zdanie miał zwłaszcza wobec dawnych legionistów, z tytułu zasług odgrywających w Wojsku Polskim coraz ważniejsze role, forowanych wbrew kwalifikacjom i zasługom (w tym zresztą Latinik nie był odosobniony - podobny pogląd wyrażało wielu oficerów, zajmujących w armiach zaborczych wyższe stanowiska dowódcze).

Choć w takiej ocenie nie był odosobniony, na swoje nieszczęście nie potrafił też utrzymać języka na wodzy i często pozwalał sobie na uszczypliwe - wygłaszane publicznie - uwagi w rodzaju "Ci, którzy byli coś warci, zginęli, ci, którzy żyją, nic nie są warci" albo "Wy wszystko zawsze prywatnie załatwiacie, wolę służyć z pomywaczami niż z takim wojskiem".

O ile kąśliwości uchodziły mu przez czas jakiś płazem, o tyle wyskok z jesieni 1924 r. okazał się błędem niewybaczalnym. Kiedy członkowie przygotowującego ceremonialne obchody 10. rocznicy wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej komitetu zwrócili się do generała o odkomenderowanie oficerów i żołnierzy do prac organizacyjnych oraz wydelegowanie orkiestry na planowany przemarsz legionistów, mieli usłyszeć: "Dziś przychodzicie panowie z uroczystościami Legionów, jutro przyjdą Żydzi ze zdobyciem Jerycha, a pojutrze Ukraińcy z Petlurą".

Jako że w skład delegacji wchodził przemyski wydawca Józef Styfi, sprawę rychło nagłośniono, jednak "Nowy Głos Przemyśla", który napiętnował dowódcę okręgu korpusu, został - za sprawą Latinika - skonfiskowany.

Takiego skandalu zatuszować się nie udało, zatarg nabrał rozgłosu, konflikt zaś - dynamizmu. Latinikowi zarzucono brak patriotyzmu, zakwestionowano jego poczucie przynależności do narodu polskiego. Przeciwko niemu stanęli politycy z różnych opcji.

Doszło do oficjalnego wystąpienia o surowe ukaranie generała, a kiedy zajmujący stanowisko ministra spraw wojskowych gen. Władysław Sikorski nie zareagował na żądanie, siedmiu wyższych oficerów 1. Brygady podało się do demonstracyjnej dymisji.

Był to właśnie "strajk generałów".

Ciężar gatunkowy


Nie można powiedzieć, aby niedyplomatyczna - w rzeczy samej - wypowiedź Latinika przysporzyła mu samych wrogów. Bulwarowa "Dwugroszówka" np., czyli wydawana przez endeków "Gazeta Poranna", stając po jego stronie, pozwoliła sobie na niedelikatny acz proroczy komentarz, że "Na dymisji gen. Rydza-Śmigłego zyska może sztuka malarska. Na pewno zaś nic nie straci sztuka wojskowa"...

Uczestnicy "strajku generałów" mieli jednak większy ciężar gatunkowy. Ich dymisji nie przyjęto, natomiast wiceminister spraw wojskowych gen. Stefan Majewski skierował sprawę do sądu honorowego dla generałów, a generała z Przemyśla wezwał do raportu, podczas którego zasugerował mu dymisję.

Pod tak zmasowanym atakiem Franciszek Latinik musiał się ugiąć. Złożył prośbę o zwolnienie ze służby; było to tym łatwiejsze, iż osiągnął wiek emerytalny. Nie omieszkał jednak oświadczyć publicznie "Byłem moralnie zmuszony podać się do dymisji, by nie narazić się na zawieszenie".

1 marca 1925 r. odszedł więc z wojska - i już jako pozostający w stanie spoczynku poznał werdykt sądu generalskiego, który orzekł, że "Gen. Franciszek Latinik winien jest uchybienia godności stanu oficerskiego przez to, że jako dowódca Okręgu Korpusu X do delegacji społecznej, proszącej go o udział wojska w obchodach X-lecia legionów wypowiedział zdania, którymi słusznie mógł się czuć dotknięty pewien odłam Wojska Polskiego, za co nadaje się karę surowej nagany".

Bez happy endu

"Strajk generałów" okazał się skuteczny; niebawem zresztą nadszedł sławetny maj, po którym antagoniści Latinika - ci "legionowi ignoranci wojskowi" - objęli pełnię władzy w państwie.

Emerytowany generał zamieszkał w Krakowie, zajmował się wspomnieniami (opublikował w całym życiu cztery prace: "Żołnierz polski pod Gorlicami 1915", "Walka o Śląsk Cieszyński w r. 1919", "Bój o Warszawę. Rola wojskowego gubernatora i 1-ej Armii w bitwie pod Warszawą w 1920 r.", "Wspomnienie o generale broni Tadeuszu Rozwadowskim"), działał społecznie w Towarzystwie "Rozwój", politycznie sympatyzował z endekami.

Lata II wojny światowej przeżył szczęśliwie. Po jej zakończeniu próbował w jakimś stopniu wrócić do życia publicznego, zakładając w 1945 r. Związek Emerytów Wojskowych i Wdów. Na przeszkodzie w zwiększeniu aktywności stał jego wiek.

Franciszek Latinik zmarł 29 sierpnia 1949 r. w Krakowie, spoczywa w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Rakowickim.

Waldemar Bałda

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy