Franciszek Sokół: Gdynia zawdzięcza mu rozwój. Zbudował nowoczesne miasto
Początki istnienia i rozwój Gdyni jako nowoczesnego miasta portowego wiąże się zazwyczaj z dwoma nazwiskami: Eugeniusza Kwiatkowskiego i Tadeusza Wendy. Franciszek Sokół spychany bywa na margines - a przecież w pierwszych dwóch dekadach istnienia portu zapisał się on w jego historii bynajmniej nie słabiej niż jego znakomici poprzednicy. Był przy tym osobistością niezwykle wyrazistą, nietuzinkową…
Franciszek - a właściwie, zgodnie z metryką, Stefan Franciszek - Sokół nie pochodził ani z Kaszub, ani z Pomorza: urodził się 25 grudnia 1890 r. we wsi Cyranka, będącej dziś częścią Mielca.
Wychowany w ubogiej, wielodzietnej rodzinie, dzięki wysiłkowi rodziców oraz własnej pracy nie tylko ukończył (w 1913 r.) gimnazjum, ale i wstąpił na Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studiów jednak nie zdołał ukończyć w terminie - po wybuchu Wielkiej Wojny, jako absolwent kursu podchorążych Polskich Drużyn Strzeleckich, poszedł za głosem serca i wstąpił do Legionów Polskich.
Oficerskie szlify przypiął jednak dopiero w 1923, gdy nadano mu rangę podporucznika piechoty rezerwy; na froncie dosłużył się szarży sierżanta 1. Pułku Piechoty, austriackiego Brązowego Medalu "Za Odwagę", polskiego Krzyża Walecznych i... rany, odniesionej 20 sierpnia 1915, na skutek której - po leczeniu i rekonwalescencji w szpitalu wojskowym w Krakowie - nie wrócił już na linię. Wcześniej przeszedł cały szlak bojowy 1. Brygady, walcząc m.in. pod Łowczówkiem, Tarłowem; w sumie ponoć brał udział w aż 35 bitwach i potyczkach!
Kiedy wrócił do sił otrzymał przydział do Stacji Zbornej Legionów w Piotrkowie Trybunalskim, potem działał konspiracyjnie w Polskiej Organizacji Wojskowej.
W odrodzonej Rzeczypospolitej Sokół pracował w administracji państwowej. Już w listopadzie 1918 r. objął stanowisko podreferendarza w Starostwie Powiatowym w Kutnie (potem był tam referendarzem), uzupełniwszy zaś wykształcenie (w 1925 ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie) awansował: w 1927 został wicestarostą powiatu Kutno, w listopadzie 1928 otrzymał nominację na starostę powiatu Nadwórna na Kresach Wschodnich (gdzie dał się poznać jako rozsądny urzędnik i dobry gospodarz - umiał znaleźć wspólny język z niechętnie nastawioną do polskiej władzy ludnością ukraińską), w grudniu 1931 z kolei zasiadł w fotelu wicewojewody stanisławowskiego.
Tam jednak passa się przerwała, skonfliktowany z wojewodą musiał ustąpić z posady. Swoją drogą, do dymisji doszło w ciekawych okolicznościach.
Wykroczeniem, jakiego dopuścił się Sokół, było bowiem przekazanie pewnemu społecznikowi z Kutna 20 zł na prowadzoną przezeń pracę charytatywną i oświatową. Czyn chwalebny, zatem...?
Ano, rzecz w tym, że obdarowany społecznik był działaczem Związku Ludowo-Narodowego, stronnictwa opozycyjnego wobec rządu... Wojewoda "utracił zaufanie" do zastępcy; jego stanowiska nie zmieniła nawet opinia sądu koleżeńskiego, sformowanego z weteranów macierzystego dla Sokoła 6. Batalionu 1PP Legionów, który - poproszony o ocenę - "nie znalazł w jego postępowaniu nic nieetycznego".
Że jednak Polska składała się nie tylko z doktrynerów, zdolności administracyjne ekswicewojewody nie poszły w niepamięć: i tak 10 lutego 1933 r. Franciszek Sokół objął funkcję komisarza rządu w Gdyni. "Zaczynam w Gdyni wielką pracę; przysłano mnie tutaj, abym się wykończył" - zapisał w miejskiej księdze pamiątkowej.
Problem Gdyni tkwił w tym, że o ile budowa portu postępowała w sposób przemyślany i konsekwentny - była to inwestycja państwowa - o tyle sprawy miasta pozostawiono niejako swojemu losowi. Budżet zionął pustkami, zadłużenie rosło, w gospodarce komunalnej królował chaos.
Sokół miał wyprowadzić Gdynię z zapaści - względnie definitywnie skręcić polityczny kark. On jednak stanął na wysokości zadania: opanował fatalną sytuację finansową, opracował plany inwestycyjne, z jednej strony zapewniające Gdyni powstanie niezbędnej do racjonalnego rozwoju infrastruktury, z drugiej dające miejsca pracy rzeszy niezliczonych bezrobotnych.
Z jego inicjatywy opracowano plan rozwoju perspektywicznego, wprowadzono reguły zagospodarowania centrum, zbudowano szpitale, miejską rzeźnię i halę targową, od podstaw zorganizowano komunikację publiczną, powołano straż pożarną oraz miejską bibliotekę publiczną, a brukując i asfaltując pamiętające wiejskie czasy miasta drogi przekształcano je w ulice. Dzięki zaangażowaniu funduszów miejskich uratowano przed likwidacją, a następnie rozbudowano, Stocznię Gdyńską, przy pomocy komisarza rządowego wzniesiono też w Redłowie kompleks koszar 2. Morskiego Pułku Strzelców, zorganizowano siedzibę kwatermistrzostwa Lądowej Obrony Wybrzeża.
Sokół był w Gdyni w swoim żywiole, dysponując mocnym i trudnym do zakwestionowania mandatem politycznym (miał wszak rangę reprezentanta rządu, niezależnego od lokalnych sił) w pełni wykorzystywał przyznane mu prerogatywy. Jako komisarz łączył uprawnienia prezydenta miasta, przewodniczącego rady miejskiej i starosty powiatu grodzkiego, jako społecznik - działał na niezmiernie licznych polach: w Bractwie Kurkowym, Lidze Morskiej i Kolonialnej, Lidze Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, Polskim Związku Zachodnim, Radzie Instytutu Bałtyckiego, Yacht Klubie Polskim, Związku Legionistów Polskich, Związku Miast Polskich, a nawet... Towarzystwie Polsko-Jugosłowiańskim (nawiasem, z tego tytułu został w 1938 r. komandorem Orderu Świętego Sawy). Otrzymał m.in. Krzyż Oficerski Orderu Polonia Restituta, Krzyż Niepodległości, medale "Za Długoletnią Służbę".
Co ważne, nie tracił przy tym zdrowego rozsądku. Tu warto przytoczyć fragment jego wspomnień "Żyłem Gdynią", ilustrujący okoliczności, w jakich pracował: "(...) siedem dni po objęciu urzędowania zgłosiło się do mnie trzech dżentelmenów gdyńskich w imieniu ministra Korsaka i generała Gustawa Orlicz-Dreszera; zakomunikowali mi, że w Warszawie zawiązał się komitet budowy dworku na Wybrzeżu dla marszałka Piłsudskiego (...); zdecydowano wybudowanie tego dworku w Redłowie na tzw. Orlim Cyplu, a ponadto, że dworek ten musi być gotowy na 19 marca (...).
Popatrzyłem (...) na twarze moich dżentelmenów i powiedziałem im:
- Jeżeli przyjmę przewodnictwo komitetu i zgodę na zbudowanie dworku w ciągu 30 dni, to ogłosicie mnie za wariata, a jeżeli odmówię wzięcia udziału w tej imprezie, to ogłosicie mnie za wroga marszałka Piłsudskiego. Otóż ja wybieram to drugie i żegnam panów".
Pamiętać trzeba, że buńczuczne słowa wyrzekł legionista, były żołnierz 1. Brygady, członek kadry oficerów rezerwy najstarszego pułku WP, posiadacz zaszczytnej odznaki "Za Wierną Służbę"!
Zarządzana przez Sokoła Gdynia, nazywana "polskim Nowym Jorkiem", w przededniu wojny liczyła 127 tys. mieszkańców i pod tym względem ustępowała w Polsce tylko sześciu miastom. Port bił bałtyckie rekordy przeładunków.
1 września 1939 r. komisarz objął stanowisko szefa administracji Obszaru Nadmorskiego i - jednocześnie - komisarza cywilnego przy Dowódcy Floty. Swoje obowiązki wypełniał do 12 września, czyli do dnia zarządzonego przez dowódcę Lądowej Obrony Wybrzeża wycofania sił polskich z Gdyni. Został wtedy powołany jako oficer rezerwy do sztabu dowódcy Obrony Wybrzeża wiceadmirała Józefa Unruga i odkomenderowany do sztabu Morskiej Obrony Wybrzeża na Hel. Tam 2 października dostał się do niewoli.
Początkowo dzielił los innych jeńców, skierowanych do obozów oficerskich (Xb w Nienburgu nad Wezerą, następnie XVIIIc w Spittalu nad Drawą), w marcu 1940 r. jednak został aresztowany przez Gestapo i przewieziony do Gdańska, gdzie stanął przed sądem - oskarżony o działalność na szkodę III Rzeszy.
Zarzucano mu, iż jako komisarz rządu zamierzał wykupić w trybie przymusowym należące do obywateli Niemiec majątki na Kępie Oksywskiej (miało to na celu zabezpieczenie Gdyni na wypadek wojny: u podnóża Kępy zlokalizowany był port marynarki wojennej i jego fortyfikacje) oraz że po wybuchu wojny nakazał warsztatom Żeglugi Polskiej wykonanie 500 drewnianych opraw do kos i bagnetów (bronią tą posługiwali się członkowie ochotniczych oddziałów, sformowanych przez PPS, znani jako "gdyńscy kosynierzy").
Skazany na pobyt w obozie koncentracyjnym Sokół został pozbawiony praw jeńca wojennego i osadzony w Stutthofie, a następnie w Mauthausen-Gusen. Miał wiele szczęścia, przeżył...
18 czerwca 1945 r. dawny gdyński rządowy komisarz był z powrotem w Polsce. Nawiązał zaraz kontakt z serdecznym przyjacielem, byłym wicepremierem Eugeniuszem Kwiatkowskim, i na jego zaproszenie wyjechał do Gdańska.
W Delegaturze Rządu dla Spraw Wybrzeża powierzono mu stanowisko szefa Działu Odbudowy Miast, a następnie Działu Materiałów i Wyposażenia Technicznego.
Niestety, jako "sanacyjny urzędnik" został z Wybrzeża wydalony; tyle dobrego, że nie poddano go poważniejszym represjom. Od października 1947 r. pracował w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, w 1950 przeszedł do Urzędu Pełnomocnika Akcji Robót Rozbiórkowych.
Nigdy już nie uzyskał realnego wpływu na odbudowę i rozwój polskiej gospodarki morskiej. Podupadający - w konsekwencji obozowych przeżyć - na zdrowiu, zmarł podczas pobytu na kuracji w Krynicy 13 czerwca 1956 r.
Waldemar Bałda