Gdynia. Jak II Rzeczpospolita wybudowała port i miasto

W dniu oficjalnych zaślubin Rzeczpospolitej z morzem, 10 lutego 1920 roku, Sejm Ustawodawczy polecił rządowi budowę portu morskiego.

Początkowo rozważano trzy lokalizacje. Pierwszą z nich był Puck. Za tą opcją przemawiała tradycja i względy historyczne. Dostrzeżono jednak w porę spore trudności - należało bowiem przekopać Półwysep Helski u jego nasady i pogłębić płytką i zamuloną Zatokę Pucką.

Drugą z proponowanych lokalizacji był Tczew. Zaletami tego wyboru miały być dogodne połączenia kolejowe i wodne z resztą kraju, jednak jako główny argument przeciw wskazywano niedogodny z punktu widzenia strategicznego przebieg granicy.

Reklama

Za budową portu w Gdyni przemawiało dogodne położenie geograficzne i hydrograficzne. Bardzo korzystny był bezpośredni wylot na otwarte morze, chroniony przed wysoką falą kosa Półwyspu Helskiego. Łańcuch wzgórz morenowych od strony lądu chronił przed wiatrami. Gleba, złożona z piasków i torfowisk, nie utrudniała zanadto prac ziemnych. Tak więc, między cyplami Redłowa i Oksywia było wymarzone miejsce na pierwszy port morski II RP.

Projekt, pomimo konieczności wykonania ogromu prac i doprowadzenia nowej linii kolejowej, przyjęto.

Budowę rozpoczęto od tymczasowego portu wojennego i schroniska dla rybaków. Wykonawcami byli admirał Porębski i komandor Świrski, którzy objęli kierownictwo nad pracami. Następnie budową portu kierował inżynier Tadeusz Wenda.

Wkrótce wyrosło z morza drewniane molo, przy którym można już było cumować. Pierwsze prace były bardzo ciężkie także i z tego względu, że zarówno mieszkańcy ówczesnej osady Gdynia, w liczbie około tysiąca, a także wielu ludzi w głębi kraju, nie wierzyło w powodzenie przedsięwzięcia. Ci, którzy port projektowali oraz ci, którzy go budowali, nie byli pewni, czy któregoś dnia nie zostaną cofnięte kredyty, a roboty wstrzymane...

Tymczasem okręt hydrograficzny Marynarki Wojennej "Pomorzanin" pracował wytrwale nad zbadaniem konfiguracji dna morskiego na podejściach do przyszłego portu. Na lądzie zaś rosła gęsta sieć kolejek wąskotorowych.

W kwietniu 1923 roku oficjalnie otwarto tymczasowy port wojenny oraz schronisko dla rybaków. Stojące na redzie okręty francuskie, brytyjskie, estońskie i polskie obwieściły hukiem dział, że Polska ma własny port morski.

W sierpniu tego samego roku do tymczasowego portu przybył pierwszy oceaniczny statek. Był to masowiec "Kentucky" pod banderą francuska, o wyporności nieco ponad 6 tys. BRT. Do rozbudowy portu brakowało jednak doświadczenia, a przede wszystkim kapitału. Wkrótce też powstało Konsorcjum Francusko-Polskie Budowy Portu w Gdyni. Pojawiły się zastępy inżynierów, techników, rzemieślników i robotników. Olbrzymie koparki, w tym sprowadzona z Danii słynna "Passe-Partout", pracowały nieustannie, przesiewając piasek i torf nabrzeża. Krajobraz zaczął się zmieniać.

Stopniowo na morzu zaczęła rosnąć biała linia głównego falochronu z przylegającymi doń ramionami moli. Potok Chyloński zmienił swoje ujście, skróciwszy bieg. Na jego lewym brzegu wyrosło miasteczko domków i baraków, gdzie mieszkali inżynierowie i robotnicy. W następnych latach miejsce to miało się okryć nieciekawa sławą...

Wykopaną ziemię wywożono wodą w kierunku Jastarni.

W sierpniu 1924 r. dowództwo Marynarki Wojennej przeniosło się z Pucka do Gdyni. Na razie do wynajętych prywatnych budynków, bo budowę własnych dopiero rozpoczynano.

Do portu zaczęła też zawijać coraz większa liczba statków handlowych. Na początku nie było ich wiele. Konkurencja z nieodległego Wolnego Miasta Gdańska, ale także z Hamburga i Bremy celowo rozpowszechniała o Gdyni nieprzychylne i nieprzyjemne plotki.

Najlepszą reklamą dla Gdyni było iście amerykańskie tempo budowy oraz wzrastające tempo wymiany handlowej. To z kolei było związane z trudnościami na granicach lądowych. Niemcy zamknęły granicę dla eksportu polskiego węgla.

Konieczność znalezienia nowej drogi wysyłki podstawowego polskiego dobra eksportowego skłoniła władze do przyspieszenia budowy portu. Opracowano także projekt budowy nowoczesnej linii kolejowej ze Śląska do Gdyni (magistrala węglowa - z pominięciem terytorium Wolnego Miasta Gdańska), który został zrealizowany z powodzeniem w 1931 roku. Dzisiaj jest to szlak odchodzący za przystankiem "Wzgórze Św. Maksymiliana" na wschód i południowy-wschód, przez Kack ku Kościerzynie.

Pierwsza faza budowy portu ukończona została w 1930 roku. Zbiegło się to z narastającym na świecie Wielkim Kryzysem. Można jednak pokusić się o twierdzenie, że gdyby nie port w Gdyni, skutki kryzysu byłyby dla II RP dużo bardziej odczuwalne. Jak pisał inżynier Julian Ginsbert w roku 1938: "Dzięki Gdyni wyszliśmy z walki z kryzysem gospodarczym zwycięsko".

Portowi sprzyjało także szczęście. Jeszcze w roku 1926, gdy na Wyspach Brytyjskich wybuchł półroczny strajk górników, Polska za pośrednictwem Gdyni mogła przejąć dla polskiego węgla cały rynek skandynawski.

W rekordowym czasie powstały żelazobetonowe nabrzeża. W roku 1928 ich łączna długość wynosiła nieco ponad półtora kilometra, a już dziesięć lat później, prawie 13 kilometrów. W tm samym roku, w 1938, łączna długość falochronów to prawie cztery kilometry.

Pora na kilka liczb, które pozwolą Czytelnikowi zorientować w efektywności pracy gdyńskiego portu. W roku 1936, przy pomocy posiadanych 71 urządzeń przeładunkowych, Gdynia przeładowała ponad 7700 tys. ton. W tym samym czasie dla porównania, port w Bremie, posiadający aż 222 urządzenia przeładunkowe, obsłużył ledwie nieco ponad 6220 tys. ton towarów, Królewiec około 4500 tys. ton, a ogromny port w Antwerpii tylko nieco ponad trzykrotnie więcej niż Gdynia...

Kolejnym arcyciekawym zestawieniem jest liczba wejść do portu statków rozmaitych bander. Według stanu na rok 1937, do portu zawinęło pod względem tonażu najwięcej statków ze Szwecji. Na kolejnych miejscach znalazły się statki polskie, brytyjskie, duńskie, niemieckie i fińskie. Szczególnie ciekawa jest obecność w tym zestawieniu żeglugi z Niemiec, która wolała jednak korzystać z portu gdyńskiego, aniżeli z urządzeń Wolnego Miasta Gdańska.

Wraz z portem w równie szybkim tempie rosło miasto. W projektowaniu tego imponującego założenia miejskiego brali udział najwybitniejsi polscy architekci. Gdynia rozrastała się także terytorialnie. Przyłączone zostały kolejne wsie - Chylonia, Redłowo, Obłuże, Witomino i Cisowa.

W roku 1939 liczba mieszkańców miasta osiągnęła bez mała 130 tysięcy. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, nie uległo ono podczas wojny poważniejszym zniszczeniom, więc jego modernistyczną zabudowę możemy w stanie nienaruszonym oglądać do dziś.

Niestety, budowany z takim mozołem port, został w wyniku alianckich nalotów zupełnie zniszczony. Podobnie jak stocznia...

Tomasz Basarabowicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gdynia | II Rzeczpospolita
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy