Komuniści przeciwko Polsce. Uderzenie w młode państwo

Odzyskanie przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r. zaskoczyło komunistów. Śledząc nastroje panujące wśród Polaków byli przekonani, że radykalnie nastawione masy społeczne doprowadzą do rewolucyjnego wybuchu.

Okazało się jednak, że szybkie przyznanie przez rodzące się państwo podstawowych praw pracowniczych, w tym m.in. ośmiogodzinnego dnia pracy i wprowadzenie ubezpieczeń, zadowoliło robotników. Co więcej, Polacy swoje nadzieje na poprawę sytuacji wiązali z budową instytucji państwowych i wyborami do Sejmu, a nie z bolszewicką zawieruchą jaka przetaczała się przez niedawne imperium carów.

Niepodległość Polski zaskoczyła też polskich komunistów w Rosji. Co prawda na początku 1918 r. w Rosji bolszewickiej zaczęły powstawać zalążki polskiej Armii Czerwonej, na której czele stanął Stefan Żbikowski, jednak nie spełniła ona rewolucyjnych nadziei. Żbikowski zakładał, że po klęsce Niemiec i załamaniu się frontu wschodniego, na czele swoich żołnierzy wkroczy do Polski. Jednak jego Zachodnia Dywizja Strzelców została skierowana do walk w głębi Rosji i, gdy w listopadzie 1918 r. Niemcy podpisały kapitulację, nie była w stanie zrealizować planów niesienia rewolucji. Polska miała już swoje państwo i organizowała struktury do jego obrony. 

Reklama

Komuniści nie zrezygnowali jednak z planów wzniecenia rewolucji. Uznali, że gwarancją ich skuteczności będzie atak w chwili, gdy młode państwo polskie będzie jeszcze słabe, zanim powstaną i okrzepną jego instytucje, a przede wszystkim wojsko.

Dla zrozumienia tego, co zaszło w Polsce przyjęli interpretacje wydarzeń, wyniesiona z realiów rosyjskich. Odzyskanie przez Polskę niepodległości potraktowali jak rewolucję lutową 1917 r., a w powołanym 17 listopada 1918 r. rządzie Jędrzeja Moraczewskiego widzieli jedynie odpowiednik rządu Kiereńskiego, obalonego później przez przewrót bolszewicki.

Wychodząc z takiego założenia, przystąpili do realizacji działań, które rok wcześniej przyniosły im sukces w Rosji. Jego podstawowymi elementami były: Rady Delegatów Robotniczych i Czerwona Gwardia, której organizatorzy wcześniej tylko skupowali i magazynowali broń, teraz próbowali stworzyć masową organizację z miejskimi i dzielnicowymi komendanturami.

Zainicjowano też powstanie Rad Delegatów Robotniczych. Miał tym pokierować przybyły do Polski jeszcze w sierpniu 1918 r. (a więc podczas niemieckiej okupacji ziem polskich) Stanisław Budzyński, rewolucjonista i członek kierownictwa SDKPiL w Rosji. W Warszawie wszedł on w skład Zarządu Głównego SDKPiL i z jego ramienia już w listopadzie 1918 r. zajął się organizowaniem Rad Delegatów Robotniczych w Warszawie, Łodzi i Zagłębiu Dąbrowskim. Pomagał mu w tym inny wysłannik bolszewików Franciszek Grzelszczak.

W podobne działanie, niezależnie od SDKPiL, zaangażowali się członkowie PPS-Lewicy. Równolegle rady budowała jeszcze jedna działająca na ziemiach polskich radykalna partia, czyli żydowski Bund.

Członkowie partii chodzili od fabryki do fabryki, wymuszali przerwy w pracy, zwoływali wiece i namawiali robotników do wybrania własnych delegatów do Rad Delegatów Robotniczych, które - według nich - miały przejąć władzę. Początkowo odnosili pewne sukcesy, ale sytuacja uległa zmianie wraz z ogłoszeniem 28 listopada 1918 r. przez pierwszy polski rząd Jędrzeja Moraczewskiego wyborów do Sejmu. Zainteresowanie robotników komunistyczna agitacja znacznie wówczas zmalało. Tak, jak i inne grupy społeczne, organizacje reprezentujące pracowników, nastawiły się na rywalizację wyborczą. 

SDKPiL oraz PPS-Lewica, w porozumieniu z komunistami w Rosji, nawoływały więc do bojkotu wyborów do Sejmu i nadal próbowały budować rady i zdobywać zaufanie robotników. Stanisław Budzyński odniósł nawet lokalny sukces: pokierował w Warszawie protestem robotników, którzy wystąpili o przyznanie odszkodowania za zaniżone przez Niemców, w czasie trwania ich okupacji, zarobki. Sprawa została wygrana i Budzyński przejął wypłatę odszkodowań, pobierając od każdej kwoty obowiązkową składkę na dofinansowanie polskiej Gwardii Czerwonej.

Na przełomie listopada i grudnia 1918 r. powstałe w kraju rady delegatów robotniczych, wystosowały pozdrowienie dla Rosji bolszewickiej i Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików), działającej pod ta nazwą od marca 1918 r. Następnie rady przedstawiły swój program polityczny. W założeniach miał on zrewolucjonizować społeczeństwo, pchnąć je do przeprowadzenia przewrotu. Zaproponowano więc stworzenie komitetów robotniczych w fabrykach i komitetów w kamienicach. Miało to doprowadzić do przejęcia fabryk i kamienic przez rady. Do mieszkańców miast zaapelowano o niepłacenie czynszów.

Tymczasem do Wilna przenieśli się członkowie Biura Polskiego przy KC WKP(b) Julian Marchlewski, Edward Próchniak, Józef Unszlicht, Julian Leszczyński i inni, którzy rozpoczęli przygotowania do sformowania rewolucyjnego rządu dla Polski. Jeszcze w 1918 r. w Moskwie zapadła decyzja, by do ich dyspozycji przekazać Zachodnią Dywizję Strzelców.

Stamtąd wystosowane zostało do Józefa Piłsudskiego przesłanie od rosyjskich towarzyszy-socjalistów. Po latach komuniści wspominali, że była to przekazana za pośrednictwem Polaków-byłych socjalistów propozycja Lenina, by wytyczyć między obu państwami nienaruszalną granicę od Bałtyku do Morza Czarnego, ale pod warunkiem, że Piłsudski też zaprowadzi w Polsce rządy rad. I to wtedy Piłsudski odpowiedział, że jechał czerwonym tramwajem socjalizmu, ale wysiadł na przystanku "Niepodległość" i dodał: "Wy możecie jechać do stacji końcowej, jeśli potraficie, lecz teraz przejdziemy na <pan>". Według Piłsudskiego o ustroju Polski miał zadecydować Sejm.

Polscy komuniści w Rosji ogłosili pobór do Zachodniej Dywizji, która już stacjonowała blisko granicy z Polską. Pobór odbywał się na terenie całej Rosji bolszewickiej. Początkowo liczono na to, że uderzenie na Polskę nastąpi zanim Piłsudski zdąży zorganizować wojsko. Komuniści ciągle nie dysponowali jednak siłami wystarczającymi do przeprowadzenia takiego ataku. Układając swoje plany liczyli, że po przekroczeniu granicy, dołączą do nich robotnicy, głównie z Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego. Wiedzieli też o dużej ilości jeńców wojennych, ciągle przebywających w granicach Polski i oceniali, że łatwo ich będzie podburzyć. Niewątpliwie liczyli również na postępy rewolucji w Niemczech. Położona między dwoma zrewoltowanymi państwami Polska nie miałaby szans.

Jednocześnie na ziemiach polskich członkowie SDKPiL oraz PPS-Lewicy postanowili połączyć swoje wysiłki i na zjeździe zwołanym 16 grudnia 1918 r. w Warszawie wspólnie założyli Komunistyczną Partię Robotniczą Polski. Tak jak w przypadku partii-matki, użycie określenia "komunistyczny" było podkreśleniem realizowanego już programu.

Na zjeździe pojawiło się wielu znaczących działaczy komunistycznych. Między innymi zwolniony z twierdzy w Modlinie Adolf Warski. Polscy komuniści otwarcie sformułowali swoje cele - wywołanie w Polsce rewolucji i przyłączenie jej do Rosji bolszewickiej dzięki przejęciu władzy przez rady delegatów robotniczych. Dlatego odrzucono uznanie niepodległości Polski i ogłoszono bojkot wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Jednocześnie zadeklarowano poparcie dla rewolucji w Niemczech, w której zwycięstwo wierzono, a raczej wierzono w zwycięstwo radykalnego skrzydła socjalistów skupionych w dopiero powstałej Komunistycznej Partii Niemiec. Polscy komuniści zapowiedzieli nawet zrzeczenie się na rzecz republiki niemieckiej Pomorza i Górnego Śląska.

Jeszcze w grudniu 1918 r. Stefan Żbikowski rysował przed polskimi komunistami w Rosji własną wizję przejęcia władzy w kraju. Borykając się ciągle z problemem braku ochotników do oddziałów, które tworzył z zamiarem najazdu na Polskę, snuł wizję masowego przyłączania się robotników Warszawy do jego Zachodniej Dywizji, wkraczającej do stolicy Polski. Stąd zaś rewolucja miała się rozlać na cały kraj, zyskując poparcie w innych ośrodkach przemysłowych. Żbikowski był przekonany, że polscy komuniści zdobędą władzę w kraju bez ingerencji z zewnątrz, wywołując robotnicze powstanie.

W końcu 1918 r. do Warszawy przybyli więc z Rosji kolejni komunistyczni agenci, którzy mieli pokierować pracą partyjną - Edward Próchniak, członek władz SDKPiL w Rosji bolszewickiej i Stefan Żbikowski.

Edward Próchniak został szefem Wydziału Wojskowego KC KPRP, a więc osobą odpowiadającą za całokształt przygotowań do walki oraz agitację w szeregach organizowanego Wojska Polskiego. Wykorzystano bowiem taktykę stosowaną w trakcie przygotowań do rewolucji bolszewickiej. Młode państwo polskie zaczęło organizować własne wojsko. Komuniści wstępowali więc ochotniczo w szeregi młodej armii, by prowadzić tam działania destrukcyjne. I to Próchniak odpowiadał za stworzenie w każdej warszawskiej i podwarszawskiej jednostce wojskowej konspiracyjnej rady żołnierskiej, która w chwili wybuchu rewolucji miałaby przejmować władzę w oddziałach.

W dalszym ciągu organizowano Czerwoną Gwardię. Powołano komendę miejską i komendy dzielnicowe i stworzono podległe im grupy bojowe. Grupy bojowe składały się głównie z komunistów i ich sympatyków, którzy powrócili z Rosji. Początkowo nie budziło to niczyjego sprzeciwu. Rząd Moraczewskiego nie widział z tej strony zagrożenia. Do tego stopnia, że ćwiczenia tych bojówek komuniści organizowali nawet w Parku Skaryszewskim.

Żbikowski, po zorientowaniu się w sytuacji w Polsce wrócił do Rosji i udał się w miejsce postoju Zachodniej Dywizji, by znaleźć ludzi odpowiednich na dowódców polskiej rewolucji.

Na początku 1919 r. nastąpiły jednak zmiany na arenie międzynarodowej, które plany polskich komunistów na wywołanie rewolucji w Warszawie, ostatecznie pogrzebały. W Niemczech już w grudniu rewolucyjni socjaldemokraci opowiedzieli się przeciw komunistycznej republice rad, a w styczniu 1919 r. wyeliminowali ze swoich szeregów komunistów.

Julian Marchlewski pojechał do stolicy Niemiec, by wesprzeć towarzyszy, ale na miejscu przestraszył się bezwzględności przeciwników i po miesiącu wrócił do Rosji. Komuniści nie mogli już liczyć, że Polska padnie łupem rewolucji napierającej na odrodzony kraj ze wschodu i zachodu. Z planów zdobycia Polski jednak nie zrezygnowali, choć oczywistym sie stało, że musi się to odbyć w inny sposób.

Anna Grażyna Kister

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Odzyskanie Niepodległości | KPP | Julian Marchlewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy